Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Pomiędzy światami: seria "Śniąca"
Pomiędzy światami: seria "Śniąca"
Pomiędzy światami: seria "Śniąca"
Ebook294 pages3 hours

Pomiędzy światami: seria "Śniąca"

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Zdeterminowana Jasmin robi co w jej mocy, by zadomowić się w Holandii i znaleźć własną drogę mimo poczucia niedostosowania do rzeczywistości i niezrozumiałych dla niej norm społecznych. Rozdarta pomiędzy niemożnością znalezienia odpowiedniej pracy i burzliwym związkiem z czarującym Wilhelmem, śni dalej o starożytnej kapłance Sarze i jej niekonwencjonalnej drużynie… Na grzbiecie Smoka od Ukrytych Skarbów wraz z filozofem Zou Yan i Tao wyrusza w niezwykłą podróż na Księżyc… by ratować bibliotekę Akashy.

LanguageJęzyk polski
Release dateApr 13, 2021
ISBN9798201069933
Pomiędzy światami: seria "Śniąca"
Author

Joanna M. Pilatowicz

Joanna M. Pilatowicz is an adult's coach, dancer, dance teacher, choreographer, author, abstract painter, and recording artist. She has lived in Poland, The Netherlands and currently resides in Germany.  Her master thesis, "Expansion Through Dance," explored the concept of using dance as a healing media, positively influencing not only body, but mind and soul as well.  Life in the Netherlands inspired her to write her first short stories, in Polish language, hiding some of observed reality behind the veil of fantasy. As she says, "Passing the borders of reality, I would say I am entering the world of fantasy, dreamland, and paranormal; however it is all still connected to everyday life." "I was always drawn by what's invisible to a human eye. At the same time, probably from a desire to understand my own Self and motives more, I started to write diaries which unfolded in an unexpected way. So I just followed it." "The supernatural creatures in my books and paranormal aspects present there are my own ways of expressing my reality, linking non - fiction with a feeling world as well as adding some sort of higher force to it." "It is my own metaphor for different roles from our so-called subpersonalities that perhaps want to share their story with us, in order for us to grow, explore, experience or have a more fulfilling life. I do my best to follow these inner voices, giving them space and grabbing their message." For more information about Joanna and her passions, please visit: www.ifnotdance.com

Read more from Joanna M. Pilatowicz

Related to Pomiędzy światami

Titles in the series (9)

View More

Related ebooks

Related categories

Reviews for Pomiędzy światami

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Pomiędzy światami - Joanna M. Pilatowicz

    Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!

    Jeśli jesteś już przy kolejnej serii „Śniąca", to wiesz czego się spodziewać!

    Zapraszam zatem do kolejnej podróży i zachęcam do zapisania własnych myśli, wizji jeśli takowe się pojawią podczas czytania. Chętnie poczytam informacje od Was i refleksje na temat śnienia, życia i Waszych doświadczeń. Zamieszczajcie je, proszę w formie komentarzy pod filmikami dotyczącymi „Śniącej" na moim kanale. Ze względu na firmy konkurujące ze sobą nie zamieszczam tu linków, ale wpisując moje imię i nazwisko w przeglądarkę na pewno znajdziecie moją stronę, blog i inne platformy. Zachęcam do nabywania książek mojego autorstwa wyłącznie w wersji z moim logo i moim nazwiskiem w roli wydawcy. Za każde docenienie mojej pracy, ogromnie dziękuję!

    Rozdział 1 ~ Bez postanowień noworocznych, szukać czy umierać

    Odgłos chrapania był nieznośny. Jasmin wstała, popatrzyła na śpiącego Wilhelma, a jej myśli popłynęły same: „Zupełnie jakby oznajmiał wszem i wobec jaki to jest usatysfakcjonowany tymi swoimi zakrapianymi winem konferencjami, podczas gdy ja siedzę w domu i się uczę! Pewnie, że jestem zazdrosna" . Cicho zamknęła za sobą drzwi sypialni i udała się do swojego małego pokoju. Wyjęła Runy, usiadła wygodnie przy nikłym świetle nocnej lampki i wyszeptała pytanie:

    - Jaki zawód jest dla mnie odpowiedni, bym była w miarę szczęśliwa? Albo chociaż w miarę zadowolona.

    Wyciągnęła kartę i przez chwilę wpatrywała się w obrazek oznajmiający: Runa pusta - tajemnica Boga. Zawiedziona potasowała karty, uznając, że musi być sprytniejsza.

    - W którym kierunku mam podążać jeśli chodzi o zawód?

    Runy okazały się równie sprytne. Znów pojawiła się Runa pusta.

    - Szczyt wszystkiego - powiedziała do siebie. - Ostatni raz... Jaka jest ta wola Boga, co mam robić?! - wyszeptała zirytowana i wyciągnęła runę Hagalaz, odpowiadającą w astrologii Plutonowi, przeznaczonej dla magów, bo któż poradzi sobie z tak silną energią? Ona wcale takiej runy nie chciała. Ma gdzieś intensywny rozwój, zazwyczaj następuje on z musu i braku innego wyboru. Albo się wariuje, albo człowiek wygrywa... „ale może nie jest tak źle? W końcu to też runa ochronna i oznacza koncentrację, a zarazem wysoką świadomość". Jej działanie jednak nie podobało się Jasmin. Leczy i owszem, ale najpierw nasila dolegliwości doprowadzając do stanu krytycznego, bo ta energia podobno lubi sobie szybko i sprawnie działać. Jak się z nią nie umie obchodzić to są kryzysy i nieprzyjemności. Bardzo bezkompromisowa Runa, uznała Jasmin, dokładając kartę.

    Pokazała się Ansuz, odpowiadająca za naukę i mądrość, dar słowa, publiczne wystąpienia, umowy, kontrakty, kreatywność i natchnienie artystyczne. Podobno dodawała pewności siebie i łączyła z boską siłą. Reprezentowała takie osoby jak: nauczyciel, poeta, mówca. Jasmin nie potrafiła jednak wydedukować, co to oznacza dla niej. Odłożyła talię, układając się wygodniej na kanapie...

    Znalazła się na placu przed budynkiem jakiejś szkoły. Odbywały się tam zajęcia ruchowe, w których brała udział. Z zapałem robiła pompki. Było dwóch nauczycieli, kobieta i mężczyzna. Kobieta położyła się na niej, żeby było jej ciężej.

    - Zobacz ile możesz - motywowała wskazując na siłę Jasmin, która roześmiała się i ćwiczyła dalej. Jakże to było proste, łatwe, a nawet przyjemne.

    Po zajęciach czuła się jednak niepewnie i poszła porozmawiać z drugim nauczycielem.

    - Ja jeszcze mogę wziąć udział w innych zajęciach - wyrażała dobre chęci.

    Nauczyciel nie patrzył na nią, był zamyślony i chciał już iść. Może ona go nudzi?

    - Nie martw się, masz już najwyższą notę - powiedział - jeśli masz ochotę możesz brać udział i w tamtych zajęciach, ale masz już i tak najlepszy stopień.

    - Tak, ale... - nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Zamierzała właśnie udowodnić, że jest coś warta. Nie musiała, ale coś w niej do tego dążyło.

    - No dobrze, ile jeszcze zamierzasz udowadniać ludziom, że jesteś coś warta? - Sara stanęła obok, trzymając gotową suknię, zapewne dla Jasmin.

    - Nie widzisz? Ja mam swoje życie i nie mogę wciąż orbitować w snach. To jest fajne, nawet przyjemniejsze niż rzeczywistość, ale próbuję spełnić się w świecie.

    - Nie tędy droga.

    - Ja muszę mieć zawód, rozumiesz? Muszę być chociaż trochę normalna, jeśli już nie mogę być w pełni.

    - E tam. Ty nadal nie widzisz, że już wszystko masz. Zakładaj sukienkę. Czas na przejście...

    JASMIN KROCZYŁA DOSTOJNIE niczym królowa w swojej niebieskozielonkawej długiej sukni. Połyskujący pierścionek na palcu jej prawej dłoni, mienił się podobnymi kolorami.

    - To co dostanę to berło? - zapytała Sary na odchodnym, próbując żartować, by ukryć zdenerwowanie. A co jeśli wejdzie w portal i w związku z tym umrze w świecie fizycznym, po prostu się nie budząc?

    - Nie tak szybko, ten pierścień to portal, więc musisz mieć część gwarantującą powrót. Dostosujemy go teraz, ściągaj.

    - Szkoda go, taki ładny... - niechętnie zsunęła go z palca.

    - Nic mu nie będzie, podzielimy go i już. Bez komplikacji.

    OBUDZIŁA SIĘ Z TYM samym pytaniem. „I co? I jaki zawód? Gdzie iść? Nie umiem uczyć, nie mogę uzdrawiać, zawsze czegoś mi brakuje, jakbym była utalentowana w połowie"...

    - Pobiegam z tobą - w sobotni poranek, Wilhelm chętnie wyszedł z Jasmin do parku. Nie nadążał za nią dziś jednak.

    - To jedzenie z ostatniej imprezy ci nie posłużyło - pozwoliła sobie na złośliwy komentarz.

    - Za dużo wszystkiego było.

    Zaraz po bieganiu, zebrało go na sprzątanie. Jasmin musiała wracać do nauki, ale nie bardzo mogła słysząc:

    - Dlaczego tu jest tak brudno na tej kuchence? Dlaczego śmieci nikt nie wyrzucił?

    - Jak ci nie pasuje, to sam zrób, ja nie mam czasu, uczę się.

    - Ciekawe kto ma ostatnio więcej czasu?

    - Właśnie ciekawe - wycofała się do pokoju, stawiając na stole dzbanek herbaty, który specjalnie dla niego przygotowała. Trudno pokłóci się potem, teraz musi się pouczyć, póki jeszcze może się zmobilizować.

    Dwie godziny później odłożyła książkę. Potrzebowała kilka minut przerwy, albo z jej głowy coś zacznie się ulatniać. Spotkała Wilhelma w kuchni.

    - Krótka przerwa - poinformowała wyciągając odkurzacz.

    - O, to możesz ze mną usiąść i porozmawiać.

    Siadanie było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Wszakże zaraz wróci do tej pozycji w trakcie nauki.

    - Nic z tego, będę odkurzać, żebyś potem nie był zły, że jest tak brudno - przy okazji wstawiła resztę brudnych naczyń do zmywarki i włączyła ją.

    - Ależ nie jestem zły, nie musisz sprzątać.

    - Tak, tak, ale lepiej to zrobię. Zresztą trochę ruchu mi nie zaszkodzi.

    Kilka minut później Wilhelm podążył za Jasmin uwijającą się po domu.

    - Moja droga, latasz jak huragan, ciężko pracujesz.

    - Nie ma co ironizować - nie wierzyła w jego dobre intencje, ale on ją przytulił. - Ty latałeś i sprzątałeś przed godziną.

    - Ja nie ironizuję, ja naprawdę tak myślę.

    - Naprawdę to jak coś ci nie pasuje, to na przyszłość posprzątaj, ale nie zmuszaj mnie bym w danym momencie rzucała swoje zajęcie i natychmiast to wykonała. Zrobię jak będę miała ochotę. Kuchenka nie ucieknie. Aż tak brudno nie jest.

    Znów wróciła do nauki języka angielskiego. Miała szczerze dość przygwożdżenia do krzesła i słuchania wykładów, których czasem prawie nie rozumiała. „I jak ja niby mam to zdać?" Dwie płyty przesłuchała tylko raz, wiedząc, że drugi raz prawdopodobnie nie zdąży. Z ośmiu zostały jeszcze dwie. Czuła, że jej mózg więcej już nie przyjmie. Traciła koncentrację. Wilhelm przyszedł popracować obok na swoim komputerze.

    Nie, ona jednak musi wyjść z domu. Czwarty dzień męczarni w taki sposób, doprowadzić może tylko do szaleństwa. Gdzie jest ten koncert, o którym mówił Martin. Wiadomość tekstowa przyszła w samą porę. Martin napisał, że też tam będzie.

    - Idę na koncert - oznajmiła. Wilhelm nie mógł mieć nic przeciwko temu. Miał swoje imprezy, teraz ona mogła wyjść na jeden krótki występ.

    MARTIN BYŁ MŁODYM, utalentowanym muzykiem z perspektywami, które właśnie teraz się przed nim otwierały. Wyglądał tak niewinnie, uznała Jasmin słuchając o jego przygodach miłosnych i lekko uśmiechnęła się z niedowierzaniem.

    - No i goniłem tę blondynkę po promenadzie. Na rowerze.

    - Całkiem romantyczne, nieco zwariowane. I co?

    - I nic z tego nie wyszło. Wszystko jest intensywne, ileż to kobiet ja spotykam i wszystko się urywa.

    Ostatnia przygoda przytrafiła mu się z  Jasminową pomocą lub też intrygą.

    - Ta dziewczyna do mnie zadzwoniła i się spotkaliśmy. O Boże, potem w nocy śniły mi się koszmary.

    - Naprawdę? - mogła się spodziewać, że podanie numeru telefonu nie było tak niewinne jak zapewniała ta dziewczyna, ale z drugiej strony czemu miała jej nie pomóc. - A co mówiła?

    - Że jestem interesujący, ale ja się przestraszyłem, bo tak na mnie dziwnie patrzyła - zaprezentował błędne oczy i Jasmin się roześmiała widząc jak zabawnie to wygląda. Z jego punktu widzenia sprawa była śmieszna, z jej punktu widzenia dramatyczna. Dramatycznie smutna i samotna musi być ta dziewczyna.

    - Ja nie wiedziałem jak to zakończyć, znajomi mi pomogli, bo przyszli do baru. No a potem wiesz co ona zrobiła? Jak poszła już stamtąd, to przysłała mi wiadomość, czy mógłbym przekazać jej numer telefonu swoim kumplom.

    - Ona chyba jest bardzo samotna... - Jasmin posmutniała.

    Jeszcze przez chwilę słuchali muzyki, zanim zdecydowała się pójść. Wilhelm już wysyłał pytania ile jeszcze jej zejdzie.

    - Wyjdę wcześniej, bo chciałam iść do kina z moim partnerem - powiedziała.

    Po chwili w oczach Martina pokazały się łzy.

    - Ja też pójdę do kina - powiedział smutno - tylko czemu sam? Jestem zmęczony robieniem rzeczy bez towarzystwa.

    Popatrzyła na niego uważniej. Samotność to temat nękający nie tylko ją jak się okazuje, ale większość osób. Co ona wie o ludziach przychodzących do klubu lub baru? Czego tam szukają? Może wszyscy tego samego? Kontaktu. Nie tylko muzyki i sztuki. Życia towarzyskiego. Dotarło do niej, że Martin mógł przyjść dziś do klubu, bo i ona tam była, może sam by się tam nie wybrał. Została z nim jeszcze chwilę. A on przestał płakać i nie chciał już wracać do tego tematu.

    - Późno już, nie wiem, czy ja pójdę do kina, może wrócę do nauki, ale ty jedź - uśmiechnęła się.

    - Och zobacz, jeszcze są seanse - wyjął repertuar udowadniając, że jest z czego wybierać. Pożegnali się, a Jasmin wróciła do domu.

    Wilhelm czekał na nią i widziała, że znów pojawia się w nim ten rodzaj niepewności, co do tego gdzie była, co i z kim robiła. Oceniała, iż to niekomfortowe uczucie fundował przez lata swojej żonie i jej przez miesiące z przerwami, kiedy wychodził sam na ważne, zakrapiane spotkania.

    - Gdzie byłaś? - mówił to tonem lekkim i żartobliwym, ale ona swoje wiedziała. Po chwili zaczął ją wąchać. - O pewnie jakieś męskie perfumy tu znajdę - zażartował, ale jednak tuląc ją, wytężał nos - To, co idziemy do kina?

    - Idziemy.

    FILMY INSPIROWAŁY, dając okazję do porównania ich z własnym życiem, wyborami, a czasem pozwalały wpaść na lepszy pomysł.

    „Elizabeth", tytuł mówiący wiele i niewiele jednocześnie, uznała zadowolona, rozmyślając nadal o filmie, kiedy już wychodzili z kina.

    - I jak wrażenia? - zapytał Wilhelm.

    - Kobieta, której duma i okoliczności nie pozwalały kochać. Odwaga i siła, która pokonała strach i zazdrość. Niespełnione marzenie o mężu i miłości. Wyrok śmierci, który musiał zostać wydany, a który Elizabeth odchorowała i przecierpiała. Godność, którą zachowała pomimo szaleństwa, silnych emocji i patowych sytuacji. Ach no i z tą sławą to trzeba ostrożnie. Patrz, takie wysokie stanowisko się ma, a to jednocześnie ogromna odpowiedzialność. Za rządy lepiej się nie brać. Może gdzieś pośrodku? W końcu jest wiele gór do zdobycia, nie trzeba wybierać tej prowadzącej od razu do śmierci po wspięciu się na nią.

    Wilhelm nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc po prostu słuchał. Było tak zimno, że szybki krok obiecywał znalezienie się wkrótce w cieple.

    - To ja teraz odpocznę - powiedział, kiedy wchodzili do mieszkania - a ty?

    - A ja poodpisuję na maile...

    Jasmin usiadła przy biurku i nie zawiodła się. Był e-mail...

    Kochana! Wspaniale, że posklejałaś trochę te moje literki. To dobrze, że oddałam swoje uczucia, bo to zawsze pomaga. I dobrze, że istnieje coś takiego jak taniec. Właśnie wróciłam z afro. Tak się skatowałam, że żołądek trochę mniej boli. Ma to sens, że losy ludzkie na zmianę są dobre i dobre nie są. To pomaga żyć i nie czuć się tak źle. Teraz przeżywam swoje najgorsze chwile. Naprawdę w życiu się tak nie czułam. I to mi pokazuje, że los jest jednością, że czasu dla Boga nie ma, a za to jest jedno wielkie teraz. Dobrze, jak chcesz to maile wykorzystaj do książki... Ja chyba też powinnam napisać jakąś... A że się modlisz to wspaniale... Ja nie potrafię, choć chwilami bywa dobrze. Wiesz to jest niesamowite, że kiedy gra muzyka i tańczę, nagle emanuję prawdziwą radością jakbym przeżywała najmilszy dzień w życiu. L.

    W ciszy pokoju słychać było tylko odgłos stukania Jasminowych palców w klawiaturę...

    Droga Bardzo Lino! Literki zbierają się powoli i ja im nie przeszkadzam, czas też jest do tego potrzebny. Ja jakoś nie mogę wybrać się na taniec, mam taki wewnętrzny opór. Może to już nie dla mnie... Rozumiem co przeżywasz przez pryzmat siebie samej. Ach te tęsknoty i marzenia. Tu ciągle brak kasy i prestiżu... oj, znów narzekam. Podobno powinno się  zamieniać te narzekania na pozytywne słowa. Pewnie tak, zatem: jestem szczęśliwa, zarabiam robiąc to co kocham, jestem bogata, więc sobie dużo podróżuję tak jak uwielbiam, czyli jest super, i kocham tańczyć i nawet występuję, nie odmawiam... Pisz książkę, oczywiście, że pisz. Co Ci szkodzi? No, to trzymajmy się mocno dobrej strony życia, J.

    Nie czekała długo na odpowiedź...

    Aha! To takiego życia pragniesz. Nie powinnam tego oceniać, ale widzisz nawet gdyby to wszystko się spełniło to nie wiem czy będziesz szczęśliwa, bo to samo w sobie nic nie znaczy, bo pojawią się nowe pragnienia. Myślę, żebyś zastanowiła się nad tym co chcesz przekazać światu. A reszta - sukces, prestiż przyjdzie sama niejako obok. Ani sukces ani prestiż, jak dla mnie wartościami nie są. A Ty masz coś do przekazania, w to wierzę, choć może tego nie czujesz. Ja to widzę w Twoim tańcu i innych posunięciach. A mnie boli... między innymi żołądek. Papa

    Li  n  a.

    Jasmin z przyjemnością odpisywała...

    Chyba muszę się poprawić. Prostuję zatem, że nie muszą być jakieś wielkie rzeczy, ale na co dzień to wydaje mi się, że anonimowo właśnie to robię, daję coś światu, w czymś  wspieram, w czymś pomagam. Tego mi nie brakuje. Ale niestety artysta bez publiczności, odbiorcy, obserwatora chyba nie egzystuje za dobrze. No wiesz, tak do czterech ścian grać, śpiewać, tańczyć, malować?...

    Nic nie szkodzi, że oceniasz. Wiele osób tak myśli i ja sama tak myślałam: ależ oni są puści! Otóż wcale nie! Są szczęśliwsi, bo robią to, co kochają. Światu można przekazywać różne rzeczy do woli, ale świat nie posłucha anonimowej osoby. Świat słucha tylko tych, którzy stoją na górce, czymkolwiek ta górka jest. I wcale nie jest ważne, czy ten kto tam stoi jest mądry, ładny, utalentowany. Chodzi o to, że tam stoi. Nie widzę powodu, dlaczego ja też mam sobie przez chwilę gdzieś na wyżynie nie postać, takie marzenie - a może za tym kryje się chęć docenienia, nie wiem. Nie musi być Mont Everest, ale taki Giewoncik może być.

    Poza tym posiadanie gotówki bardzo pomaga w wielu przypadkach i otwiera drogę, chociaż z drugiej strony pieniądze i sława to ogromne pułapki. Ale skoro się o tym wie... można chyba sobie z nimi poradzić. Z trzeciej strony: najlepszą drogą do wyzwolenia się od pragnień jest ich zaspokojenie. Jest taka przypowieść o mistrzu i uczniu, który pożądał bogactwa i nie mógł osiągnąć oświecenia. Pewnego dnia mistrz stworzył dla niego zamek pełen klejnotów. Uczeń tak nasycił się poczuciem posiadania przez noc, że rankiem osiągnął oświecenie. Możesz oceniać, i każdy inny który zechce, ale... niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem, kto jest bez winy... Zresztą nie mówię o dochodzeniu na górkę po trupach, tego jakoś nigdy nie potrafiłam, ale solidną pracą. A jakże boli jak tej pracy i starań nikt nie docenia. To dopiero jest kara. Może i mam co przekazać światu, ale nic na większą skalę nie przekażę, jeśli nie zostanę dostrzeżona. Jeśli ja stanę obok Madonny i obie doradzimy coś światu, to jak myślisz kogo ludzie posłuchają? Ilu ona ma fanów? To jakby czysty, logiczny rachunek matematyczny. Tulę mocno! J.

    Wyszła tylko na chwilę, do kuchni, do toalety, a kiedy wróciła...

    Dobrze, dobrze! Masz rację z tą górką tam stoją głupi i mądrzy - to prawda. Rozumiem, że dla jednych jest Britney czy Madonna, a dla innych Umberto Eco. Życzę Ci żebyś postała sobie na górce. Wiem, wiem: lepiej jest być zdrowym, bogatym, pięknym i mądrym, sławnym niż, chorym, biednym, brzydkim, głupim i anonimowym. Zgadzam się w całej rozciągłości. Dla mnie jesteś mistrzem tańca takiego, który kocham, z wyrazem i kobiecością. No, i jak się wpisze twoje nazwisko w wyszukiwarkę, to coś wyskoczy. Pa, pa.

    Jasmin pisała swoje:

    Co do tańca i mistrzostwa. Co ty mi tu kadzisz? Kto by do mnie na zajęcia przyszedł? Właśnie skończyłam pracę z grupami dorosłymi w dwóch szkołach i jakoś nie mam przedłużenia. Wyraźniejszego znaku to już chyba nie muszę dostać? Poszłam za twoim przykładem, jak się wpisze moje nazwisko w wyszukiwarkę, to wyskakują jakieś kwiatki, ale z pewnością nie moje. Ja ich nie sadziłam, nie mój ogród kompletnie. Ale... dałaś mi do myślenia! Zaistnieć? Pierwsza rzecz to strona internetowa! No, to pa, naprawdę już teraz idę się uczyć, ale ściskam ciepło, J.

    Nie była zmęczona, czuła się po prostu chora i to nie pisaniem wiadomości z Liną. Pomyśli jednak o tym jutro, teraz już lepiej, żeby spała...

    Znalazła się w dziwnej, kosmicznie wyglądającej przestrzeni. Płynęła między galaktykami i pierwsze, co dostrzegła to wszechogarniający ją spokój. Gdyby nie ten spokój, byłaby przerażona, że umiera. Czyż to nie tak opisywano śmierć, przynajmniej przez  niektórych, co to wracali z tej klinicznej wędrówki w zaświaty i z powrotem? Byłaby też zła na Sarę, że tak ją wrobiła.

    Słaby głos Sary dobiegał do niej teraz.

    - Przypominam o kierunku: Ea, Lilit, Smok i Tao.

    - Ea... - Jasmin powiedziała w przestrzeń, słabo jakby z zwolnionym tempie. Zdziwiona, że nie usłyszała dźwięku swych słów chciała powtórzyć, ale Sara przerwała jej w sposób telepatyczny.

    - To nie Ziemia, tu nie ma dźwięku. Ale możesz go sobie tworzyć myśląc o nim.

    - To ciekawe - Jasmin powiedziała, a jej głos rozległ się jak przerażające, nieograniczone echo.

    - Echa też tu nie ma, ale widać jak chcesz, to potrafisz stworzyć wszystko. Nie widzę cię, więc opisuj co tam jest.

    - Zatem patrz przez moje oczy.

    - Och, cudownie. Doprawdy czasami zapominam, jak świetna jestem w tworzeniu - Sara uśmiechnęła się, a Jasmin odpowiedziała tym samym.

    W komnacie, w innym wymiarze, tafla czasu rozjaśniła się, przyciągając uwagę wszystkich zebranych.

    - No i proszę, takie to proste, podążamy za Jasmin - Sara usiadła wygodnie na przeciw poruszającego się w lustrze obrazu wraz z Karo, z którą łączyło ją coś, czego nie opisywała, bo nie znała tego pojęcia, ale ktoś mógłby to określić przyjaźnią, tę nić sympatii, którą miała też w stosunku do Oriona, Dżina i Demona.

    A Jasmin sunęła odczuwając coraz większą ulgę. Było jej tutaj tak dobrze, że miała ochotę zostać. Nie było tu żadnych problemów, a te ziemskie tutaj wydawały się śmieszne, małostkowe, tak nic nie znaczące, że miała nadzieję, że to zapamięta. Mogłaby po prostu nie wracać, tu ma wszystko. Bezgraniczność...

    - Ani mi się waż! - głos Sary był stanowczy, niemal zimny, co w jej przypadku wyrażało zaniepokojenie.

    - Tak sobie myślę tylko, myśleć wolno.

    - Tak, ale w tamtym wymiarze nie wolno. Zapewniam cię, uważaj na myśli. Kieruj je.

    - Ach rzeczywiście, Ea... - Jasmin powiedziała to i nieznacznie jej ciało zmieniło kierunek.

    - Widzisz? Zboczyłaś z toru.

    - Ile jeszcze mam tak płynąć?

    - Ile czego?

    - Sama nie wiem, słowo czas, bardzo tu nie przystoi...

    - Płyń aż dopłyniesz.

    - Też mi wskazówka - Jasmin zaśmiała się odczuwając kolejny efekt bycia tutaj: radość. Ma tu lekkość, radość, spokój. Przecież tylko idiota, by stąd wracał do ciężkości, zmartwień, niepewności, nerwicy...

    - Nie mędrkuj,

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1