Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć: Tańcząc na krawędzi, #1
Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć: Tańcząc na krawędzi, #1
Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć: Tańcząc na krawędzi, #1
Ebook561 pages6 hours

Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć: Tańcząc na krawędzi, #1

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Stella ma przebłyski pamięci bycia kimś innym. Zwana wiedźmą żyje pomiędzy wymiarami, tym ziemskim, a innymi. Niezrozumiała tęsknota pcha ją ku odkryciom kim lub czym jest i skąd pochodzi. Podczas gdy na Ziemi pomaga innym budzącym się czarownicom – Oksanie i Paoli – w ich umiejętnościach i codziennych wyzwaniach, w innych światach odkrywa kradzieże istot nieśmiertelnych, takich jak Lilit, Ea.

Jak zachować równowagę istnienia na tak wielu płaszczyznach życia? Kim są wiedźmy? Bardziej lub mniej świadomymi artystami, korzystającymi z różnych narzędzi przepływu ducha przez nich? Jak działa magia w życiu? Czy można wytańczyć, wyśpiewać, wymalować pożądane rezultaty? Jakie problemy mają nieśmiertelni? Co ich niepokoi? Co je łączy ze Stellą, Oksaną i Paolą?

 

LanguageJęzyk polski
Release dateApr 17, 2024
ISBN9798224385355
Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć: Tańcząc na krawędzi, #1
Author

Joanna M. Pilatowicz

Joanna M. Pilatowicz is an adult's coach, dancer, dance teacher, choreographer, author, abstract painter, and recording artist. She has lived in Poland, The Netherlands and currently resides in Germany.  Her master thesis, "Expansion Through Dance," explored the concept of using dance as a healing media, positively influencing not only body, but mind and soul as well.  Life in the Netherlands inspired her to write her first short stories, in Polish language, hiding some of observed reality behind the veil of fantasy. As she says, "Passing the borders of reality, I would say I am entering the world of fantasy, dreamland, and paranormal; however it is all still connected to everyday life." "I was always drawn by what's invisible to a human eye. At the same time, probably from a desire to understand my own Self and motives more, I started to write diaries which unfolded in an unexpected way. So I just followed it." "The supernatural creatures in my books and paranormal aspects present there are my own ways of expressing my reality, linking non - fiction with a feeling world as well as adding some sort of higher force to it." "It is my own metaphor for different roles from our so-called subpersonalities that perhaps want to share their story with us, in order for us to grow, explore, experience or have a more fulfilling life. I do my best to follow these inner voices, giving them space and grabbing their message." For more information about Joanna and her passions, please visit: www.ifnotdance.com

Read more from Joanna M. Pilatowicz

Related to Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć

Titles in the series (1)

View More

Related ebooks

Related categories

Reviews for Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Tańcząc na krawędzi I - Uwięziona pamięć - Joanna M. Pilatowicz

    Pozbawiona swojej iskry,

    musiała ją odzyskać.

    Sporo czasu upłynęło,

    by zebrać to co było jej.

    Przecież przegrała,

    utraciła twarz,

    a reszta we mgle

    rozsypała się w pył.

    Najgorsze to zapomnieć...

    &&&

    Dedykuję tę książkę wszystkim Śniącym - budzącym się i przypominającym sobie życia na tak wielu płaszczyznach. Z życzeniami klarownej nawigacji w tej wielowymiarowej podróży!

    Joanna Piłatowicz

    - ZNAM TO SPOJRZENIE - Ea dotknął twarzy Lilit, zauważając dziwny znak... Zrodziło się w niej pragnienie.

    - Zamierzam sobie polatać - odwróciła się nie patrząc mu w oczy, rozłożyła skrzydła i wkrótce znalazła się daleko od ich przytulnej chatki w lesie, gdzieś we wszechświecie, poza czasem i przestrzenią.

    Lilit nie odpowiedziała sobie, czego tak naprawdę chce. Podążanie za pragnieniem było jedynym impulsem, na który zareagowała. A jeśli tym razem pójdzie dalej? A jeśli zmieniłaby ich wymiar. W końcu samo oglądanie wydarzeń na świecie z bezpiecznego wszechświata, który stworzyli, nie było wystarczająco zabawne jak kiedyś. Odwiedziny ich przyjaciół, Smoka z Filozofem były w tych dniach rzadkością. Wszyscy wyruszyli po nową przygodę, tylko nie ona...

    Znak portalu na niebie był zbyt atrakcyjny, by go zignorować. Skierowała się prosto w niego... Ciemność, w której się znalazła, była spokojna. Nicość koiła... Mogła po prostu zamknąć oczy, nic nie robić i pozwolić wydarzeniom zaistnieć... Zagubiona na chwilę w spokoju, nie przewidziała...

    Srebrne łańcuchy uderzyły w jej ciało, powodując grymas bólu na twarzy. Przebłysk historii przesunął się przed jej umysłem, kiedy to inna, Mała LilitH została złapana w ten sposób w pułapkę.

    - Nie pozwól jej patrzeć na siebie... - usłyszała, a potem ciemność zakryła jej oczy... Zrozumiała, że została porwana...

    Rozdział 1 ~ Skazana na życie między światami

    Aksamitne, gwiaździste skrzydła już jej nie chroniły. Schwytana i trzymana przez dwa podobne do niej stworzenia ze złotymi skrzydłami, usłyszała jeszcze ich głosy, zanim została rzucona w nicość.

    - Jesteś skazana na życie...

    Ciecz, którą ledwo zauważyła, powoli wypełniała jej żyły... Skręcona bólem zrozumiała, że to ją zatruwa, jej esencję... Rozpływała się w...

    Poranne światło wypełniło pokój. Oczy kobiety otworzyły się, a potem pojawiła się nieśmiała świadomość, bardziej uczucie, że nie była we właściwym miejscu. Imigrantka? Ten opis zawsze do niej pasował.

    Wstawanie było trudne. Udało się zrobić kilka kroków i natknęła się na lustro. Jej ręce zaczęły się trząść, gdy wspomnienia, a raczej przebłyski powoli napłynęły. Coś sobie przypominała, ale potem wszystko zniknęło. Teraz znajdowała się w pokoju. Było tu biurko, a na nim długopis i dziennik wypełniony jej pismem. Chcąc sobie przypomnieć, usiadła gotowa do pisania, ale obrazy w jej głowie sprawiły, że tylko dotknęła czoła.

    Co się ze mną dzieje? Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Niczym Sherlock Holmes próbowała zdobyć część informacji z własnej jaźni. Mam dziwne wrażenie, że straciłam części siebie. Kim w ogóle jestem? Poza imieniem - Stella nie pamiętam skąd tak naprawdę pochodzę?  Wracały do niej wspomnienia wydarzeń. Wprowadziła się tu wczoraj. Zerwała z mężczyzną, który przynajmniej przywiózł ją do tego nowo wynajętego pokoju. Tabliczka „Witamy w Mannheim", która mignęła jej przy wjeździe do miasta, nie dawała pocieszenia. Nie chciała tu być.

    Pamiętała, że wysiadła z samochodu w ciepły czerwcowy wieczór. Swoją walizkę i kilka pudeł przenosiła wraz z byłym na piąte piętro ulicy L znajdującej się w pobliżu dworca. Towarzyszyło jej poczucie winy, gdy chodziła tam i z powrotem z własnymi rzeczami. Mieszkanie było przestronne, a ona zajęła jeden z pięciu pokoi, krótko ściskając dłonie innych lokatorów, Herberta, mężczyzny około pięćdziesiątki i Jeffersona tuż po trzydziestce. Rozpakowała się i poszła spać.

    A teraz rankiem, zauważyła, że nie śpiewają tu ptaki. Zamiast tego przestrzeń wypełniał tylko hałas miasta. Jej ciało było ciężkie i nie chciało się ruszać, ale wstała i wyjrzała przez okno. Skrzywiła się, widząc na wprost po drugiej stronie ulicy, tak blisko inny budynek.

    Wypadało się zorganizować. Dostrzegła, że podpisała kopię swojego kontraktu z pobliską akademią, gdzie będzie uczyć zarządzania stresem. Była kimś... Była nauczycielką tańca, terapeutką i duchowym uzdrowicielem dla tych, którzy odważyli się ją znaleźć. Wszystko wydawało się normalne z wyjątkiem silnego uczucia, że coś było nie tak, ale nie bardzo wiedziała co dokładnie. Wszystko wyglądało normalnie, po prostu musiała zacząć nowe życie, nową imigrację, osiedlić się w innym kraju - w Niemczech. Próbowała przebić się przez strach i zaczęła tworzyć swoje zajęcia taneczne. Muzyka i ruch pomogły otrząsnąć się z niewidocznego dyskomfortu. Teraz mogła na nowo stworzyć siebie, być kimkolwiek... Nawet mieć inne imię.

    Ale kim ona była?

    Pukanie do drzwi pokoju sprawiło, że odwróciła głowę w ich stronę: - Tak?

    - Chcesz wyjść ze mną na kolację? - Herbert stanął w drzwiach i coś w jego postawie wskazywało jasno, że chciał się umówić na randkę.

    - Obawiam się, że mam za dużo do zrobienia, ale skoro dostałam tę pracę w akademii, może mógłbyś mi pomóc w przygotowaniu się do zajęć w języku niemieckim?

    - Och, to dobrze dla ciebie - rozczarowany ton głosu dał jej znać, że odmówi. - Może później - wyszedł, jakby nigdy go tam nie było, ale poczuła, że został za nim pewien chłód, jakby zawisł w powietrzu.

    - Może ja mógłbym pomóc? - Jeff przypadkiem przechodził przez korytarz i usłyszał jej pytanie.

    - Świetnie, pewnie, że tak.

    Udali się do przestronnej kuchni, usiedli, ale zaraz dołączył do nich Herbert. Nie umknęło jej uwadze, że Jeffrey, wysoki przystojny mężczyzna, w jakiś sposób skurczył się na swoim krześle.

    Dzwoniący telefon zmusił Herberta do odebrania i wyjścia z kuchni, a potem nagle z mieszkania.

    Jeffrey pochylił się nieco bardziej nad stołem, jakby przestraszony, że Herbert może ich jeszcze usłyszeć.

    - Czuję coś dziwnego w stosunku do właściciela.

    - Agresja, zmęczenie, ukrywanie czegoś?

    - Dokładnie. Skąd wiesz? - ciągle szeptał.

    - Niby cię to nie dotyczy, a jednak wciąga, jakby w romans. Nie interesuje mnie umawianie się z nim, ale też czuję jego frustrację.

    - Ale dlaczego ja? Jestem tu zaledwie miesiąc i jestem mężczyzną.

    - Zdarzyło ci się wynająć pokój i zająć to samo miejsce - Stella uśmiechnęła się.

    - Rozmawiałaś z nim?

    - Podejrzewam, że byłaby to rozmowa jak z chodnikiem.

    - Naprawdę tego nie rozumiem - zmieszanie na jego twarzy sprawiło, że się ponownie uśmiechnęła.

    - Jakie jest twoje podejście do psychologii, energii, pól energii?

    - Wydaje mi się, że jestem zainteresowany, ale nie mam pojęcia, czy to prawda.

    - A jednak bardzo dobrze odbierasz uczucia. Co jeszcze czujesz?

    - Jakbym chciał się na nim zemścić za pokazanie mi, że jest wspaniałym człowiekiem, a ja jestem kimś mniej wartościowym, jakbym nie był jeszcze mężczyzną.

    - Och! Jeśli ktoś ma silną osobowość, to zwykle wciąga innych do swojego teatru i tak jak w spektaklu, wszystkie role muszą być zajęte - nie wyjaśniła nic więcej.

    - Masz jakieś rozwiązanie? Nie mogę się wyprowadzić. Nie mam pieniędzy.

    - Tak, trzeba to rozgryźć. Pieniądze to główny problem tej planety.

    - Czy masz rozwiązanie tymczasowe?

    - Opuszczaj mieszkanie tak często, jak możesz. Wszyscy jesteśmy połączeni. Jeśli tobie będzie lepiej, nam wszystkim też będzie.

    - Coś jeszcze mnie niepokoi... Czy wyczułaś wokół niego ten chłód?

    - Prawdopodobnie istnieje tylko jeden rodzaj stworzenia, które tak się odczuwa - zawahała się.

    - Co? Wampir? - zachichotał. - Dobrze, że nie istnieją.

    Machnęła ręką w powietrzu, ale to nie jej dłoń przykuła jego uwagę.

    - Co zrobiłaś? Czuję się teraz jakbym miał ochotę coś zrobić.

    - Powodzenia. Miłego dnia - zamknęła notes.

    - Och, zapomniałem ci powiedzieć... - Jeff wstał również. - Herbert powiedział mi, że powinnaś udać się do biura, aby załatwić sobie numer ubezpieczenia.

    - Dlaczego nie powiedział mi tego osobiście i nieco wcześniej?

    - Nie wiem - Jeff otworzył drzwi i spotkał Herberta wchodzącego z powrotem do mieszkania.

    - Oboje musicie znać pewne zasady obowiązujące tutaj. To tanie i wygodne miejsce... - Herbert podniósł palec jak profesor gotowy edukować swoich uczniów.

    - A cóż to za ton głosu? - zaczęła go naśladować.

    - To znaczy, chciałem zapytać... - nie był już pewien, przeprosił, przepuszczając Jeffa.

    Stella poszła do swojego pokoju. Jej wzrok przyciągnął jej własny regał wypełniony książkami. Wyjęła „Pięć rytmów" Gabrielle Roth...

    Czas mijał szybko, a zbliżająca się ciemność uzmysłowiła jej, że nadszedł czas... Przebrała się, umalowała i wyszła z pokoju...

    - Gdzie idziesz? - Jeff wysunął głowę z kuchni.

    - Potańczyć oczywiście. Chcesz iść ze mną?

    - Och, to kuszące, ale... właściwie nie wychodzę na imprezy. Muszę to przemyśleć.

    - Jasne. W kuchni zostawiłam wam ciasto, które dziś kupiłam.

    - Nie będę jadł żadnych słodyczy - Herbert pojawił się jakby znikąd, słysząc słowo: ciasto. Ruszył prosto do kuchni, znalazł ciasto i ukroił sobie pełną porcję.

    - Czy ja też mogę spróbować? - Jeff podążył za nim.

    - Chyba reszta jest dla ciebie - Stella lekko się uśmiechnęła.

    - Idziesz dziś wieczorem na salsę? - zapytał Herbert, pożerając jeden kęs po drugim, a kiedy potwierdziła skinieniem głowy, powiedział: - Wyglądasz na zmęczoną.

    - Wyglądasz dobrze - Jeff zaprotestował, widząc, że przygotowuje się do wyjścia.

    Wyszła.

    Pobliski klub Zapatto był pełen tańczących ludzi. Dźwięki muzyki latynoskiej, zwłaszcza salsy, sprawiły, że jej ciało zareagowało. Po kręgosłupie przebiegł jej przyjemny chłód.

    - Wyglądasz tak dobrze, masz piękne oczy - nie czekała długo na swój pierwszy taniec.

    Minęły trzy godziny płynięcia po parkiecie, zmiany przypadkowych partnerów. Nie miała pojęcia, że jej oczy mienią się iskrami, a towarzyszące temu poczucie pełni życia sprawiło, że chciała je zachować. To było uczucie, pojawiające się w przebłyskach, że kiedyś... Klub był wypełniony różnymi wibracjami, niektórzy przyszli tu na podryw i nie byli zainteresowani tańcem.

    - Dlaczego odchodzisz ode mnie? Boisz się mnie? - przystojny nieznajomy był jak inni, jak ci, którzy zawsze coś na swój temat ujawniają. Nie zawracała sobie głowy rozmową, zajęta ruchem.

    - Jesteś taka agresywna podczas tańca, energiczna i do przodu. Podoba mi się to - następny tancerz wyraził entuzjazm, a inny zapytał: - Chcesz tańczyć czy walczyć?

    Natomiast kolejny był na tyle sympatyczny, że nauczyła go podstawowych kroków.

    Mali ludzie z małymi problemami, a w galaktyce trwa wojna, której kierunek nie wygląda na razie bezpiecznie dla Ziemi. Skąd ta myśl w głowie Stelli? Nie zdążyła pomyśleć.

    - Taka kobieta jak ty nie ma problemu ze znalezieniem partnera do tańca - nieznajomy przerwał tok jej refleksji, prosząc do tańca...

    Druga w nocy to odpowiednia pora, by wyjść, zdecydowała oddychając poczuciem wolności i ekspansji w swoim ciele...

    Noc była jasna, rozjaśniona blaskiem księżyca. Ogarnęło ją uczucie lewitacji. Ulica nie miała ścisłych granic, jakby ukazywała portal do płaszczyzny astralnej. Weszła w inny świat i zauważyła małą dziewczynkę, która poprosiła o balon, ale mama jej nie go dała.

    - Dlaczego nie podzielisz się z córką? Masz trzy - Stella wylądowała przed kobietą.

    - Nie wolno - powiedziała matka.

    - Chodź ze mną, oto balony, z których możesz wybierać - Stella wzięła dziewczynkę za rękę i zobaczyła, że się uśmiecha. Wtedy nagle ktoś pociągnął ją za ramię.

    - Gdzie jesteś? Jest wojna. Zostałaś skazana i zniknęłaś. Musisz wrócić... - mężczyzna wyglądał znajomo, ale zniknął zbyt szybko. Szła zatem dalej, dostrzegając, że mała dziewczynka to wiedźma, która ewidentnie ma problem z założeniem kapelusza.

    - Nie, nie tak. Wtedy nikt nie będzie wiedział, że jesteś czarownicą - Stella zaczęła ją pouczać. - Zdejmujesz kapelusz zbyt delikatnie. Zdejmij go wyrzucając w górę w ten sposób i zrób tajemniczą minę, a następnie spraw by stał się niewidoczny w powietrzu. Wtedy nikt nie będzie miał wątpliwości, kim jesteś.

    - Ale ci ludzie nas nie lubią. Nie są szczęśliwi, kiedy rozwijamy nasze umiejętności - twarz dziewczynki wyglądała na zaniepokojoną.

    - Wyczuwam to, ale dokładnie wiemy, co robić i nie obchodzi nas, czy ktoś nas osądza. Takie podejrzane stworzenia zawsze będą nam mówić, że jesteśmy złe. Po prostu wykonuj swoją pracę - pewny siebie głos Stelli nie zdradzał jej własnego zakłopotania. Wahała się tylko wewnętrznie, ważąc w głowie, czy powinna spytać dziewczynkę kim jest. Ona zdawała się wiedzieć kim jest Stella. Sama Stella zaś nie.

    - Co? - dziewczynka otrzymała przebłysk tej telepatycznej wiadomości. - Tobie też się to przytrafiło? Nie pamiętasz, prawda?

    - Nie pamiętam - Stella starała się brzmieć tak, jakby mówiła o pogodzie.

    - To jest to o czym mówię. Przyszłam do ciebie, by się poduczyć. Te stworzenia wyrządzają nam krzywdę! - na małej twarzyczce malował się gniew. - Zawsze byłaś i zawsze będziesz i... - zaczęła płakać. Stella pochyliła się nad twarzą małej. Ich spojrzenia spotkały się. Nowa idea zakiełkowała w głowie Stelli. Musiała ją wyrazić:

    - Proszę bardzo, to dla ciebie oczywiste kim jestem, ale kiedy szukasz głębiej, tak naprawdę nie wiesz! Ha! Ktoś umieścił w twojej głowie wspomnienia, tymczasowe wspomnienia!

    - Jesteś... Czyż wszyscy nie jesteśmy czarownicami, wsadzonymi do tego samolotu pod tytułem Ziemia, aby go uratować?

    - Nie jestem pewna. Brzmi podejrzanie. Dlaczego miałabym kogokolwiek ratować i przed czym?

    - Po prostu mnie uczyłaś... Dlaczego?

    - O to chodzi, nie wiem. Nie przypominam sobie.

    - Jesteś... dobrą czarownicą? - teraz dziewczynka nie była już niczego pewna.

    - Zdecydowanie nie jestem dobra. Dobrzy ludzie zazwyczaj bardzo cierpią.

    - Ale też nie jesteś zła - wzruszyła ramionami.

    - Co to znaczy być dobrym lub złym? To bardzo ogranicza, popycha nas do jednostronności. W każdym razie, jak masz na imię? - pytanie Stelli sprawiło, że mała jeszcze bardziej otworzyła buzię... Dla obu sprawa nie była tak oczywista, jak im się wydawało...

    Nagły wir pociągnął dziewczynę a Stella złapała ją za rękę, mocno trzymając, ale wiatr sprawił, że  mała zniknęła...

    *** Samotność Herberta, entuzjazm Machau ***

    - Czy mogę ci towarzyszyć ? - Herbert wyszedł z pokoju widząc Stellę gotową do wyjścia.

    Zawahała się, spojrzała na zegarek, aby upewnić się, że złapie pociąg do Heidelbergu.

    - Mam jeszcze godzinę - chwyciła swoją torbę i nie musiała na niego czekać. Jeffrey minął ją na korytarzu i szepnął:

    - On jest naprawdę dobrą osobą. Zaprosił mnie dzisiaj na lunch.

    Stella uniosła brew.

    - Gotowa? - Herbert otworzył przed nią drzwi. - Tak trudno jest znaleźć odpowiedniego partnera. Jestem taki samotny - mówił kiedy szli ulicami miasta, a jego słowa nie pasowały do sfrustrowanego tonu. - Ty byłaś wczoraj na imprezie. Ja też chciałbym się dobrze bawić.

    - Cóż, masz to prawie codziennie. A ja tańczyłam.

    - Zjedzmy tutaj obiad - zaproponował. Usiedli i on zamówił sobie danie, Stella natomiast podziękowała. - Właściwie nie powinienem jeść - wyjął teraz fajkę.

    - Rzeczywiście nie powinieneś. Jesteś taki gruby - zachichotała patrząc na postawnego, raczej dobrze zbudowanego, silnego mężczyznę, co czyniło go po prostu przystojnym.

    Jego ton złagodniał, kiedy powtórzył, jak bardzo jest samotny. Chłód i dystans sprawiły, że szybko się pożegnała, ale dotknęła jego ramienia wyczuwając, że jego cierpienie jest prawdziwe.

    Jak tylko się tu zorganizuje, spróbuje zdobyć własne mieszkanie, pomyślała idąc w stronę dworca.

    Przyszła punktualnie do szkoły tańca w Heidelbergu, gdzie wcześniej poznała właścicielkę proponującą jej pracę. Dziś jednak została tu zaproszona na spotkanie i lekcję z afrykańskim nauczycielem tańca. Cierpliwie siedziała na korytarzu, czekając z innymi na Machau.

    W końcu się pojawił. Trzydzieści kobiet chętnych do tańca poderwało się by rozpocząć zajęcia. Kąciki ust Stelli lekko uniosły się. Było oczywiste, że przyszły dla niego.

    - Wyraź co masz wewnątrz! Zrób to! - Machau biegł po sali ze swoimi bębnami, grając, tańcząc jednocześnie i wydając afrykańskie okrzyki, aby podnieść atmosferę grupy, wprawiając wszystkich w dobre samopoczucie. Jego wymagający głos sprawiał, że kobiety starały się bardziej.

    - Napijmy się kawy - Machau zaprosił Stellę zaraz po zajęciach. Niedaleko szkoły znajdowała się kafejka Rosi. - Jesteś tu nowa. Opowiedz mi o swoich celach artystycznych - jego entuzjazm był zaraźliwy.

    - Jestem otwarta na wszystko, co najlepsze na mojej drodze. Jej dyplomatyczna odpowiedź sprawiła, że otworzył się bardziej...

    - Mogę pomóc. Moja życiowa filozofia brzmi tak: jeśli możesz coś dla kogoś zrobić, zrób to. Jestem szczęściarzem. Zachorowałem na raka pięć lat temu i nigdy nie byłem bardziej żywy niż teraz. Piszę pracę magisterską o tańcu... - usiedli i zamówili napoje. - Pochodzę z Kongo, z pięknej krainy - jego oczy błyszczały czymś, co przywołało coś nieuchwytnego w jej pamięci, szybko jednak zapomniała co to było... - Kiedyś zgubiłem się w obcym kraju, ale taksówkarz zaprosił mnie do domu do swojej rodziny, więc miałem dach nad głową. Życie jest świetne. Twoje zdrowie...

    *** Nauki Stelli, Herbert chce zwierzaka, spacer między wymiarami ***

    Wponiedziałek rano dwadzieścia par znudzonych oczu patrzyło na Stellę, która weszła do klasy. Ta młodzież ukończyła szkołę podstawową i teraz przyszedł czas na wybór zawodu, aby przetrwać w tym świecie. Nie zamierzali podążać za jej ruchami. Czuła od nich opór, a jej słowa po niemiecku nie chciały płynąć tak swobodnie jak po angielsku. Miała dziś zacząć trening jak zarządzać stresem. Dyrektorzy szkoły radzili by była bardzo stanowcza w stosunku do uczniów.

    - Proszę o ciszę. Czy jesteście w stanie skoncentrować się przez całą minutę? Przetestujmy to.

    Podstawowe ćwiczenie sprawiło, że stracili koncentrację w ciągu kilku sekund. W końcu zamilkli i wytrwali przez minutę w ciszy...

    - Czy ktoś poczuł w ciele coś innego, jakieś zmiany? - zapytała ich pod koniec zajęć.

    - Jestem teraz bardziej rozbudzona niż wcześniej, jakbym była lżejsza.

    - A ja mam spokojniejszy umysł, jestem trochę zadowolona, prawie szczęśliwa - zaczęli ze sobą rozmawiać. Kąciki ust Stelli uniosły się subtelnie w prawie niewidocznym półuśmiechu.

    - Jakie są wasze cele i oczekiwania wobec tej szkoły? Dlaczego tu jesteście? - Stella podążyła za nimi, widząc, że teraz stali się bardziej rozmowni.

    Następnego dnia jej uczniowie spóźnili się, zbierali się od ósmej rano przez następne dwie godziny. Żaden wysiłek nie był dla nich możliwy. Opór i bierna agresja wypełniały powietrze, jakby to ona zmusiła ich do przyjścia tutaj. Wręczyła im przygotowany program ignorując metaforycznego słonia w pokoju.

    - Usiądźcie i wyprostujcie plecy - Stella zauważyła, że grupie nie podobają się poranne medytacje i od czasu do czasu musiała ich uciszać. Jakikolwiek by ruch im nie pokazała, udowadniali jej, że jest nie do powtórzenia. Zawsze pokazywała coś nowego dwa razy, a jeśli nie odpowiadali, odpuszczała.

    Zmęczona nie miała siły tworzyć dla nich dziś więcej, dlatego w ostatniej chwili kazała im napisać o tym, czego się nauczyli. Wyszła z ulgą. Lekcje z zarządzania stresem faktycznie ją stresowały. Nie mogła się doczekać swoich ostatnich zajęć przed przerwą wakacyjną. Musiała tylko wystawić im oceny...

    Przed wyjściem do innej szkoły, tym razem tanecznej, by najpierw potańczyć, a potem poprowadzić tam taniec modern jazz, wręczyła listy od uczniów Herbertowi i Jeffreyowi, którzy byli Niemcami.

    - Mój miły Boże, toż to dzieci piszą lepiej... - Herbert dotknął czoła z niedowierzaniem.

    - Jasne, z twoją dominacją mojej klasie poszłoby lepiej. Wychodzę na zajęcia z Machau, muszę odpocząć, bo zaraz po jego tańcu afrykańskim i tak uczę tam dorosłych. Uczenie tych kretynów w tutejszej akademii cztery razy w tygodniu po kilka godzin dziennie jest wyczerpujące, dobrego wieczoru...

    - Czekaj, chcieliśmy z tobą porozmawiać o zwierzaku w tym gospodarstwie domowym. Co myślisz? - Herbert zwrócił się do niej.

    - Na przykład kota? - usiadła, obserwując twarze obu współlokatorów.

    - No, ja to bardziej myślałem o psie - Jeff odezwał się nieśmiało.

    - Myślałem, że wystarczy ptak, papuga może - Herbert spojrzał na Jeffa.

    - Och, widzę że mamy różne pomysły - Stella była gotowa do wyjścia.

    - A może powinniśmy dać ogłoszenie i przyjąć dodatkową osobę do mieszania? - zasugerował Herbert.

    - Chcesz, aby ktoś wynajął pokój, czy planujesz adoptować kogoś jako zwierzaka? - wstała w końcu, nie chcąc poddawać się tej dziwnej, według niej, dyskusji.

    - Rzeczywiście, osoba byłaby bardziej korzystna niż zwierzę - Herbert rozejrzał się w poszukiwaniu fajki.

    Zostawiła ich... Godzinę później przyjechała do Heidelberg by potańczyć, a potem przeprowadzić lekcję tańca dla dorosłych... A to zwykle dawało poczucie zadowolenia.

    Nie ma nic lepszego niż studenci, którzy naprawdę chcą się uczyć, pomyślała wychodząc późnym wieczorem ze szkoły tańca. Teraz planowała wrócić do swojej samotności i skoncentrować się na swoim życiu, które najwyraźniej nie działało dobrze. Nie znała nikogo podobnego do niej, kto żyłby pomiędzy wymiarami.

    Żadna z osób nie widziała tego, co ona oglądała każdego dnia i nocy. Wizja czy sen, wszystko wyglądało tak samo, wystarczająco realne. Jednak za każdym razem, gdy próbowała się skoncentrować w ciągu dnia, ktoś do niej dzwonił, przerywał. Potrzebowała ciszy, by się skupić, by znaleźć wyjście z tego... Nie potrafiła dokładnie określić, co to było. Miała tylko wrażenie, że tu nie pasuje. Musiała spojrzeć na energię, by zauważyć wzór.

    Wysiadła z pociągu w Mannheim i powoli przechadzała się rozświetloną ulicą, gdy młody mężczyzna zadał jej pytanie... Chwilę zajęło jej ustalenie, czy jest z tego świata. Nie był...

    - Pozwól, że pokażę ci coś ciekawszego - zaczęła go uczyć i stworzyła ze swojej ręki krzyż Ankh, podniosła go w myślach, podzieliła i skierowała w cztery rogi ciemnej przestrzeni wokół nich. Mogła też podzielić metal na dwie części i teraz uśmiechnęła się, widząc jego twarz skąpaną w podziwie dla jej umiejętności.

    - Nie podoba mi się twoje zainteresowanie moim bratem - siostra Jeffa nagle weszła w przestrzeń astralną i Stella zdała sobie sprawę, że on ma rodzeństwo, ale teraz jednak odrzuciła tę wizję. Zmieniła zdanie i zamiast wracać do domu, skierowała kroki na nocny pokaz w kinie...

    Wieczna wojna dobra ze złem najwyraźniej była obecna wszędzie we wszechświecie, także w filmach. Stella bawiła się obserwując psychologiczny aspekt tego, jak ludzie są zaprogramowani do działania, niszczenia lub budowania. Nie da się żyć na Ziemi i być pacyfistą. Potrzebni są ludzie, którzy będą chronić innych. A taka walka nigdy się nie kończy. Tymczasowo wygrywa się tylko bitwy, co daje złudzenie zwycięstwa. Im bardziej jedna strona walczy, tym bardziej druga strona musi nadążyć. Niekończąca się gra we wszechświecie, rozmyślała dalej wychodząc z sali. Jej uwagę zwróciła kłótnia między parą. Uznała, że należą do tego wymiaru, zatem miała jeszcze jedną rzecz do osądzenia: czy są gotowi?

    - Chcecie bym postawiła wam karty? - nie przypadkiem miała w torbie Tarota.

    - Tak! Prosimy! - kobieta zareagowała natychmiast.

    - Usiądź tutaj i potasuj karty... - Stella wręczyła jej talię. Zajęli miejsca przy stole w kinowej kawiarni. - Sedno problemu wygląda tak... - zaczęła czytać to, co tak łatwo do niej przychodziło, jakby przez nią przepływało. Oboje podziękowali jej, zanim wyszli w pełnym nadziei stanie umysłu, a Stella uśmiechnęła się zastanawiając się, czy w ogóle wiedzą, co się naprawdę wydarzyło...

    Zamierzała teraz wrócić do domu, ale rzeczywistość się rozmazała... Jej nogi niosąc ją przez park zaczęły nagle jakby zapadać się w ciemności, zimna woda...

    Chwyciła oddech, oglądając scenę...

    Samolot spadł do oceanu. Jak pasażerowie go opuszczą? Otwarcie drzwi oznacza zatonięcie. A co z rekinami? Czy ludzie w ogóle są w stanie wypłynąć? A co z paniką, która powoduje błędne płynięcie zamiast w górę, to w dół? A chłód wody? Czuła to wszystko, czuła ból i strach przed śmiercią. Z wysiłkiem rozłożyła ręce manipulując wodą, by wypchnąć samolot...

    Gdy Stella otworzyła oczy, zobaczyła, że siedzi na ławce. Wyczerpana i bez chęci do wstania znowu zamknęła oczy...

    Tym razem znalazła się w szkole i uczestniczyła w wykładzie. Profesor był uroczy i uprzejmy, ale wiedziała, że jest mordercą. Zadawał ludziom pracę domową na temat: jaka jest różnica między bronią biologiczną a technologiczną? A teraz miał uścisnąć dłonie wszystkim studentom. Ona była pierwsza. Ścisnął jej dłoń tylko w połowie...

    Oczy Stelli wciąż były zamknięte, zagubione w kolejnej wizji...

    Teraz mieszkała na wyspie, a zbliżająca się katastrofa zmusiła ludzi do ewakuacji. Niektórzy nie wierzyli, że w ciągu kilku godzin ocean zabierze wszystko. Jedni zostali, inni uciekali. Pomagał jej mężczyzna o imieniu Alex. Stella była ze swoją rodziną, a babcia czekała na nią, bo zgubili się w przejściu pod ziemią. Za nimi i przed nimi były fale. Ostatnią myślą, jaką miała, było to, że niektórzy ludzie nie są nawet świadomi, że umrą.

    Zmarznięta wstała z ławki i poszła do domu, mając dość tych przygód, bez energii, by dowiedzieć się więcej o sobie. Weszła do mieszkania i podeszła do balkonu, aby spojrzeć na gwiazdy. Tam stał Jeff.

    - Jesteś zirytowany.

    - Tak jestem. Na ciebie - Jeff w końcu na nią spojrzał.

    - Och, to nowe - udawała, że jest zaskoczona.

    - Twój sposób krojenia chleba jest naprawdę denerwujący.

    - Och, to dlatego nie rozmawiałeś ze mną kilka godzin wcześniej - przypomniała sobie.

    - Nie rozmawiam, bo nie mam na to ochoty - jego głos był podniesiony.

    - Nieważne - wyszła do swojego pokoju, wyczuwając teraz, że Jeff chciał ją przeprosić...

    Ostatni raz próbowała się skupić i zobaczyła niebieskie światło, które ją uspokajało. Zaciekawiona, co to jest, próbowała zintensyfikować obraz. Poczucie braku czegoś stało się przytłaczające, ale tylko na chwilę, ponieważ uspokajający kolor był obecny. Nie widziała tylko źródła.

    - Pamiętaj kim jesteś - ktoś wyszeptał.

    - Jestem teraz na Ziemi. Nic nie mogę dla ciebie zrobić - jej umysł wysłał wiadomość, ale nie wiedziała, do kogo i dlaczego w ogóle to powiedziała. Została wciągnięta w wir...

    - Lilit, obudź się! - ten sam kobiecy głos brzmiał znajomo, a teraz również jej twarz. Stella uzmysłowiła sobie, że jest skuta łańcuchem. Czuła pulsowanie w plecach, więc lekko się obróciła, ale w dziwnej komorze było zbyt ciemno by coś dostrzec.

    - Nie ruszaj się, twoje skrzydła są zaciśnięte przez ich zaklęcie czy coś... Jestem Jasmin, pamiętasz?

    - Jestem Stella.

    - To też, ale jesteś Lilit! - Jasmin zrezygnowała widząc ślad zapomnienia na jej twarzy. - Znalazłam cię z Akashą, otworzyłam portal i oto jestem... - Jasmin ponownie zauważyła, że Lilit nie ma pojęcia, kim jest Akasha. - To jest twoje prawdziwe ciało, Stella jest twoim awatarem.

    - Tutaj jest łza ze snów Sary... - Jasmin otworzyła małą buteleczkę i wlała kilka kropel do ust Lilit.

    - Jasmin?

    - Wreszcie zaczynasz coś sobie przypominać, prawda? Zamieniłam się czasoprzestrzenią, mam na myśli, że teraz jestem tu częściej. Cóż, nie tutaj, ale w bibliotece Akashy. Zresztą to zbyt skomplikowane. Na razie musisz wiedzieć, że twoje wybory nie są do końca twoje.

    - To naprawdę zły sen - Lilit - Stella poruszyła się, żeby się uwolnić, ale każdy ruch sprawiał tylko ból. Srebrne liny, którymi była ściśnięta, powodowały dodatkowe otarcia przy każdej próbie uwolnienia się od nich.

    - Nie ruszaj się. Centrum. Twoja własna rasa, twoja i Ea w końcu cię dopadła.

    - Ea? - to słowo brzmiało tak znajomo.

    - Skup się, nie mamy dużo czasu - Jasmin już widziała oznaki, że Lilit straci przytomność, by odzyskać świadomość w ziemskiej rzeczywistości. Jasmin zdarzało się to tak wiele razy, że doskonale wiedziała, co się stanie. - Jestem tutaj, aby ci pomóc... - Jasmin ucichła. Nie było nic więcej do powiedzenia. Lilit właśnie straciła przytomność. Spała tu, budziła się tam...

    *** Spotkanie Oksany u miejscowego szamana Taleba ***

    Kosmetyki wydawały się jej przyjemnie znajome, kiedy była zajęta makijażem. Stella założyła spódnicę, która bardziej odsłaniała niż ukrywała jej nogi, gotowa do wyjścia.

    - Masz dziś tak pozytywną aurę i wyglądasz cudownie - Herbert spotkał ją na korytarzu. - A ja idę dziś na imprezę - jego słowa brzmiały jak mieszanina zazdrości, którą czuł jakby chciał ją sprowokować. Wyszła.

    Idąc ulicą zajęta była wyczuwaniem energii. Potrzebowała innego jasnowidza, żeby dowiedzieć się więcej o sobie. Dlaczego nie może zobaczyć sama więcej, zastanawiała się idąc powoli, rozpoznając wokół chaotyczne energie i nie pozwalając, by ją poganiały. Uważała się za idealną podróżniczkę między światami, ale zastanawiała się, dlaczego ma tylko przebłyski własnych wspomnień. Czy informacje zostały zablokowane?

    Przypadkowa rozmowa z właścicielem restauracji sprawiła, że się zarumienił. Poszła dalej i wkrótce weszła do gabinetu lekarza medycyny alternatywnej. Taleb był nazwany przez niektórych miejscowych szamanem. Stella usiadła w pustej poczekalni i usłyszała podniesione głosy dochodzące ze środka.

    - Co ty mówisz?! Że nie nadaję się by komuś pomagać? - drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyszła kobieta.

    - Och, bogowie! - mężczyzna ciężko westchnął.

    - Twoje milczenie, mówi tomami! Nie myślisz o mnie pozytywnie! - odwróciła się do niego.

    - Wszystko bierzesz do siebie - otworzył ręce.

    - A jak mam to wziąć?!

    - Mówię tylko, że nie masz praktyki. Musisz to robić codziennie. Z twojego horoskopu urodzeniowego jasno wynika, że nie będziesz następną Madonną. Biznes nie będzie silny w porównaniu z ludźmi, którzy mają to w horoskopie. Nadal możesz to zrobić, ale będzie biednie i z przeszkodami.

    - Zatem powinnam przestać cokolwiek robić? Ponieważ nic nie zadziała.

    - Oksano, nie powinnaś się poddawać. Jeśli nad czymś pracujesz, to w końcu musi to jakoś zadziałać - Taleb, siwowłosy mężczyzna w okularach, szedł w stronę holu.

    - Czyli muszę być jak ten osioł i iść naprzód, uparcie w kierunku celu, którego nie mogę osiągnąć?

    - Te rzeczy wymagają czasu. Spójrz na innych. Zajęło im to lata rytuałów... - odetchnął ciężej.

    - Nie jestem jak inni. Nawet nie modlę się codziennie. Nie mam na to czasu, muszę działać.

    - Twój Pluton jest w koniunkcji z Wenus, więc jakiego rodzaju związku oczekujesz, innego niż pełnego przemocy? Twój Neptun jest teraz w Wodniku w opozycji do Saturna, idź, przemyśl sobie co to znaczy! - stracił cierpliwość. - Do tego masz kwadraturę Saturna do Merkurego, Wenus i Neptuna w szóstym domu odpowiedzialnym za tę pracę, do tego Księżyc w Pannie. To powoduje wiele blokad we wszystkim co próbujesz zrobić. A to nie koniec, masz opozycję Plutona do Jowisza, oczywiście oznacza to problemy ze zdrowiem i rodziną.

    - Czyli co mam zrobić? Powiesić się? - stanęła w pół kroku, a potem ciężko usiadła na krześle obok Stelli.

    - Tylko modlitwa może cię uratować, powodzenia! - powiedział i zwrócił się do Stelli. - Daj mi chwilę - i wyszedł do toalety.

    Oksana zamknęła oczy, ale dzwoniący telefon nie pozwolił jej nawet głębiej odetchnąć.

    - Hans? Jesteś już?

    - Oczywiście! Zapraszam na kolację ze zwiedzaniem zamku w Lorsch, a potem do imponujących ogrodów Schwetzingen, stylizowanych na różne kultury... - głos Hansa rozniósł się echem po holu. Telefon był ustawiony na tryb głośnomówiący.

    - To świetnie - Oksana przemówiła przez łzy. - Potrzebuję dużo wina. Hans, śniłam o tym, że moja mama zaproponowała mi pracę na granicy polsko-niemieckiej nad morzem. Tam był jakiś instytut, którym mogłabym zarządzać...

    - Zaraz porozmawiamy. Jestem prawie na miejscu - w tym momencie do gabinetu wszedł przystojny mężczyzna.

    - Hans - Oksana sięgnęła po swój płaszcz. - To jednak straszne, że powinniśmy się rozstać.

    - Tak, takie smutne - uroczo przytrzymał jej drzwi, kiedy jeszcze poprawiała buty. - Tak zostałem wychowany. Moi rodzice zawsze lubili dobre jedzenie, wino i piwo. To rodzinna tradycja. Mój plan na życie też jest taki: jeść, pić wino, uprawiać seks, imprezować i dobrze się prezentować z pięknymi kobietami. Z miłymi, jeśli nie są piękne, radzę sobie tylko przez pewien czas. Potem muszę uciekać. Kobieta musi być szczupła, mieć ładną twarz, piękne oczy i zgrabny tyłek. I musi kliknąć, wiesz... Chemia musi być - odwrócił się do Stelli, mrugając oczami jakby flirtował.

    - Wiesz, że nie pasujemy do siebie, prawda? Do tego jesteś ode mnie znacznie starszy - Oksana była gotowa, by wyjść na zimną pogodę.

    - W porządku, jeśli nie chcesz być ze mną, znajdę kogoś innego - powiedział to lekkim tonem.

    - Jestem uzależniona w twojej obecności jeszcze bardziej! Chcę tylko dobrego wina i świetnego jedzenia - wyszła przez drzwi, podczas gdy on grzecznie pożegnał się z jedynym gościem w poczekalni, Stellą. Skinęła mu głową, dedukując iż ten mężczyzna najwyraźniej pracuje w jednej z tych międzynarodowych firm i ma mnóstwo pieniędzy na swoje przyjemności...

    - Proszę... - Taleb zaprosił ją do środka. Kilka sekund zajęło mu zaznaczenie: - Jesteś inna. Naprawdę nie mogę cię zlokalizować... Dziwne...

    - Tak... Pozwól, że ci pomogę, zamknęła oczy...

    Nawet jeśli nic nie zobaczy, pomyślała, miała wrażenie, że jest w obecności kogoś, kto rozumie...

    *** Stella między uczeniem innych, Herbertem a ulgą w salsie ***

    Pojawiła się w Heidelbergu punktualnie, by uczyć baletu. Celine była jedną z uczennic. Jej nieustający uśmiech przyciągał uwagę Stelli. Miała jeszcze jedną lekcję tańca współczesnego, ale w międzyczasie odbyła się lekcja tańca afrykańskiego z Machau. Rozpoznała na niej dziewczynę, którą ostatnio spotkała, Oksanę.

    Oksana, widząc Stellę, stała w linii bardziej zachęcona, podążając za ruchami przystojnego Machau...

    - To było dla mnie takie terapeutyczne. Skąd on czerpie całą tę energię? - po zajęciach zapytała Stellę.

    - I nadal jest na chemioterapii.

    - I on tak skacze?!

    - Obie jesteście nowe - Machau podszedł do nich, trzymając za rękę jeszcze jedną dziewczynę.

    - Oksana, poznaj Ellę... - przedstawił wszystkich i cała czwórka usiadła by chwilę porozmawiać.

    - Coś wam powiem. Choroba pochodzi ze stresu. Nie ma pozytywnego stresu, jak twierdzą niektórzy. Występowałem na całym świecie. Nowy Jork, Paryż i pomyślałem, że to wspaniale, że jednego tygodnia jestem tutaj, a następnego gdzieś indziej. Ale to jest stres. I spójrzcie, co mi się przytrafiło - Machau rozłożył ręce.

    Stella milczała, widząc i wyczuwając coś więcej. To nie był powód jego raka, ale to nie była jej sprawa. Miała kolejną grupę zaraz do uczenia...

    Dwie godziny później, zadowolona z dobrze wykonanej pracy, wsiadła do pociągu do domu i zaczęła przygotowywać się do porannego nauczania w akademii, które przyjechało zbyt szybko...

    Uczniowie podążali za nią, a ona udzielała instrukcji, jak oddychać i jak zachować prawidłową postawę ciała, zastanawiając się, dlaczego oni o tym nie wiedzą. To było tak, jakby uczyła dzieci chodzić, coś tak naturalnego, a jednak nieznanego.

    Stella była zadowolona, gdy jedna z dziewczynek zaczęła świecić

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1