Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Hamish Macbeth i śmierć obżartucha
Hamish Macbeth i śmierć obżartucha
Hamish Macbeth i śmierć obżartucha
Ebook192 pages2 hours

Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Cztery pary, dokładnie wybrane przez profesjonalną swatkę Marię Worth, gromadzą się w hotelu na zamku Tommel. Jednak zamiast miłosnej aury zamczysko wypełnia atmosfera aż gęsta od nienawiści. Czarę goryczy przelewa przyjazd ordynarnej i chciwej Pety. A kiedy miłość wychodzi oknem, morderca wchodzi drzwiami. Peta zostawia Hamishowi kłopotliwą zagadkę do rozwiązania: kto towarzyszył Pecie podczas jej ostatniego posiłku, który kobieta zakończyła martwa, z dużym czerwonym jabłkiem wetkniętym w usta?
LanguageJęzyk polski
PublisherSkinnbok
Release dateAug 23, 2023
ISBN9789979645061

Related to Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

Titles in the series (10)

View More

Related ebooks

Related categories

Reviews for Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Hamish Macbeth i śmierć obżartucha - M.C. Beaton

    Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

    Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

    Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

    © M.C. Beaton 1993

    © Copyright to the Polish Edition: Jentas ehf 2022

    Tytuł oryginału: Death of a Glutton

    ISBN: 978-9979-64-506-1

    W SERII KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth ukażą się:

    Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary

    Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka

    Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego

    Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

    Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy

    Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć snobki

    Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia

    Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

    Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca

    Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodziciela

    Julianowi Spilsbury’emu

    ROZDZIAŁ PIERWSZY

    Och, gruba, biała kobieto, nikt cię nie kocha

    — Frances Crofts Cornford

    W zachodnich górach w Szkocji był piękny dzień, a niebo lśniło błękitem. Posterunkowy Hamish Macbeth spacerował wzdłuż brzegu jeziora po miasteczku Lochdubh. Choć błękit w niektórych kulturach kojarzy się ze smutkiem, nie miało to akurat żadnego związku z tym idealnym dniem, kiedy to piękne, bezchmurne niebo stykało się z jeziorem. Piętrzące się góry były ciemnoniebieskie i ginęły gdzieś w błękitnej nieskończoności, tak jakby północnoszkockie Sutherland było bezkresnym rajem, przepełnionym przejrzystym powietrzem i słonecznym światłem.

    Zima była mroźna, wiosna skąpana w deszczu, jednak lato, które na dalekiej północy w najlepszym razie trwało zwykle zaledwie sześć tygodni, wreszcie zawitało w pełnej krasie, zaskakując mieszkańców przyzwyczajonych do deszczu, wilgoci i porywistego wiatru.

    Niewielkie, jedwabiste fale rozbijały się o brzeg. Wszystko zdawało się płynąć leniwie w przejrzystym świetle dnia. Róże rosnące w małych ogródkach zakwitły wyjątkowo pięknie i obficie. Dougie, leśnik pracujący na terenach pułkownika Halburtona-Smythe’a, opowiadał każdemu, kto tylko chciał słuchać, że jeśli kwiaty rosną tak obficie, jest to znak, że nadciągająca zima będzie bardzo mroźna. Nikt jednak nie chciał mu wierzyć. Wydawało się, że w Lochdubh czas stanął w miejscu, zamieniając się w szereg następujących po sobie idealnych dni. Życie, które nigdy nie biegło tu zbyt szybko, zwolniło jeszcze bardziej. Zapomniano o dawnych kłótniach i sporach.

    Wszystko to jak najbardziej odpowiadało spokojnemu charakterowi Hamisha Macbetha. Już od dłuższego czasu nie zdarzyło się tu żadne przestępstwo. Jego zwierzchnik i wieczne utrapienie, główny inspektor Blair ze Strathbane, był na wakacjach w Hiszpanii. Hamish zamierzał pójść na przystań, żeby pogawędzić trochę z jednym z rybaków, który akurat naprawiał sieci. Potem mógłby udać się do hotelu Zamek Tommel, żeby wypić kawę z Priscillą Halburton-Smythe. Dziewczyna była kiedyś miłością jego życia, nie miała jednak o tym pojęcia.

    Rybak Archie Maclean siedział właśnie na murku na przystani, patrząc na zacumowane łodzie kołyszące się lekko na jeziorze.

    — Tak, mamy piękny dzień, Hamish — powiedział, kiedy posterunkowy podszedł do niego.

    — Niezbyt dobry na łowienie ryb — odpowiedział przyjaźnie Hamish.

    — Ryby biorą całkiem dobrze, Hamishu. Same wskakują do sieci. Masz może papierosa?

    — Zapomniałeś, że rzuciłem palenie wieki temu? — zapytał z żalem Hamish. Czy kiedykolwiek pozbędzie się tej nawiedzającej go od czasu do czasu tęsknoty za papierosem? Byłoby miło zapalić i z zadowoleniem wydmuchać dym z płuc.

    — No cóż, w takim razie przejdę się do Patela i kupię paczkę. — Archie podniósł się z murku. Obaj mężczyźni poszli w kierunku miejscowego sklepu.

    Priscilla Halburton-Smythe właśnie stamtąd wychodziła, niosąc torbę z zakupami.

    — Daj mi to, Priscillo — powiedział Hamish. — Gdzie zaparkowałaś?

    — Zaraz za rogiem. Dzień dobry, Archie.

    — Czemu to ty robisz zakupy? — spytał Hamish podejrzliwie.

    — Potrzebowałam pretekstu, żeby się stamtąd wyrwać na chwilę — powiedziała Priscilla, otwierając samochód.

    Ojciec Priscilli, pułkownik Halburton-Smythe, zamienił ich dom w hotel po tym, jak stracił majątek. Interes świetnie prosperował. Pan Johnson, pracujący wcześniej w nieczynnym już hotelu Lochdubh, był teraz zarządcą na zamku Tommel, dzięki czemu Priscilla zwykle nie musiała się o nic troszczyć. Hamish zauważył jednak, że teraz była spięta.

    — Co się dzieje? — spytał.

    — Pojedz ze mną, napijemy się czegoś i wszystko ci opowiem.

    Hamish wsiadł do samochodu. Spojrzał na nią z ukosa i zauważył, że wyglądała piękniej niż zwykle. Jej złote włosy lśniły zdrowo, a skóra była lekko opalona. Miała na sobie bawełnianą błękitną sukienkę przepasaną szerokim białym paskiem ze skóry, a na gołych, opalonych nogach nosiła brązowe sandałki na niskim obcasie. Niektóre z jego dawnych pragnień dały o sobie znać, ona była jednak spokojna i opanowana, jechała bardzo pewnie i w ogóle nie patrzyła na niego jak na mężczyznę. Uczucia pierzchły więc równie szybko, jak się pojawiły. Była perfekcjonistką i Hamish miał przeczucie, że byłaby zdruzgotana, gdyby zrobiła coś nie tak: nie zmieniła biegu czy coś upuściła. Jej włosy zawsze musiały być na miejscu, szminka miała mieć odpowiedni odcień, inaczej nie wybaczyłaby sobie tych małych potknięć, które zdarzają się każdemu człowiekowi.

    Wkrótce zarysował się przed nimi hotel Zamek Tommel, który sprytnie udawał majątek magnacki. Priscilla powiedziała Hamishowi, żeby zostawił zakupy w recepcji i poprowadziła go salonu zamienionego obecnie w bar.

    — Masz ochotę na whisky, Hamish, czy napijemy się kawy?

    — Może być kawa.

    Dziewczyna przygotowała dwa kubki i oboje usiedli przy jednym ze stolików.

    — Więc co się dzieje? — spytał Hamish.

    — No cóż, wszystko układało się jak najlepiej. Nowy sklep z pamiątkami, który planuję otworzyć, jest prawie gotowy i podróżowałam trochę, zbierając odpowiednie rzeczy, które będę w nim sprzedawać. Spodziewaliśmy się ośmiu członków klubu wędkarskiego, jednak odwołali swój przyjazd w ostatniej chwili. Prezes klubu wybrał się na łososie gdzieś na południe, jednak ryba okazała się silniejsza od niego, wpadł do rzeki i został przeciągnięty po kamienistym dnie. Dochodzi do siebie w szpitalu. To stary przyjaciel mojego taty i jak się okazało, tato nie wziął od niego żadnej zaliczki. Mieliśmy również rezerwację, którą mój ojciec próbował anulować. Chodziło o klub dla samotnych „Szach Mat. Tato naoglądał się amerykańskich filmów, wyrabiając sobie zdanie na temat barów dla singli, więc samo słowo „samotny wywołuje u niego wściekłość. Pan Johnson słusznie zauważył, że należałoby przyjąć tę rezerwację, żeby odrobić straty po utracie wędkarzy, ale tato był nieugięty. Więc pan Johnson mnie wezwał, żebym przemówiła mu do rozsądku.

    Tak się składa, że „Szach Mat" jest jednym z najdroższych i najbardziej ekskluzywnych klubów dla samotnych w Wielkiej Brytanii. Powiedziałam tacie, że w swoich księgach mają pewnie połowę naszej arystokracji, co jest sporą przesadą, ale stary snob to łyknął — zauważyła Priscilla, która często miewała podobne przejścia ze swoim ojcem. — W rzeczywistości jest to jednak przede wszystkim biuro matrymonialne. Ostatecznie sprawę załatwiła kobieta, która prowadzi ten klub, Maria Worth. Wpadła tutaj, żeby obejrzeć hotel i była nienagannie ubrana w tweed i na pierwszy rzut oka błękitnokrwista. Nawet umysł miała chyba zrobiony z tweedu. Tato to łyknął i zasypał ją komplementami. Wszystko zostało ustalone, ale czuję się taka przygnębiona tymi niedorzecznymi kłótniami. Poczułam, że muszę się stąd wyrwać choć na moment i zaproponowałam, że zrobię zakupy.

    — Mówisz więc, że ta Maria Worth jest taką jakby swatką?

    — Coś w tym stylu. Pobiera za to jednak wielkie prowizje. Przywiezie tutaj ze sobą ośmioro swoich klientów, żeby mogli się lepiej poznać.

    — Dobry Boże — powiedział Hamish, drapiąc się z zakłopotaniem po ogniście rudej głowie. — Muszą być naprawdę zdesperowani, żeby płacić jakiejś kobiecie za to, żeby znalazła im partnera.

    — Niekoniecznie. Zwykle są to ludzie, którzy chcą kogoś z pieniędzmi, żeby połączyć majątki, albo osoby w średnim wieku, którym nie chce się już przechodzić przez te niezręczne randki z nieznajomymi. Znalezienie partnera w tych czasach i w tym wieku jest naprawdę trudne, Hamishu — powiedziała Priscilla z powagą. — Chodzi mi o to, że czasem to nawet lepiej, jak jakaś agencja sprawdzi za ciebie pewne rzeczy i dowie się wszystkiego o danej osobie. Sama może z tego skorzystam.

    — Nie wygłupiaj się — powiedział Hamish z urazą. — Znamy przecież wszystkich mieszkańców tego nieszczęsnego Sutherland i jeśli czegoś nie wiemy, możemy się zaraz dowiedzieć.

    — Kto powiedział, że chciałabym poślubić kogoś z tego cholernego Sutherland? — Priscilla spojrzała na niego.

    Hamish uśmiechnął się niespodziewanie, a w jego orzechowych oczach zatańczyły wesołe ogniki.

    — Drzemią więc w tobie jakieś ludzkie uczucia.

    — Oczywiście, ty szkocki durniu.

    — Chodzi o to, że zawsze wydajesz się taka zdystansowana wobec wszystkiego, jak smaczna sałatka podana na zimno.

    — Po prostu nie lubię niepotrzebnych scen i konfrontacji. Gdyby twój ojciec był podobny do mojego, to też unikałbyś podobnych dramatów.

    — Czemu on nie da sobie spokoju z tym hotelem? — spytał Hamish, nie pierwszy raz zresztą. — Zarobił przecież fortunę. Może już ściągnąć hotelowy szyld i wrócić do swojej zabawy w lorda.

    — On to uwielbia. Niektórzy z jego przyjaciół z wojska wynajmują u nas pokoje, a on opowiada im, jak prawie się zastrzelił, kiedy stracił wszystkie pieniądze, i jak dzielnie sam walczył, żeby je odzyskać. Tak jakbyśmy z mamą nie kiwnęły nawet palcem, nie wspominając już o panu Johnsonie. „Opowieść o dzielnym pułkowniku" to teraz jego standardowa śpiewka. Cóż, jestem złośliwa, a on naprawdę jest szczęśliwy. Jego wybuchy złości nic nie znaczą. Nigdy nie trwają zbyt długo, a on nawet nie pamięta później, o co poszło. Nieważne, grunt, że mamy piękną pogodę. Do tego żadnych morderstw. Ty to masz wspaniałe życie, Hamish....

    — Bogu dzięki — powiedział Hamish. — I nawet jednej chmurki na niebie.

    Jednak już wkrótce do Sutherland miały nadciągnąć chmury, które zmącą posterunkowemu jego spokojne, błękitne niebo. Tymi chmurami byli członkowie klubu „Szach Mat".

    Tydzień później Maria Worth, organizatorka wycieczki, zmierzała drogą na północ. Była wesołą, przysadzistą kobietą, której udało się osiągnąć sukces zawodowy. Nigdy nie organizowała dużych zgromadzeń dla swoich klientów. Zawsze tworzyła małe grupki, które woziła do jakichś romantycznych miejsc, zwykle w Londynie lub okolicach. Od znajomych usłyszała o hotelu Zamek Tommel i zdecydowała, że będzie to idealne miejsce dla jej najbardziej wymagających klientów. Taka wyprawa nie przyszłaby jej do głowy, gdyby Peta była w pobliżu. Peta Gore była utrapieniem Marii, która poza tym wiodła całkiem przyjemne życie. Peta wyłożyła połowę sumy na otwarcie klubu „Szach Mat", stając się tym samym jego współwłaścicielką. Kiedy interes zaczął prosperować, Maria próbowała wykupić udziały Pety, ale ta odmówiła. Peta była wdową i rozglądała się za mężem, miała więc nadzieję, że uda jej się złapać jakiegoś na jednym z organizowanych przez Marię spotkań. Nigdy nie zawracała sobie głowy żadną żmudną, papierkową robotą, wywiadem czy poszukiwaniem klientów. Miała jednak paskudny zwyczaj pojawiania się bez zaproszenia, burząc tym samym dokładnie zaplanowaną listę gości.

    Maria wręcz znienawidziła swoją dawną przyjaciółkę. Peta była nie tylko głośna i wulgarna, była również obżartuchem. Trudno określić to łagodniejszym słowem. Ona nie tylko „lubiła jeść czy „miała dobry apetyt. Ta kobieta mlaskała, chrząkała i ciamkała z upodobaniem, sapiąc przy tym przez nos. Potrafiła zepsuć każdą imprezę.

    Maria postanowiła, że Peta nie dowie się o wyjeździe na zamek Tommel, więc nie pisnęła nawet słowa na temat podróży, aż kobieta powiedziała, że wyjeżdża na urlop na Węgry, myśląc, że nic ciekawego się nie szykuje.

    Jadąc w wagonie pierwszej klasy w pociągu do Inverness, Maria otworzyła swoją teczkę od Gucciego i wyjęła plik notatek, dziękując Bogu, że Peta była daleko stąd, mlaskając i ciamkając gdzieś nad brzegiem Dunaju.

    Przejrzała notatki, upewniając się, że dobrze dobrała swoich singli.

    Był tam sir Bernard Grant, właściciel sieci sklepów z ubraniami. Jego zdjęcie przypięte było do kartki papieru. Dobiegał pięćdziesiątki, był niewysoki, okrągły i inteligentny. Wdowiec. Zgłosił się do jej biura, ponieważ w tym wieku nie miał już ochoty na randki i był zbyt zajęty, żeby samemu szukać partnerki. Kiedy dołączył do klubu, „Szach Mat" wyrobił już sobie reputację gromadzenia jedynie bogatej klienteli.

    Maria wyciągnęła kolejną kartkę. Parą dla Granta miała być Jessica Fitt, właścicielka kwiaciarni w południowym Kensington. Jessica skończyła ekonomię na uniwersytecie w Newcastle. Kilka razy zmieniała pracę, żadna jednak nie przypadła jej do gustu, zapisała się więc na kurs florystyczny, otworzyła kwiaciarnię i wówczas wykorzystała swoją doskonałą znajomość ekonomii, żeby zrobić z tego lukratywny interes. Cała była szara: miała siwe włosy, szarą cerę i nawet ubierała się na szaro. Powiedziała Marii, że w swoim sklepie miała posłuch wśród pracowników i znali ją wszyscy stali klienci, jednak poza pracą ludzie traktowali ją, jakby była niewidzialna. W ostatnim czasie doszła do wniosku, że dobrym pomysłem byłoby mieć męża. Nie z powodu seksu czy chęci przeżycia romansu, ale żeby mieć kogoś, kto na przykład w restauracji zawoła kelnera. Sir Bernard szukał żony, ponieważ potrzebna mu była gospodyni. Tak, powinni się sobie spodobać.

    Kolejne zdjęcie przedstawiało sympatycznie wyglądającego młodego mężczyznę o kwadratowej twarzy, raczej małych oczach i dość wydatnych ustach. Był to Matthew Cowper, dwudziestoośmioletni yuppie i z pewnością jedna z ostatnich osób, która potrzebowałaby pomocy

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1