Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny
Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny
Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny
Ebook199 pages2 hours

Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Pozbawienie ludzi wolności wymaga szczególnego rodzaju bezwzględności. Tymczasem PZPR po II wojnie światowej przez dziesięciolecia sankcjonowała tyranię i zastraszanie polityczne.
Henryk i Jadwiga Kobylscy nie chcieli żyć jak zwierzęta w klatkach i postanowili uciec na Zachód.
Ta książka opisuje trudności, jakie napotkali podczas ucieczki przez kilka państw komunistycznych, z punktu widzenia 18-letniego syna Janusza. Tylko silna wola pozwoliła im przetrwać najgorsze sytuacje. Czytelnicy będą zachwyceni oddaniem Jadwigi i jej umiejętnościami, ochroniła bowiem sześcioro dzieci przed niebezpieczeństwami. Henryk Kobylski zaś pojawia się tu jako człowiek z naturalnym instynktem przetrwania we wrogim świecie.
Ucieczka zza żelaznej kurtyny pozwala na wgląd w świat raczej nieznany obywatelom Zachodu i z pewnością wzbudzi silne emocje u wszystkich, którzy ją przeczytają.

LanguageJęzyk polski
Release dateJul 4, 2022
ISBN9781005704940
Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny
Author

Janusz Kobylski

Janusz (John) Kobylski – autor wspomnień, pochodzącyz Pomorza Zachodniego, mieszkaniec Australii od 42 lat, aromaterapeuta, podróżnik – zwiedził dużą część świata i planuje kolejne wycieczki do odległych zakątków świata.

Related to Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny

Related ebooks

Reviews for Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Ucieczka Zza Zelaznej Kurtyny - Janusz Kobylski

    Wstęp

    W latach siedemdziesiątych wiatry zmian zawirowały sceną polityczną w Polsce. Pracownicy stoczni Lenina w Gdańsku strajkowali przeciwko wysokim cenom żywności. Pomaszerowali do siedziby partii komunistycznej w Gdańsku i podpalili ją. Strajki i zamieszki rozprzestrzeniły się na całą Polskę i doprowadziły do wielu ofiar. Był to także czas, gdy gospodarka stała w miejscu. Zaniedbana, coraz bardziej polegała na finansowaniu z Zachodu. W całej Polsce rosło niezadowolenie wśród ludności i było coraz trudniejsze do kontrolowania przez rząd. Gdy w 1978 roku polski kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża jako Jan Paweł II, działacze i aktywiści w Polsce otrzymali większy bodziec do podjęcia walki z rządem, który wówczas nastawił się na defensywę.

    To właśnie na tle narastających niepokojów politycznych i gospodarczych w Polsce rozegrały się wydarzenia opisane w tej książce. Henryk Kobylski uznał, że on i jego rodzina nie mogą już dłużej mieszkać w kraju i muszą uciec na Zachód. Ryzykowali restrykcjami i więzieniem, jednak Henryk z żoną Jadwigą zdecydowali się opuścić ojczyznę, aby ich sześcioro dzieci miało przyszłość wolną od ubóstwa i strachu.

    Tak rozpoczęło się niezwykłe ryzykowne przedsięwzięcie dla rodziny Kobylskich. Na drodze do wolności przetestują wszystkie umiejętności potrzebne do przetrwania. Jadwiga i jej dzieci przejadą przez komunistyczne kraje Europy Wschodniej, wciąż czując na karku niebezpieczeństwo. Henryk z konieczności będzie musiał wybrać inną drogę, trafi do więzienia i znajdzie się w wielu innych stresujących sytuacjach.

    To jest prawdziwa opowieść o niezwykłej odwadze rodziny w czasie jej ucieczki od reżymu. Jestem pewien, że czytelnicy tej książki będą tak samo zadowoleni z jej poznania jak i ja.

    Warren Thurston

    pisarz i recenzent książek

    Melbourne, Australia, 2015

    Prolog

    Jakie były powody naszej ucieczki? Co wywołało niesamowity impuls w moim ojcu, że chciał wyjechać za granicę, na Zachód?

    Otóż jako młody chłopak, jeszcze chodząc do szkoły, nie mógł pogodzić się z systemem, w którym żył, to znaczy z reżimem. Ja zresztą też doświadczyłem w szkole jego fatalnej siły, byliśmy bowiem prześladowani za poglądy religijne.

    Ojciec także jako posiadacz prywatnego gospodarstwa był ciągle gnębiony przez lokalne władze. Zawsze się o coś czepiali. Nie należał do partii, więc miał trudności z kupnem paszy dla zwierząt. Musiał ją kupować na lewo i za to też go ścigali.

    Pewnego razu przetrzymywali ojca przez trzy dni na posterunku milicyjnym i przesłuchiwali. Mama codziennie płakała. Nie wiem teraz, czy mieli jakieś podstawy, ponieważ byłem wtedy małym dzieckiem, ale to zajście pamiętam.

    Ojciec także słuchał po cichu Radia Wolna Europa, co było zakazane, więc wiedział, co dzieje się za granicą. Za to też była kara.

    Pewnego razu jeden ubek [pracownik służb specjalnych] na kolejnym przesłuchaniu zwrócił się do ojca i powiedział: „My możemy zająć się pana poglądami". Wtedy ojciec ostatecznie zrozumiał, że nie żyje w wolnym kraju, gdzie istnieje tolerancja, wolność słowa i wyznania.

    Na te wydarzenia nałożyły się inne nieprzyjemne okoliczności i wydarzenia, a wszystko razem złożyło się na decyzję o ucieczce.

    Ojciec zwierzył się nam, że w dniu, w którym się urodziłem, postanowił, że za wszelką cenę wyjedzie na Zachód. Składał więc podania o paszport, ale zawsze dostawał odpowiedź odmowną. Dlaczego nas gnębiono negatywnymi odmowami? Inne rodziny i koledzy dostawali paszporty, kiedy chcieli, a my nie. Ojciec nigdy nie mieszał się do polityki, ale też nie zapisał się do partii, więc może dlatego nie chcieli nam dać paszportów?

    W końcu przyszedł czas mojej służby wojskowej, a brat stał w kolejce za mną. Nie chcieliśmy stracić dwóch lat życia w wojsku (wojsko jest dobre dla chuliganów – taka była nasza opinia). Wtedy ojciec zdecydował, że nadszedł najwyższy czas na ucieczkę, skoro nie dostajemy paszportów na legalny wyjazd.

    Mieszkaliśmy wówczas na Śląsku. Tam zaplanował ucieczkę z detalami. Byłem już dorosły, więc pokazywał mnie, bratu i mamie cały plan ucieczki na mapie, a także plany nielegalnego przejścia przez granice bez dokumentów. Miał wszystko dobrze przemyślane i opracowane.

    Jakie podejmował ryzyko? Jeżeli by nas złapali na nielegalnej ucieczce, to dorośli poszliby do więzienia. Mama z tatą za próbę ucieczki i przemycenie ośmioosobowej rodziny za granicę. Ja bym dostał 10 lat więzienia za nielegalne przekraczanie granicy i 10 lat za dezercję, ponieważ byłem poborowym do wojska (nie odebrałem listu, który leżał na poczcie z poborem do wojska, co było jednoznaczne dla decydentów).

    Nie zniechęciło nas to ryzyko. Byliśmy bardzo podnieceni i zdecydowaliśmy wszyscy razem, że UCIEKAMY.

    Było to pod koniec wakacji szkolnych, więc musieliśmy się spieszyć. Nie mieliśmy dużo czasu na zorganizowanie wszystkiego, raptem kilka dni, ponieważ moje powołanie do wojska już leżało do odebrania na poczcie. Wiedzieliśmy o tym dobrze, więc spakowaliśmy manatki i ruszyliśmy w długą podróż na południe Europy.

    Wyjazd z domu: Katowice

    Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Myślę, że nie zapomnę go do końca życia.

    W ten słoneczny, ciepły poranek sierpnia 1978 roku wstaliśmy wcześnie rano, tylko moja najmłodsza siostra Bożenka jeszcze spała.

    Poprzedniego wieczoru spakowaliśmy niemal wszystko, co wydawało się nam potrzebne do podróży w nieznane, czyli ucieczki od reżimu komunistycznego, i już wkrótce dwie umówione taksówki miały zawieźć nas na główną stację kolejową w Katowicach. Stamtąd zaś chcieliśmy wybrać trasę do Bułgarii, najlepiej przez Czechosłowację i Węgry.

    Zostało niewiele czasu, więc krzątaliśmy się w pośpiechu, uzupełniając bagaże, a mój ojciec wydawał komendy. Każdemu z dwóch synów wyznaczył jakiś obowiązek, każdy musiał czegoś pilnować i pozostawać czujny:

    – Janusz, ty jesteś odpowiedzialny za bagaż. Jarek, ty masz pilnować najmłodszej siostry... – Bożenka miała zaledwie pięć lat i chorowała na cukrzycę. – Czy przećwiczyliście rozkładanie namiotów?

    – Tak, tato, przećwiczyliśmy – odpowiedziałem. Ojciec kazał nam nauczyć się stawiania dużych namiotów, które zakupił kilka tygodni przed podróżą. Podeszliśmy do zadania poważnie i wielokrotnie przed naszą wyprawą na podwórku ćwiczyliśmy z bratem rozkładanie i składanie. Pierwsza próba była niezręczna, ale po drugim i trzecim razie nabraliśmy wprawy.

    W końcu byliśmy gotowi, a taksówki nie pojawiały się. Czekaliśmy na nie z niecierpliwością, a mama zaczęła snuć obawy:

    – A co będzie, jeśli przez spóźnione taksówki ucieknie nam pociąg?

    – Przestań się przejmować i bądź pozytywna – uspokajał ją ojciec.

    Taksówki ostatecznie dojechały, choć każda w innym czasie.

    Zaczęło się upychanie w pośpiechu bagaży. Na tak daleką podróż dla ośmioosobowej rodziny trzeba było wziąć masę rzeczy, a te nie zmieściły się do bagażnika, więc część musieliśmy ułożyć na siedzeniach, a sami cisnęliśmy się w czasie jazdy.

    Ojciec zarządził, że mama wsiądzie do pierwszej taksówki z wszystkimi siostrami, a ojciec, ja, i brat wsiedliśmy do drugiej.

    – Gotowi do jazdy? – zapytał nasz kierowca.

    Ojciec wahał się przez chwilę.

    – Momencik, muszę się namyślić i sprawdzić, czy czegoś nie zapomnieliśmy – odpowiedział.

    Po kilku chwilach obie taksówki powoli ruszyły pod górkę spod podjazdu.

    Obejrzałem się za siebie, by pożegnać spojrzeniem nasz domek. Był niepozorny, piętrowy i nieotynkowany, ale dobrze się nam w nim mieszkało. Tutaj mieliśmy łazienkę z prysznicem i wszelkie inne wygody. W poprzednim miejscu zamieszkania nie było kanalizacji czy elektrycznej kuchni, stał tylko piec węglowy do gotowania i kaflowy do ogrzewania sypialni.

    Może już tu nigdy nie wrócę, jeżeli uda nam się ucieczka z tego parszywego, przeklętego komunizmu? – pomyślałem.

    W taksówce miałem ochotę porozmawiać z ojcem i bratem o naszej podróży, ale nie mogłem poruszać tego tematu przy kierowcy taksówki. Ojciec nam przykazał, aby nic nikomu nie mówić o „wycieczce" i nie zdradzać się przy obcych osobach. To było ścisłą tajemnicą.

    Kto wie, czy ten taksówkarz nie jest szpiclem, przecież takich w Polsce nie brakuje – rozważałem.

    Gdy jechaliśmy główną drogą, próbowałem sobie wyobrazić naszą daleką podróż. Intensywnie myślałem o Złotych Piaskach nad Morzem Czarnym w Bułgarii, o których dużo słyszałem, ponieważ było to bardzo popularne miejsce międzynarodowych wczasowiczów chcących skorzystać z gorącego lata i ciepłej wody morskiej. Dlaczego właśnie o nich, skoro mieliśmy udać się w przeciwną stronę – do Bułgarii przy Jugosławii – i tam próbować przekroczyć granicę? Otóż ojciec sprytnie wymyślił wczasy w Bułgarii w Złotych Piaskach, by nie zdradzić naszych potajemnych planów, że chcemy uciekać na Zachód. Gdziekolwiek byśmy kupowali bilety lub ktokolwiek pytałby nas o cel naszej podróży, nasza odpowiedź miała brzmieć: „Złote Piaski w Bułgarii".

    Mijaliśmy znane nam miejscowości i kopalnie węgla, a ja przypominałem sobie, jak ojciec, studiując dokładnie mapę, kalkulował, czy przejście graniczne w części Bułgarii przy greckiej granicy będzie mało używane przez międzynarodowych turystów. Takie właśnie potrzebowaliśmy.

    Naraz oblały mnie dreszcze.

    A jak przekroczymy granicę z Jugosławią, skoro nie mamy paszportów ani żadnych dokumentów upoważniających? – pomyślałem.

    Tylko mama miała legalne pozwolenie na wjazd do Jugosławii, taki podstemplowany kartonik wydany przez biuro paszportów, który musiała pokazać na granicy razem z dowodem osobistym. Reszta rodziny, siedem osób, nie miała żadnych ważnych dokumentów zezwalających na przekroczenie granicy i wyjazd poza kraje socjalistyczne. Od 1977 roku Polacy mogli podróżować po wszystkich krajach socjalistycznych bez problemów za okazaniem dowodu osobistego na granicy, ale Jugosławia nie była w to wliczona. Na wyjazd do Jugosławii trzeba było dostać specjalne pozwolenie. Przed rokiem 1977 do podróżowania po krajach socjalistycznych obywatele Polski dostawali tak zwane wkładki paszportowe, które wyglądały jak normalne paszporty. Te wkładki pozostawiono obywatelom, ale przestały obowiązywać, ponieważ od roku 1977 wszyscy obywatele Polski musieli okazywać na granicy dowód osobisty. Mama miała taką wkładkę paszportową ważną do 1979 roku, wydaną kilka lat wcześniej, kiedy ja z bratem byliśmy jeszcze nieletni. Oprócz zdjęcia mamy umieszczono tam zdjęcia wszystkich nieletnich dzieci, to znaczy tych, które nie ukończyły szesnastego roku życia, dlatego moje zdjęcie i mojego brata także tam było.

    W momencie wyjazdu ja i brat mieliśmy już własne dowody osobiste, którymi legitymowaliśmy się w kraju i na granicy. Każdy, kto ukończył szesnaście lat, musiał okazywać własny dokument. Ja zaś cały czas myślałem o tym, co pokażemy na granicy bułgarsko-jugosłowiańskiej. Jak uciekniemy? Czy nam się uda?

    W tym głębokim zamyśleniu nawet nie zwróciłem uwagi, jak zbliżyliśmy się do przedmieść Katowic.

    Pierwsza część naszej podróży przebiegła bez problemu i po godzinie niewygodnej jazdy polskim fiatem przybyliśmy na dworzec centralny w Katowicach. Rozładowaliśmy bagaże z taksówek i usadowiliśmy się w dużej poczekalni. Ojciec rozkazał bratu zostać z mamą i pilnować sióstr oraz bagaży, a mnie zabrał ze sobą, by kupić bilety.

    W kasie dowiedzieliśmy się, że nie ma wolnych miejsc w pociągu, który jedzie do Budapesztu przez Czechosłowację, a na ten właśnie pociąg liczyliśmy.

    – No i co teraz? – zapytałem.

    – Idziemy do informacji – odpowiedział ojciec.

    W biurze informacji poinformowano nas, że jest jeszcze inna trasa do Bułgarii – przez Związek Radziecki i Rumunię, oraz wytłumaczono dokładnie trasę do Warny i Złotych Piasków w Bułgarii.

    Cała trasa miała wyglądać tak: z Katowic do Przemyśla przy granicy rosyjskiej. W Przemyślu przesiadka na pociąg, który zawiezie nas przez Rosję do Bukaresztu w Rumunii. W Bukareszcie przesiadka i dalej pociągiem do Ruse, leżącego na granicy Rumunii i Bułgarii. Z Ruse do Warny nad Morzem Czarnym.

    – Tyle przesiadek i tyle razy kupować bilety? – zapytałem.

    – No niestety, nie ma innego wyjścia – odpowiedział ojciec.

    Poszliśmy do kasy kupić bilety do Przemyśla. Bilety dostaliśmy bez problemu, ale okazało się że będziemy musieli czekać na następny pociąg przeszło cztery godziny.

    Cztery godziny czekania? – pomyślałem.

    – Czy mogę wyjść na zewnątrz i porozglądać się? – zapytałem ojca.

    – Nie. Wszyscy muszą pozostać w obrębie stacji blisko poczekalni – odpowiedział stanowczo.

    Czekaliśmy więc cierpliwie na stacji na drewnianych, twardych ławkach. Byliśmy bardzo znudzeni, ale moje najmłodsze siostry znalazły sobie rozrywkę, nowy wynalazek: schody ruchome znajdujące się na końcu poczekalni. To było coś nowego dla nich, więc zaczęły jeździć do góry i na dół. Po jakimś czasie schody ruchome unieruchomiono, więc moje siostrzyczki były bardzo rozczarowane.

    W międzyczasie ojciec kupił jakieś przekąski i bułki dla nas. Na dworcu nie sprzedawano nic konkretniejszego do zjedzenia w czasie, gdy czekaliśmy na pociąg.

    Po przeszło czterech godzinach oczekiwania nareszcie usłyszeliśmy komunikat przez megafon, że nasz pociąg zostanie wkrótce podstawiony na peron. Znowu w pośpiechu pozbieraliśmy bagaże i pobiegliśmy na odpowiedni peron. Na peronie kłębiło się już mnóstwo ludzi. Nasz pociąg podjeżdżał powoli wzdłuż peronu, a my obserwowaliśmy z zaskoczeniem, co się dzieje. Niektórzy pasażerowie wskakiwali do pociągu, zanim się jeszcze zatrzymał! W pociągu do Przemyśla nie wyznaczano miejscówek, więc każdy mógł sobie wybrać miejsce siedzące, gdzie chciał, to znaczy kto był większy i silniejszy, zabierał lepsze miejsce.

    Przyglądając się temu wszystkiemu, uzgodniliśmy z ojcem i bratem, że gdy tylko cały skład się kompletnie zatrzyma, to ja z bratem wskoczymy do wagonu jako pierwsi i zajmiemy cały przedział dla naszej rodziny.

    I tak zrobiliśmy. Gdy tylko pociąg stanął, przepchnęliśmy się z bratem do przodu do drzwi wagonu i po wejściu zajęliśmy przedział. Oczywiście inni ludzie też chcieli zająć miejsca siedzące, więc wchodzili do naszego przedziału. Brat próbował zamknąć go na zamek i tłumaczył ludziom, że przedział jest cały zajęty.

    Tymczasem ja otworzyłem okno, a ojciec podawał mi nasze bagaże z peronu. Szybko je odbierałem i wrzucałem do naszego przedziału. Jak się wszystko uspokoiło i przy drzwiach naszego wagonu nie było już tłoku, to mama z siostrami pomału także wsiadły i nareszcie usadowiliśmy się razem w naszym przedziale. Poukładaliśmy spokojnie bagaże na półkach i każdy zajął miejsce na ławce.

    Katowice–Przemyśl. Granica z ZSRR

    Czekała nas dość długa

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1