Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Osaczony
Osaczony
Osaczony
Ebook335 pages4 hours

Osaczony

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Ktoś zabił twoją dziewczynę.
Ale koszmar dopiero się zaczyna.
Masz dwanaście godzin, by odnaleźć zabójcę.
Inaczej sam odpowiesz za morderstwo...

Dan Tyler, londyński sprzedawca samochodów, niegdyś żołnierz w jednostkach specjalnych, budzi się rano w obcym łożku z trupem bezgłowej dziewczyny u swojego boku. Dziewczyny, w której był zakochany. Poprzedniej nocy nie pamięta, pewien jest netomiast swojej niewinności. Ktoś zastawił na niego pułapkę. W odtwarzaczu DVD pozostawiono magranie sceny zabójstwa – z nim w roli głównej. Głos w telefonie każe mu odegrać rolę kuriera – ma odebrać i przekazać dalej neseser o nieznanej zawartości. Zgadza się wiedząc, że tylko tak może odkryć, kto wrobił go w morderstwo. Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem, a trup ściele się gęsto...
LanguageJęzyk polski
PublisherSkinnbok
Release dateJan 18, 2023
ISBN9789979643999

Read more from Simon Kernick

Related to Osaczony

Related ebooks

Reviews for Osaczony

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Osaczony - Simon Kernick

    Osaczony

    Osaczony

    Osaczony

    © Simon Kernick 2007

    © Copyright to the Polish Edition: Jentas ehf 2022

    Tytuł oryginału: Severed

    ISBN: 978-9979-64-399-9

    Wydarzenia przedstawione w tej powieści są fikcją literacką. Nazwiska, nazwy organizacji, zdarzenia oraz miejsca są wytworem mojej pisarskiej wyobraźni i nie mają żadnego związku z autentycznymi postaciami, organizacjami, zdarzeniami i miejscami.

    –––

    Rzuć monetą, rzuć monetą, wszystko się wali

    Królowa Nefretete cale miasto pali.

    Dziecięca rymowanka (autor nieznany)

    PIĄTEK

    1

    Otwieram oczy i od razu wiem, że to będzie zły dzień. Po pierwsze, w pokoju panuje nieznośna duchota, po drugie, wydaje mi się, że miejsce mojej głowy zajął najarany karzeł, który tańczy breakdance z nogami w górze, no i jeszcze ta krew... Wszędzie pełno krwi. Czuję jej lepkość na poduszce pod policzkiem i na wyciągniętym ramieniu. Przez pierwsze kilka sekund widzę trochę nieostro, ale od razu dociera do mnie fakt, że jest już dzień, na co wskazuje słońce przeświecające przez perkalowe zasłony w kwiatki, zaciągnięte na jedynym oknie w tym pokoju.

    To jakieś obce miejsce. Nie mam pojęcia, gdzie jestem.

    Powoli przewracam się na drugi bok. Ciężko mi to przychodzi. Boli mnie całe ciało, a już najbardziej głowa. Mimo że panuje półmrok, a ja patrzę pod kątem, widzę, że poduszki i gładko wyprasowane białe prześcieradła są przesiąknięte szkarłatem. Patrzę na swoje ramię, to, które lepi się od krwi. Wygląda tak, jakby ktoś je zanurzył aż po łokieć w kuble czarnej farby, a i wyżej widać pojedyncze plamy.

    Dopiero w tym momencie doznaję szoku. Podrywam się, siadam i znowu wzrok mi się mąci. Wpatruję się w łóżko, próbując zrozumieć, o co chodzi. Pod prześcieradłem, prawie niewidoczny, leży jakiś tłumok o niepokojąco ludzkim kształcie. Zdaje się, że to z niego wypłynęła cała ta krew. Kręci mi się w głowie, mam mdłości. Przez chwilę usiłuję przypomnieć sobie poprzednią noc, znaleźć jakieś wyjaśnienie tego, co robię w mokrym od krwi łóżku, w obcym pokoju, w którym nie wiadomo jak się znalazłem. Nic mi jednak nie przychodzi do głowy. Zupełnie nic.

    Poprzedni dzień jest białą plamą.

    Na moment obezwładnia mnie podszyta paniką myśl: czyżbym stracił pamięć? Czy odtąd będę jednym z tych nieszczęśników, którzy nie mają przeszłości i nie potrafią nawet przypomnieć sobie własnego nazwiska? Ale nie, dobrze wiem, kim jestem. Nazywam się Tyler. Zajmuję się sprzedażą samochodów, takich z wyższej półki — jestem autoryzowanym przedstawicielem BMW. Długi czas byłem żołnierzem. Mam za sobą służbę w Irlandii Północnej, przeżyłem pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej, byłem w Bośni i w Sierra Leone. A teraz siedzę po uszy w kłopotach. Tyle wiem od razu.

    Patrzę na ludzki kształt pod prześcieradłem, potem na radiobudzik i jeszcze raz na to samo. Wyświetlacz LCD pokazuje 9.51. Jak dla mnie to późna godzina. Ranny ptaszek ze mnie. Zapalam lampkę przy łóżku, ale muszę zmrużyć oczy, bo światło mnie razi.

    Zupełnie zaschło mi w ustach, czuję się beznadziejnie. Naprawdę nie mam ochoty zaglądać pod prześcieradło, ale wiem, że będę musiał.

    Wyłażę z łóżka na miękkich nogach, wyciągam rękę, która, jak widzę, lekko drży, ujmuję brzeg prześcieradła, wzdrygam się od kontaktu z jego wilgotną powierzchnią, cały czas zastanawiając się, co też pod nim znajdę. W końcu odrzucam je jednym ruchem.

    O Jezu.

    Chce mi się wymiotować, brak mi tchu. Cofam się i zatrzymuję dopiero wtedy, gdy czuję za plecami ścianę. Nie wierzę własnym oczom. Szok jest olbrzymi, porażający.

    Młoda, naga kobieta o bardzo jasnej skórze leży sztywno na wznak. Ma sprężyste i wysportowane, ale dość chude ciało. Na jej woskowej skórze przysiadł wytatuowany motyl, tuż pod srebrnym kolczykiem w pępku, kilka centymetrów od wąskiego, idealnie prostego paska króciutkich włosów łonowych. Paznokcie ma pomalowane błękitnym lakierem, na wskazującym i środkowym palcu prawej ręki srebrzą się pierścionki z celtyckimi symbolami.

    Największą odrazą i strachem napełnia mnie jednak prosty i zarazem niezaprzeczalny fakt, że brakuje jej głowy. Jej ciało jest wystrzępionym i poszarpanym na szyi kadłubem, głowę odrąbano lub odpiłowano, a krew utworzyła w tym miejscu wielką, purpurową obrączkę. Na pierwszy rzut oka więcej obrażeń nie widać.

    Przez kilka sekund — może trzy, a może dwadzieścia — po prostu wpatruję się w trupa i chociaż zupełnie nie mogę sobie przypomnieć wydarzeń zeszłej nocy, wiem bez cienia wątpliwości, że nie odpowiadam za to, co tu się stało. Tak się składa, że potrafię rozpoznać tę dziewczynę, nawet bez głowy.

    Nazywała się Leah Torness, a ja byłem w niej zakochany.

    Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jeszcze wczoraj była uśmiechniętą, rozgadaną młodą kobietą i miała całe życie przed sobą. Dzisiaj zostały z niej okaleczone zwłoki, blade i zimne jak posąg z alabastru. W głowie mi się kręci od rzeczy, których jestem świadkiem. Czuję się tak, jakbym miał potężnego kaca, mdłości podchodzą mi do gardła gorzkimi, odbierającymi siłę falami. Byłem już świadkiem nagłej śmierci, ale na polu bitwy. Widok zawsze przeraża, lecz tutaj mam do czynienia z czymś gorszym. O wiele gorszym. Żołnierz na polu bitwy jest psychicznie przygotowany na śmierć, stale się z nią oswaja. Jeśli o mnie chodzi, wróciłem do cywila całe trzy lata temu, a wspomnienia krwi i prochu nieco się przez ten czas zatarły. Poza tym leżąca przede mną kobieta nigdy nie uczestniczyła w żadnej bitwie ani nie znajdowała się na linii ognia. Była dwudziestopięcioletnią opiekunką do dzieci, która korzysta z życia w wielkim mieście, stworzeniem najzupełniej niewinnym. Po co ją zabijać?

    Dlaczego?

    Nie mogę już dłużej na nią patrzeć, w przeciwnym razie zwariuję. Muszę przyznać, że widok jest ohydny, ale i w pewnym sensie hipnotyzujący. Odrywam wzrok i rozglądam się po pokoju, usiłując znaleźć jakiś punkt zaczepienia, coś znajomego, co mogłoby mi wyjaśnić, jak tu trafiłem. Jeśli nie liczyć przesiąkniętego krwią Leah łóżka, pokój jest schludny, urządzony w wybitnie kobiecym aczkolwiek staroświeckim stylu — na pastelowych ścianach wiszą tanie reprodukcje martwych natur i klasycznego malarstwa olejnego. Duża szafa dwudrzwiowa, komoda i toaletka z owalnym lustrem składają się na dobrane ze smakiem umeblowanie z antycznej sosny. Przypomina to trochę wnętrze domu dla lalek, z tą różnicą, że w kącie na czarnym metalowym stoliku stoi telewizor, a pod nim odtwarzacz DVD. Na odtwarzaczu leży złożony kawałek tektury, który natychmiast przyciąga moją uwagę. Coś jest na nim napisane czarnym flamastrem, widzę wyraźne drukowane litery. Roztrzęsiony, robię kilka kroków w tę stronę.

    Z ust wyrywa mi się przekleństwo.

    W górnej linijce napisano po prostu TYLER, a w dolnej WCIŚNIJ PLAY.

    Przez chwilę jestem w zbyt wielkim szoku, żeby zrozumieć, co to znaczy, ale sens tych słów szybko do mnie dociera, jak cios pięścią między oczy.

    TYLER.

    Ktoś oprócz mnie wie, że tu jestem.

    Robię krok w tył, przymykam powieki i próbuję zastanowić się nad sytuacją. Zza okna dochodzi ćwierkanie ptaków, więc wnioskuję, że jestem daleko od domu. W centrum Londynu nigdy nie słychać ptasiego świergotu. Nie wiem nawet, czy dotarłem tu dobrowolnie, czy nie. Nic nie wiem i to jest wielki, nierozwiązywalny problem, który się teraz przede mną rysuje. Znajduję się w dziwnym pokoju, obok mnie leży kobieta bez głowy, którą nadal kocham, a w ręku trzymam kawałek tektury, sugerujący, żebym nacisnął „play" na odtwarzaczu DVD. Zaczynam poddawać się panice. Wiem, że muszę ją bezwzględnie zwalczyć, że nie wolno mi się rozkleić. Po kolei dopadają mnie rozmaite emocje — obrzydzenie, zaskoczenie, żal po stracie najdroższej osoby — a każda z nich ma siłę eksplozji. Nie na darmo jednak byłem przez piętnaście lat żołnierzem i uczyłem się, jak zachować spokój w podobnych sytuacjach i postępować racjonalnie.

    Biorę kilka głębokich oddechów i usiłuję uporządkować myśli. Po pierwsze, powinienem przypomnieć sobie, jak oboje się tu znaleźliśmy i dlaczego.

    Zastanawiam się.

    Zastanawiam się intensywnie, aż do bólu. Koncentruję się jak uczestnik teleturnieju, którego tylko jedno pytanie dzieli od milionowej wygranej, już, już mam odpowiedź na końcu języka. Wysiłek pozbawia mnie resztki sił, które mi zostały. Bez rezultatu. Ostatnia rzecz, którą pamiętam, to to, że obejrzałem w telewizji film dokumentalny o globalnym ociepleniu, jedząc kupioną na wynos chińszczyznę: kalmary w sosie z czarnej fasoli i smażony ryż z jajkami. Jedzenie było tak przesiąknięte tłuszczem, że nie miałem ochoty go skończyć. Byłem sam. Wydaje mi się, że Leah planowała spotkać się tego wieczoru z przyjaciółmi. Jako były wojskowy lubię powtarzalność i prawie w każdą środę kupuję jedzenie na wynos, toteż wnioskuję, że była to właśnie środa. Niewiele jednak z tego wynika, bo nie wiem, jaki dzień jest dzisiaj.

    Ćmi mnie z tyłu głowy. Skóra nie jest tkliwa, nie mam żadnego guza, więc mnie nie uderzono. To oznacza, że zostałem nafaszerowany prochami, wystarczająco mocnymi, żebym nawet nie drgnął, kiedy Leah, która była wysportowaną, sprawną kobietą, została zaszlachtowana tuż obok mnie.

    Zamykam oczy, starając się zwalczyć kolejną falę mdłości. Kiedy ponownie je otwieram, mój wzrok sam wędruje tam, gdzie leży Leah. Krew wokół jej poszarpanej szyi zdążyła już zakrzepnąć, lepkie plamy na pościeli powoli wysychają. To znaczy, że nie żyje od jakiegoś czasu, musiały minąć przynajmniej dwie — trzy godziny, może więcej. Pierwszy raz czuję smród panujący w pokoju, ową charakterystyczną mieszaninę odchodów i zgnilizny, która unosi się nad ciałem niedawno zmarłej osoby jak upokarzające pożegnanie.

    Stoję tak w grobowej ciszy i mam wrażenie, że oto wpadłem w sam środek czyjegoś koszmarnego snu.

    Ale nie mam racji. Kiedy już przykucnę i nacisnę klawisz „play", zrozumiem, że to jest mój koszmar. I że to dopiero początek.

    2

    Siedzę na brzegu łóżka i czekam, a serce wali mi jak młot. Ekran pozostaje pusty przez kilka długich sekund, potem coś miga, w końcu zaczyna się film.

    Na początku pojawia się statyczne ujęcie pokoju, w którym teraz się znajduję. Autor zdjęć trzymał zapewne kamerę na wysokości piersi, stojąc u stóp materaca. Jest noc, świecą się lampki po obu stronach łóżka. Mimo że obraz jest trochę nieostry, jak w złej jakości domowym wideo, łatwo poznać Leah, która leży na pościeli z rozpostartymi na boki rękami i nogami, w niczym nie przypominając trupa. Jej nadgarstki i kostki są przywiązane do słupków po obu stronach ramy łóżka. Jest naga, a na jej twarzy maluje się pożądanie. To dla mnie zupełne zaskoczenie. W ciągu kilku krótkich tygodni, podczas których byliśmy ze sobą, zaznaliśmy zdrowego i przyjemnego seksu, ale nigdy nie było nawet mowy o kajdankach czy wiązaniu. Nagle czuję się niezręcznie, jak podglądacz grzebiący w tajemnicach, które najlepiej zostawić w spokoju.

    Pełne, różowe wargi dziewczyny drżą, złożone w półuśmiechu, oczy ma przymknięte. Niewątpliwie jest zadowolona z tego, że ją skrępowano, i uważa sytuację za rodzaj gry erotycznej. Kołysze biodrami, próbując ocierać się o pościel, a jej gładka, młoda skóra aż pulsuje życiem. Pięknie wygląda — dokładnie taką ją zapamiętałem z naszego pierwszego spotkania. Włosy krótkie, nastroszone na czubku głowy, stylowo obcięte, kolor zrobiony henną, idealny owal twarzy, wystające kości policzkowe, które natura hojnie obsypała piegami. Szelmowski błysk brązowych oczu, z których aż się sypią iskry, tak w nich buzuje młodość. Nos wyrazisty, równy jak u modelki, z wpiętym po lewej stronie szmaragdem.

    Kiedy ją widzę żywą na ekranie, czuję się, jakbym dostał obuchem w głowę. Zaciskam szczęki.

    Patrzę dalej i słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do sypialni. Leah zwraca głowę w kierunku wchodzącego. Wyraz jej twarzy wyraźnie się zmienia, miejsce pożądania zajmuje zmieszanie. „Tyler — zwraca się do człowieka, który pozostaje poza zasięgiem kamery. — Co ty robisz? Dlaczego nałożyłeś tę maskę?. Jej głos na taśmie jest zniekształcony. Pada bełkotliwa odpowiedź, której nie mogę zrozumieć, po czym twarz Leah znowu się zmienia. Tym razem nie wyraża już zmieszania, tylko paniczny strach. „Co to jest? — pyta, wytrzeszczając oczy. — Po co ci ten nóż? Tyler, odpowiedz.

    W mojej głowie rozlega się bolesne dudnienie, kiedy człowiek, do którego ona przemawia, ukazuje się wreszcie na ekranie. Kamera pokazuje go z profilu, gdy przemieszcza się w nogach łóżka. Jest również nagi, ale jego głowę w całości zasłania czarna lateksowa maska w rodzaju tych, których używają amatorzy gier sado-maso. W prawej ręce trzyma długi, groźnie wyglądający nóż rzeźnicki z szerokim ostrzem.

    Leah znowu coś mówi, nie widzę jej jednak, bo jest zasłonięta przez mężczyznę z nożem. „Tyler, jeżeli to jest gra, natychmiast przestań. Proszę. Zaraz się zesram ze strachu".

    Wiem, że ten facet to nie ja — nigdy czegoś takiego bym nie zrobił — mam jednak bardzo poważny problem. Jest mniej więcej mojego wzrostu i budowy, a biorąc pod uwagę bardzo słabą jakość nagrania, trudno będzie wykluczyć, że to nie ja. Sąd może mieć inny pogląd na tę sprawę, zwłaszcza że na płycie zarejestrowano słowa ofiary. Albo była tak dobrą aktorką, albo rzeczywiście uwierzyła, że to ja ukryłem się pod maską. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek potrafił aż tak dobrze odegrać strach. Jest przerażona do szpiku kości, nietrudno zgadnąć dlaczego.

    Podający się za mnie mężczyzna przechodzi powoli na bok łóżka. Widać, że wcale mu się nie spieszy, bawi się każdym krokiem, podnosząc nóż coraz wyżej, tak by Leah mogła go lepiej widzieć. Ostrze pobłyskuje złowrogo w świetle lampy, kiedy unosi je nad głowę. Obok Leah rzuca się bezsilnie na łóżku, ale więzy trzymają mocno. Nie może nic zrobić.

    Tutaj następuje moment, w którym facet odwraca się do kamery, i to nieskończenie pogarsza moją sytuację. Tak się bowiem składa, że istnieje tylko jeden sposób na to, aby stwierdzić bez cienia wątpliwości, czy mężczyzna z nożem, którego ofiara nazywa „Tyler", to ja. Dziesięć lat temu oberwałem szrapnelem podczas zamachu bombowego i do dzisiaj mam blizny w górnej części pleców. Większość to głębokie, lecz niewielkie punktowe wgłębienia, ale trzy są widoczne z dość dużej odległości. Jedna, w pobliżu prawej łopatki, wygląda jak różowe znamię długości około ośmiu centymetrów. Dwie pozostałe to wyraźne, grube szramy, które biegną niemal symetrycznie po obu stronach kręgosłupa. Mężczyzna z nożem ma wszystkie trzy blizny. Nie są wyraźne, jeżeli jednak wiesz, czego szukasz, możesz się ich dopatrzyć. Ja wiem i patrzę na nie ponuro, z zaciśniętymi zębami. Widnieją na jego plecach we właściwym miejscu, nie da się zaprzeczyć. Może i ten mężczyzna nie jest mną, ale po tym filmie może się okazać, że będę reprezentował tę opinię jako jednoosobowa mniejszość.

    Leah znowu krzyczy, głośno i desperacko, cały czas na próżno walcząc z więzami. „Tyler, proszę! Nie rób tego! Proszę!". To ostatnie słowo rozciąga się na kilka sekund, a kończy przerażającym szlochem. Taki dźwięk wydaje człowiek, którego świat z niezrozumiałych powodów rozpada się na kawałki i który nie umie pogodzić się z prostym faktem, że zaraz umrze.

    Mężczyzna zatrzymuje się przy łóżku z wysoko uniesionym nożem.

    I tyle. Nie mogę dłużej na to patrzeć. Nie zniosę ani sekundy więcej. Zrywam się na równe nogi, chwytam telewizor w obie ręce, wyrywając kabel z gniazdka, i ciskam nim o ścianę. Spada ciężko na podłogę, w środku coś pęka.

    W pokoju zapada grobowa cisza. Zapach śmierci jest tak gęsty, że zdaje mi się, iż gdybym wyciągnął rękę, tobym go dotknął. Stoję sam, nagi, wlepiam oczy w ścianę i usiłuję powstrzymać kolejną falę mdłości.

    Powoli, bardzo wolno, obracam się twarzą do łóżka, na którym spoczywają zwłoki. Zakrwawiona pościel przybrała teraz prawie czarny kolor. Cisza jest absolutna i absolutnie nie do zniesienia.

    — O Boże — szepczę. — Leah, tak strasznie mi przykro, że ci nie pomogłem.

    Mówiąc to, osuwam się na kolana i zaciskam powieki, aby powstrzymać napływające łzy. W głowie mi łupie, a w ustach zaschło. Przez te parę chwil mam szczerą ochotę umrzeć. Jednocześnie mój mózg powtarza w kółko tylko jedno pytanie: „Dlaczego?". Dlaczego ktoś postąpił w tak bestialski sposób z młodą, niewinną kobietą, a mnie zostawił z nią żywego?

    Muszę się stąd wydostać. Słodkawy zapach śmierci dusi mnie, ale przecież nie zostawię jej samej, nie tutaj. To byłoby tchórzostwo, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Bóg jeden wie, co z nią zrobią, kiedy stąd wyjdę. Zasłużyła sobie przynajmniej na przyzwoity pochówek.

    Łamię głowę nad tym, jak by tu ją z sobą zabrać, w biały dzień, i dlatego nie od razu słyszę ruch za swoimi plecami i stłumiony odgłos butów stąpających po dywanie.

    W końcu jednak szelest dociera do mnie i otwieram szeroko oczy. Odwracam się szybko, akurat w momencie, kiedy dotkliwy wstrząs elektryczny przeszywa mnie od palców u nóg aż do czaszki. Padam jak długi. Oszalały, wiję się i rzucam bezsilnie, lecz nie mogę dojrzeć, kim jest napastnik. Każda sekunda trwa wieczność, podczas gdy moim ciałem wstrząsają niekontrolowane drgawki, wzrok się mąci i oczy zachodzą mgłą.

    Prąd przestaje płynąć równie niespodziewanie, jak zaczął. Leżę na plecach i patrzę w górę, w pustkę. Wśród mroku i mgły dostrzegam zamazaną, ciemną postać, która jest jak cień. Postać staje się coraz większa, w miarę jak się ku mnie nachyla.

    Czuję lekkie ukłucie w ramię i wszystko zakrywa ciemność.

    3

    Brzękliwa muzyka przenika do mojej podświadomości. Jest to znana melodia odtwarzana przez telefon komórkowy. Zdaje się, że gra już od dłuższego czasu, a ja odruchowo nucę w głowie do wtóru i próbuję przypomnieć sobie jej tytuł.

    Nagle otwieram oczy i przytomnieję. Pierwszą rzeczą, jaką zauważam za szybą samochodu, są sosny. Rosną gęsto po obu stronach leśnego traktu, przy którym stoi moje auto. Poznaję skórzaną tapicerkę swojego bmw serii 7. Muzyka wydobywa się z cudzej komórki, która leży obok mnie na siedzeniu. Tuż przy telefonie stoi prościutko czarny skórzany neseser, również nie mój, i mała butelka wody Evian z nienaruszonym zamknięciem. Sięgam po nią, odkręcam zakrętkę i piję łapczywie, dopóki nie ugaszę palącego pragnienia.

    Wtedy wraca wspomnienie tego, co się stało z Leah, i znowu zalewa mnie fala żalu. Rozglądam się gorączkowo po samochodzie i ze wstydem zdaję sobie sprawę z tego, że jednak zostawiłem ją samą w tamtym cuchnącym pokoju. Mam na sobie strój, w który, jak wnioskuję, byłem też ubrany wczoraj wieczorem: bawełniany podkoszulek z długimi rękawami, dżinsy i buty traperskie Timberland z naturalnej skóry.

    Telefon nadal dzwoni. Nareszcie poznaję melodię — to marsz pogrzebowy. Kimkolwiek jest ten obdarzony makabrycznym poczuciem humoru człowiek, najwyraźniej wie, że tu jestem, i chce ze mną rozmawiać.

    Obmacuję się po kieszeniach w poszukiwaniu własnej komórki. Zniknęła, co nie jest wielką niespodzianką. Znowu patrzę na zegarek. Wskazuje 10.41. Ominęła mnie kolejna godzina życia, ale i tak jestem w o wiele lepszej sytuacji niż Leah, którą ominęło jakieś pięćdziesiąt lat.

    Biorę do ręki telefon i naciskam guzik.

    — Halo — mówię ze znużeniem.

    — Cieszę się, że się pan obudził, panie Tyler — słyszę głęboki, sztucznie zniekształcony modulatorem głos.

    Nic nie mówię. Nie muszę. Pewność tonu wskazuje na to, że tamten człowiek zna moją sytuację.

    — Domyślam się, że dobrze pan spał — kontynuuje. — To mnie nie dziwi. Odciąć dziewczynie głowę — człowiek musi być po czymś takim wykończony.

    Powolny dreszcz przechodzi mi po plecach od pasa aż po kark. Nadal się nie odzywam.

    — Nie musi pan nic mówić, panie Tyler. Dopóki będzie pan robił to, co się panu każe, cała ta nieszczęsna sprawa nie wyjdzie na jaw, dzięki czemu nie spędzi pan reszty swoich dni w więzieniu.

    — To pomyłka — odpowiadam wreszcie, usiłując opanować drżenie głosu. — Nie znam żadnego pana Tylera i nie odciąłem nikomu głowy.

    — Tak myślałem, że po tych wszystkich prochach, które pan wziął, nie będzie pan pamiętał, co się zdarzyło. Bardzo nieprzyjemna mieszanka rohypnolu, dimetylotryptaminy i siarczanu amfetaminy. Doskonała na pozbycie się zahamowań. Trochę gorzej działa na pamięć. To dlatego został nakręcony film, który, jak rozumiem, już pan zdążył obejrzeć. Proszę pozwolić, że postawię sprawę jasno, panie Tyler, żeby nie było nieporozumień. DVD, które pan obejrzał, to kopia. Oryginał mam ja. W moich rękach znajduje się również narzędzie zbrodni. Są na nim pańskie odciski palców, tylko i wyłącznie. W dowolnym momencie mogę przekazać obie te rzeczy policji, a jeśli tak zrobię, nie ma w tym kraju sądu, który by pana nie skazał za morderstwo. Jeżeli jednak postąpi pan zgodnie z moimi wskazówkami, wszelkie dowody związane z tą brutalną zbrodnią zostaną zniszczone, a pan już nigdy nie będzie miał ze mną do czynienia.

    — Czego chcesz? — pytam. Wiem, że rozmawiam z mężczyzną (mimo mechanicznego zniekształcenia głosu domyślam się, że to mężczyzna), który zamordował moją ukochaną, i że na razie nie pozostaje mi nic innego, jak z nim współpracować.

    — Na siedzeniu obok jest neseser — mówi. — Kod: jeden-cztery-jeden. Proszę go otworzyć.

    Nie odrywając ucha od telefonu, kładę neseser na kolanach, wybieram kod i otwieram zamki. Nie mogę powstrzymać parsknięcia na widok tego, co znajduję w środku. Co najmniej sto tysięcy funtów w paczkach banknotów o pięćdziesięciofuntowych nominałach. W takim biznesie jak mój człowiek jest przyzwyczajony do dużych kwot w gotówce, ale nikt nie wpłaca takiej sumy za jednym razem. Na pieniądzach leży czarny pistolet, który natychmiast rozpoznaję. To glock 19. Biorę go do ręki, wyjmuję magazynek. Jest całkowicie naładowany ostrymi nabojami kalibru 9 milimetrów. Wsuwam magazynek na miejsce i wkładam broń do neseseru, który zatrzaskuję.

    — Do nikogo nie będę strzelał — mówię do telefonu.

    — Wybór należy do pana, ma pan jednak do wykonania zadanie, a broń może okazać się do tego przydatna. Po zakończeniu tej rozmowy prześlę na telefon, który trzyma pan w ręku, SMS z pewnym adresem we wschodnim Londynie. Pójdzie pan pod ten adres i powie człowiekowi, który tam będzie, że nazywa się pan Bone i że ma pan to, co go interesuje. Proszę odebrać od niego przesyłkę — to też będzie neseser.

    — Z czym?

    — Tego pan nie musi wiedzieć. Jedno jest ważne: pod żadnym pozorem nie wolno panu odejść, dopóki nie będzie pan trzymał w ręku tamtego neseseru. Jeżeli pan go nie odbierze, nasza umowa straci ważność, a ja natychmiast przekażę policji dowody, które mam przeciwko panu. Czy to jasne?

    Od razu jest dla mnie oczywiste, że postępując zgodnie z jego instrukcjami, wkroczę na niesłychanie niebezpieczny obszar, ale w końcu chyba nie mam wyboru. Kimkolwiek ten facet jest, rozdaje karty. Nie mam pojęcia, kto to może być, ale bez obaw, dowiem się. A jak już go znajdę, będzie po nim. Na razie muszę przede wszystkim kupić trochę czasu, a mogę to zrobić, jedynie wykonując jego polecenie. Kiedy już zdobędę neseser, o który mu chodzi, być może będę mógł coś zdziałać.

    — Dobrze, zrozumiałem — mówię. — Co się stanie z Leah?

    — Dziewczyną proszę się nie martwić. Nikt nie znajdzie ciała. Nikt oprócz pana i mnie nie wie o istnieniu miejsca, w którym dziś się pan obudził.

    Od jego opanowania robi mi się niedobrze.

    — Nie to miałem na myśli — mówię. — Chcę, żeby została normalnie pochowana.

    — W tej kwestii nie ma pan wyboru — odpowiada, a ja znowu myślę o tym, co zrobię z sukinsynem, gdy go dorwę. Na razie muszę jednak z tym poczekać.

    — Gdzie ja, do jasnej cholery, teraz jestem? — pytam, rozglądając się, ale nie widzę nic oprócz drzew.

    — Proszę dojechać do końca ścieżki i skręcić w prawo. W końcu dotrze pan do drogi i znowu skręci w prawo. Wtedy powinien już działać GPS. Teraz nie działa, bo las jest zbyt gęsty. Będzie pan musiał tylko wprowadzić adres. Znajduje się pan około godziny jazdy od

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1