Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Dwór pod Czerwonymi Makami
Dwór pod Czerwonymi Makami
Dwór pod Czerwonymi Makami
Ebook251 pages3 hours

Dwór pod Czerwonymi Makami

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wanda jest bardzo zżyta ze swoją matką. Nie odstępuje jej ani na krok, zaś matka pewnego dnia obiecuje małej, że nigdy jej nie opuści. Dwór pod Czerwonymi Makami to siedziba rodowa Różewskich, w którym rodzą się i umierają pokolenia. Niestety z braku pieniędzy dom coraz bardziej podupada, a na dodatek w powietrzu wyczuć można zbliżającą się, aczkolwiek odległą jeszcze, wojnę.

Tymczasem w dworze dochodzi do dramatycznych wydarzeń: ojciec pije i utrzymuje związek ze służącą, zaś matka zapada na nieuleczalną chorobę. Świat Wandy zaczyna się burzyć. Za jakiś czas już nic nie będzie takie jak dotychczas. Nadchodzą wielkie zmiany i to niekoniecznie te dobre.

Niespodziewanie los zaprowadzi Wandę do Wodzisławia Śląskiego, gdzie spotka miłość swojego życia. Czy jednak takie uczucie może trwać wiecznie i czy mamy pewność, że kochana osoba pozostanie z nami na zawsze?

Dwór pod Czerwonymi Makami to opowieść o silnej kobiecie, na której duszy strata najbliższych wyryła głębokie ślady. Walka o najbliższych, o przetrwanie i utrzymanie rodowej siedziby stanie się jej życiowym celem.
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateOct 30, 2015
ISBN9788378595717
Dwór pod Czerwonymi Makami

Read more from Andrzej F. Paczkowski

Related to Dwór pod Czerwonymi Makami

Related ebooks

Reviews for Dwór pod Czerwonymi Makami

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Dwór pod Czerwonymi Makami - Andrzej F. Paczkowski

    generacji.

    Część pierwsza

    Lata pierwsze

    – Skąd pani zna tak doskonale losy swojej rodziny? – zapytałem, kiedy skończyła opowiadać. Nieczęsto się to zdarza. Nawet ja nie pamiętam dziadków, nie wiem, kim właściwie byli, jak żyli...

    – Miałam wiele czasu na studiowanie naszego rodu. Kiedy zostałam sama, często chowałam się w bibliotece i czytałam. Po śmierci ojca przeglądałam jego rzeczy i znalazłam listy, które Poniatowski pisał do Fryderyka.

    – Więc wszystkie się zachowały?

    – Nie wszystkie, ale niektóre tak. Te na przykład, które ci cytowałam na pamięć, bo przecież doskonale je znam. Widzisz, to urok dworu, w którym rodzą się i umierają ludzie, gdzie żyją ciągłe linie rodów. W takim dworze zawsze wszystko pozostaje. Historia jest częścią domu.

    – A... ten dom?

    – Do tego jeszcze dojdziemy...

    Wanda już od małego dziecka wyróżniała się inteligencją. Była silnym i zdrowym dzieckiem, a kiedy skończyła cztery lata, umiała liczyć i rozpoznawała litery. W wieku pięciu pisała proste zdania, a w wieku sześciu była na etapie dzieci o parę lat starszych. Nikt nie wiedział, skąd się to w niej brało, ale matka często powtarzała:

    – Widocznie Bóg miał jakiś zamiar obdarzając ją takim umysłem.

    Mała była niezwykle przywiązana do matki. Garnęła się do niej od samego rana, a kiedy ta choć na chwilę nie poświęcała jej uwagi, dopraszała się o nią, szarpiąc ją za sukienkę, chwytając za rękę, czy po prostu podchodząc i gładząc ją po niej. Lubiła się tulić do matki i zasypiać w jej ramionach. Na długie godziny nie spuszczała jej z oczu i dopiero kiedy opadały jej powieki, zmęczona pilnowaniem matki i dopraszaniem się pieszczot i obecności, twarz wypogadzała się i przybierała wyraz spokoju.

    Matka, Janina, kochała małą bardzo i zaborczo, nie dopuszczając do niej właściwie nikogo. Od dnia urodzenia obie były ze sobą bardzo związane. Może to dlatego, że było to jej pierwsze (i ostatnie) dziecko. Albo z powodu jej oziębłości w stosunku do męża, który bardziej interesował się dziewczynami do pomocy krzątającymi się po domu niż nią. Pewnego dnia przyłapała Antoniego w bardzo niezręcznej sytuacji i od tej pory relacje między nimi uległy znacznej zmianie. Bo kiedy przyszedł do niej tamtego wieczora i złapał mocno za pierś, odsunęła się, mówiąc z nieskrywaną pogardą w głosie:

    – Nigdy więcej mnie nie dotykaj brudnymi łapami, którymi obściskujesz kochanki.

    Antoni jeszcze dwa razy spróbował dostać się do łoża małżonki, niestety z podobnym skutkiem. Wtedy jego rozwiązły tryb życia wciągnął go w wir, z którego nie potrafił się wydostać. Zaczął też pić. A kiedy wypił za wiele, stawał się agresywny i czasami dochodziło do rękoczynów.

    Obie dziewczyny do pomocy, z którymi się zadał, dostały wypowiedzenie i więcej nie wróciły. A przecież jakaś siła robocza nadal była potrzebna we dworze.

    – Skąd pani to wszystko wie? – zapytałem kobietę przy stole, opowiadającą mi historię swojego narodzenia. – Przecież była pani małym dzieckiem i nie może tego pamiętać.

    Popatrzyła uważnie.

    – Opowiedziała mi Olesia. Była to jedna ze służących w dworze. Zwykła dziewka do pomocy z pobliskiej wsi. To ona, po śmierci matki, stała się dla mnie oporą. Matka spisywała swoje dzieje, jak cała poprzednia żyjąca rodzina. Wszystko się zachowało.

    – Pamiętała ją pani z okresu, kiedy żyła matka?

    Zamyśliła się na chwilę.

    – Tak. Często podtykała mi pod nos co lepsze kąski wędzonek czy innego jedzenia. Zabierała mnie na ręce, kiedy matki ze mną nie było, i tańczyła po kuchni, a jej długi warkocz okręcał się razem z nami, co bardzo mi się podobało. Pamiętam, że właśnie wtedy zapragnęłam mieć takie same włosy jak Olesia.

    Przyjrzałem się uważnie siedzącej tuż obok kobiecinie. Jej włosy... czy to jeszcze można było nazwać włosami? Białe jak śnieg, przerzedzone tak, że przy wpadającym mdłym świetle prześwitywała jej czaszka.

    – Patrzysz na moje włosy. – Pokiwała głową. – I pewnie zastanawiasz się, gdzie te włosy są. Ja też się zastanawiam.

    Uśmiechnęła się. Kiedy nie patrzyła przed siebie w przeszłość i nie zacinała warg, potrafiła być naprawdę piękna. Dostrzegałem w niej ślady dawnej urody, musiała być atrakcyjną kobietą.

    – Kobieta nie potrafi wyobrazić się w sytuacji bez włosów. Jest próżna. Ale z wiekiem takie sprawy stają się drugorzędne, schodzą na dalszy plan. Ważne jest zdrowie. Życie.

    – Mówi się, że w przyszłości ludzie nie będą mieć włosów – czytałem w jakiejś gazecie.

    – Może to i lepiej. Ale pewnie pojawią się inne zmartwienia. Zawsze tak bywa. Jeden problem znika, pojawia się następny.

    Miała rację. Dokładnie znałem koleje naszego losu.

    Nagle popatrzyła na mnie z dziwnym błyskiem w oku.

    – Nie myję okien. Zauważyłeś?

    Spojrzałem na brudne szyby. Ciężko było nie zauważyć, przecież od razu rzucały się w oczy. Chyba tylko ślepiec by nie zauważył.

    – Zauważyłeś. – Roześmiała się cicho.

    – Tak.

    – Nie myję ich dlatego, że nie mam już sił w rękach, przecież można by kogoś nająć do doprowadzenia ich do porządku.

    – A więc dlaczego?

    – Kiedy w mieszkaniu jest ciemniej, łatwiej się żyje.

    – Z czym? – Nie zrozumiałem.

    – Z własną starością. Słońce... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo potrafi być krzywdzące dla starego człowieka. Bez sentymentu odkrywa przed tobą wszystkie karty. Nie zna zlitowania. Świeci na twoją twarz, jakbyś był na przesłuchaniu Gestapo. Chcesz sobie nałgać, okłamać to rażące w oczy białe światło, a ono nie da sobie mydlić oczu. Patrzysz w lustro i widzisz kogoś zupełnie innego. Jesteś to ty, a jednak nie jesteś. Bo przecież w głębi siebie nadal pozostajesz tamtym człowiekiem z przeszłości i mimo to...

    Ucichła. Zrobiło mi się jej przykro. Posmutniała, widać wyraźnie. Zaczęły napływać do niej wspomnienia. Byłem młodym człowiekiem, a przecież potrafiłem się czasami czuć, jakbym był na końcu drogi. Tymczasem czekało na mnie jeszcze całe życie. Ale ona... Jej sytuacja była zupełnie inna.

    – Opowiem ci coś, czego nikomu nigdy nie mówiłam. Ale do tego dojdziemy.

    Czekałem na te słowa. Gdzieś w głębi serca czułem, że jej życie nie należało do zwykłych i monotonnych. Nie przeżyła go, zajmując się włosami, próżnie i swawolnie. Miała wypisane na twarzy przeciwieństwo: wyżłobione bólem koryta zmarszczek, usiane jak mapa i jak kleszcze wdzierające się w głąb skóry.

    – Nie wiedziałam, że Olesia była właśnie tą kobietą, którą również moja matka przyłapała z ojcem. Zresztą, czemu niby miałabym to wiedzieć, byłam przecież dzieckiem. Mój świat wyglądał zupełnie inaczej i nawet nie miałam pojęcia, że miłość może mieć różne odcienie...

    Pewne rzeczy, czytelniku, są przeze mnie trochę ubarwione. Ale musisz mi to wybaczyć. W miarę opowiadania popuszczałem wodze fantazji, ale tylko w kwestiach myśli bohaterów, do których przecież opowiadająca nie miała dostępu.

    Jej matka pochodziła z mieszczańskiej rodziny z Krakowa. Ojciec posiadał wspaniałą kamienicę w centrum miasta, więc w posagu otrzymała pokaźną sumkę, która wystarczyła na odnowienie Dworu pod czerwonymi makami, który z czasem popadał w coraz większą ruinę. Odnowiona siedziba stała się na nowo piękna i zaczęła tętnić nowym życiem.

    Z początku wszystko było dobrze, bo przecież pomiędzy młodymi rozkwitła miłość. Kochali się bardzo i świata poza sobą nie widzieli. Kiedy wyrosły zboża, ganiali po polach jak dwoje młodych szaleńców nie widzących poza sobą świata. Ludzie na wsi, ci nieliczni, którzy ich zobaczyli, kręcili na ten widok głowami, ale niektórzy uśmiechali się pod nosami, wspominając dawne czasy...

    Weselisko odbyło się huczne. W końcu Janina była jedyną córką rodziców i należało ją wydać za mąż z wielką pompą. Takiego wesela dawno we wsi nie widziano i nawet najstarsi rozszerzali oczy ze zdziwienia na widok przybytku.

    W niecały rok po ślubie Janina powiła córkę, ale bardzo ten poród przeżyła. Rodziła dwadzieścia godzin w ogromnych bólach i to właśnie wtedy postanowiła, że już więcej nie dopuści do siebie Antoniego. Nie chciała kolejny raz przez to przechodzić. Taka droga krzyżowa mogła odpowiadać komuś innemu. Jej nie.

    Antoni czekał cierpliwie parę tygodni, ale kiedy wreszcie nie wytrzymał i zaczął domagać się swojego prawa, doszło pomiędzy nimi do poważnego spięcia. Janina... Była wychowana zupełnie inaczej niż on i dopiero po ślubie stwierdziła, jak bardzo różni się od siebie nie tylko kobieta od mężczyzny, ale również ona od męża. Chciała z nim żyć, bo przecież go kochała, ale sprawy małżeńskie nie wchodziły w grę. Nie potrzebowała tego i doskonale mogła się obejść bez „tych" spraw. Uważała, że będzie potrafił żyć tak samo. Ale mężczyzna jest skonstruowany inaczej i ma inne potrzeby, co jej po prostu nie mieściło się w głowie.

    Mijały tygodnie, a Antoni coraz bardziej zaczynał się niecierpliwić. Z początku jeszcze wierzył, że sytuacja ulegnie zmianie. Czekał. Starał się oszukiwać i wmawiać sobie, że przecież tak ciężki poród, kiedy to o mało nie przypłaciła go życiem, musiał ją wiele kosztować. Ale przecież człowiek nie może obejść się bez zbliżenia, więc kiedyś i ona musiała poczuć namiętność. Za jakiś czas krew się w niej zagotuje i przyjdzie do niego gorąca i wilgotna, jak to bywało parę miesięcy temu. Każdego wieczoru wyobrażał sobie jej białe uda, które tylko jemu wolno było oglądać i których tak dawno temu mógł swobodnie dotykać każdego dnia, i coraz trudniej przychodziło mu powstrzymywanie się przed nagabywaniem jej do styku. W pewnym momencie doszło do tego, że byłby zdolny do przymuszenia jej i wzięcia siłą. Nieoczekiwanie znalazł rozwiązanie w postaci dwóch dochodzących dziewczyn, których ciała były dla niego zawsze gotowe do wzięcia, chętne i ciepłe. Niestety Janina wyczuła, co się dzieje i odprawiła je ze służby. Zbuntował się. Parę dni później do dworu zawitała Olesia. Sam ją sprowadził, wiedząc, że żona nie wywiązuje się z obowiązków, a kolejna para rąk przyda się do pracy. Była młoda, a jej pełne piersi kusiły i przyciągały. Patrzył na nią zafascynowany. Stara kucharka Odina i dwie inne podstarzałe pomocne były jak dotąd jedynymi kobietami we dworze. Te dochodzące każdego dnia się przecież nie liczyły. Teraz wszystko miało się zmienić, bo Olesia zamieszkała z nimi na stałe.

    Z początku młoda służąca miała zajmować się domem, co też robiła, sumiennie wykonując obowiązki. Ale często odrywała się od pracy i można ją było widywać zaglądającą do małej Wandy. Wkrótce doszło do zmian. Jak tylko pani nie mogła zajmować się dzieckiem, jej rolę przejmowała służąca.

    Antoni zwariował na punkcie dziewczyny. Niemalże szalony do granic wytrzymałości, złapał ją pewnego dnia w pasie i przyciągnął do siebie.

    – Daj mi – wyszeptał do niej, śliniąc ją pocałunkami.

    Taka w nim płonęła żądza i tak wielkie podniecenie zebrało się w ciągu tych długich tygodni, że pod Olesią ugięły się nogi. Pan podobał jej się od samego początku, rzucała za nim ukradkowe spojrzenia, za każdym razem odwracając się szybko, aby nie zauważył wbijanego w niego wzroku. Teraz i ona zapłonęła ogniem i nic nie mówiąc, pozwalała się całować.

    Zaciągnął ją na siano i unosząc niemalże na głowę spódnicę, wszedł w nią z jękiem i krzykiem. Krzyknęła z bólu i parę sekund później zauważył krew na jej udach.

    – Czemu nic nie powiedziałaś? – zapytał z wyrzutem. Nie usłyszał odpowiedzi.

    Kolejne sekundy minęły jak mgnienie oka. Olesia przywarła nagle do niego, zaczęła obsypywać ciepłymi i dzikimi pocałunkami, próbując się znaleźć jak najbliżej. Cały czas był gotowy do starcia, dni postu miały wreszcie minąć, zniknąć, więc nie myśląc głową, myślał inną częścią ciała, która przecież domagała się swojego. Przejął inicjatywę. Brutalnie wchodził w nią i nie szczędził jej bólu. Ryczał jak zwierzę, a ślina i pot spadały na jej twarz jak deszcz w czasie burzy. Po wielu razach, kiedy dziewczyna zaczęła już skamlać z bólu, otarta niemalże do krwi, dał spokój. Na spokojnie pomyślał, co się dokładnie stało, i poczuł wyrzuty sumienia. Obiecał sobie, że się to nie powtórzy. Zostawił ją tam na sianie, zmęczona i płaczącą cicho. Po odbytym akcie nie potrafiłby jej okazać żadnego uczucia. Wszystko stanęło na głowie. Zdarzyło się coś, co się zdarzyć nie miało.

    – Co Olesia chodzi taka milcząca? – zapytała pewnego dnia Janina, przyglądając jej się z ciekawością uważnymi oczami.

    Służąca zarumieniła się i spuściwszy głowę, nic nie odpowiedziała.

    – Może ma kłopoty w domu? – Nie dawała za wygraną pani.

    Odpowiedziało jej przeczące kręcenie głową.

    Zawsze rozmowna dziewczyna już od tygodnia była cicha i spokojna, łaziła po domu jak cień i niewiele czasu spędzała z Wandą. Janina postanowiła uważniej się jej przyglądać.

    Czasami przyjeżdżali w odwiedziny rodzice Janiny z Krakowa. Bawili się z dzieckiem i byli bardzo dumnymi dziadkami. Przywozili małej prezenty i obsypywali ją pocałunkami. Nie mogli nadziwić się jej pięknu. Często też we dworze odbywały się małe przyjęcia, ponieważ pani domu przyzwyczajona była do wielkopańskiego życia. Zapraszała najlepszy rodziny z Imielina i zdarzało się, że do późnej nocy grała we dworze skoczna muzyka i dochodziły śmiechy. Życie towarzyskie kwitło.

    Tymczasem Olesia nie potrafiła wymazać z pamięci zdarzenia, które uczyniło z niej kobietę i kiedy po dwóch tygodniach otarcia i sińce zniknęły, jej oczy jakby same zaczęły wyszukiwać pana. Przeżywała najgorsze momenty , nie wiedząc, jaką podjąć decyzje, bo z jednej strony nie potrafiła spojrzeć pani w oczy, a z drugiej chciała otrzymać kolejną porcję uniesień. Ciało miała zgrabne i młode, jędrne i pełne gorącego ciepła. Ono samo, kiedy już poznało smak mężczyzny, domagało się kolejnych ingerencji. Gleba musi być użyźniania, w przeciwnym razie nic na niej nie wyrośnie. Przecież to, co zrobił z nią ten człowiek, nie mieściło się w jej pojęciu. Jeżeli stało się, co stać się miało, odczuwała to tak, jakby miał teraz prawo do jej ciała i całej jej osoby. Zresztą nie tylko prawo, ale również powinność. Niekochane ciało więdnie i Olesia czuła to całym

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1