Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Był sobie pies 2
Był sobie pies 2
Był sobie pies 2
Ebook374 pages3 hours

Był sobie pies 2

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wszystkie psy doskonale wiedzą, że życie ma sens tylko u boku ukochanego człowieka

Bailey – bohater bestsellera "Był sobie pies" – powraca z nową misją!

Mała Clarity June opuszcza ukochaną babcię oraz jej psa i wyjeżdża z matką do wielkiego miasta. Psiak przeżył już wiele wcieleń i sporo się o ludziach nauczył. Miał różne imiona: Bailey, Toby, Ellie, Koleżka…

Tym razem powraca, aby wypełnić nowe zadanie. Spotyka dorastającą Clarity, wnuczkę ukochanego przyjaciela Ethana. Dziewczynka ma talent do pakowania się w kłopoty, więc Bailey w swoim nowym wcieleniu musi jej strzec i zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa. Razem czeka ich mnóstwo przygód pełnych wzruszeń i radości!

Ten oddany i kochany pies pomoże swojej pani zrealizować jej marzenia i odnaleźć prawdziwą miłość. Czasami będzie musiał odejść, by zaraz znów powrócić jako inny czworonożny przyjaciel. Jednak nie zamierza się poddawać – musi być dzielnym psem! Jedno wie na pewno: życie jest na tyle pomerdane, że zawsze warto trzymać się razem.

Oto zabawna i wzruszająca opowieść o przyjaźni, oddaniu i poświęceniu, która wielokrotnie cię zaskoczy. Odkryj świat widziany oczami psa i przekonaj się, że psia miłość jest wieczna.

LanguageJęzyk polski
Release dateAug 18, 2021
ISBN9788366436312
Był sobie pies 2

Read more from W. Bruce Cameron

Related to Był sobie pies 2

Related ebooks

Reviews for Był sobie pies 2

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Był sobie pies 2 - W. Bruce Cameron

    Rozdział 2

    Choć w piwnicy panował półmrok, ściany były przesiąknięte mocnymi, wilgotnymi zapachami. Na drewnianych półkach stały zmurszałe butelki, a rozmiękłe tekturowe pudło pełne było ubrań i mieszaniny woni wielu dzieci, które przez lata przewinęły się przez Farmę. Zaciągnąłem się nimi, przypominając sobie letnie gonitwy przez trawy i zimowe harce w śniegu.

    Zapachy były cudowne, ale nie znalazłem nic ciekawego do jedzenia.

    Po pewnym czasie usłyszałem auto Hannah na podjeździe. Drzwi do piwnicy otworzyły się ze skrzypnięciem.

    – Koleżka! Do nogi, natychmiast! – warknęła Gloria.

    Pobiegłem do schodów, ale potknąłem się w ciemności i w tylnej lewej łapie poczułem ostre ukłucie bólu. Zatrzymałem się i uniosłem głowę, spoglądając na stojącą w plamie światła Glorię. Chciałem jej powiedzieć, żeby się nie martwiła, że to nic takiego.

    – Powiedziałam do nogi! – zawołała głośniej.

    Zaskomlałem cicho, stawiając pierwszy krok, ale wiedziałem, że muszę robić, co każe. Odciążyłem bolącą łapę i to trochę pomogło.

    – Przyjdziesz wreszcie? – Gloria zeszła o dwa stopnie, wyciągając do mnie ręce.

    Nie marzyłem o dotyku jej dłoni na sierści i czułem, że jest na mnie o coś zła, więc próbowałem zrobić unik.

    – Halo, halo! – usłyszałem z góry głos Hannah. Nabrałem trochę prędkości i łapa już mnie tak nie bolała. Gloria odwróciła się, po czym razem weszliśmy do kuchni.

    – Gloria? – zawołała Hannah. Postawiła na podłodze papierowe torby, które miała w rękach, a ja podbiegłem do niej z merdającym ogonem. – Gdzie jest Clarity?

    – Wreszcie udało mi się ją uśpić.

    – Co robiłaś w piwnicy?

    – Szukałam… szukałam wina.

    – Wina? Na dole? – Hannah wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją obwąchałem, wyczuwając coś słodkiego. Tak się cieszyłem, że już wróciła!

    – No cóż, pomyślałam, że wino musi być w piwnicy.

    – Och. Nie, ale chyba mamy butelkę w szafce pod tosterem. – Hannah patrzyła na mnie, a ja merdałem ogonem. – Koleżko, czy ty kulejesz?

    Usiadłem.

    Hannah cofnęła się o parę kroków i mnie zawołała, a ja do niej podreptałem.

    – Nie wydaje ci się, że on kuleje? – zapytała Hannah.

    – A skąd mam wiedzieć? – odparła Gloria. – Znam się na dzieciach, nie na psach.

    – Koleżka? Zraniłeś się w łapę? – Zamerdałem z radości, że znalazłem się w centrum jej uwagi. Hannah pochyliła się i pocałowała mnie między oczami, a ja ją polizałem. Podeszła do blatu.

    – O, nie poczęstowałaś się ciasteczkami?

    – Nie mogę jeść ciasteczek – odparła pogardliwie Gloria.

    Jeszcze nigdy nie słyszałem słowa „ciasteczka" wypowiedzianego takim negatywnym tonem. Hannah nic nie powiedziała, ale słyszałem, jak cichutko wzdycha, gdy zaczęła rozpakowywać papierowe torby, które przyniosła. Czasami miała ze sobą kość, ale dziś nie wyczuwałem jej zapachu, więc najwidoczniej nie udało się jej żadnej znaleźć. Choć na wszelki wypadek i tak czujnie ją obserwowałem.

    – I nie chcę, żeby Clarity je dostawała – odezwała się po minucie Gloria. – Już jest zbyt pulchna.

    Hannah się roześmiała, ale zaraz umilkła.

    – Mówisz poważnie?

    – Jasne, że poważnie.

    Po chwili Hannah odwróciła się z powrotem do toreb z jedzeniem.

    – Jak sobie życzysz, Glorio – odparła cicho.

    Kilka dni później Gloria siedziała przed domem na słońcu z podciągniętymi pod brodę kolanami. Między palcami u stóp miała małe puchowe kłębki i dotykała koniuszków palców maleńkim patyczkiem pokrytym czymś chemicznym, od czego łzawiły oczy. Gdy kończyła ich dotykać, każdy palec był ciemniejszy.

    Chemiczny zapach był tak intensywny, że tłumił ten dziwny posmak w moim pyszczku, który z dnia na dzień stawał się coraz silniejszy.

    Clarity bawiła się jakąś zabawką, ale teraz dźwignęła się na nóżki i zaczęła iść. Spojrzałem na Glorię, która wpatrywała się w swoje palce u stóp, mrużąc oczy i wystawiając koniuszek języka.

    – Clarity, nie oddalaj się – powiedziała z roztargnieniem.

    W ciągu tych kilkunastu dni od przyjazdu na Farmę chód Clarity przeszedł od wolniutkiego, chwiejnego spacerku, który co parę kroków kończył się na czworakach, do niemal sprintu. Teraz ruszyła prosto do stodoły, a ja dreptałem jej po piętach, zastanawiając się, co robić.

    W stodole był koń o imieniu Troy. Kiedy żył Ethan, czasami go dosiadał, co niezbyt pochwalałem, gdyż konie nie są tak godne zaufania jak psy. Kiedyś w dzieciństwie Ethan spadł z konia – a z pieska jeszcze nikt nie spadł. Hannah nigdy nie jeździła na Troyu.

    Weszliśmy do stodoły, Clarity i ja, i usłyszałem, jak Troy na nas parska. Powietrze było przesycone zapachem siana i konia. Clarity pomaszerowała prosto do boksu, w którym stał Troy, kiedy nie hasał w zagrodzie. Koń gwałtownie pokiwał głową i znowu parsknął. Dziewczynka wyciągnęła rączki do prętów boksu i zacisnęła na nich dłonie.

    – Konik! – zawołała, podskakując radośnie.

    Wyczułem rosnące napięcie Troya. Niezbyt mnie lubił, a podczas wcześniejszych wizyt w stodole zauważyłem, że moja obecność go denerwowała. Clarity włożyła rączkę między pręty, żeby go pogłaskać, ale się odsunął.

    Podszedłem do niej i trąciłem ją nosem, aby wiedziała, że jeśli chce kogoś pogłaskać, to nie znajdzie nikogo lepszego od pieska. Wpatrywała się w konia wielkimi, świecącymi oczami i aż otworzyła usta, dysząc z podekscytowania.

    Bramka boksu była opleciona łańcuchem, ale gdy Clarity oparła się o pręty, luźna pętla napięła się, robiąc małe przejście. I już wiedziałem, co będzie. Wydając radosne dźwięki, dziewczynka przesunęła się do dziury i prześlizgnęła przez nią.

    Wprost do boksu Troya.

    Troy zaczął się nerwowo przechadzać, podrzucając łbem i parskając. Miał szeroko otwarte oczy i zdawało się, że coraz mocniej uderza kopytami o ziemię. Wyczuwałem jego niepokój; pojawił się na jego skórze niczym warstwa potu.

    – Konik – powiedziała Clarity.

    Włożyłem głowę w dziurę i próbowałem przecisnąć się do środka. Znowu poczułem ból w tylnej łapie, ale nie zwracałem na niego uwagi, koncentrując się na wsunięciu w szczelinę łopatek, a potem bioder. Dysząc, dostałem się do boksu w chwili, gdy Clarity ruszyła z wyciągniętymi rączkami do Troya, który parskał i bił kopytami. Wiedziałem, że zaraz nastąpi na małą.

    Bałem się go. Był duży i silny – czułem, że jeśli mnie kopnie, to zrobi mi krzywdę. Instynkt kazał mi się wycofać, uciekać stamtąd, ale Clarity była w niebezpieczeństwie i musiałem coś zrobić, natychmiast.

    Przełknąłem strach i zaszczekałem na konia tak zajadle, jak tylko umiałem. Obnażyłem zęby i skoczyłem między małą a konia. Troy wrzasnął ostro, na chwilę odrywając przednie kopyta od ziemi. Szczekałem dalej, cofając się i wpychając Clarity w kąt boksu. Troy dyszał szybko, uderzając kopytami o ziemię coraz bliżej mojego pyszczka, ale nie przestawałem kłapać na niego zębami.

    – Koleżka? Koleżka! – usłyszałem z zewnątrz spanikowany głos Hannah. Poczułem, jak maleńkie palce Clarity ściskają moją sierść, żebym jej nie przewrócił. Koń może mnie uderzyć, ale nie ruszę się z miejsca. Obok ucha świsnęło mi kopyto, za którym kłapnąłem zębami.

    Nagle do stodoły wbiegła Hannah.

    – Troy! – Odwiązała łańcuch i otworzyła bramkę, a koń śmignął obok niej i wypadł przez podwójne drzwi stodoły na podwórko.

    Czułem teraz bijące od niej strach i gniew. Pochyliła się i porwała Clarity w ramiona.

    – Och, kochanie, już dobrze, już dobrze – powiedziała.

    Clarity klasnęła w dłonie, cała w uśmiechach.

    – Konik! – zawołała radośnie.

    Hannah wyciągnęła rękę, żeby mnie dotknąć, i z ulgą stwierdziłem, że nie wpadłem w tarapaty.

    – Tak, masz rację, maleńka, duży konik! Ale nie powinno cię tu być.

    Gdy wyszliśmy, podeszła do nas Gloria. Miała dziwny chód, jakby bolały ją stopy.

    – Co się stało? – zapytała.

    – Clarity weszła do boksu Troya. Mogła zostać… nawet nie chcę o tym myśleć.

    – O nie! Clarity, to było bardzo niegrzeczne! – Gloria zabrała ją od Hannah i przytuliła do piersi. – Nie wolno więcej tak straszyć mamusi, rozumiesz?

    Hannah skrzyżowała ręce na piersi.

    – Nie wiem, jak udało jej się tak wymknąć spod twojego oka.

    – Musiała pójść za psem.

    – Rozumiem. – Hannah wciąż sprawiała wrażenie złej, więc lekko spuściłem głowę z instynktownym poczuciem winy.

    – Weźmiesz ją ode mnie? – zapytała Gloria, podając małą Hannah.

    Po tym zajściu ból w biodrze już mnie nie opuścił; nie był tak ostry, żebym kuśtykał, ale tępy i nieustający. To dziwne, bo na łapie nie miałem żadnej rany do wylizania.

    ornament

    Przy kolacji lubiłem siedzieć pod stołem i sprzątać to, co spadło na podłogę. Kiedy było dużo dzieci, zazwyczaj mogłem liczyć na parę ładnych kąsków, ale teraz była tylko Clarity, a jak już wspominałem, jej karma smakowała paskudnie, choć naturalnie zjadałem i ją, jeśli spadła. Od incydentu z koniem minęło parę dni i leżałem właśnie pod stołem gotowy do sprzątania, gdy nagle wyczułem u Hannah lekki niepokój wymieszany z podenerwowaniem. Usiadłem i trąciłem ją nosem, ale tylko pogłaskała mnie roztargniona.

    – Czy dzwonił ten doktor, Bill? – zapytała Gloria.

    – Nie. Mówiłam, że dam ci znać.

    – Nie rozumiem, czemu mężczyźni tak robią. Proszą dziewczynę o numer, a potem nie dzwonią.

    – Gloria, tak się zastanawiam…

    – Nad czym?

    – Przede wszystkim chcę, żebyś wiedziała, że choć ty i Henry nie jesteście już razem i nigdy nie wzięliście ślubu, jesteś matką mojej wnuczki, uważam cię za członka rodziny i będziesz tu zawsze mile widziana.

    – Dziękuję – odparła Gloria. – I nawzajem.

    – I przykro mi, że Henry musiał wyjechać służbowo za granicę. Mówił mi, że rozgląda się za czymś w kraju, żeby spędzać więcej czasu z Clarity.

    Gdy usłyszałem jej imię, spojrzałem na stópki Clarity – z całej postaci dziewczynki tylko je widziałem pod stołem. Kopała nimi jak zawsze, gdy sama się karmiła swoją okropną karmą. Kiedy to Gloria ją karmiła, Clarity wiła się i wykręcała w krzesełku.

    – Wiem, że chcesz pchnąć do przodu swoją karierę piosenkarską – ciągnęła Hannah.

    – No cóż, urodzenie dziecka nie bardzo mi w tym pomogło. Jeszcze nie wróciłam do swojej wagi.

    – I właśnie dlatego zastanawiałam się, czy może nie zostawiłabyś tu Clarity?

    Zapadła długa cisza. Gdy Gloria w końcu znowu się odezwała, mówiła bardzo cicho.

    – Co chcesz przez to powiedzieć?

    – Rachel wraca do miasteczka w przyszłym tygodniu, a kiedy zacznie się rok szkolny, Cindy będzie wolna codziennie od szesnastej. Przy nas i wszystkich swoich kuzynach Clarity będzie miała mnóstwo uwagi, a ty zajmiesz się swoją karierą. I jak mówiłam, gdy tylko będziesz miała ochotę do mnie przyjechać, moje drzwi staną przed tobą otworem. Miałabyś mnóstwo swobody.

    – A więc o to chodzi – odparła Gloria.

    – Słucham?

    – Dziwiłam się, skąd te zaproszenia i zapewnienia, że mogę zostać tak długo, jak zechcę. Teraz już wiem. Żeby Clarity z tobą zamieszkała. A potem co?

    – Chyba nie rozumiem, do czego zmierzasz, Glorio.

    – A potem Henry złoży pozew o zdjęcie z niego alimentów i zostanę z niczym.

    – Co? Nie, to ostatnia rzecz, jaką…

    – Dobrze wiem, co wszyscy w waszej rodzinie myślą: że chciałam złapać Henry’ego na dziecko, zmusić, żeby się ze mną ożenił, ale zapewniam, że i bez tego mam powodzenie. Nie muszę nikogo na nic łapać.

    – Glorio, nikt tak nie twierdzi.

    Gloria poderwała się z krzesła.

    – Wiedziałam. Wiedziałam, że coś tu się święci. Wszyscy byli tacy mili!

    Czułem bijący od niej gniew, więc trzymałem się jak najdalej od jej stóp. Nagle krzesełko Clarity zachybotało się, a jej nóżki zniknęły spod stołu.

    – Pakuję się. Wyjeżdżamy.

    – Gloria!

    Gloria wbiegła po schodach, a ja usłyszałem płacz Clarity. Ta dziewczynka prawie nigdy nie płakała – ostatnim razem słyszałem jej płacz, gdy wpełzła na czworaka do ogrodu i wyrwała zielone warzywo, które ma tak gryzący zapach, że piecze w oczy bardziej niż chemikalia na palcach stóp Glorii. Choć widać było, że tej rośliny się nie je, Clarity wepchnęła ją sobie do buzi i zaczęła żuć. Nagle zrobiła zdziwioną minę i wybuchnęła płaczem tak jak teraz – po części z szoku, po części z bólu i złości.

    Po odjeździe Glorii i Clarity Hannah też płakała. Próbowałem pocieszyć ją najlepiej, jak umiałem – usiadłem przy niej i położyłem jej głowę na kolanach. Trochę pomogło, ale zasypiając w swoim łóżku, wciąż była bardzo smutna.

    Nie bardzo rozumiałem, co takiego się stało oprócz wyjazdu Glorii i Clarity, ale pomyślałem, że wkrótce znowu się zobaczymy. Ludzie zawsze wracali na Farmę.

    Niedługo po śmierci Ethana zacząłem sypiać na łóżku Hannah. Przez pewien czasu tuliła mnie w nocy i popłakiwała. Wiedziałem, dlaczego płacze: tęskniła za Ethanem. Wszyscy za nim tęskniliśmy.

    Następnego ranka, gdy zeskakiwałem na podłogę, chyba złamałem sobie coś w lewym biodrze. Nie mogąc się powstrzymać, zaskomlałem z bólu.

    – Koleżko, co się stało? Coś z łapą?

    Wyczułem jej strach i polizałem ją przepraszająco po dłoni, ale nie byłem w stanie postawić lewej tylnej łapy na podłodze – ból był zbyt silny.

    – Jedziemy do weterynarza, Koleżko. Wszystko będzie dobrze – powiedziała Hannah.

    Bardzo powoli i ostrożnie poszliśmy do auta – ja skacząc na trzech łapach i udając, że wcale mnie tak bardzo nie boli, aby nie zasmucać Hannah. Choć moje miejsce było na przednim siedzeniu, tym razem posadziła mnie z tyłu, za co czułem wdzięczność, bo łatwiej było się tam wgramolić, niż wskakiwać na trzech łapach na fotel obok kierowcy.

    Gdy Hannah odpaliła silnik i ruszyła, znowu poczułem w pyszczku ten okropny metaliczny posmak.

    ornament1

    Rozdział 3

    Kiedy weszliśmy do chłodnej sali i ułożono mnie na metalowym stole, z radości aż cały drżałem i biłem ogonem. Uwielbiałem panią weterynarz, która nazywała się Doktor Deb. Miała takie delikatne dłonie! Jej palce pachniały głównie mydłem, ale na rękawach zawsze wyłapywałem jakąś kocią i psią woń. Pozwoliłem jej obadać sobie łapę i nic a nic nie bolało. Gdy kazała, posłusznie wstałem, a potem cierpliwie leżałem przy Hannah w małej salce. W końcu Doktor Deb przyszła do nas, usiadła na taborecie i przysunęła się z nim do Hannah.

    – Nie mam dobrych wieści – powiedziała.

    – Och – odparła Hannah. Wyczułem jej nagły smutek, więc spojrzałem na nią współczująco, choć nie bardzo wiedziałem, co się dzieje, bo jeszcze nigdy nie była smutna przy Doktor Deb.

    – Możemy amputować, ale duże psy nie bardzo radzą sobie bez tylnej łapy. I nie ma gwarancji, że nie pojawiły się przerzuty, więc może skończyć się na odebraniu mu tylko komfortu na koniec życia. Gdyby decyzja należała ode mnie, podawałabym mu po prostu środki przeciwbólowe. Ma już jedenaście lat, zgadza się?

    – To znajda, więc nie ma pewności. Ale coś koło tego – odparła Hannah. – Czy to dużo?

    – Przyjmuje się, że średnia długość życia labradorów to dwanaście i pół roku, ale widywałam dużo starsze. Nie mówię, że jest już u kresu. Czasami u starszych psiaków guzy rozwijają się wolniej. To też trzeba wziąć pod uwagę, jeśli myślimy o amputacji.

    – Koleżka zawsze był bardzo aktywny. Po prostu nie wyobrażam sobie, że miałby żyć bez jednej łapy – powiedziała Hannah.

    Zamerdałem na dźwięk swojego imienia.

    – Jesteś takim grzecznym pieskiem, Koleżko – szepnęła Doktor Deb. Zamknąłem oczy i oparłem się o nią, gdy zaczęła drapać mnie za uszami. – Od razu przepiszę mu coś przeciwbólowego. Labradory nie zawsze dają nam znać, że cierpią. Mają niesamowicie wysoki próg bólu.

    Gdy wróciliśmy do domu, dostałem superprzekąskę z mięsa i sera, a potem zrobiłem się senny, więc poszedłem na swoje ulubione miejsce w salonie i od razu zasnąłem.

    Tego lata łatwiej było mi trzymać tylną łapę podwiniętą i skakać tylko na trzech. Najfajniej było pływać w stawie, gdzie chłodna woda podtrzymywała mój ciężar. Wróciła Rachel z dziećmi i odwiedzały nas dzieci Cindy, i wszyscy pieścili się ze mną, jakbym był szczeniakiem. Uwielbiałem leżeć na ziemi, podczas gdy dwie najmłodsze córeczki Cindy wiązały delikatnymi rączkami kokardy na mojej sierści. Wstążki potem zjadałem.

    Hannah dawała mi mnóstwo specjalnych smaczków i często ucinałem sobie drzemki. Wiedziałem, że się starzeję, bo mięśnie często mi sztywniały i wzrok trochę szwankował, ale byłem bardzo szczęśliwy. Uwielbiałem zapach spadających liści i słodką woń kwiatków Hannah na wiotkich łodygach.

    – Koleżka znowu goni zające – pewnego razu usłyszałem przez sen głos Hannah. Ocknąłem się na dźwięk swojego imienia, ale byłem zdezorientowany i z początku nie wiedziałem, gdzie jestem. Śniła mi się Clarity spadająca z pomostu, ale w moim śnie nie nazwano mnie złym pieskiem i był jeszcze Ethan, który brodził po kolana w wodzie. „Grzeczny piesek" – pochwalił mnie i czułem jego zadowolenie z tego, że pilnowałem Clarity. Kiedy wróci na Farmę, znowu będę jej pilnował. Tego chciałby Ethan.

    Zapach Ethana powoli wietrzał z Farmy, ale wciąż gdzieniegdzie czułem jego obecność. Czasami szedłem do jego sypialni i zdawało mi się, że tu jest – śpi albo siedzi w fotelu i patrzy na mnie. Ta myśl dodawała mi otuchy. I niekiedy przypominałem sobie, jak nazywała mnie Clarity: „Kolele". Choć wiedziałem, że jej matka Gloria na pewno dobrze się nią opiekuje, zawsze odczuwałem lekki niepokój na myśl o tej małej. Miałem nadzieję, że wkrótce wróci na Farmę, abym mógł się upewnić, że nic jej nie jest.

    Nastały chłodniejsze dni i coraz rzadziej wychodziłem z domu. Załatwiałem potrzebę pod najbliższym drzewem, kucając, bo już nie byłem w stanie podnieść łapy. Hannah wychodziła ze mną nawet podczas deszczu.

    Śnieg tej zimy był cudowny. Podtrzymywał mój ciężar tak jak woda, ale był zimniejszy i jeszcze przyjemniejszy. Stawałem w nim i zamykałem oczy – było mi tak dobrze, że mógłbym zasnąć.

    Zły posmak w moim pyszczku nigdy już nie znikał, choć czasami był silny, a czasami w ogóle o nim zapominałem. To samo z bólem w łapie: bywały dni, kiedy ze snu wyrywało mnie jego ostre, przenikliwe ukłucie.

    Pewnego dnia wstałem, żeby popatrzeć na topniejący za oknem śnieg, ale nie miałem ochoty wyjść się pobawić, choć z reguły uwielbiałem, gdy z błotnistej, wilgotnej ziemi wyrastała młoda trawa. Zobaczyłem, że Hannah mi się przygląda.

    – Dobrze, Koleżko. Dobrze – powiedziała.

    Tego dnia odwiedziły mnie wszystkie dzieci, głaskały mnie i mówiły do mnie. Leżałem na podłodze i aż pojękiwałem z rozkoszy, że jestem w centrum uwagi i dotyka mnie tyle delikatnych rączek. Niektóre z dzieci były smutne, inne wydawały się znudzone, ale wszystkie do końca swojej wizyty siedziały przy mnie na podłodze.

    – Jesteś grzecznym pieskiem, Koleżko.

    – Będę za tobą bardzo tęsknić, Koleżko.

    – Kocham cię, Koleżko.

    Merdałem ogonem za każdym razem, gdy któreś wypowiadało moje imię.

    Tej nocy nie spałem w łóżku Hannah. Po prostu było mi za dobrze na moim ulubionym miejscu w salonie, gdzie głaskało mnie tyle dzieci.

    Nazajutrz obudziłem się z pierwszymi promieniami słońca. Z wielkim wysiłkiem dźwignąłem się i pokuśtykałem do łóżka Hannah. Obudziła się, gdy uniosłem głowę i położyłem ją obok niej na kocu, dysząc.

    Poczułem ostre ukłucie w brzuchu i gardle, a w łapie pulsował mi tępy ból.

    Nie wiedziałem, czy Hannah mnie zrozumie, ale zajrzałem jej w oczy, próbując powiedzieć, czego od niej potrzebuję. To wspaniała kobieta, towarzyszka życia Ethana, która tak bardzo kochała nas obu – wiedziałem, że mnie nie zawiedzie.

    – Och, Koleżko. A więc mówisz, że to już czas – powiedziała ze smutkiem. – Dobrze, Koleżko, dobrze.

    Gdy wyszliśmy z domu, pokuśtykałem pod drzewo za potrzebą. Potem stanąłem i rozejrzałem się po skąpanej w pomarańczowo-złotym świetle poranka Farmie. Z dachów skapywała woda o czystym, świeżym zapachu. Wilgotna ziemia pod moimi łapami była gotowa wypuścić kwiaty i trawy – tuż pod jej błotnistą, wonną powierzchnią czułem zapach nowego życia. To był idealny dzień.

    Udało mi się dojść do auta, ale gdy Hannah otworzyła tylne drzwi, zignorowałem je i przekręciłem się bokiem, wskazując nosem na przednie. Roześmiała się lekko, otworzyła je i pomogła mi się wdrapać do środka.

    Zająłem swoje miejsce z przodu.

    Siedziałem i patrzyłem na pogodny dzień, który niósł ze sobą obietnicę cieplejszych wiatrów. Między kępami drzew wciąż zalegał śnieg, ale na podwórku stopniał – to było to samo podwórko, na którym bawiliśmy się, tarzaliśmy i siłowaliśmy z Ethanem. Zdawało mi się, że go słyszę, że właśnie nazywa mnie grzecznym pieskiem. Uderzyłem ogonem na wspomnienie jego głosu.

    ornament

    W drodze do Doktor Deb Hannah ciągle mnie dotykała. Gdy przemówiła, wylała się z niej fala smutku, a ja polizałem dłoń, którą mnie głaskała.

    – Och, Koleżko…

    Zamerdałem ogonem.

    – Za każdym razem, gdy na ciebie patrzę, przypomina mi się mój Ethan. Koleżko, jesteś takim grzecznym pieskiem. Byłeś jego towarzyszem, jego wiernym przyjacielem. Jego pieskiem. I zaprowadziłeś mnie do niego, Koleżko. Wiem, że nie jesteś tego świadomy, ale gdy stanąłeś w moim progu, podarowałeś nam nowy początek. Ty nas połączyłeś. To było… Żaden pies nie mógłby zrobić dla swoich ludzi więcej niż ty, Koleżko.

    Radowało mnie, gdy Hannah wypowiadała imię Ethana.

    – Jesteś najlepszym pieskiem na świecie, Koleżko. Bardzo, bardzo grzecznym pieskiem. Najgrzeczniejszym.

    Zamerdałem, słysząc „grzeczny piesek".

    Przyjechawszy do Doktor Deb, nie byłem w stanie się ruszyć, kiedy Hannah otwierała mi drzwi. Wiedziałem, że nie dam rady zeskoczyć, nie z tą bolącą łapą. Spojrzałem smętnie na swoją panią.

    – Och, już dobrze, Koleżko. Zaczekaj tu.

    Hannah zamknęła drzwi i odeszła. Parę minut później do auta przyszli Doktor Deb i jakiś mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Miał na dłoniach zapach kota i smakowitego mięska. Oboje zanieśli mnie do budynku. Ze wszystkich sił starałem się nie zwracać uwagi na ostry ból, który przy tym czułem, lecz cały czas dyszałem.

    Położyli mnie na metalowym łóżku, ale bolało mnie tak bardzo, że nie mogłem nawet zamerdać ogonem; złożyłem tylko głowę na chłodnym, przyjemnym metalu.

    – Jesteś takim grzecznym, grzecznym pieskiem – szeptała mi do ucha Hannah.

    Wiedziałem, że to już niedługo. Skupiłem się na jej uśmiechniętej, choć zapłakanej twarzy. Doktor Deb głaskała mnie, ale czułem, że szuka palcami fałdy skóry na moim karku.

    Nagle pomyślałem o małej Clarity. Miałem nadzieję, że wkrótce znajdzie innego pieska, który będzie nad nią czuwał. Każdy potrzebuje pieska, ale ona bardziej od innych.

    Miałem na imię Koleżka. Przedtem byłem Ellie, a jeszcze wcześniej Baileyem i Tobym. Byłem grzecznym pieskiem, kochałem swojego chłopca Ethana i opiekowałem się jego dziećmi. Kochałem jego towarzyszkę życia Hannah. Wiedziałem, że mogę się już więcej nie odrodzić, ale nie przeszkadzało mi to. Zrobiłem wszystko, co na tym świecie może zrobić piesek.

    Wciąż czułem bijącą od Hannah miłość, gdy pod palcami Doktor Deb pojawiło się leciutkie ukłucie. Ból w łapie zniknął niemal natychmiast. Wypełnił mnie cudowny spokój, zalewając falą ciepła, która uniosła moje ciało niczym woda w stawie. Dotyk Hannah powoli mnie opuszczał i odpływając w nieznane, poczułem się naprawdę szczęśliwy.

    ornament1

    Rozdział 4

    Rozmazane obrazy przed moimi oczami zaczęły nabierać ostrości i nagle wszystko sobie przypomniałem. W jednej chwili byłem nowo

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1