Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro
Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro
Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro
Ebook213 pages1 hour

Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Tym razem sprawy poszły za daleko.To miała być rutynowa akcja. Arsène Lupin wypatruje w banku mężczyznę nerwowo przeliczającego pokaźną sumkę pieniędzy. Wszystko wskazuje na to, że właściciel majątku ma problemy ze wzrokiem. Wystarczy więc, sprawdzonym sposobem, przyczaić się na niego w pobliżu jego mieszkania. Lupin podąża za swoją ofiarą, ale tym razem sprawa wymyka mu się spod kontroli. Ani się obejrzy, a znajdzie się w samym centrum kipiącej od emocji intrygi.W 2021 r. na platformie Netflix premierę miał serial "Lupin" zainspirowany książkowymi przygodami Arsène'a Lupina.Pasjonująca historia kryminalna w stylu Arthura Conana Doyle'a - zadowoli wszystkich miłośników postaci Sherlocka Holmesa.Arsène Lupin to szarmancki, czuły na wdzięki kobiet mistrz charakteryzacji. Wrodzony spryt pozwala mu wychodzić z największych opresji. Żyje z kradzieży, ale trzyma się etosu, zgodnie z którym rabuje jedynie złoczyńców, wymierzając im tym samym sprawiedliwość. Postać tego dżentelmena-włamywacza była inspirowana historią Mariusa Jacoba - anarchisty, który dokonał ponad 150 włamań, za co został skazany na 23 lata więzienia.
LanguageJęzyk polski
PublisherSAGA Egmont
Release dateDec 14, 2022
ISBN9788728463130
Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro
Author

Maurice Leblanc

Maurice Leblanc was born in 1864 in Rouen. From a young age he dreamt of being a writer and in 1905, his early work caught the attention of Pierre Lafitte, editor of the popular magazine, Je Sais Tout. He commissioned Leblanc to write a detective story so Leblanc wrote 'The Arrest of Arsène Lupin' which proved hugely popular. His first collection of stories was published in book form in 1907 and he went on to write numerous stories and novels featuring Arsène Lupin. He died in 1941 in Perpignan.

Related to Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro

Titles in the series (22)

View More

Related ebooks

Reviews for Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro - Maurice Leblanc

    Arsène Lupin. Zemsta hrabiny Cagliostro

    Tłumaczenie Wiktor Zieliński

    Tytuł oryginału La Cagliostro se venge

    Język oryginału francuski

    Zdjęcie na okładce: Shutterstock

    Copyright © 1934, 2022 SAGA Egmont

    Wszystkie prawa zastrzeżone

    ISBN: 9788728463130 

    1. Wydanie w formie e-booka

    Format: EPUB 3.0

    Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

    Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.

    www.sagaegmont.com

    Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

    Przedmowa Arsène’a Lupina

    Chciałbym tu zaznaczyć, że choć należycie doceniam przygody przypisywane mi przez wyznaczonego przeze mnie historiografa i poświadczam ich prawdziwość, to jednak mam pewne zastrzeżenia co do sposobu, w jaki przedstawia je w swoich książkach.

    Istnieje sto sposobów dostosowania prawdziwej przygody do gustu publiczności. Być może nie jest najlepszym pokazywanie mnie w jak najkorzystniejszym świetle i uparte stawianie na pierwszym planie. Nie zadowalając się pominięciem wielu epizodów w moim życiu, kiedy to byłem zdominowany przez okoliczności, zdruzgotany przez przeciwników lub poddany reprymendzie przez szanowanych przedstawicieli władzy, mój historiograf porządkuje, wygładza, rozwija, wyolbrzymia i, nie przecząc faktom, układa je tak dobrze, że czasami w mojej skromności doprowadza mnie do zażenowania.

    To sposób opowiadania historii, na który się nie zgadzam. Nie wiem, kto powiedział: musisz znać swoje ograniczenia i kochać je. Znam swoje granice, a nawet odczuwam pewną satysfakcję z ich doświadczania, z przerażenia tym wszystkim, co nadludzkie, nienormalne, nadmierne i niewspółmierne. To, kim jestem, jest dla mnie wystarczające: poza tym byłbym niewiarygodny i niedorzeczny. A jedną z moich słabości jest strach przed popadnięciem w śmieszność.

    A ja niewątpliwie w nią popadam – i to jest może zasadniczy powód tej krótkiej przedmowy – kiedy jestem oferowany publiczności w niezmiennej, wiecznej i irytującej sytuacji kochanka. Oczywiście nie zaprzeczam, że mam bardzo wrażliwe serce, a miłość od pierwszego wejrzenia czeka na mnie za każdym rogiem. Nie zaprzeczam też, że kobiety były względem mnie, ogólnie rzecz biorąc, przyjazne i łaskawe. Mam miłe wspomnienia, byłem szczęśliwym obiektem porażek, które każdy poza mną wykorzystałby z pewną dumą. Ale robienie ze mnie Don Juana, nieodpartego Lovelace, jest parodią, przeciwko której protestuję. Bywałem odtrącany. Rywale bywali lepsi ode mnie. Miałem swój udział w upokorzeniach i zdradach. Były to niezrozumiałe porażki, ale które trzeba odnotować, jeśli mój wizerunek ma być rygorystycznie autentyczny.

    To jest powód, dla którego chciałem, aby obecna przygoda została opowiedziana, i to opowiedziana wprost i bez ogródek. Nie zawsze będę się wyróżniał dokuczliwą nieomylnością. Moje serce nie wzdycha kosztem rozumu. Moja moc uwodzenia jest w szczególny sposób wystawiona na próbę. Wszystko to przyniesie mi być może pobłażliwość tych, którzy są przerażeni nadmiarem moich zasług i podbojów, i nie bez powodu.

    Jeszcze jedno słowo. Józefina Balsamo, która była wielką namiętnością dwudziestego roku mojego życia, a która, podając się za córkę hrabiego Cagliostro, słynnego oszusta XVIII wieku, twierdziła, że uzyskała od niego tajemnicę wiecznej młodości, nie występuje w tej książce. Nie pojawia się ona z powodu, który czytelnik sam doceni. Ale z drugiej strony, jakże nie umieścić jej nazwiska w tytule historii, na którą jej postać rzuca tak tragiczny cień, gdzie miłość łączy się z nienawiścią, a zemstę spowija tak wielki mrok?

    CZĘŚĆ PIERWSZA

    Drugi z dwóch dramatów

    Na wojennej ścieżce

    Piękne styczniowe poranki, kiedy rześkie powietrze przesiąknięte jest cieplejszym już słońcem, należą do najbardziej ożywczych źródeł radości. W chłodzie zimy zaczynasz wyczuwać powiew wiosny; popołudnie rozciąga się przed tobą na wiele godzin; młodość roku odmładza i ciebie. To oczywiście czuł Arsène Lupin, gdy przechadzał się bulwarami owego dnia, około godziny jedenastej.

    Szedł sprężystym krokiem, unosząc się na palcach nieco bardziej niż powinien, jakby wykonywał ruch gimnastyczny. I rzeczywiście, z każdym krokiem lewej stopy następował głęboki wdech klatki piersiowej, który zdawał się podwajać pojemność i tak już niebywale dużego tułowia.

    Głowa odchyliła się lekko do tyłu, pierś wypięta do przodu. Bez płaszcza; miał na sobie lekki szary garnitur, a pod pachą miękki kapelusz.

    Twarz, która zdawała się uśmiechać do przechodniów, a zwłaszcza do przechodzących kobiet, jeśli były ładne, było obliczem człowieka, który szczęśliwie zmierza do pięćdziesiątki, o ile jeszcze jej nie przekroczył. Ale widziany z tyłu lub z daleka, ten sam przystojny, szczupły, modny dżentelmen miał prawo zaprotestować przeciwko każdej ocenie, przypisującej mu więcej niż dwadzieścia pięć lat.

    – A jednak! – powiedział do siebie, przypatrując się w odbiciu swojej eleganckiej sylwetce – A jednak, iluż nastolatków mogłoby mi pozazdrościć!

    W każdym razie tym, co wzbudzało zazdrość wszystkich, było wrażenie siły i pewności, jakim emanował, a także to, co świadczyło o jego fizycznym i moralnym zdrowiu oraz potrójnym zadowoleniu z dobrego żołądka, rzetelnego jelita i nienagannego sumienia. Dzięki temu można chodzić wyprostowanym i z wysoko podniesioną głową.

    Należy również zauważyć, że jego portfel był obficie wyposażony, że w kieszeni pistoletu miał cztery książeczki czeków z różnych banków i na różne nazwiska, i że w całej Francji i w bezpiecznych kryjówkach, korytach rzek, nieznanych jaskiniach oraz dziurach w niedostępnych skałach, posiadał sztabki złota i worki z kamieniami szlachetnymi.

    I nie przesadzamy, mówiąc, że słyszał o nim każdy, jako o Raoulu de Limésy, Raoulu d’Avenac, Raoulu d’Enneris, jako Raoulu d’Averny; proste i skromne nazwiska dobrej szlachty z prowincji, połączone ze sobą imieniem Raoul.

    W tym momencie przechodził przed Banque des Provinces. Miał tam zdeponować duży czek, czek na nazwisko Raoul d’Averny. Wszedł do środka, przeprowadził transakcję, następnie zszedł do piwnicy zakładu, podpisał rejestr i udał się do swojego sejfu po dokumenty.

    Otóż kiedy wybierał te, które były mu potrzebne, zobaczył niedaleko siebie dżentelmena w żałobie, o staroświeckim i przestarzałym wyglądzie starego prowincjonalnego notariusza, który z pobliskiej skrzyni wyjmował kilka starannie zawiniętych paczek, przecinał sznurki i liczył, jedna po drugiej, pęczki banknotów dziesięciotysięcznych, przytrzymywanych spinką.

    Dżentelmen, który był bardzo krótkowzroczny i od czasu do czasu rozglądał się z niepokojem, nie zauważył, że Arsène Lupin mógł śledzić każdy jego ruch, i kontynuował swoje zajęcie, dopóki nie ułożył w skórzanej teczce osiemdziesięciu lub dziewięćdziesięciu plików banknotów, czyli kwoty ośmiu lub dziewięciuset tysięcy franków.

    Lupin policzył razem z nim i powiedział do siebie:

    – Co, u licha, knuje ten szanowany emeryt? To posłaniec bankowy? Skarbnik? Czy też nie jest to jedna z tych bezwstydnych postaci, które tuszują oszczędności, aby ukryć je przed fiskusem? Nienawidzę takich ludzi... Okradać państwo... co za podłość!

    Mężczyzna zakończył operację i starannie spiął skórzaną teczkę paskiem.

    Potem odszedł i wszedł po schodach na górę.

    Lupin ruszył za nim, bo przecież najbardziej nienaganne sumienie nie może przeszkodzić w podążaniu za dżentelmenem, który ma przy sobie milion w gotówce. Taka suma pieniędzy wydziela trochę zapachu, który przyciąga za sobą dobre psy myśliwskie. A Lupin był dobrym psem, z nosem, który nigdy nie zwiódł go na manowce.

    Ruszył więc za zwierzyną, przyjmując być może mniej władczą postawę, bo nie wolno rzucać się w oczy, ale z dreszczem zadowolenia. W zasadzie nie miał żadnych planów, najmniejszego ukrytego motywu. Dla kogoś o nieskazitelnym sumieniu, w posiadaniu sporego majątku, czymże jest plik pieniędzy?

    Dżentelmen wszedł do cukierni przy Rue du Havre, wyszedł z paczką ciastek i udał się w stronę dworca Saint–Lazare.

    – Niech to! – rzekł do siebie Lupin. – Czy on wsiądzie do pociągu i wyprowadzi mnie nie wiadomo dokąd?

    Wsiadł do pociągu. Lupin, protestując, podążył za nim, i ruszyli razem w długim przedziale linii Saint–Germain zatłoczonym podróżnymi. Mężczyzna mocno przyciskał skórzaną teczkę do piersi, jak matka trzymająca swoje dziecko.

    Wysiadł za miasteczkiem Chatou, na stacji Le Vésinet, co ucieszyło Lupina, gdyż miejsce to ogromnie mu się podobało.

    Dwanaście kilometrów od Paryża, otoczone pętlą Sekwany, Le Vésinet, a przynajmniej ta dzielnica Le Vésinet, podlega bardzo restrykcyjnym planom i ograniczeniom budowlanym, i rozwija swoje szerokie, ozdobione ogrodami i bogatymi willami aleje wokół jeziora, które leży uśpione pod drzewami. Tego ranka gałęzie mieniły się w słońcu kroplami rosy pozostałymi po nocnym mrozie. Podłoże było twarde, ubite. Jaka to przyjemność tak spacerować, nie troszcząc się o nic innego, jak tylko o pomyślność bliźniego!

    Ładne domy, opasane zewnętrzną aleją, stały na brzegu pierwszego akwenu, skromnego stawu, mniejszego i bardziej dyskretnego, którego brzegi należały do właścicieli otaczających go willi.

    Minęli La Roseraie, potem L’Orangerie, a następnie dżentelmen uniósł kołatkę domu zwanego Les Clématites.

    Lupin kontynuował swoją drogę poza zasięgiem wzroku, tak aby nie zostać zauważonym. Drzwi się otworzyły i zza nich wyłoniły się dwie wesołe młode dziewczyny:

    – Spóźniony, wujku! Obiad jest gotowy. Co dobrego nam przyniosłeś?

    Lupin był oczarowany. Ciepłe powitanie wujka z ciasteczkami, żywiołowość dwóch siostrzenic, niska i nieco staroświecka forma domu, wszystko to było bardzo sympatyczne. Byłoby naprawdę przyjemnie wejść w to serdeczne środowisko i oddychać ciepłą atmosferą połączonej rodziny.

    Pięćset metrów dalej znajdowało się wielkie jezioro, bardzo malownicze, z wyspą przycumowaną do drewnianego mostu. Była tam znakomita restauracja, której menu Lupin doskonale poznał. Następnie przeszedł się dookoła jeziora, podziwiając po zewnętrznej stronie drogi urocze wille, w większości zamknięte w te zimowe dni.

    Ale jedna z nich wpadła mu w oko, nie tylko dlatego, że była przyjemna i uświetniona dobrze zaprojektowanym ogrodem, ale także dlatego, że na bramie wisiała tabliczka z napisem:

    Clair–Logis. Nieruchomość na sprzedaż. Skieruj się tutaj w celu zwiedzania lub do willi Les Clématites po wszystkie informacje.

    Les Clématites! Czyli w tej willi, w której „mój" wujek jadł obiad! Prawdę mówiąc, los miał w tym swój udział. Jak można nie połączyć idei skórzanej teczki z ideą Clair–Logis?

    Dwa pawilony flankowały bramę wjazdową. W tym po prawej mieszkał ogrodnik. Lupin zadzwonił dzwonkiem. Od razu został oprowadzony po domu i od razu był zachwycony. Ten dom był uroczy, trochę zniszczony, w niektórych miejscach nawet zrujnowany, ale tak dobrze rozplanowany i tak dobrze nadający się do umiejętnej renowacji!

    To jest to... To jest to, czego potrzebuję, pomyślał. Chciałbym mieć lokum pod Paryżem, żeby od czasu do czasu spędzić tam spokojny weekend! Nie chcę niczego innego!

    A zresztą, co za wspaniały interes! Cóż za niespodziewany zysk! Z jednej strony los oferował mu idealny dom, a z drugiej wystarczającą ilość pieniędzy, aby kupić go bez konieczności płacenia za niego. Czy skórzana teczka nie służyła może do sfinansowania zakupu? Jak wszystko się układa!

    Pięć minut później Lupin przekazał swoją wizytówkę, a pan Raoul d’Averny został zaprezentowany panu Filipowi Gaverelowi w salonie–studiu na parterze, gdzie czekały już dwie ładne siostrzenice, które wuj mu przedstawił.

    Pan Gaverel miał pod pachą skórzaną teczkę, wciąż spiętą paskiem. Z pewnością zjadł obiad, nie rozluźniając uścisku.

    Lupin wyjaśnił cel swojej wizyty: ewentualny zakup ClairLogis. Filip Gaverel sformułował swoje warunki.

    Lupin zastanowił się przez chwilę. Spojrzał na dwie siostry. Właśnie dołączył do nich młody mężczyzna, który zalecał się do starszej, a którego ona sama nazywała swoim narzeczonym; wszyscy troje śmiali się. Zakłopotał się: zawsze skrupulatny, zastanawiał się, w jakim stopniu jego plan taniego nabycia nieruchomości może zaszkodzić obu siostrom.

    W końcu poprosił o czterdzieści osiem godzin na podjęcie decyzji.

    – Zgoda – odparł pan Gaverel. – Ale będzie pan musiał mieć do czynienia z moim notariuszem. Niedługo wyjeżdżam na południe.

    Wyjaśnił, że owdowiał osiem miesięcy temu, a jego syn właśnie ożenił się w Nicei: zamierza go odwiedzić i spędzić część roku z młodą parą.

    – Poza tym nie mieszkam tutaj, z moimi siostrzenicami. Tu obok jest moja willa, L’Orangerie; nasze dwa ogrody się łączą. Dom jest ładny, ale nie można tego docenić, kiedy jest cały zamknięty i zabarykadowany okiennicami.

    Lupin został jeszcze przez godzinę, rozmawiając i żartując z dziewczynami, opowiadając im wiele przygód i historii, które je rozbawiły. Kątem oka obserwował jednak pana Gaverela.

    Spacerowali po ogrodzie Les Clématites i L’Orangerie. Filip Gaverel, ze swoją skórzaną teczką pod pachą, wydał polecenie swojemu lokajowi, który po załadowaniu do bagażnika kufrów i toreb ruszył przed siebie w kierunku dworca de Lyon.

    – A twoja teczka, wujku, zabierasz ją ze sobą?

    – Oczywiście, że nie – powiedział. – To tylko nieistotne papiery służbowe, które przywiozłem z Paryża. Schowam je w domu.

    Rzeczywiście, wszedł do domu, a po dwudziestu minutach wrócił. Żadnej teczki pod pachą, ani wybrzuszenia w kieszeni, które sugerowałoby, że ma przy sobie plik pieniędzy.

    Ukrył je w swoim domu, pomyślał Lupin. Musi być pewny swojej kryjówki. To z pewnością sprytny starszy pan, który oszukał fiskusa na rozliczeniu majątku swojej żony. Ci ludzie nie zasługują na litość.

    Wziął go na bok i rzekł:

    – Po namyśle, proszę pana, jestem kupcem.

    – Doskonale – ucieszył się pan Gaverel, przekazując klucze do swojej willi siostrzenicom.

    Wyszli razem. Pan Gaverel z pewnością nie miał swojej skórzanej teczki.

    Dwa tygodnie później Lupin podpisał czek. Była to zwykła zaliczka, którą wpłacał sprzedawcy, a sama cena Clair–Logis była kilkakrotnie gwarantowana przez pliki banknotów przechowywanych w L’Orangerie.

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1