Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Zakręcone urodziny
Zakręcone urodziny
Zakręcone urodziny
Ebook150 pages1 hour

Zakręcone urodziny

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

„Zakręcone urodziny” to książka pełna szalonych przygód. W dniu swoich urodzin Mareczek pozostaje sam na Planetce. Towarzyszy mu tylko jego Botek. Na tle nieba ukazuje się wiadomość o kosmicznym meczu piłki nożnej. Nikt więc nie przyjdzie na urodziny Mareczka. Chłopiec wraz z Botkiem udaje się na wyprawę na koniec świata, aby zaprosić gości. Ogląda po drodze automaty i urządzenia, które produkują wszystko, co potrzebne do życia. Jak się wykluwają kurczęta pod sztuczną kurą? I jak się tworzy chmury na Planetce?
Na wspaniałe przyjęcie urodzinowe do Pysznego Ogrodu zostają zaproszone cudowne postacie z baśni. Przybywają w karetach i dorożkach, zjeżdżających z łuku nieba. Trzeba jednak otworzyć kosmiczne wrota. Czy Mareczek da sobie radę z niesfornymi gośćmi? Czy zdoła uratować życie Kopciuszka? Dlaczego Zła Czarownica podarowała mu olbrzymi kamień? Potem zasiadamy, by kibicować zawodnikom galaktycznego meczu piłki nożnej pomiędzy Ziemią i Zjednoczonymi Planetkami. Chłopcy będą wymachiwać klubowymi szalikami i krzyczeć ze szczęścia goooool.
Nagle Centralny Komputer podaje sygnał S.O.S. Zagrożenie życia, pasażerowie transportowca są w niebezpieczeństwie. Kto ma ich uratować? Czyżby Marek musiał stanąć wobec zadania ponad siły? Pewnie za ten czyn należy się chłopcu kosmiczny medal. Czy tak jest, przekonamy się, czytając książkę.

LanguageJęzyk polski
PublisherEmma Popik
Release dateApr 16, 2016
ISBN9788394469733
Zakręcone urodziny
Author

Emma Popik

Emma Popik – ukończyłam filologię polską, napisałam pracę magisterską u pani prof. Marii Janion. Pani profesor zaproponowała mi temat rozprawy doktorskiej.Otrzymawszy nakaz pracy, uczyłam w szkole podstawowej, a po roku w średniej. Zaproponowano mi stanowisko asystentki w Wyższej Szkole Nauczycielskiej w Bydgoszczy. Porzucałam te zajęcia, poniechałam również studiów doktoranckich. Pracowałam jako redaktor w Wydawnictwie Instytutu Morskiego. Zaczęłam się interesować fenomenem UFO, szukając wewnętrznych reguł i ukrytych praw rządzących rzeczywistością.Zamieszczałam artykuły na ten temat w czasopismach poświęconym temu zjawisku USA i w Wielkiej Brytanii, w rezultacie zaproszono mnie do amerykańskiego stowarzyszenia „Mutual UFO Network”. Moje artykuły zostały przetłumaczone i zamieszczone w wielu krajach - w Finlandii, Anglii i nawet w Chinach, co stało się bez moich starań. Porzuciłam te zainteresowania, uznawszy, że stoją za nimi ziemskie firmy lotnicze wielkich mocarstw, starające się ukryć doświadczenia naukowe z dziedziny przemysłu wojennego.Pisałam wiersze i poświęcono stronę na ich zaprezentowanie w gdańskim czasopiśmie literackim "Litery". Redagował je Antek Fac, który pokazywał twórczość gdańskich pisarzy i zasłużył się w kulturze. Wkrótce wydawnictwo "Iskry" wydało "Almanach literacki młodych", zamieszczając w nim również moje wiersze.Pisałam wiele opowiadań fantastycznych, zbierając je w tom i przygotowując do druku. Pierwsze moje opowiadanie wydrukowałam pod nazwiskiem Emma Popiss na łamach „Fantastyki” w 1983 roku w numerze 3. Nosiło tytuł „Mistrz”. Zaliczono je do stu najlepszych polskich opowiadań.Pierwszy tom opowiadań ukazał się w roku 1986 pod tytułem "Tylko Ziemia". Moje opowiadania zamieszczano również w czasopismach, na przykład w „Przeglądzie Technicznym”. W latach osiemdziesiątych ukazywało się wiele książek z gatunku sf, toteż moje nazwisko się w nich pojawiało. Odnotowano je również w "Oxford Dictionary of Contemporary World Literature" i to w dwóch kolejnych latach.Po roku 1989 wpadły w kłopoty duże wydawnictwa państwowe, jak "Iskry" i "Czytelnik". Wszystko się zmieniało, szukano funduszy na książki. Maciek Parowski, redaktor naczelny "Fantastyki" zdołał zdobyć fundusze na wydanie almanachu "Co większe muchy". Jako honorarium sprezentował autorom egzemplarze książki, dziękujemy mu za to bardzo. Były to trudne lata, polscy pisarze byli w niełasce, czytelnicy odczuwali ogromne zainteresowanie autorami kultury zachodniej, do której nareszcie otrzymali szeroki dostęp. W roku 1989 wyjechałam do Londynu, zaproszona przez towarzystwo "Mutual UFO Network" na zjazd ufologiczny. Wysokie honoraria autorskie za dwie książki, wydane tuż przed wyjazdem, zapewniły swobodny tam pobyt, bez konieczności podejmowania pracy przez czas jakiś. Powróciłam do kraju w 1995 roku. Związałam się z pewnym wydawnictwem, tłumaczyłam i wydawałam książki. Od roku 2000 byłam redaktor naczelną miesięcznika "Nowy Kurier Nadbałtycki". Wydawcą był Wydział Edukacji Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Wydawca zamknął czasopismo 31 grudna roku 2011. Byłam redaktor prowadzącą periodyku "Gazeta WPiA UG". Pisałam do dzielnicowej "Twojej Gazety".

Read more from Emma Popik

Related to Zakręcone urodziny

Related ebooks

Reviews for Zakręcone urodziny

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Zakręcone urodziny - Emma Popik

    ROZDZIAŁ I - PORANEK URODZINOWY

    Był to dzień urodzin Mareczka. Skończył dziewięć lat. Od tego dnia na pytanie: Ile masz lat? Odpowie - Prawie dziesięć. Rzuci tę liczbę niedbale, udając, że to przecież nic takiego mieć skończone dziewięć lat. Nawet nie pokaże, jak wielka rozpiera go duma.

    Od samego ranka czekał na przyjęcie urodzinowe. Zaprosił na nie wszystkich kolegów. Przybędą na pewno, mimo że dzieliła ich wielka przestrzeń. Mareczek bowiem mieszkał z rodzicami na małej Planetce. Dopiero niedawno się na nią sprowadzili i zdążyli zagospodarować tylko niewielki kawałek Tata codziennie wychodził do pracy. Jechały za nim roboty, które mu pomagały we wszystkich pracach, on nimi kierował i kontrolował, ile tego dnia zrobiły.

    Koledzy trafią na jego Planetkę, chociaż nie miała jeszcze imienia. Kiedy któryś z nich pytał o adres, Mareczek mówił: Trzecia Planetka od Ziemi. I chociaż była malutka, miał na niej mnóstwo miejsca do biegania i zabawy. I cała Planetka należała do Mareczka, jego Mamy i Taty.

    Pięknie się zaczął ten dzień: Mareczek myślał o prezentach, jakie na niego czekają. Nie mógł odgadnąć, czy dostanie to, o czym marzył. Na pewno Tata przyszykował mu coś specjalnego. Bardzo pragnął mieć nowy komputer, ale tak malutki, żeby mieścił się w dłoni albo w małej kieszonce. Wyobrażał sobie jednak, że malutki komputer będzie miał wielkie możliwości! Cały czas myślał o tym, co zrobi przy jego pomocy. Nie mógł się doczekać, kiedy zamknie go w dłoni. Spodziewał się, że Tata wręczy mu prezent podczas urodzinowego śniadania, toteż wszedł do kuchni z bijącym sercem. Usiadł cichutko przy stole obok Taty. Mama wyjęła z automatu półmisek z urodzinową potrawą i postawiła go na stole.

    - Zapraszam - powiedziała z dumą.

    Leżały na nim księżycowe rogaliki. Zostały polane sosem śmietanowym z rodzynkami. Nazywali go Droga Mleczna, a każda rodzynka przypominała gwiazdeczkę. Sos stanowił arcydzieło sztuki kulinarnej Mamy.

    Mareczek się niecierpliwił. Tak bardzo chciał już mieć w ręku swój komputerek. Niegrzecznie byłoby nie spróbować urodzinowej potrawy, w którą mamusia włożyła tyle trudu.

    Tata sięgnął po rogalika i wsunął do ust jego koniec, biały od słodkiego sosu. Przełknął, spojrzał z uznaniem na Mamę i nawet lekko skłonił głowę, by podkreślić, jak bardzo docenia smak księżycowych rogalików i jej sztukę pieczenia.

    Mareczek nie miał apetytu, niecierpliwił się i wzdychał.

    - Nie spróbujesz? - zapytała Mama, wskazując na półmisek.

    Mareczek ujął rogalik i odgryzł duży kawałek, aby szybko zjeść i być gotowym na przyjęcie komputera.

    - Widzę, że bardzo ci smakuje - zauważył Tata dziwnym tonem.

    Mareczek się domyślił, że wepchnął do ust zbyt duży kawałek. A to uznano za niegrzecznie.

    - Byszny roralik - odpowiedział, mając usta zapchane słodkim ciastem.

    - Mógłbyś się zadławić - powiedziała z troską Mama.

    - Uczyłem cię, jak udzielać pierwszej pomocy w takich wypadkach - zauważył Tata.

    Mareczek żuł kulę ciasta, którą trzymał w ustach. Robił to starannie, by się nie narazić na kolejne uwagi.

    - Potrafisz ratować życie, prawda?

    Mareczek przełknął wreszcie ciasto.

    - Na pewno.

    Wykonywał z Tatą wiele ćwiczeń praktycznych. Wszystkie kazał mu powtarzać wielokrotnie, tyle razy, aż uzyskał perfekcję, to znaczy mógł je zrobić bezbłędnie, nawet z zamkniętymi oczami.

    Mama wyjęła z automatu wysokie szklanki pełne gęstego nektaru i postawiła je na stole.

    Teraz! - pomyślał Mareczek. - Rodzice złożą mi życzenia i dostanę prezenty.

    - Czy spisałeś listę gości na przyjęcie urodzinowe? - zapytała Mama.

    - Tak! - odpowiedział z radością. - Zaprosiłem wszystkich chłopców z sąsiednich planetek.

    - A dziewczynki? - Chciała się dowiedzieć Mama.

    - Też zaprosiłem. - Jego głos nie zabrzmiał entuzjazmem.

    Mareczek westchnął: z dziewczynkami są zawsze kłopoty. Bo one są inne niż chłopcy.

    - Pamiętaj, żeby wszystkich grzecznie przyjąć - przypomniała Mama.

    Rodzice ujęli szklanki z sokiem i wszyscy powstali.

    - W dniu twoich urodzin, synku - zaczęła Mama.

    Nagle ściana zmieniła kolor na seledynowy.

    - Coś się stało! - wykrzyknęła z niepokojem Mama, odstawiając szklankę.

    Tata dotknął palcem ściany i również szybko odstawił szklankę. Obraz pojawił się natychmiast. Zobaczyli Babcię. Leżała na łóżku. Miała blade policzki. Do rąk zostały podłączone przewody, ciągnące się do robotów medycznych, które stały obok łóżka i przeprowadzały badania organizmu Babci.

    Była bardzo chora. Miała zamknięte oczy, nie wiedzieli więc, czy spała, czy zemdlała. Na pewno potrzebowała pomocy.

    - Jedziemy do Babci! - powiedział Tata. - Natychmiast.

    Poszedł szybko ku drzwiom. Przed odlotem musiał zabezpieczyć wszystkie systemy.

    Mama włączyła automatyczne sprzątanie kuchni. Od razu podszedł robot i zabrał ze stołu półmisek. Wstawił go do lodówki na dolną półkę.

    Po chwili Tata stanął na progu. Wszystko już sprawdził i przygotował do opuszczenia przez nich Planetki. Mama również podeszła do niego, gotowa, by mu towarzyszyć. Rodzice odznaczali się świetną organizacją. Nic dziwnego, życie na Planetce było pionierskie i wymagało wielkiego hartu.

    Od razu wyszli z domu. Mareczek szedł za nimi. Pierwszy kroczył Tata, stawiając długie kroki. Za nim pospieszała Mama, stawiając dwa kroki na jeden Taty. Mareczek nieomal biegł, by nie pozostawać w tyle.

    - Ach, spieszmy się, spieszmy - szeptała Mama.

    Za każdym krokiem zwiększała się odległość pomiędzy nim a rodzicami i Mareczek czuł się coraz bardziej osamotniony. Wydawało mu się, że rodzice są daleko, chociaż wyprzedzali go zaledwie o kilka kroków.

    - Mamo! - zawołał.

    Odwróciła się i poczekała, aż Mareczek się zbliży.

    - Czy naprawdę musicie jechać? - wyszeptał.

    - Roboty nad nią czuwają - powiedziała. - Ale robot nie okaże jej serca. Nie uśmiechnie się, nie pogładzi po policzku. Chcę ją potrzymać za rękę. Powiedzieć Nie martw się, zajmę się tobą. Babcia potrzebuje naszej miłości i opieki. Nikt nie może być sam, gdy jest chory.

    Odwróciła się i dołączyła do szybko idącego Taty. Mareczek westchnął i przyspieszył kroku, aby nadążyć za rodzicami.

    Po chwili przemierzali już płytę lotniska. Na środku stała pionowo rakieta. Srebrzyła się w słońcu poranka. Była już gotowa do startu. Właz się otworzył, a platforma opuściła się na ziemię.

    Rodzice zaraz odlecą, a on zostanie. I to w takim dniu! Będzie mu smutno, a przecież ten dzień miała wypełniać radość. Westchnął znowu.

    Tata stał już na brzegu platformy. Wydawał się jeszcze wyższy niż zwykle.

    - Synu! - powiedział, patrząc z góry na Mareczka.

    Kiedy Tata się zwracał do niego w takiej formie, chłopiec wiedział, że powie coś bardzo ważnego. Tata był wtedy Ojcem. Mareczek wiedział, że musi wykonać dokładnie to, co mu każe. Puścił rękę Mamy i stanął, czekając na słowa Taty.

    - Teraz ty odpowiadasz za bezpieczeństwo Planetki - powiedział Ojciec.

    - Wiem - szepnął Mareczek przez ściśnięte gardło.

    - Powtórz zasady! - rozkazał Ojciec.

    - Kody bezpieczeństwa są w sterówce.

    - Dobrze!

    - Należy ich używać wyłącznie w stanie zagrożenia życia - recytował Mareczek.

    - Kiedy ci wolno wejść do sterówki? - badał Ojciec.

    - Wyłącznie wtedy, gdy zostanę wezwany przez główny komputer - powiedział poważnie Mareczek.

    Tata wyjął z kieszeni mały płaski przedmiot.

    - To dla ciebie - powiedział, wkładając go chłopcu do ręki.

    Był taki, jak sobie wymarzył! Minikomputer optyczny, szybki jak światło. Mareczek bardzo się ucieszył.

    - Zaprosisz gości na przyjęcie urodzinowe - powiedział Tata porozumiewawczo. - Zaskoczysz ich efektami specjalnymi.

    - Ma takie opcje? - zapytał chłopiec.

    - Sam zobaczysz! - odrzekł Tata.

    - Gości trzeba grzecznie przyjąć. - Mama zawsze pilnowała zasad dobrego wychowania.

    - Nawet jeśli oni nie będą mili? - zapytał Mareczek.

    - Nawet jeśli będą niegrzeczni - potwierdziła Mama.

    - To trudne - rzekł Mareczek.

    - Ubierz się ładnie - powiedziała Mama - i przyjmij ich godnie.

    Tego dnia Mareczek miał na głowie czerwoną czapkę z daszkiem, którą mógł przekrzywić na prawe ucho. Założył luźny podkoszulek w poprzeczne pasy. Ubrał się w szerokie spodnie z wieloma kieszeniami.

    - Nie szata zdobi człowieka. - Tata przytoczył przysłowie.

    - A co? - zdziwił się Mareczek.

    - Serce - powiedziała Mama. - Charakter.

    - To znaczy, że nie osądza się nikogo po odzieży - dodał Tata.

    Mareczek wsunął komputer głęboko do kieszeni i położył na nim rękę, jakby się bał, że gdzieś umknie. Ale chyba nie miał takich opcji.

    - No, synu! - rzekł Tata.

    Mareczek zrozumiał, że nastąpiła straszna chwila rozstania.

    - Odsuń się i odwróć plecami - powiedział Tata.

    Kiedy tylko chłopiec to zrobił, Tata nacisnął guzik platformy. Mama się pochyliła, by pocałować Mareczka na pożegnanie. Nie zdążyła jednak tego zrobić: platforma już sunęła w górę. Zatrzymała się przy włazie do rakiety.

    Tata wszedł pierwszy, bo tak należało robić. Mama odwróciła się w wejściu i przesłała Mareczkowi pożegnalny uśmiech, po czym z westchnieniem podążyła za Tatą. Drzwi się za nimi zasunęły i rozpoczęło się odliczanie startowe.

    Marek zaczął biec do sił. Słyszał za plecami coraz wyższy dźwięk silników rakiety. Tak bardzo chciał jeszcze raz zobaczyć rodziców. Nie wolno mu było jednak się obejrzeć. Podczas startu rakiety musiał stać odwrócony do niej plecami, tak kazał Tata. Mareczek zawsze przestrzegał jego poleceń, bo były mądre i ratowały życie. Biegł bardzo szybko, pragnąc jeszcze raz na Tatę spojrzeć.

    Wreszcie dobiegł do końca płyty lotniska. Odwrócił się i spojrzał. Rakieta już się uniosła. Mareczek zobaczył w kabinie Tatę z pochyloną głową, kontrolującego przyrządy. Mama siedziała obok Taty. Zauważyła go i skinęła mu dłonią na pożegnanie, a on podniósł ramiona i machał nimi co sił, podskakując. Skakał i machał tak długo, póki widział korpus oddalającej się rakiety. Mama przecież oglądała go na monitorach.

    Zanim doliczył do dwudziestu, rakieta zamieniła się w srebrną igłę, przeszywającą niebieską tkaninę nieba. Patrzył na nią, i to nawet wtedy, gdy znikła. Odlecieli. Mareczek opuścił ramiona i przestał skakać. Osłaniał oczy przed słońcem, potem potarł je palcami, przekonując siebie, że to wcale nie łzy.

    Rozejrzał się naokoło. Był sam na Planetce.

    Wiedział, że wszędzie znajduje się wiele urządzeń, które czuwają nad wszystkim. Nic mu się nie stanie. Ale roboty nie pogładzą go po policzku. Żaden z nich nie powie: Nie martw się. Mama miała rację: roboty nie okażą Babci serca. Musieli do

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1