Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Nie-kapitalizm: Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?
Nie-kapitalizm: Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?
Nie-kapitalizm: Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?
Ebook264 pages3 hours

Nie-kapitalizm: Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wizja nieistniejącego państwa - Republiki Gwinei Środkowej - którego sukces stworzył prezydent tego kraju. W wywiadzie rzece opowiada jak w ciągu sześćdziesięciu lat, nic nieznaczące państwo, dotarło do czołówki technologicznej świata, opierając się na unikatowym modelu politycznym i gospodarczym. Dostrzegając, że problemem globalnego ocieplenia nie są technologie, a sam kapitalistyczny system, stworzyli niekapitalistyczny model rozwoju. Opisane podejście do systemu politycznego, gospodarczego czy rozwiązań ekologicznych ma dawać do myślenia i inspirować.
Afrykańska utopia jest już kolejną książką autora „Azjatyckiej lekcji” - opisu drogi dojścia azjatyckich tygrysów do ich sukcesu gospodarczego. Tym razem jest to fikcja literacka - utopia - mająca być inspiracją realnych rozwiązań systemowych, pokazująca mechanizmy sprawowania władzy i kierowania gospodarką.
LanguageJęzyk polski
Release dateDec 23, 2022
ISBN9788394102029
Nie-kapitalizm: Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?

Read more from Tomasz Zając

Related to Nie-kapitalizm

Related ebooks

Reviews for Nie-kapitalizm

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Nie-kapitalizm - Tomasz Zając

    Tomasz Zając

    NIE-KAPITALIZM

    Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu?

    Afrykańska utopia.

    Warszawa 2022

    Projekt okładki: Jędrzej Nyka

    Copyright © 2014 by Tomasz Zając

    Wszelkie prawa, łącznie z prawem

    do reprodukcji tekstów w całości lub w części,

    w jakiekolwiek formie – zastrzeżone.

    ISBN 978-83-941020-2-9

    Kiedyś miałem marzenie nieśmiertelności,

    ludzie nie mogą się do niej nawet zbliżyć,

    ale państwa już tak…

    Kamilowi

    Spis treści

    Prolog

    Ukształtowanie się ustroju państwa

    Rozdział 1. Inspiracje

    Rozdział 2. Początki – zdobycie władzy

    Rozdział 3. Polityka i media

    Rozdział 4. O rozdzieleniu polityków od biznesu.

    Rozdział 5. Kwintesencja państwa – kontrola grup interesu

    Rozdział 6. Gospodarka, geopolityka i polityka

    Rozdział 7. Wyjście z kolonializmu

    Gospodarka

    Rozdział 8. Motory wzrostu

    Rozdział 9. Plany rozwojowe i media

    Rozdział 10. Instytucje rozwojowe.

    Rozdział 11. System podatkowy.

    Rozdział 12. System finansowy i gospodarczy.

    Rozdział 13. Biurokracja

    Rozdział 14. Korupcja

    Rozdział 15. Kontrola kapitału

    Rozdział 16. System emerytalny

    Rozdział 17. Bezrobocie

    Rozdział 18. Rolnictwo

    Życie społeczne

    Rozdział 19. Wspólnota

    Rozdział 20. Emocje i realne problemy

    Rozdział 21. Migracja

    Rozdział 22. Turystyka

    Rozdział 23. Urbanistyka

    Rozdział 24. System sprawiedliwości, więziennictwo.

    Rozdział 25. Narkotyki.

    Rozdział 26. Prostytucja.

    Rozdział 27. System opieki zdrowotnej

    Rozdział 28. Związki zawodowe

    Green state

    Rozdział 29. Zielona gospodarka

    Rozdział 30. Zielona energia

    Rozdział 31. Komunikacja.

    Rozdział 32. Zrównoważony rozwój zamiast wzrostu

    Rozdział 33. Dzietność

    Wojna, geopolityka, dyplomacja

    Rozdział 34. Siła państwa

    Rozdział 35. Przemysł zbrojeniowy

    Rozdział 36. Armia

    Rozdział 37. Sieć rozwojowa

    Prolog

    Republika Gwinei Środkowej rozpoczęła swoje reformy z początkiem lat dwudziestych XXI wieku. Chciałbym uświadomić czytelnikom jak wiele wydarzeń ogromnej wagi wydarzyło się w tym czasie na świecie, gdy zupełnie nieznaczący kraj trzeciego świata zmienił się w potęgę gospodarczą i stworzył nowy model niekapitalistycznego ustroju gospodarczego.

    Jest rok 2078, wiek XXI okazał się bardzo dynamicznym okresem w historii świata.

    Stany Zjednoczone straciły pozycję światowego hegemona. Rywalizacja z Chinami przeistoczyła się w konflikt kinetyczny, więc przeszła do historii jako III Wojna Światowa, choć świat jak zwykle zakładał, że jest niemożliwa bo zbyt dużo oba państwa łączyło. O wojnie systemowej decydują jednak nierównowagi w dystrybucji bogactwa, a nie siła powiązań gospodarek lub ich brak. Brak takich powiązań między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim, co znamienne, nigdy nie doprowadził ich wzajemnej rywalizacji do fazy gorącej. W tym wypadku było inaczej, amerykanie najwyraźniej chcieli sprowokować Chiny do rozpoczęcia wojny, ale to ostatecznie sami zostali do niej zmuszeni. Po wojskowej blokadzie Tajwanu przez chińską armię Waszyngton zdecydował się na siłowe przerwanie pierścienia blokady aby udowodnić, że Ameryka nadal panuje na morzach. Nie do końca zaplanowane uszkodzenie chińskiego statku wywołało pełnoskalową odpowiedź Pekinu i III Wojna Światowa się rozpoczęła. Paradoksalnie, nie doszło do żadnej wojny o Tajwan, Chińczycy zadowolili się kontrolowaniem przestrzeni powietrznej nad Tajwanem i skupili większość wysiłku na rozbiciu marynarki wojennej USA. Ostatecznie, ponosząc ponad dwukrotnie większe straty, byli w stanie redukować amerykański potencjał morski. Amerykańskie możliwości odbudowania swoich sił morskich były iluzoryczne, potrzebowały na to więcej niż dekady w czasach gdy globalne łańcuchy dostaw nie były jeszcze pozrywane. Po rozpoczęciu wojny, perspektywa odbudowywania strat stawała się prawie niemożliwa. W wyniku tych trudności po niemal trzech latach amerykańskie panowanie na morzach było już tylko iluzją.

    Ostatecznie wojna trwała niemal cztery lata i zakończyła się klęską głównie marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych. Z powodu niemożności odbudowy jej potencjału wojna zakończyła się przy dyplomatycznym stole. Początkowy konflikt o Tajwan zakończył się, zdawałoby się, mało rozstrzygnięty. Nikt nie został pokonany. Co prawda Tajwan wrócił „do macierzy" ale przecież ani Chiny nie podbiły Ameryki, ani tym bardziej Chiny nie zostały podbite. Tak naprawdę jednak zmieniło się wszystko. Przewidywania były takie, że po wojnie świat podzieli się na dwie nierówne części. Azja wpadnie do chińskiej strefy wpływów, obie Ameryki nadal pozostaną przy Stanach Zjednoczonych, a Afryka i Europa będą polem starcia mocarstw. Mocarstwem drugiej kategorii miała zostać Rosja.

    Rzeczywistość okazała się bardziej tragiczna dla jankesów. Wojskowe rozstrzygnięcia doprowadziły do gospodarczych. Wraz z utratą pozycji petrodolara jako waluty światowej prysła bańka amerykańskiego bogactwa. Brak możliwości druku pieniądza bez pokrycia zredukował pozycję kraju. Na pierwsze tło wyszła ruina gospodarcza, infrastrukturalna i polityczna „najlepszego kraju do życia na świecie". Konieczność skupowania chińskiego juana i innych ważnych walut do amerykańskiego skarbca aby móc kupić realne dobra na rynkach światowych urealniła poziom bogactwa kraju i jego dekapitalizację jaka dokonała się w okresie Wielkiej Globalizacji. Środków brakło na utrzymanie choćby pomniejszonego imperium. Pozostały wpływy w pojedynczych krajach w różnych częściach świata, bez gwarancji ich utrzymania w przyszłości.

    Rosja co prawda dobrze obstawiła wynik starcia, i tak jak zaczęła, tak i skończyła w obozie zwycięzców, ale ostateczne rozstrzygnięcia okazały się dla niej katastrofalne. Nie mogąc czekać na początek starcia na Pacyfiku, z powodów własnych problemów wewnętrznych, przystąpili do rozstrzygnięć w Europie. Jak to zwykle bywa w historii, nie planowali pełnoskalowej wojny, a jedynie szybkie rozstrzygnięcia polityczne. Po szybko przejętej Ukrainie miała być presja militarna na kraje bałtyckie i Polskę. To wszystko miało wystarczyć aby Rosja dołączyła do koncertu mocarstw w roli jednego z nich i przejęcia udziałów w spółce Unia Europejska.  Potknęli się jednak na Ukrainie i ujawnili wszystkie słabości swego papierowego mocarstwa. Samo wsparcie USA i sojuszników spowodowało złamanie potęgi rosyjskiej armii. Reszta była tylko kaskadą klocków domina. Po przegraniu wojny której Rosja „nie mogła przegrać" nastąpiły rozstrzygnięcia polityczne, po nich – w wyniku sankcji, kosztów wojny i utraty rynków zbytu na surowce energetyczne – także gospodarcze. Wynikiem powyższych były skutki społeczne czyli okres niepokojów społecznych w Rosyjskiej historiozofii dobrze znany pod nazwą smuty. To wszystko miało być tylko preludium do jeszcze większych nieszczęść.

    Ostateczny cios przyszedł z Azji. Gdy bowiem konflikt na Pacyfiku tracił impet Chiny przeszły do natarcia na swego sojusznika na Dalekim Wschodzie. Prawie niewykorzystywane chińskie jednostki lądowe zostały użyte do odzyskania Mandżurii z nawiązką. Straszenie bronią atomową nie pomogło i mimo wszystko Moskwa nie chciała umierać za Kamczatkę. Wobec ruiny gospodarczej, problemów ze stabilnością kraju oraz wcześniejszej przegranej w Ukrainie, Rosja musiała się pogodzić również z utratą politycznej kontroli nie tylko nad Ukrainą, ale i Białorusią oraz pozycji mocarstwa jakiejkolwiek kategorii.

    W Azji takie kraje jak Japonia, Korea Południowa czy Australia ostatecznie również wpadły w strefę wpływów nowego azjatyckiego mocarstwa. Kluczem nie były jedynie rozstrzygnięcia wojenne i przejmowanie kontroli nad morzami świata przez chińczyków, decydujący jak zawsze okazał się bilans handlowy, który po gospodarczym upadku Stanów Zjednoczonych okazał się jeszcze bardziej zdominowany przez Chiny.

    Azja, Ameryka Południowa, a zwłaszcza Afryka, co nas tutaj interesuje najbardziej, wpadły w większości w strefę wpływów chińskich. Silniejsze kraje europejskie utrzymały szczątkowe wpływy w Afryce, a USA w Ameryce Południowej. Sama Europa w większości została przejęta przez Chiny, choć tutaj nadal duże wpływy mają amerykanie.

    Główną walutą rozliczeniową stał się elektroniczny juan, choć papierowego pieniądza do tej pory Chińczycy nie zdominowali w tak dużym stopniu jak to miało miejsce w erze dolara.

    Kolejnym wielkim wydarzeniem mającym wpływ na ludzkość było i nadal jest globalne ocieplenie. Choć nikomu nie udało się osiągnąć mniej lub bardziej ambitnych celów klimatycznych do roku 2050 to już widać pierwsze korzyści dla krajów które są liderami zmian. Widać też, że kształtuje się nowy model gospodarczy i niedostosowanie się do niego będzie powodowało coraz większe koszty. Europejski podatek węglowy okazał się najskuteczniejszym narzędziem reindustrializacji Europy – nie licząc przerwanych łańcuchów dostaw wynikających z wojny na Pacyfiku. Wywołał wielki boom inwestycyjny na starym kontynencie i ograniczył globalne inwestycje. Korzyści z niego płynące ułatwiają ponoszenie gigantycznego wysiłku modernizacyjnego. Jak zwykle straciły najbiedniejsze kraje, ale i eksporterzy surowców. Najpoważniejsze zmiany jednak nadal przed nami.

    Teraz zapraszam was drodzy czytelnicy na zapoznanie się z historią niegdyś nic nieznaczącego kraju – Republiki Gwinei Środkowej – który przez ostatnie sześćdziesiąt lat zmienił się w ważnego gracza na arenie międzynarodowej i lokalne mocarstwo afrykańskie. Będzie to mniej historia, a bardziej współczesność i droga dojścia do niej opowiedziana przez jej inicjatora i głównego architekta Serge Abakara.

    Rozmowę przeprowadziłem osobiście ja - Charles Taylor – brytyjski dziennikarz, w ramach serii wywiadów z najważniejszymi politykami kończącego się XXI wieku. Rozmowy z Serge Abakarem i zwiedzanie Republiki Gwinei Środkowej zajęło mi niemal miesiąc, gdy mogłem się przekonać czy kraj ten naprawdę wygląda tak jak został tutaj opisany. Mogę tylko potwierdzić. Zapraszam więc na rozmowę.

    Ukształtowanie się ustroju państwa

    Rozdział 1. Inspiracje

    Charles Taylor: - Jak to się zaczęło?

    Serge Abakar: - Zanim zacznę mówić o początkach Republiki Gwinei Środkowej muszę wrócić do moich czasów studenckich. Do czasów gdzie pojawiły się pierwsze inspiracje, które doprowadziły mnie i mój kraj w miejsce w którym obecnie się znajduje.

    Czasy studenckie, czyli Polska. To tam studiowałeś?

    Tak, socjologię

    Stąd już tylko krok do polityki.

    Nie do końca. Nigdy nie planowałem zostać politykiem. Nie wybierałem również zbyt świadomie kierunku studiów, to raczej był najrozsądniejszy kierunek na którym czułem, że mogę sobie poradzić i mieć jakąś satysfakcję z samego studiowania. Nie studia same w sobie mnie zainspirowały ale życie towarzyskie, a bardziej intelektualne które prowadziłem obracając się w kręgach studenckich i politycznych.

    Jakieś konkretne wydarzenie? Data?

    Nic z tych rzeczy, ale powiem tak. Gdy wybierałem się na studia jechałem na mityczny Zachód, ale wracałem z Afryki.

    Nie rozumiem.

    Już tłumaczę. Od dzieciństwa miałem bardzo idealistyczny obraz mitycznego Zachodu. To tam, w Anglii, we Francji czy Ameryce biło serce kultury światowej. Stamtąd płynęły wzorce mody, estetyki jak i również modele gospodarcze. Miałem świadomość że aby stać się ważnym i bogatym krajem należy zaadoptować ich rozwiązania, instytucje. Jeśli to zrobimy to będziemy jak oni. Potężni i bogaci.

    Tak wiem, wystarczy że zainstalujecie u siebie demokrację, zlikwidujecie korupcję i otworzycie gospodarkę na nieskrępowany przepływ kapitałów, a samoistnie napłyną do was inwestycje i staniecie się tacy jak oni, a wręcz bogatsi – jeśli będziecie bardziej pracowici niż oni.

    Dokładnie. Tylko nie jesteśmy do tego zdolni bo nie dojrzeliśmy do demokracji, nasza kultura i religia sprawia że jesteśmy leniwi, nie potrafimy wykorzenić korupcji bo mamy silne związki rodzinne. Inwestorzy nie są nami zainteresowani bo nie potrafimy im stworzyć cieplarnianych warunków, podatki są za wysokie i dowolne inne plagi, które sami na siebie ściągamy nie pozwolą nam wyrwać się z zamkniętego kręgu biedy.

    I jak to podejście się zmieniło?

    Tak jak mówiłem, wyjechałem na Zachód, a po pewnym czasie się zorientowałem, że Polska to takie same peryferie jak nasze afrykańskie satrapie, z tym że ukryte pod warstewką bogactwa zapewnionego głównie przez zagranicznych inwestorów.

    Czyż nie o to chodzi w bogactwie?

    W dużej mierze tak. Przyłóżmy oczywiście właściwa miarę. Oczywiście w Polsce naprawdę nieźle się już żyło. Podczas mojego pobytu było to już prawie trzydzieści lat po obaleniu komunizmu. Kapitalistyczna gospodarka była rozkręcona, bezrobocie rekordowo niskie. To był już całkiem bogaty kraj. Z perspektywy wielu Polaków to był bogaty, ładny i wygodny kraj. Pod wpływem krytyków przemian uświadomiłem sobie, że przez trzydzieści lat przemian do gospodarki kapitalistycznej nie zbudowali oni jednak podstaw do długofalowego wzrostu. Nie zbudowali poważnej armii ani zaplecza intelektualnego państwa. Efektem był uzależniony od politycznych wpływów zewnętrznych kraj, płacący słono za amerykańskie uzbrojenie i proszący z pozycji petenta o ochronę wojskową amerykanów przed imperialnymi zakusami Rosji. Gospodarczo nie zbudowali własnych przewag na rynkach europejskich lub jakichkolwiek peryferyjnych. Taka duża montownia głównie dla Niemiec z tańszą siłą roboczą. Gdy wychodzili z komunizmu byli bardzo uprzemysłowionym krajem, większość tego potencjału jednak zmarnowali i dali się spenetrować przez Zachodni kapitał. Nie wykorzystali historycznej okazji aby stać się ważnym gospodarczo krajem, choćby w wymiarze europejskim, a zupełnie nie liczącym się na świecie. Klasyczny przykład rozwoju zależnego. Oczywiście rozwój zależny jest lepszy niż brak rozwoju, ale celem powinien być rozwój niezależny, gonienie gospodarczego centrum świata, a nie zatrzymywanie się na pułapce średniego dochodu.

    I to tak bardzo upodobniło ich sytuację do waszej?

    Przy wszystkich różnicach oczywiście! My byliśmy nieporównywalnie biedniejsi. Nie potrafiliśmy wykorzystać naszych 50 lat wolności aby zbudować wspaniały kraj. Różnica między nami a Polską w tamtym czasie była tylko taka, że oni mieli dużo szczęścia będąc sąsiadem Niemiec – gospodarczo kraju centralnego – jak i również skorzystali na byciu członkiem Unii Europejskiej. Oczywiście wiele krajów poradziło sobie w podobnych warunkach znacznie gorzej. Polska jednak nie osiągnęła swych umiarkowanych sukcesów świadomie, a jedynie łutem szczęścia. Nam tego szczęścia i lokalizacji po prostu zabrakło. Jak większości krajów na świecie.

    Nie zbudowaliście armii, gospodarki ani znaczenia kraju.

    Dokładnie.

    I to skłoniło cię do decyzji, że jak nie ty to nikt?

    Oczywiście to nie było takie proste i oczywiste, ale z grubsza tak można powiedzieć. Długo to we mnie dojrzewało, było trochę zwrotów akcji, ale tak się ostatecznie stało.

    Rozdział 2. Początki – zdobycie władzy

    Po powrocie doszedłeś do władzy. Jak to się stało?

    Oczywiście wszyscy w Republice Gwinei Środkowej znają tę historię…

    …ale poza waszym krajem niewielu, więc może pokrótce przedstawisz?

    To był oczywiście przypadek. Gdy wróciłem do kraju akurat kulminowały protesty. Było mnóstwo postulatów, ale generalnie te które zwykle pojawiały się w sytuacjach pogorszenia sytuacji gospodarczej: walka z korupcją, biedą, bezrobociem, podwyżkami, żądanie prawdziwej demokratyzacji i generalnie gniew.

    I się przyłączyłeś?

    Z jednego prostego powodu. Podobnie jak w większości tego typu protestów owych czasów tak i ten, choć trwał już długo to nie wyłonił liderów. Mało tego, jeszcze się szczycił, że ich nie ma. Pełna idealistyczna demokracja.

    Co w tym złego?

    To piękne i bardzo idealistyczne, ale i naiwne. Aby coś wymusić na władzy musisz móc z nią w pewnym momencie zasiąść do stołu i to wynegocjować. Nie da się negocjować z tłumem bez reprezentacji. Nawet jeśli przesz do rozwiązania siłowego, to aby nie skończyć w anarchii ktoś musi przejąć władzę. Wtedy może być to zupełnie przypadkowa osoba. Byłem już na tyle świadomy takich procesów aby to zrozumieć.

    I postanowiłeś dać im reprezentację.

    Dokładnie. Przeanalizowałem postulaty, wyciągnąłem wnioski i zacząłem je opisywać i dawać im wagi. Od przemawiania na wiecach bardzo krótka droga do mediów i ostatecznie do stolika negocjacyjnego. Tłum ochoczo przyjął przywódcę bo dawał nadzieję na sukces, a i władza miała w końcu możliwość wyjścia z twarzą.

    Potem już klasyczna droga do władzy. Zostałeś prezydentem w wieku 30 lat, na tym poparciu zbudowałeś partię i przejąłeś prawie absolutną władzę.

    Jak lubili mówić szydercy – absolutystyczną! (śmiech)

    Tak, i mieli rację?

    Absolutnie nie. Po pierwsze, władza leżała na ulicy, a ja ją pierwszy podniosłem. Miałem bardzo dużą władzę dzięki poparciu społecznemu, ale udało mi się tego kapitału nie roztrwonić a zainwestować w przyszłość.

    Pierwsze kroki?

    Wiedziałem że ten czas nie będzie trwał wiecznie, więc postanowiłem zapewnić możliwości reformy państwa na więcej niż cztery, a może osiem lat jakie miałem szanse przetrwać na tym kapitale. Zacząłem więc od reformy politycznej. Republika Gwinei Środkowej to bardzo podzielony etnicznie kraj, prawie osiemdziesiąt grup etnicznych w tym trzy największe i mnóstwo mniejszych i większych. To co jest niewątpliwie wadą spróbowałem zmienić w zaletę. Albo toczyć wieczne konflikty albo się dogadać, myślałem więc jak można tego dokonać aby ustrój był stabilny, ale nie był oparty na dyktaturze.

    Czyli prosta odpowiedź – demokracja.

    To nie tak oczywiste. Aby ustabilizować kraj lepsza jest jakakolwiek wersja dyktatury. Ja miałem jednak silne przekonanie, że demokracja powinna być docelowym systemem, a jak wiadomo prowizorki potrafią być bardziej trwałe niż plany. Szukałem więc sposobu aby pogodzić demokrację z wydajnością dyktatury. Wymyśliłem więc dyktaturę demokracji.

    Czyli?

    Zmusić wszystkie siły polityczne do pracy w demokratycznych trybach. Chciałem stworzyć dylemat, utrzymujesz władzę puki jesteś więźniem systemu demokratycznego, a jeśli chcesz go opuścić to tracisz i władzę.

    A jak to w praktyce wyglądało?

    Po przytłaczającym zwycięstwie w wyborach prezydenckich, na fali wielkiej popularności zorganizowałem wybory parlamentarne. Ich rozpisanie uzależniłem jednak od przyjęcia formuły, że przyszły rząd stworzą wszystkie partie które przekroczą próg pięcioprocentowy, a parlament będą tworzyć partie koalicji rządowej.

    Nic groźnego, a w dodatku wydawało się korzystne dla partii które właśnie miały stracić władzę – mogły zachować jej część.

    Tak się wszystkim wydawało, a mi się to udało przegłosować w jeszcze funkcjonującym parlamencie. Prawo nie wyglądało groźnie, a miało się okazać opcją atomową dla nieposłusznych. Moja partia wygrała wybory z przewagą dającą możliwość samodzielnego rządzenia, ale podzieliła się władzą. Najważniejsze wydarzyło się jednak gdy pojawił się pierwszy konflikt w tak dużym obozie władzy. Przy okazji zupełnie nieistotnej ustawy wszystkie partie na posiedzeniu rządu zgodziły się na zmianę. Gdy jednak przyszło do głosowania jedna z mniejszych partii zagłosowała przeciwko ustawie. Chciała rozgrywać swoje partykularne interesy wewnątrz obozu władzy, takie niegroźne polityczne zapasy dla osobistych korzyści.

    Nic się nie stało bo ustawa

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1