Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Jeźdźcy Apokali - Atena: Ekspresja Awangarda Surreali
Jeźdźcy Apokali - Atena: Ekspresja Awangarda Surreali
Jeźdźcy Apokali - Atena: Ekspresja Awangarda Surreali
Ebook116 pages1 hour

Jeźdźcy Apokali - Atena: Ekspresja Awangarda Surreali

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Cykl Ekspresja Awangarda Surreali – Jeźdźcy Apokali
 
Wybrałam cię, właśnie tak. Nie wygrywam w jakiejś porytej loterii, po prostu wybieram, właśnie ciebie. Będziesz ze mną w podróży, w której na powrót odkryjemy upadły świat. On niemal umarł. Przez setki lat konał niczym śmiertelnie zranione zwierzę. Nie zdechł, choć z jego ran zajeżdża padliną. Jednak my, ty i ja, odnajdziemy w nim to, co jeszcze żywe. Jak my, bo jesteśmy wciąż żywi, prawda? Więc wsiadaj na swą maszynę. Zajrzymy pod maskę apokalipsy, ale też pod kieckę i w portki jej jeźdźców. Więcej, sami nimi zostaniemy, jeźdźcami. Już nimi jesteśmy. Prędkość jest naszą religią, się nie zatrzymamy!
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateOct 30, 2020
ISBN9788382215984
Jeźdźcy Apokali - Atena: Ekspresja Awangarda Surreali

Read more from Krzysztof Bonk

Related to Jeźdźcy Apokali - Atena

Related ebooks

Reviews for Jeźdźcy Apokali - Atena

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Jeźdźcy Apokali - Atena - Krzysztof Bonk

    zabronione

    I. Zatem…

    No cześć, to ja. Ja, czyli kto, zapytasz? Mam wiele imion. Imiona, ksywki, przezwiska, wlepy. Lubimy to. Lubimy je sobie nadawać, ja i moja ekipa. Ekipa, zatem kto znowu? Luz, dojdziemy do tego. Więc, jak powinieneś się do mnie zwracać, żeby mnie poobracać? Na pewno nie jak matka! Nie jesteś nią, prawda? Ojcem również raczej nie? Ulga. Nie podejrzewam cię też, abyś był moją siostrą, czy bratem. Nie żyją, bywa. Sama się dziwię, gdy to co raz odkrywam.

    Więc jesteś moim kumplem, kumpelą, się zgadza? Jasne, że tak. Inaczej by cię przy mnie nie było. A przecież jesteś. Już mnie czujesz. Tylko bez przesady, rączki przy sobie mówię tobie. Aż tak dobrze się… jeszcze nie znamy. Ale już na tyle, że możesz mi mówić Atena albo Kciuk. Tak wołają do mnie ludziki z Piątki czy Dłoni. Czym jest Piątka, Dłoń, Jeźdźcy Apokali? Dochodzimy do ekipy.

    Zatem ekipa, choć czasem nazywamy ją gangiem, paczką, czy grandą. Wspominałam, lubimy nazwy, wymyślanie nowych. Naszym wspólnym mianownikiem, nie mylić z biernikiem, jest łaknienie nowości. Do niej możesz dodać wolność, przestrzeń, nieskrępowanie i przede wszystkim dziki pęd. Motocykle! To nasz konik i skrzydła na szosie, dzięki którym mamy największe odloty. Jak dzikie koty, jak dzikie koty! Bo lubimy być dzicy, agresywni, bezkompromisowi. Wrrr…

    Czemu dzielimy skłonności charakterów i zainteresowania? Pewnie temu, że od urodzenia wszyscy się dobrze znamy, bo mieszkamy w jednej mieścinie. Witamy w Postapo Sydney!

    Zatem Postapo Sydney. Wprowadzę cię do tego miasta jak zielonego turystę. Wyobraź sobie, będę twoją przewodniczką, prospektem i katalogiem w jednym. Choć już nie rozkładówką. Zaznaczyłam na wstępie, za szybko na to. Przecież dopiero poznałeś moje ksywko-imiona, wabiki! Kciuk? Atena? Już zdecydowałeś, kim dla ciebie jestem? Możesz mnie nazywać zamiennie lub naprzemiennie. Za to musisz się mnie mocno przytrzymać. Tak, w pasie, mój ty asie. Kasku nie zakładaj. To dla łajz. Dla nas jest dziki pęd powietrza jak uderzenia z liścia w twarz! I moskito między zębami, gdy w uśmiechu szczerzymy zębiska. To co, gotowy, gotowa? Nie ważne… jazda!

    Ulica jest idealnie prosta, idealnie płaska, bo trafiasz do idealnego miasta. Otoczone szklaną kopułą i wysokimi murami ma wszystko, by mieszkańcy nie musieli się przemęczać, tylko w dobrobycie gnuśnieć. Odpowiednie granty zapewnia ultra rozwinięta technologia, genetyka, botanika i co tam byś jeszcze ultra chciał. Mamy tu wszystko na bogato. Jest jasno, czyściutko, świeżutko i… piekielnie nudno! Nie ma tu wyzwań, możliwości zdobycia czegoś, wygrania, przeżycia przygody. Przepisy, restrykcje, rozporządzenia, regulaminy. O tak, tego mamy pod dostatkiem, a nawet w nadmiarze. Nawet w barze! Co jeśli podpadniesz pod paragrafy? Biczowanie i ukrzyżowanie! Żart, spokojnie, nikt ci tu karku nie złamie. Złamią cię inaczej. Gdzie, jak? Przechodzimy do punktu trzeciego – ośrodek resocjalizacyjny imienia Mahatmy Gandhiego.

    Zatem ośrodek…

    – Nie, błagam, wypuśćcie mnie! Już nigdy nie wyrzucę na chodniczek papierka po batonie energetycznym! Byłam przekonana, że to biodegradacyjna prezerwatywka, która po kontakcie z nasieniem się zmienia w motyle i tyle!

    – To był papierek.

    – Naprawdę? Ha! Co ze mnie za zdzira, to jest niezdara! Więc co teraz?

    – Przeprowadzisz staruszkę przez jezdnię.

    – Chuch, więc nie mam przejebane, to wszystko, panie władzo, naprawdę?!

    – Najpierw zajęcia ustne.

    – Ustne? Z języczkiem?! Uwielbiam się lizać!

    – Powtarzaj za mną, tylko uprzejmie: przepraszam, dziękuję, dzień dobry, do widzenia…

    – Prze, prze… AAA! Pierdolę! Tylko nie to! Moje gardło, kurwa, nie mogę, za trudne słowa! Się Duszę! Co za katusze!

    Dobra, trochę przegięłam, czasem mi odwala, a nawet często. Właściwie to zawsze, tak z nudów! Nie wystraszyłam? Nie? To dobrze, znaczy może raczej źle.

    Co do tego ośrodka, nawracają tam nudą, tak w skrócie. Wymyślają ci najnudniejsze z nudnych zadania i wykonujesz je tak długo, aż się zanudzisz na śmierć. Albo… z uśmiechem cały dzionek będziesz lutować elektroniczne płytki. Czy coś w ten deseń. Czyli radośnie się weźmiesz za odwalanie pracy, którą normalnie odwalają roboty. Robisz tak dla zasady, aby samemu się stać robotem. Kimś, kto będzie wykonywał program i nawet nie pomyśli o pierdnięciu na ulicy, nie wspominając o żonglerce papierkami, czy obnoszeniu się po mieście z gołymi jajami. Szlajanie po zmroku, nietypowe zainteresowania? Zapomnij, u Gandhiego cię wykastrują, wysterylizują i nafaszerują hormonami szczęścia. Wypuszczą w biodegradacyjnym kaftaniku i jako roślinę zdolną już tylko do wegetacji, choć bardziej zwiędnięcia niż rozkwitu. Bez kitu! Potem siup na kompost. Bo to taki kompromis. Nazywa się społecznym dostosowywaniem, czy adekwatnością stosowaną. Kurwa, co za nazwy! Jak jebane rozgwiazdy! Tak czy srak, po tej procedurze się tak dostosujesz, że już cipy sobie nie wydepilujesz. Rozumiesz, pełna akceptacja nawet wrzodów na dupie. Nie znajdziesz już w sobie motywacji, by dosiąść dwukołowej bestii. Robić, co kochałeś. Przekroczyć dozwoloną prędkość!

    Dozwolona prędkość i jej przekraczanie. Ech, zatem punkt czwarty i teraz się zacznie. Powiedziałabym, zapnij pasiaki. Ale na motocyklu to raczej karkołomne zadanie. Więc cóż, spinaj poślady i nie opuszczaj mnie. Bo, coś ci zdradzę… Potrzebuję cię, same se, kurwa, nie poradzę!

    II. Idea

    – Nie pierdolę! Zaparował mi wskaźnik prędkości. Nie widziałam, ile jadę! Ale czułam, że wolno! Żółwio wolno! Zawsze jeżdżę żółwio wolno, a wręcz ślimaczo-robaczo! Bo… bo jestem spowolniona, jakbym była upośledzona i nawalona! Tak mam od urodzenia i pępowiną się duszenia, chrrr. – Ściemniam, gasząc w motocyklu światła. To teraz gra na litość: – Panie władzo. Mija właśnie rocznica, jak moje rodzeństwo zostało porwane z tego cudownego miasta i zajebane! Wspominałam tę tragedię, byłam tak roztrzęsiona jak galaretka z tufu serwowana przez wuja Parkinsona. Wiem, nie powinnam była wsiadać na motor. O ja głupia, dziurawa cipa. Za to pan, panie władzo. – Czas na podkręcanie ego. – Panie policjancie, pan to na pewno potrafi zapanować nad emocjami. Jak nad kobietami! Jak nad kobietami! Te kamienne rysy twarzy, sztywna sylwetka, bardzo sztywna. Ta sztywność! – Niedyskretne zerknięcie na urocze krocze. U lala. O nie, do tego się nie posunę. Dać się posunąć, by uniknąć kary?! Aż przechodzą mnie ciary! Co mi tam, przecież jest gorąco, sama jestem gorąca. Płonąca i chcąca, och tak, chcąca i nogi rozkładająca! Rozrywam skórzany stanik i wyrzucam w przestrzeń. – Kurwa, bierz mnie! Panie władzo, bierz mnie! Przejedź się po mnie, jak po autostradzie, wjedź mi w garaż. Zaparkuj tam parówkę-ciężarówkę! – Rozkładam na motocyklu nogi jak hot dogi. I wtedy, wtedy…!

    – Dość, wystarczy. – Apollo, mój niby chłopak, zwany też Wskazujący, jak palec, chowa twarz w dłoniach.

    – Hej! Daj jej, kurwa, dokończyć! Teraz będzie dojeba! – rzuca Hera vel Środkowy Palec. Ten zostaje przez nią wysunięty, kiedy Apollo dłonią z sygnetami zasłania mi usta. Z kolei wysunięty paluch Hery zostaje wciśnięty z powrotem między resztę jej paluszków przez Hermesa. Jej Hermesa, Serdecznego. Wiadomo już, że też palucha. To żadna podpucha! A Serdeczny to żaden mięczak, chyba. Za to miły skubaniec z niego, taki bez ego. To mój przyjaciel.

    Kim jest przyjaciel? Kimś, na kogo naiwnie liczysz, że w zamian za pomoc nie zechce cię zerżnąć. Ciekawa ta przyjaźń, nie uważasz? Dlatego Apollo nie jest moim przyjacielem. Jako mój niby chłoptaś za pomoc zdecydowanie chce mnie wyruchać i to ostro. Ma też całkiem sprytny… wskazujący paluszek. Przyznaję, że sprawdza się przyzwoicie. Takie porżnięte me pojebane życie!

    – Apollo ma rację

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1