Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej
Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej
Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej
Ebook187 pages2 hours

Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Ukochana Hamisha, Priscilla Halburton-Smythe, wraca do Lochdubh z nowym narzeczonym, więc nic dziwnego, że posterunkowy jest załamany i wszystko go drażni. Najbardziej jednak działa mu na nerwy niejaka Trixie Thomas, idealna pani domu, mieszkanki Lochdubh do zdrowego egoizmu.
Gdy ktoś ucisza ją na zawsze, męska część mieszkańców miasteczka może wreszcie odetchnąć z ulgą. Hamish odetchnie dopiero wtedy, gdy znajdzie mordercę.
LanguageJęzyk polski
PublisherSkinnbok
Release dateMay 5, 2023
ISBN9789979645023

Related to Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

Titles in the series (10)

View More

Related ebooks

Related categories

Reviews for Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej - M.C. Beaton

    Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

    Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

    Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

    © M.C. Beaton 1989

    © Copyright to the Polish Edition: Jentas ehf 2022

    Tytuł oryginału: Death of a Perfect Wife

    ISBN: 978-9979-64-502-3

    W SERII KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth ukażą się:

    Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary

    Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka

    Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego

    Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej

    Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy

    Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć bufona

    Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia

    Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha

    Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca

    Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodziciela

    Dla Rory’ego Stuarta

    ROZDZIAŁ PIERWSZY

    — Może wstąpisz do mnie? — spytał pająk muchę — to najładniejszy salonik, w jakim kiedykolwiek byłaś.

    Mary Howitt

    To był kolejny piękny dzień.

    Posterunkowy Hamish Macbeth, człowiek w pełni szczęśliwy, spacerował wzdłuż brzegu jeziora Lochdubh razem ze swoim psem pałętającym się tuż za nim. Pogoda dopisywała już od dwóch tygodni.

    Niebo było lazurowe. Przed Hamishem rozciągała się mała gwarna przystań nad błękitnym morzem, niesamowicie błękitnym, skrzącym się diamentowo w promieniach słońca ślizgających się po nierównej powierzchni fal. Nad miasteczkiem wznosiły się góry Sutherland, najstarsze na świecie, miękko rysujące się w leniwym świetle. Po drugiej stronie jeziora — niczym chłodna, ciemna katedra wysokich, prostych sosen — rozciągał się Szary Las. Pierwsze róże wylewały się zza ogrodowych płotów, a pachnący groszek zachwycał swoim edwardiańskim pięknem, kołysząc się delikatnie na wietrze. Zbocza gór porośnięte były dzwonkowymi wrzosami, pierwszymi tego typu kwiatami, które zakwitają w czerwcu, dodając rumieńców zielonym i brązowym wrzosowiskom. Dzwonki okrągłolistne, typowe szkockie kwiaty, drżały na poboczach dróg pośród oślepiającej żółci i fioletu wyk i białych trąbek powojów.

    Przechadzający się Hamish ujrzał siostry Currie — Jessie i Nessie — dwie stare panny z Lochdubh, pielące małe grządki w swoim ogródku, który wyglądał na niezwykle zdyscyplinowany. Kwiaty rosły w schludnych rządkach obramowanych płotkami z muszelek.

    — Piękny dzień — zagaił Hamish, uśmiechając się zza żywopłotu. Obie siostry wyprostowały się znad rabatki i spojrzały na posterunkowego nieprzychylnym okiem.

    — Nic specjalnego, jak sądzę — odrzekła Nessie surowo, a słońce odbijało się w grubych szkłach jej okularów.

    — I czyż to nie jest najpiękniejsze? — powiedział Hamish radośnie. — Żadnych przestępstw, żadnej pobitej żony ani nawet jednego pijaka, którego trzeba by zaaresztować.

    — W takim razie powinno się zamknąć posterunek policji. Powinno się zamknąć posterunek policji — stwierdziła Jessie, która zawsze wszystko powtarzała dwa razy, jak papuga. — To grzech i wstyd patrzeć, jak mężczyzna w pełni sił tak się leni. Grzech i wstyd.

    — Och, znajdę jakiegoś mordercę specjalnie dla pani — odpowiedział Hamish. — I wówczas rzeczywiście będzie pani miała na co narzekać.

    — Słyszałam, że panna Halburton-Smythe wróciła — rzuciła Jessie, spoglądając złośliwie na posterunkowego. — Przywiozła ze sobą jakichś londyńskich przyjaciół.

    — Najlepszy czas, żeby tu przyjechać — powiedział Hamish przyjaźnie. — Cudowna pogoda.

    Uśmiechnął się, zasalutował i poszedł dalej, jednak radość wyparowała z jego twarzy w momencie, gdy zniknął im z pola widzenia. Priscilla Halburton-Smythe była miłością jego życia. Hamish zastanawiał się, kiedy wróciła i kto z nią przyjechał, a także — kiedy ją zobaczy. Zaczął opanowywać go niepokój. To wydawało się wręcz niesłychane, że dzień nadal był idealny: słońce wciąż świeciło, a foka leniwie kołysała się w rytm spokojnych wód zatoki.

    Jednak Hamish starał się jakoś odzyskać dobry nastrój. W powietrzu unosił się zapach soli, smoły i sosen. Mężczyzna udał się do hotelu Lochdubh, żeby sprawdzić, czy uda mu się wysępić kubek kawy.

    Pan Johnson, zarządca hotelu, był właśnie w swoim biurze.

    — Częstuj się — powiedział, wskazując głową stojący w rogu ekspres do kawy. Poczekał, aż posterunkowy usadowi się z kubkiem w ręku, po czym zagadnął:

    — Dom Willetów został sprzedany.

    Hamish uniósł brwi.

    — Nie przypuszczałem, że ktokolwiek go kupi.

    Dom Willetów to wiktoriańska willa usytuowana nad brzegiem jeziora. Wystawiono ją na sprzedaż pięć lat temu i teraz była w dość kiepskim stanie.

    — Słyszałem, że poszła za małe pieniądze. Ktoś mówił, że kupili ją za dziesięć tysięcy funtów.

    — Kto?

    — Na nazwisko mają Thomas. Anglicy. Nie wiem nic na ich temat, poza tym, że ponoć dzisiaj się wprowadzają. Może to robota dla ciebie.

    Hamish uśmiechnął się.

    — Masz na myśli przestępstwo? Przy takiej pogodzie nic złego nie może się wydarzyć.

    — Ciśnienie spada.

    — Nie widziałem jeszcze barometru, który potrafi trafnie przepowiadać pogodę — odparł posterunkowy. — A co słychać na zamku Tommel? — Hamish zadał to pytanie na pozór zwykłym i obojętnym tonem, ale pan Johnson nie dał się zwieść. W zamku Tommel, położonym kilka kilometrów od Lochdubh, mieszkała Priscilla Halburton-Smythe.

    — Słyszałem, że Priscilla wróciła razem z grupą przyjaciół — powiedział zarządca.

    Hamish pociągnął łyk kawy.

    — Jakich przyjaciół?

    — Jakieś dzieciaki z wyższych sfer. Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny.

    Posterunkowy poczuł wyraźną ulgę. Brzmiało, jakby to były dwie pary. Drżał na samą myśl o tym, że Priscilla przywiozła ze sobą jakiegoś nowego chłopaka.

    — Widziałeś ich już? — spytał.

    — Ach, jasne, byli tu wczoraj na kolacji.

    Hamish zesztywniał.

    — A co się stało z gościnnością pułkownika, że jego córka musi zabawiać przyjaciół w miejscowym hotelu?

    Pan Johnson wyglądał na speszonego.

    — Są na zamku od ponad tygodnia — powiedział, a potem zerknął na sufit, żeby nie musieć oglądać rozczarowania, jakie malowało się w oczach Hamisha.

    Posterunkowy powoli odstawił niedopitą kawę na biurko.

    — Lepiej wrócę do mojego obchodu — powiedział. — Chodź, Towser — duży kundel powlókł się ociężale za swoim panem, a jego pierzasty ogon był lekko opuszczony, jakby wyczuwał niepokój Hamisha.

    Policjant stanął na podjeździe przed hotelem, pomiędzy doniczkami ze szkarłatnym geranium, i zamrugał w oślepiającym słońcu. Jakie to dziwne, że pogoda nadal była taka wspaniała. Priscilla była tu ponad tydzień! I nawet do niego nie zadzwoniła.

    Poszedł na posterunek policji, a potem przez ogród dostał się na tyły, do swojej małej zagrody, aby upewnić się, że owce mają wystarczająco dużo wody. Słońce paliło go w plecy, z wrzosów dobiegał szczebiot kulików, a wysoko po niebie kołował myszołów, niczym Ikar lecący w kierunku słońca.

    Duża czarna owca podeszła i szturchnęła nosem jego dłoń. Hamish automatycznie pogłaskał zwierzę, choć jego myśli krążyły gdzieś wokół zamku. Przed wyjazdem Priscilla powiedziała coś złośliwego na temat jego lenistwa i braku ambicji. Racja — z pewnością nie był ambitnym mężczyzną. Odpowiadało mu spokojne życie, jakie prowadził, kochał zachodni Sutherland z jego górami, wrzosowiskami i Atlantykiem, rozciągającym się szeroko za wodami jeziora, gdzie według legend kelpie¹ ujeżdżają fale, a zmarli przemieniają się w foki.

    Hamish doszedł do wniosku, że nic się nie stanie, jeśli uda się na zamek i osobiście sprawdzi, co się tam właściwie dzieje.

    Miał teraz nowego białego land rovera, dodatek do pensji przysłany przez oddział w Strathbane. Z pewnością z błogosławieństwem głównego inspektora Blaira, który cieszył się zaszczytami z powodu rozwiązanych spraw o morderstwo, w których Hamish rzekomo mu tylko pomagał. W rzeczywistości posterunkowy sam rozwikłał te wszystkie zagadki, ale pozwolił, by gburowaty detektyw Blair sobie przypisał zasługi.

    Do zamku prowadziła wijąca się poprzez wzgórza droga. Serce posterunkowego rosło z każdym kilometrem. Musiało istnieć jakieś proste wytłumaczenie, dlaczego Priscilla jeszcze nie przyszła, żeby się z nim przywitać. Jej ojciec, pułkownik, ostro się sprzeciwiał jej przyjaźni z miejscowym policjantem. Prawdopodobnie nakazał jej, aby zerwała z nim wszelkie kontakty... Hamish celowo pominął w pamięci fakt, że temperament i zakazy taty dawniej nie powstrzymywały Priscilli przed wizytami na posterunku.

    Zaparkował land rovera na poboczu przed bramą. Chciał trochę rozejrzeć się po okolicy, zanim ktokolwiek go tu zobaczy.

    Powoli szedł wzdłuż podjazdu. Słyszał jakieś krzyki i śmiechy, więc zamiast skręcić i pójść drogą, która zaprowadziłaby go na trawnik przed domem, zagłębił się w sosnowy las i poruszał się cicho pomiędzy pniami drzew, aż znalazł miejsce, z którego miał dobry widok, samemu nie będąc widzianym.

    Priscilla i jej przyjaciele grali właśnie w krykieta². Na początku Hamish widział tylko ją. Stała pochylona nad drewnianym młotkiem, a jej złote włosy opadały falą na twarz. Miała na sobie zwykłą białą bluzkę, krótką, prostą, purpurową spódniczkę z bawełny i brązowe sandałki z cienkimi paskami, na niskim obcasie. Po chwili uwagę Hamisha przykuł mężczyzna, który podszedł do dziewczyny i objął ją ramionami, aby pokazać, jak powinna trzymać drewniany młotek. Był wysoki, miał ciemne, kędzierzawe włosy, przystojną twarz, a na policzkach trzydniowy zarost. Nosił koszulę w kratkę, rozpiętą na piersi, skąd wymykały się na wierzch czarne kręcone włoski. Podwinięte rękawy ukazywały mocne, opalone ręce, także pokryte czarnymi włosami.

    Grze przypatrywały się dwie dziewczyny z niezbyt inteligentnymi buziami bogaczek z Chelsea i starannie ułożonymi fryzurami. Ubrane były zwyczajnie. Drugi mężczyzna, indywidualista o wyglądzie królika, miał na nosie okulary w złotych oprawkach.

    Hamish wciąż przyglądał się Priscilli, która właśnie uśmiechnęła się promiennie do ciemnowłosego mężczyzny. W tym momencie posterunkowy poczuł, że ogarnia go chłód. W jego głowie zaczęły się kłębić czarne myśli: Priscilla Halburton-Smythe była zakochana w tym owłosionym orangutanie. Tym neandertalczyku... Rozpacz Hamisha była gwałtowna i wyraźna. A z twarzy Priscilli nagle zniknął uśmiech. Dziewczyna zerknęła za siebie, a potem spojrzała w kierunku drzew.

    Hamish wymknął się po cichutku. Czuł się odrętwiały. Cierpienie sprawiło, że nogi miał jak z waty, kiedy szedł z powrotem do land rovera.

    Wracając do Lochdubh, jechał bardzo ostrożnie. Jak pijany, który za wszelką cenę stara się wytrzeźwieć.

    Wtem zobaczył dużą, zakurzoną ciężarówkę do przeprowadzek stojącą przed domem Willetów. Przyjechali nowi mieszkańcy.

    Zamiast zostać sam na sam ze swoimi myślami, Hamish postanowił przywitać przybyszów. Zaparkował swój samochód obok ciężarówki. Dwoje ludzi — wysoka i dość elegancka kobieta i duży, niezgrabny mężczyzna — rozładowywało właśnie pakunki.

    — Potrzebują może państwo pomocy? — spytał. — Jestem Hamish Macbeth, miejscowy posterunkowy.

    Kobieta wytarła rękę o spodnie i wyciągnęła ją do Hamisha.

    — Trixie Thomas — powiedziała. — A to mój mąż, Paul.

    Była prawie tak wysoka jak Hamish. Miała długie brązowe włosy, kręcące się naturalnie na wysokości ramion, oraz bardzo duże brązowe oczy o błękitnawych białkach. Jej usta były wąskie, a gdy się uśmiechała, dostrzec można było wspaniałe, bielutkie zęby. Hamish stwierdził, że musi mieć około czterdziestu pięciu lat. Jej mąż, wielki niedźwiadek z twarzą pomarszczonego klauna, wyglądał jak grubasek, który właśnie przeszedł bardzo rygorystyczną dietę. Skóra mężczyzny była workowata, jakby ściągnięto ją z jakiegoś większego ciała. Miał małe czarne oczy, duże usta i kartoflowaty nos.

    — Dajecie sobie państwo radę? — spytał Hamish.

    — Robimy, co w naszej mocy — westchnęła Trixie — ale jest tak gorąco! Wynajęliśmy tę ciężarówkę. Nie mogliśmy sobie pozwolić na ekipę do przeprowadzek, więc chyba musimy sobie poradzić... jakoś — jej oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły, kąciki ust opadły, a ręce rozłożyła w geście bezsilności.

    — Pomogę państwu — powiedział Hamish. Zdjął czapkę i podwinął rękawy koszuli od munduru.

    — Och, naprawdę? — odetchnęła Trixie. — Biedny Paul jest taki bezradny — mówiła na bezdechu, a jej głos zdradzał delikatne ślady cockneya³.

    Hamish spojrzał na Paula, żeby sprawdzić, jak odniesie się do bezradności, którą przypisała mu żona, ale ten duży mężczyzna tylko uśmiechał się przyjaźnie.

    Posterunkowy wziął się do pracy, zadowolony, że może czymś zająć myśli. Razem z Paulem rozładowywali meble, bibeloty i książki, podczas gdy Trixie chodziła po domu, pokazując im, gdzie co postawić.

    — Potrzebujemy więcej mebli — orzekła. — Oboje jesteśmy na zasiłku i postanowiliśmy otworzyć tu mały pensjonat.

    — Jasne, jak się państwo pospieszycie, to załapiecie się jeszcze na lipcowych i sierpniowych turystów — powiedział Hamish. — A jeśli chcecie kupić coś z drugiej ręki, jest jedno dobre miejsce w Alness. To kawałek drogi stąd...

    Usta Trixie znów się wykrzywiły.

    — Nie mamy ani grosza na meble — wyznała. — Żywiłam nadzieję, że może tutejsi mieszkańcy mają jakieś starocie, których nie potrzebują.

    — Może ja znajdę coś, co mógłbym państwu dać — powiedział Hamish. — Kiedy skończymy, proszę pojechać ze mną na posterunek, przygotuję coś do jedzenia.

    Pożałował tego zaproszenia już w momencie, kiedy wypowiedział je na głos. Chociaż nie był w żadnym razie próżnym mężczyzną, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Trixie zalecała się do niego. Emanowała uwodzicielską seksualnością, od czasu do czasu zderzając się z nim, niby to przypadkowo, ale za każdym razem znacząco się uśmiechając.

    Jeszcze bardziej przeklinał swoją gościnność, kiedy para zjawiła się na

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1