Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Wiersze: Wybór
Wiersze: Wybór
Wiersze: Wybór
Ebook130 pages56 minutes

Wiersze: Wybór

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, zebrana w tomie „Wierszy”, jest głosem pokolenia tragicznego – ludzi, których wejście w okres dorosłości naznaczone zostało przez świat wojny i okupacji. Doświadczenie to odcisnęło bardzo wyraźny piętno na twórczości poety, na kształcie artystycznym utworów, na tematyce wierszy, także na poglądach i moralnych ukształtowaniu twórcy. Zrodziło to katastrofizm utworów – bijący z nich pokoleniowy katastrofizm, pesymizm, przekonanie o nieuchronnym zbliżaniu się śmierci i końcu przedwojennego porządku. Cała twórczość młodego Baczyńskiego wyraża więc wątek apokalipsy dokonanej, spełnionej.
LanguageJęzyk polski
PublisherKtoczyta.pl
Release dateJul 31, 2015
ISBN9788381614108
Wiersze: Wybór

Related to Wiersze

Related ebooks

Related categories

Reviews for Wiersze

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Wiersze - Krzysztof Kamil Baczyński

    Krzysztof Kamil Baczyński

    Wiersze

    Wybór

    Warszawa 2015

    Spis treści

    Magia

    Legenda

    Ballada o rzece

    Z psem

    Przypowieść

    Młot

    Starość

    Krzyż

    Z szopką

    Rycerz

    W żalu najczystszym

    Historia

    Wizerunek

    Ojczyzna

    * * * [Nie wstydź się tych przelotów...]

    U niebios rozkwitających

    * * * [Ty jesteś moje imię...]

    Promienie

    Pragnienia

    Wyroki

    [Śnieg jak wieko żelazne...]

    Świętość

    [Dokąd to jeszcze?]

    Narzeczona

    Wina

    Polacy

    [Nie stój u ciemnych świata wód...]

    Ziemia

    Wróble

    Co jest we mnie

    Obozy

    Deszcze

    Lodowisko

    [Ziemia jak ognia słup...]

    [Oddycha miasto ciemne długimi wiekami...]

    Warszawa

    [Byłeś jak wielkie, stare drzewo...]

    Wiatr

    O wolność

    Do przyjaciela

    Ciemna miłość

    Dzieło dla rąk

    Zwycięzcy

    Dwie miłości

    [Niebo złote ci otworzę...]

    Róża świata

    Śpiew do snu

    Pokolenie [Wiatr drzewa spienia...]

    Mazowsze

    Rodzicom

    Cień z obozu

    Do Matki Boskiej

    Wybór

    Spojrzenie

    Z głową na karabinie

    Ballada morska

    Sen [Sen supły płaskie...]

    Poległym

    Wiersz o cierpieniu

    Piosenka śnieżna żołnierza

    [Tych miłości, które z nami...]

    [Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę...]

    Ballada o trzech królach

    Elegia o... [chłopcu polskim]

    Modlitwa do Bogurodzicy

    [Których nam nikt nie wynagrodzi...]

    [Nie to, co mi się śniło...]

    Westchnienie

    Święto umarłych

    Oddech wiosenny

    Bajka

    Z lasu

    [Gdy za powietrza zasłoną...]

    Magia

    Dym układa się w gryfy, postaci i konie

    nad rozlewanym ogniem, a on czesząc grzywy

    żółtych płomieni, woła: – Przez gwiazdy zielone

    zaklinam cię demonie, Aharbalu, przybądź.

    Wtedy przez pustą ramę portretu wychodzi

    duch ogromny szeleszcząc od niebieskich iskier

    i staje u pułapu jak wstrzymany pocisk

    naprężonych obłoków i unosi wszystkie

    zebrane dymy w sobie. Wtedy on zbielały,

    porywany przez ciszę, trojony przez cienie

    – Aharbalu – zaklina – przez ten dym stężały;

    – Aharbalu – zaklina – przynieś jej wspomnienie.

    Więc w suchym trzasku iskier rośnie łuk różowy

    piersi wygiętych twardo, ust rozwartych koncha,

    podłużne liście powiek. Wtedy z jego głowy

    odrzuconej w odległość wypływają oczy

    jakby łzy, w których widać odwrócony obraz

    coraz mniejszy; i płacze: – o siostro niedobra –

    A już ona jak kamień rozpuszcza się w nocy.

    Legenda

    Wydęte karawele o żaglach z czerwonych motyli

    pachnące cynamonem, pieprzem i imbirem

    upływają po morzach mosiężnych, a w tyle

    delfiny ciągną jak antyczne liry.

    Jacyż na rufach zdobywcy

    odlani z płynnego złota,

    w pieśniach wysmukłych jak skrzypce,

    z puszystym wejrzeniem kota.

    A zawsze tak samo daleko

    dzwonią na widnokręgu

    maleńkie archipelagi,

    które dosięgnąć ręką.

    Tam w wyspach małych jak uśmiech,

    przez dżungle tygrysiej trawy

    wędrują złote strusie

    i szyldkretowe żyrafy.

    W różowym hamaku wybrzeża

    koń purpurowy gna,

    a z dziupli zagląda w pejzaż

    maleńki induski strach.

    Kto ten krajobraz zbudował

    na wiotkim cieniu zamyśleń,

    nad trąbką wiatru wydymał

    policzki wezbrane jak wiśnie?

    Oto zwrotniki płonące

    jak złoto – czerwone piekło.

    Maleńkie archipelagi

    zawsze tak samo daleko.

    Strzelały race gwiazd

    w przestrzeń wydętą i ślepą,

    spadały księżyce na płask

    do dna stopionego w srebro.

    Śpiewały ryby skrzydlate

    pieśni przejrzyste i szklane,

    kiedy w wyblakłe rano

    okręt upływał nad światem.

    Oto legenda marzeń,

    drżących ptaków ze snów.

    Nocą to – tylko żeglarze

    płyną na dziwny łów:

    Patrzeć, patrzeć na niebo smutku,

    nad ciemne drzewo historii –

    tam białe trupy zdobywców,

    herosów zastygłych w Orion.

    Tam tylko w hamaku plaży

    dziewczynki z miedzi kołyszą

    pieśni zgubionych żeglarzy

    zarosłych czasem i ciszą.

    Ballada o rzece

    Rzeka pachnie jak ryba,

    ryba jest liściem deszczu

    oderwanym od białej gałęzi szelestu,

    od zbuntowanych okrętów chmur.

    A wyginane rybitwy

    złożone do wiotkiej modlitwy

    ciągną niebem błyszczący jak brzeszczot,

    omotujący ciasno sznur.

    Rzeka się w niebie odbija,

    Czy niebo rzekę wymija

    tocząc kuliste chmury na drugi brzeg?

    Brzeg odległy o bulgot.

    Stoisz w słońcu wykuta,

    wijesz z muszli zielonej

    piosnkę na cztery nuty.

    Stoisz w łusce i płoniesz

    w ciszy martwej jak smutek

    tylko bieli się po niej

    piosnka na cztery nuty.

    Dokąd idę? po płaskim lustrze

    czy po niebie głową w dół?

    Rozcinają się sny upalne

    nożem fali ostro na pół.

    Dokąd idę? Czy brzeg się zbliżył,

    czy opadłem w obłok wyżej,

    czy w ślimaczy po oczach ciągnący się muł?

    Stoisz w niebie, na brzegu, czy w lustrze?

    Słońce zewsząd zapala się w łusce,

    płynę w lejach – szklisty wodnik.

    Rzeka pachnie jak ryba,

    w porcie prąd się urywa,

    płynę wodą, piorunem, czy błyskiem pochodni

    trup o oczach jak obłok zastygły.

    Z psem

    We dwu przyjacielu, przez las,

    po jasnych pętlach dróg,

    poprzez polany biegnące na płask,

    we dwu przyjacielu, we dwu.

    Masz twarz obrosłą, masz twarz jak ogień

    jeleni natchnionych przez grom.

    Pędzą przed nami zdumione drogi

    z obłoków, z liści, z wszystkich stron.

    Las to także jest dno

    pod powierzchnią zamkniętą wiatru.

    Bije burz magnetycznych batóg,

    gdy w muzykę płyniemy i światło

    jak dziecinny, grający bąk.

    Gdzie ta droga przystaje? – powiedz.

    Rwą

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1