Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Spór o czarownice
Spór o czarownice
Spór o czarownice
Ebook152 pages1 hour

Spór o czarownice

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Fantastycznie aktualne opowieści. Autorka znana z dorobku z dziedziny science fiction tym razem przyodziewa swoich bohaterów w kostium fantasy. Czytelnik odbywa wraz z nimi podróż po światach dawnych i nierzeczywistych, pełnych magii i tajemniczych zjawisk. Językowy kunszt tych opowieści oraz precyzja w formułowaniu puenty trzymają uwagę odbiorcy. Proza najwyższej próby, dotykająca ponadczasowych problemów, np. silnie akcentująca kwestię kobiecą. Autorka jest laureatką Nagrody im. Witolda Hulewicza za rok 2020. Zbiór opowiadań zainteresuje fanów twórczości Edgara Allana Poe czy Stefana Grabińskiego. -
LanguageJęzyk polski
PublisherSAGA Egmont
Release dateDec 8, 2022
ISBN9788728400524
Spór o czarownice

Read more from Małgorzata Todd

Related to Spór o czarownice

Related ebooks

Reviews for Spór o czarownice

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Spór o czarownice - Małgorzata Todd

    W ogródku działkowym

    Illustration

    Dzień zaczął się pechowo. Rano stłukła ulubioną filiżankę, a potem jeszcze ta wiadomość. Kierowniczka działu socjalnego oświadczyła jej, że wczasów nie dostanie. Mówiła to równie autorytatywnie, jak przedtem zapewniała, że je otrzyma. „Musi pani zrozumieć. Mamy mniej miejsc, niż przewidywaliśmy, a pani jest dopiero stażystką.

    Pierwszeństwo mają koleżanki z dziećmi".

    Rozumiała, i co z tego? Trudno przecież przesiedzieć cały lipiec w domu. Chociaż jak się dobrze zastanowić, to ostatnio ma dość widoku ludzi... Pierwsze dwa tygodnie zamierzała spędzić na działce. Teraz, kiedy domek został już wykończony i urządzony, można w nim właściwie mieszkać całe lato, a w lipcu nie zabraknie roboty od świtu do nocy. Czuła, że dobrze jej zrobi taka izolacja w połączeniu z pracą fizyczną, dietą witaminową i słońcem. Zdecydowała się spędzić cały urlop we własnym ogrodzie.

    Wieczorem wpadła Helena. Dawno się nie widziały. Odkąd zaczęła pracować w instytucie poza Warszawą, odwiedzała Martę znacznie rzadziej.

    — Mam coś dla ciebie — wyjęła małą paczuszkę białego proszku i położyła na stole. Z miny przyjaciółki Marta wywnioskowała, że prezent jest drogocenny, chociaż nie domyślała się, co zawiera foliowa torebka.

    — Heroina? — zażartowała.

    Helena nie zwróciła uwagi na dowcip, jej wyjaśnienia brzmiały poważnie jak wykład.

    — To preparat, który dostaliśmy do wypróbowania na roślinach ogrodniczych. Prawdziwa rewelacja.

    — Coś w rodzaju nawozu sztucznego?

    — Ależ nie! To rodzaj stymulatora przyspieszającego rozwój rośliny dziesięciokrotnie.

    — Co to znaczy?

    — No, weź na przykład pomidor. Wysiewasz go w marcu, w maju przesadzasz do gruntu i owoce zbierasz w sierpniu lub wrześniu. Jego wegetacja trwa dwadzieścia tygodni. Stosując preparat NX-03 skracasz okres wegetacji dziesięciokrotnie, a więc od posiania do zbioru owoców upływa zaledwie dwa tygodnie.

    — To rzeczywiście rewelacyjne, ale czy preparat nie daje jakichś skutków ubocznych?

    — Nie. Wymaga tylko dostarczenia roślinie odpowiedniej ilości wody i składników mineralnych.

    — Jaki jest mechanizm działania tego stymulatora? Czy następuje szybszy podział komórek, tak jak przy raku?

    — To niedobre porównanie. Proces rozwoju przebiega naturalnie, nie ma mowy o jakichkolwiek zwyrodnieniach. NX-03 jest czystym katalizatorem reakcji biochemicznych zachodzących w roślinie zgodnie z jej genetyką.

    — Jest czymś w rodzaju hormonów dla roślin?

    — Jeśli koniecznie tak to chcesz nazwać...

    — A jaki ma wpływ na ludzi i zwierzęta?

    — To nie było przedmiotem badań naszego instytutu. Jak wiesz, zajmujemy się wyłącznie roślinami, ale informowano nas, że środek jest zupełnie obojętny dla organizmów zwierzęcych. Bez wykluczenia ewentualnej toksyczności nie dano by nam przecież preparatu do doświadczeń. Zresztą w zakładzie próbowaliśmy już jarzyn wyhodowanych na NX-03 i cieszymy się dobrym zdrowiem.

    — Rzeczywiście długo musiałaś mnie przekonywać, ale wiesz, jaki jest mój stosunek do chemikaliów.

    — Wiem. Gdyby był bardziej pozytywny, truskawki byłyby pewnie większe — Helena poczęstowała się owocami wysypanymi na tacę. — Smaczne, ale nie handlowe — oceniła fachowo.

    — Dawno ich nie przesadzałam. Zajmę się tym. A wiesz, mam właśnie zamiar spędzić cały lipiec na działce.

    — Wspaniale. Żałuję, że nie będę mogła cię odwiedzać. Wyjeżdżam do Bułgarii, ale pod koniec miesiąca wpadnę na inspekcję. Ciekawa jestem, czego dokonasz.

    Za pomocą NX-03 — zapewne cudu.


    W tym roku przygotowania do urlopu miały całkiem inny charakter. Nie zajrzała nawet do walizki z letnimi sukienkami. Tych kilka najpotrzebniejszych rzeczy miała pod ręką. Starannego przemyślenia wymagało natomiast zaopatrzenie w żywność. Chciała mieć wszystko, co będzie jej potrzebne, żeby nie ruszać się z działki. Lista zawierała: chleb chrupki — zapewnia smukłą linię, jajka, mleko w proszku, kawę, herbatę, konserwy. Przyprawy i cukier są na miejscu. Tego ostatniego nawet dużo, bo w zeszłym roku nie było urodzaju, nie smażyła więc konfitur. Puste słoiki czekają na zbiory tego lata.


    Przyjechała około południa. Przywiezione torby ustawiła na środku pokoju, który spełniał również funkcje kuchni i łazienki. Spora powierzchnia i wygodne urządzenie zapewniały jednak wystarczający komfort. Nie przebrała się nawet, tylko od razu zabrała do roboty. Rośliny były w opłakanym stanie. Po ostatnich dwóch upalnych dniach wymagały natychmiastowego podlewania.

    Kiedy uporała się z tym co najważniejsze, chwilę odpoczęła i zabrała się do układania przywiezionych przez siebie rzeczy. Zawiesiła czysty ręcznik, ustawiła kremy na półeczce nad miednicą i wtedy przypomniała sobie, że zapomniała kupić nowe lustro. Stare stłukła w zeszłym roku i starannie wyrzuciła wszystkie odłamki, żeby nie zapeszać. Teraz nie ma ani skrawka — no trudno. Wytłumaczyła sobie, że wcale nie musi się przeglądać. Lustro jest chyba ostatnim przedmiotem potrzebnym na bezludnej wyspie. A właśnie to miejsce miało być jej bezludną wyspą przez najbliższy miesiąc. Opalenizna nie sprawdzana codziennie będzie miłym zaskoczeniem nawet dla niej samej.

    Rano ogród wyglądał prześlicznie. Nigdy go takim nie widziała. W porannym słońcu krople rosy drżały na sztywnych płatkach kwiatów. Marta schyliła się i powąchała purpurową różę, której zapach uważała za najpiękniejszy w świecie. Jakże dalekie i nierealne wydały jej się wczorajsze kłopoty.

    Tyle tu było do zrobienia. Najpierw trzeba koniecznie opielić grządki z truskawkami. Przestały owocować, tonęły wśród chwastów i własnych rozłogów.

    Słońce było już po drugiej stronie nieba, kiedy na zakończenie podlała truskawki wodą z rozpuszczonym nawozem. Niech się wzmocnią. Przyjemnie było patrzeć, jak czysto wyglądają teraz zielone kępki. Szkoda, że nie czerwienią się w nich pachnące jagody. Ale właśnie... Gdyby tak zastosować preparat NX-03.

    Starannie odmierzyła dawkę proszku i wsypała do butelki zawierającej 200 ml wody. Rozpuścił się niemal natychmiast. Roztworem podlała kilka krzaczków, dozując po łyżeczce płynu na roślinę. Torebkę z preparatem, butelkę i łyżeczkę odłożyła do schowka z narzędziami. Umyła się starannie i zabrała do przygotowania posiłku. Wieczorem zamierzała poczytać w łóżku, ale była zbyt senna.

    Obudziła się bardzo wcześnie, zupełnie wypoczęta. Wstała i od razu wyszła do ogrodu. Oglądanie go o tej porze dnia było całkiem nową przyjemnością. Właśnie zakwitły maki. Jaskrawoczerwone płatki przyciągały wzrok. A tam za nimi jakieś małe białe kwiatki. Co to może być? Podeszła bliżej. Ależ to truskawki! Krzaczki podlane wczoraj preparatem NX-03 obsypane są dziś kwiatami. To zakrawa na cud, Helena mówiła prawdę.

    Marta kilkakrotnie w ciągu dnia odrywała się od zajęć, żeby śledzić wynik eksperymentu. Ziemia wysychała tu mocniej niż w innych miejscach, co wymagało ciągłego podlewania. Do wody dodała trochę superfosfatu, aby ułatwić zawiązywanie się owoców. Przed wieczorem krzaki pełne były małych zielonych jagódek.

    Tym razem słońce stało już wysoko, kiedy się obudziła. W piżamie i na bosaka wyszła do ogrodu. Za kępą jasnoczerwonych maków widniały inne czerwone plamki. Truskawki były większe niż zwykle, słodkie i aromatyczne. Z koszyczkiem owoców Marta usiadła na leżaku. Oddała się miłym marzeniom, które tak łatwo było spełnić. Mogła planować teraz swoje jarzynowo-owocowe menu prawie dowolnie. Miała na przykład ochotę na sałatkę z pomidorów, ale były jeszcze małe i zielone.

    Zaraz po śniadaniu wybrała najładniejszy krzaczek i podlała go preparatem. W kilka godzin później jadła pierwszego w tym roku pomidora z własnej działki.

    Ciekawe, jak zachowałaby się sałata. Wiadomo, że w lipcu się jej nie sieje, bo przy tej długości dnia nie daje główki, a od razu wybija w kwiat. Marta zaplanowała doświadczenie niemal naukowe. Parę nasion wysiała rano, parę w południe i kilka przed wieczorem. Z porannego siewu wszystkie rośliny utworzyły kwiatostany, z południowego niektóre, a z przedwieczornego uzyskała piękne główki sałaty.

    W kilka dni później przypomniała sobie o worku z nasionami różnych rzadkich warzyw, które się jej nie udawały. Na przykład papryka — w naszym klimacie miała za mało czasu, aby dojrzeć. Teraz — była wręcz znakomita.

    Marta długo wahała się przed doświadczeniem z drzewem. W końcu wybrała niewielką śliwkę węgierkę. W dziesięć dni później zbierała owoce. Teraz prócz pracy w ogrodzie musiała co chwila doglądać powideł, które smażyły się na wolnym ogniu. Ten eksperyment poszedł jednak nieco za daleko. Po kilku dniach drzewo pożółkło i straciło wszystkie liście.

    Na przyszłość postanowiła ograniczyć się tylko do roślin jednorocznych. Było z tym wystarczająco dużo pracy. Dziesięciokrotnie szybszy rozwój wykazywały nie tylko uprawy ogrodnicze, ale i chwasty. Zanim zdążyła wyrwać małą roślinkę, ta rosła, dojrzewała i rozsiewała nasiona. Pielenie zajmowało Marcie coraz więcej czasu, a chwasty rosły i tak coraz bujniej. Urlop dobiegał końca, a działka wyglądała na bardziej zapuszczoną niż na początku, pomimo że wiele godzin dziennie przesiadywała na małym stołeczku pieląc grządki, podczas gdy następne zarastały jeszcze prędzej.

    Śliwa zakwitła ponownie, a co dziwniejsze, wyraźnie w jej ślady szła jabłoń, chociaż wcale nie podlewana preparatem. Nie rozumiała, dlaczego koksy, które powinna zbierać jesienią, dojrzały w lipcu i opadły wraz z liśćmi. Teraz najwyraźniej drzewo miało pąki, które niebawem zakwitną. Czyżby przyczynił się do tego kompost z chwastów wyrosłych na pożywce, któremu wyznaczyła miejsce opodal drzewa? Musiała w nim być spora kumulacja preparatu, ale proces butwienia nie następuje przecież tak szybko. Miała nadzieję, że Helena wytłumaczy jej przyczynę tego zjawiska.

    Na razie trzeba było się spieszyć. Pracy przybywało z każdym dniem. Pozwalała sobie jedynie na krótkie chwile wypoczynku podczas posiłków składających się głównie z tych cudów natury, które potrafiła wyczarować w ciągu kilku dni, a niekiedy nawet godzin.

    Zbliżał się koniec urlopu, a tyle było jeszcze do zrobienia. Siedziała na małym stołeczku pieląc grzędę cebuli. Nie od razu odwróciła się słysząc za sobą głos Heleny, która pozdrawiała ją od furtki. Kark miała zesztywniały od tego ciągłego pochylania się. Pomału wyprostowała się i odwróciła w stronę nadchodzącej koleżanki. Helena przystanęła niezdecydowana. Wreszcie po chwili wahania powiedziała.

    — O przepraszam... Myślałam... Czy pani jest matką Marty?

    Żart

    Bachotek jest śmieszną nazwą pewnego prześlicznego miejsca położonego wśród lasów, pagórków i jezior, wymarzonego wprost na obóz wypoczynkowy dla młodych ludzi. Tamtego roku mieliśmy wspaniałą pogodę, dużo kajaków, świetlicę, w której można było tańczyć wieczorami, i leżaki, na których opalaliśmy się i odsypiali nocne szaleństwa. Mimo to pobyt w Bachotku udany nie był. Pogmatwane sprawy sercowe... ale lepiej opowiem po kolei.

    Zjechaliśmy się z różnych stron Polski, wszyscy

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1