Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Żywoty kotów poczciwych
Żywoty kotów poczciwych
Żywoty kotów poczciwych
Ebook269 pages3 hours

Żywoty kotów poczciwych

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wielu ludzi ma słabość do swoich domowych zwierzątek. Często nawiązują z nimi bliższą relację, niż z innymi ludźmi. Ta książka jest efektem wspólnego egzystowania człowieka z kotem, przy czym nikt nie stara się kota uczłowieczyć. Wprost przeciwnie. Właśnie spojrzenie na zwierzątko takie, jakim jest w swojej naturze, bez upiększeń i uprzedzeń, pozwala na ocenę świata od strony kota, co jest i śmieszne i dość nietypowe. Chwilami bawi, a chwilami wywołuje wzruszenie. W tym miejscu warto zacytować Marka Twaina – "Psy kochamy za ich zalety, a koty za ich wady
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateJul 18, 2022
ISBN9788381663083
Żywoty kotów poczciwych

Read more from Anna Kiesewetter

Related to Żywoty kotów poczciwych

Related ebooks

Reviews for Żywoty kotów poczciwych

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Żywoty kotów poczciwych - Anna Kiesewetter

    CZĘŚĆ PIERWSZA

    KOCIE BIOGRAFIE

    2015

    ROZDZIAŁ I 

    Siedzi taki jeden. Szary w czarne kropki. Nie jest pierwszym w moim życiu egzemplarzem tego gatunku, ale szóstym z kolei. Są tacy, którzy lubią koty, są też tacy, którzy ich nie cierpią. Zatem do tych pierwszych adresuję powyższe wspomnienia.

    Teraźniejszy kot ma na imię Gapcio, co świadczy najlepiej o jego charakterze. Kiedy pędzi przed siebie, na nic nie zważa, ani na przeszkody stojące mu na drodze, ani na te, którym zdarzy się przeciąć jego prostą linię, jaką zmierza do kociego celu. Toteż nie raz zdarzyło mi się z nim zderzyć, albo przez nieuwagę na niego nadepnąć.

    Przybył do mnie przez czysty przypadek. Ale wszystkie koty w ten sam sposób trafiały do mojego otoczenia, więc w tym akurat nie ma niczego nadzwyczajnego. Gapcio urodził się nagle i w sposób nieoczekiwany. Jego mama, dorodna kocica, której nikt nawet nie podejrzewał, że mogła być w ciąży, powiła potomstwo akurat wtedy, kiedy jej właściciele przejeżdżali przez moje miasto, co nieco przedłużyło ich pobyt. Że nikt aż do momentu rozwiązania nie wiedział, że w ogóle zadała się z jakimś kocurem, przydarza się każdemu, kto ma do czynienia z kotami. A zatem Gapcio urodził się między jednym etapem podróży swoich właścicieli, a drugim, sprawiając tym samym, że jedyną osobą w tym momencie potrzebującą Gapcia byłam ja.

    Zdumieni właściciele kocicy długo mi tłumaczyli, że co prawda ich kotka jest jak odkurzacz i potrafi zjeść wszystko, co jej pod mordkę trafi i że im się przez to nieco utuczyła, ale z racji jej lekkiej nadwagi nikt się w ogóle nie spodziewał, że może wydać na świat jakiekolwiek kocięta.

    Z braku czegoś lepszego właściciele owej pechowej kotki wręczyli mi Gapcia, szczęśliwi, że mógł trafić gorzej. Kocurek zaś, który odtąd swój żywot miał spędzać u mojego boku, najpierw się rozejrzał, dokładnie sprawdził teren, czy gdzieś nie kryje się jakiś inny kot, z którym z samego założenia miałby na pieńku, po czym wziął moje mieszkanie w posiadanie i stał się jego najważniejszym właścicielem.

    W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że choćbyśmy ustawili dziesięć domków dla kotów, one i tak władują się nam do łóżka, nie zdziwił mnie zatem fakt, że Gapcio natychmiast wyciągnął się na samym środku mojego tapczanu, uprzedzając, że ze swojego domku skorzysta tylko w takim wypadku, gdyby potrzebna była wyprawa do weterynarza, a tej każdy kot z zasady unika. Ale nie mówcie o tym producentom domków dla kotów, bo by się chyba załamali.

    Gapcio musiał mieć jakąś prababkę, którą żbik dogonił, bo ma maleńkie pędzelki na uszkach, ale na tym kończy się jego podobieństwo z ową dziką przyrodą. Reszta wygląda już normalnie, jak przystało na środkowoeuropejskiego kota. Zrazu Gapcio mieścił się w mojej otwartej dłoni, teraz się już nie mieści. Był leciutki jak piórko, teraz robi się coraz cięższy. Jak to u kotów bywa.

    W tym miejscu chciałabym przestrzec wszystkich, a zwłaszcza tych, co do tej pory z kotami nie mieli do czynienia, a chcieliby mieć. Dumny posiadacz takiego stwora chodzi wiecznie pogryziony i podrapany, w zależności od tego, czy jego ulubieniec traktuje go w danym momencie jak wielką mysz, czy jak drabinę.

    W zasadzie Gapcio nie różnił się od innych kotów zamieszkujących ze mną pod jednym dachem, z tą wszelako różnicą, że on aktualnie jest, a te inne niestety odeszły w zaświaty.

    Kładąc się wieczorem spać, należy jak najdokładniej sprawdzić całe łóżko i powyciągać z niego wszystkie zgromadzone tam zabawki kota, ponieważ tym się zasadniczo różni kot od psa, że koniecznie wszystkim musi się dzielić. Ale sen wśród piszczących zabawek mógłby szybko zamienić się w koszmar, dlatego radzę jednak dokładnie sprawdzić, co i w jakich zakamarkach pościeli zostało ukryte.

    Kot ma jeszcze to do siebie, że nie trzeba, a nawet nie powinno się go wyprowadzać. Swoje potrzeby załatwia w jednym miejscu, ale potrzebuje aż trzech kuwetek: jednej w celu zrobienia siusiu, drugiej na kupy, a trzeciej rezerwowej. Jak się znam na topografii przestrzennej, więcej kuwetek w jednej łazience się nie zmieści. Kotów nie należy: prać, kąpać, wyrzymać, a nawet często trzeba uważać z czesaniem. Bo jeśli delikwent sobie tego nie życzy, możemy potrzebować większej ilości plastrów i innych środków opatrunkowych. Trzeba też uważać w czasie naszej osobistej kąpieli i pilnować, czy się nam kot przypadkiem nie rozpędzi i nie wskoczy do pełnej wanny, bo wtedy najpierw trzeba kota dogonić, a dopiero potem wysuszyć.

    Kiedy kot sam liże swoje futerko, nie należy się na niego dąsać, ani mu w tym przeszkadzać. W ten sposób bowiem zaopatruje swój organizm we wszystkie niezbędne dla zdrowia witaminy. Że potem koniecznie musi nadmiar zebranych w żołądku włosów wyrzygać, należy zaliczyć do jego wyłącznych i osobistych przywilejów. Bo w końcu do czego służy pasta do podłogi.

    Kot każdy dokument (nawet ten najważniejszy) stara się dodatkowo ostemplować, zatem żaden urzędnik nie powinien okazywać zdumienia, kiedy oprócz wszystkich oficjalnych stempli i podpisów, znajdzie dokładny odcisk poduszeczek kota.

    Na czas gotowania obiadu należy zwierza zamknąć poza kuchnią, choćby tupał i darł się wniebogłosy. Bowiem jest z tego znany, że potrafi nabić na pazur parówkę w gotującej się wodzie, albo złapać za pomocą tylko dwóch zębów kotlet w trakcie smażenia. I diabła zje ten, kto będzie próbował mu upolowaną z takim trudem zdobycz odebrać.

    Szczególnie narażone są w takim wypadku ryby i kurczaki, bowiem nie ma na świecie większego smakołyku, niż świeża flądra, czy udko w panierce. Odebrać kotu taką niebywałą okazję jest niesłychanie trudno, bowiem zwierzak ten zwykł ją spożywać w odosobnieniu i spokoju, wciśnięty w taki kącik gdzieś między szafą a ścianą, że w pierwszej kolejności my sami nie będziemy mieli do niego dostępu.

    Ze strony kota grozi nam, że nas opluje, podrapie, ewentualnie ugryzie, choć nie słyszałam, żeby się komuś udało z niego wystrzelić. Uwagę tę kieruję do tych nieznanych mi osób, którym swojego czasu kot pomylił się z coltem, choć rzeczywiście o taką pomyłkę niesłychanie łatwo. A jeżeli chodzi o naszego zwierza, wszystko zależy od aktualnego nastroju, ale kiedy już człowiek się do niego przywiąże, jakoś mniej się przejmuje jego prawidłowym zgryzem odciśniętym na swojej łydce.

    Ale przede wszystkim trzeba uważać, żeby na kota nie nadepnąć. Lubi znikać, szczególnie po zmierzchu. Patrzysz, zarys kota defiluje, już przeszedł, już znika za zakrętem, robisz krok do przodu i wybucha piekielna awantura poparta spazmatycznymi wrzaskami, bo jeszcze za kotem nie zdążył przejść ogon.

    Kot jest bowiem zwierzęciem, które aż się prosi, żeby na niego nadepnąć. Plącze się pod nogami, ociera o łydki, łebek kładzie na twoich stopach i biada temu, kto nie doceni kocich pieszczot. Jak się obrazi to koniec.

    Kiedy chce ci powiedzieć, że cię kocha, kładzie się na plecach i w całej okazałości prezentuje przed twoimi zdumionymi oczami swój brzuszek. Różne bywają brzuszki. Czarne, białe, w kropki (Gapcio), ale do tej pory nie poznałam takiego znawcy kotów, który by wiedział, gdzie jego zwierzę ma pępek.

    Jeżeli dany osobnik usiłuje wmówić ci, że kot go kocha ze wzajemnością, a nie potrafi wskazać miejsca, gdzie się znajduje koci pępek, zwyczajnie kłamie. Bo co jak co, ale kot wywrócony na plecy i prezentujący całemu światu, jak wielką darzy cię miłością powoduje, że jego pępka nie da się z niczym innym pomylić.

    Trzeba jednak pamiętać, że to drapieżnik i wszelkie diety wegetariańskie mu nie służą. Pewna starsza pani postanowiła ze swojego kota zrobić jarosza, ale po kuracji ryżem, gdyby nie natychmiastowa interwencja weterynarza, jej kot z pewnością wyzionąłby ducha. Trudno. Jego pani mogła być karmiona samym ryżem. Jej kot już nie.

    Pies jest niewolnikiem człowieka, kot jego przyjacielem. Ale jak każdy przyjaciel, domaga się poszanowania dla swoich poglądów i przyzwyczajeń. Zanim kot uzna, że może z nami zamieszkać, toczy się zawzięta dyskusja na jeden i ten sam temat: gdzie kończy się nasza wolność, a zaczyna wolność kota, przy czym te dyskusje bywają na tyle burzliwe, że często potencjalny właściciel wychodzi z tego pojedynku z nadszarpniętym odzieniem.

    Jeżeli jednak już raz kot cię pokocha, będzie tak wiernym towarzyszem doli i niedoli, że nie dorówna mu żaden człowiek. Pod warunkiem wszelako, że na twoim widelcu nie znajduje się wyjątkowo smakowity kąsek, bo wtedy i z tą przyjaźnią może być różnie. Ale i tak uwali ci się na kolana, pomruczy, zliże łzę z twojego oka, a potem dla psychicznej równowagi złapie cię za palec i ugryzie. Co by ci się w głowie nie przewróciło.

    Każdy kot musi mieć osobistą, niedużą poduszkę, koniecznie z bardzo mocnego materiału. Na tej poduszce bowiem będzie ćwiczyć kolejne formy walki i działań zaczepno-obronnych. Nie zapewnisz kotu odpowiedniej poduszki, wszystkie te ćwiczenia wypróbuje na tobie.

    Ale pomijając wszystko, co do tej pory napisałam, kot jest wyjątkowo miłym stworzonkiem, łasym na pieszczoty i pochlebstwa, zupełnie jak ty. A wszystkie legendy o jego złośliwym charakterze można między bajki włożyć, pod warunkiem że nigdy nie zagrozisz kociemu poczuciu wolności i prawa do wyrażania własnego zdania na dany temat. Wtedy może się zdarzyć dosłownie wszystko i każdy chwyt wyćwiczony przez kota zostanie wykorzystany. A ty znajdziesz się w sytuacji, kiedy nie będzie ci nawet wypadać mówić o kociej złośliwości.

    ROZDZIAŁ II

    Gapcio siedział na parapecie okiennym i oglądał latające nad miastem ptaki. Ludzie mieli swój program telewizyjny, Gapcio miał okno, a za nim wyjątkowo interesujący spektakl i tyle rzeczy do oglądania, że każda telewizja wydawała mu się nijaka.

    Gapcio swoje życie właśnie zaczynał od zera. A zatem kiedy spadł pierwszy w jego życiu śnieg, oczy zrobiły mu się okrągłe ze zdumienia. Coś leciało z nieba i nie wiadomo było co. Ćmy i muchy znał już wcześniej, polował na nie, a nawet je zjadał, choć po połknięciu owada nerwowo rozglądał się wkoło i patrzył z niejakim zdziwieniem, gdzie mu się to fruwające jedzenie podziało. Wychodził bowiem z założenia, że zjeść muchę i dalej gonić muchę mieściło się w jego logice myślenia. Ale śnieg?

    Sąsiadka, która po całym domu szukała jakichś wyimaginowanych robali, w moim mieszkaniu natrafiła na problem nie do rozwiązania. Do dziś nie wiem, w jaki to tajemniczy sposób chciała połączyć owe insekty z istnieniem kota, albowiem kot i robak razem długo nie pożyją. Oczywiście ze szkodą dla robaka.

    Nie wiem, jakich spustoszeń dokonują karaluchy w mózgu mojej sąsiadki, skoro ja osobiście widziałam na własne oczy jedynie jednego dużego pająka i dwa małe. Wszystkie one też zginęły śmiercią tragiczną, a ja musiałam wyłącznie pozbierać przedmioty porozrzucane po całym moim mieszkaniu w wyniku zaciętej batalii. W każdym razie owa sąsiadka dalej utrzymuje, że choduję w swoim mieszkaniu jakieś wyjątkowo złośliwe tęgopokrywe, choć tylko takie zdecydowałyby się u mnie zamieszkać, które wcześniej założyłyby klub samobójców. Bo jakimś dziwnym trafem kot i robaki do siebie nie pasują.

    Rzeczywiście czas jakiś temu chodzili pewni panowie i pryskali po ścianach, ale kiedy ich zapytałam, czym pryskają i w jakim celu, odpowiedzieli, że pokazały się mrówki faraona i że pryskają, co byśmy nie słodzili herbaty mrówkami zamiast cukrem. Dodali jeszcze, że to cholerstwo potrafi nawet sforsować słoiki zakręcane twistem.

    Wiedziałam, że mrówki faraona są w stanie wleźć dosłownie wszędzie, więc powiedziałam im, żeby pryskali, gdzie im tylko pasuje, pod warunkiem wszelako, że mi kot od tego pryskania nie zachoruje. Ale oni twierdzili, że mrówki faraona są małe, zaś koty duże i to pryskanie bynajmniej kotom nie powinno zaszkodzić. A mrówki faraona, jak to mają w zwyczaju, równie szybko się pokazały, jak i poznikały, widać wybrały sobie jakieś inne, bardziej obiecujące miejsce, bo u mnie na przykład wcale ich nie było widać.

    A zatem Gapcio siedzi na parapecie okiennym i ogląda po raz pierwszy w życiu tańczące za szybą płatki śniegu. A że kołują, to je ciągnie w dół, to w górę, raz opadają, by się potem unieść w powietrze, kociak doszedł do wniosku, że to jest coś, na co do tej pory nie polował i że warto spróbować.

    Gapcio bębnił sobie łapkami po szybie, ja zaś siedziałam spokojnie i czytałam. I ten nieustanny werbel w niczym mi nie przeszkadzał.

    Liczba kotów, które przewinęły się przez moje życie, jest zaiste imponująca. Mój szósty kot, a nigdy nie było ich dwóch na raz, przybył do mnie akurat w momencie, kiedy bardzo potrzebowałam takiego kawałka futerka do kochania, bo o ile od psa się wymaga, żeby nas kochał, od kota tego wymagać nie ma sensu. To właściciel kocha swojego kota, a kot mu na to łaskawie pozwala, albo i nie.

    Gapcio już się przyzwyczaił, że kiedy gołębie siadają na parapecie, wyskakuje zza węgła, ptaszyska prawie zawału dostają ze strachu, ale szybko odlatują, zostawiając swoje pamiątki gdzie indziej. Ale i Gapcio kiedyś skapitulował. Na parapecie przysiadło coś tak maleńkiego i tak kolorowego, jak najpiękniejsze dzieło sztuki. Potem dopiero dowiedziałam się, że odwiedziła mnie sikorka bogatka. Tylko że problem polegał na tym, że to cholerne draństwo w ogóle się kota nie przestraszyło.

    O ile gołębie w szybkim tempie na wszelki wypadek zmieniały miejsce pobytu uciekając gdzie pieprz rośnie, o tyle sikorka widocznie w swojej małej główce miała dość rozumu, by wiedzieć, że od kota oddziela ją szyba, która nawet dla tak mocnego zwierza była przeszkodą nie do pokonania. Gapcio jęczał, szalał, cofał się i nacierał, w ogóle robił wszystko, żeby tę wielobarwną ptaszynę przestraszyć. Bezskutecznie.

    Sikorka siedziała sobie spokojnie na parapecie, patrzyła na szalejącego kota to jednym, to drugim oczkiem i w ogóle nie miała zamiaru odlecieć. A kiedy Gapcio już szczękał zębami ze zdenerwowania, w jakie wprawiał go nieproszony gość zza okna, wypięła kuperek i z całą ostentacją zrobiła kupę.

    Gapcio o mało nie zemdlał. Siedział z rozdziawionym pyskiem i wymownie patrzył, to na sikorkę, to na mnie, jakbym mogła użyć jakichś tajemnych mocy, żeby to cholerstwo przegonić. O pomstę bowiem do nieba wołał upór, z jakim ptaszek drwił sobie z całego świata, nie miał nawet zamiaru się ewakuować, a na dodatek na oczach oszalałego ze wściekłości kota uskuteczniał to i owo.

    W końcu widocznie i sikorce ta zabawa się znudziła, choć z początku bawiły ją popisy Gapcia, spokojnie przygładziła piórka, rozpostarła skrzydełka i powoli, bez pośpiechu po prostu sobie odleciała. Kot zszedł z parapetu okiennego pokonany. Przez dłuższy czas udawał, że go w ogóle nie ma.

    Ale w końcu nawet kotu może przejść chandra z powodu wizyty tak potwornie bezczelnego ptaszyska, bo wylazł, uwalił mi się na kolana i zaczął mruczeć w nadziei, że go jakoś w tej klęsce pocieszę. Dawał mi również do zrozumienia wszystkimi znanymi mi kocimi sygnałami, że to nie na mnie się gniewa i że to nie moja wina, że w oknie zamontowana jest szyba.

    Aktualnie Gapcio leży sobie na tapczanie, czasem sapnie, czasem miauknie, to znów pomacha łapkami, co oznacza, że nie tylko ludziom śnią się rozmaite przygody, ale że właśnie przebywa w Wyśnionej Krainie Wielkich Łowów.

    Najśmieszniej jest wtedy, kiedy koty zaczynają chrapać. O ile psy chrapią grubo i często trudno odróżnić chrapanie psa od chrapania jego właściciela, o tyle koty chrapią sobie cieniutko i tak subtelnie, że dźwięk „fiuuuu" jeszcze nie oddaje tego zaiste jedynego w swoim rodzaju odgłosu, który jednak wyłącznie świadczy o tym, że kot czuje się bezpiecznie i nie musi zwracać uwagi na żadne czyhające w pobliżu niebezpieczeństwo. Koty, które czują się zagrożone nigdy, ale to przenigdy nie chrapią.

    Dla pewnego typu ludzi kot nie służy do niczego. Chyba że łapie myszy i nie wtrąca się do życia swojego właściciela. I oprócz tego drobiazgu, w ogóle nie wiadomo, po co jest. Ale wbrew pozorom ma do spełnienia wyjątkową rolę. Zapełnia pustkę uczuciową swego pana. Pies kocha, kot raczy być kochany. A kiedy kroczy z podniesionym ogonem wysoko do góry, co nie oznacza niczego innego, jak tylko to, że przesyła ci swoje przyjacielskie pozdrowienie, wiesz, dlaczego go kochasz. Bo kot z samej swojej istoty stara się być uprzejmy dla całego otaczającego go świata.

    O ile o pies został udomowiony przez człowieka, o kocie można powiedzieć tylko, że to on udomowił człowieka. A jeżeli taki koci opiekun ma jeszcze jakieś wątpliwości, kot go prędko nauczy szacunku do przedstawicieli swojej rasy.

    Zresztą własna matka tak nie nauczy porządku, jak potrafi to zrobić kot z każdym, nawet dorosłym człowiekiem. Zostawi coś na wierzchu? Kot się tym natychmiast zainteresuje. Nie schowa jedzenia do lodówki? Albo przynajmniej do szafki zamykanej na solidny zamek? Kot każdy posiłek zje za niego i to z apetytem. Nie ma takiej potrawy, której by kot nie wciągnął do pyska, choćby miał się potem porzygać. A nawet jeśli nie zje, właściciel będzie to swoje jedzenie znajdował wszędzie, nawet we własnym łóżku.

    Nie do pomyślenia jest w tym wypadku pozostawienie na wierzchu brudnej bielizny, czy zużytych skarpetek. Właściciel będzie musiał gonić za kotem do upadłego, żeby je odzyskać. Nie raz się zdarzało niezbyt uważnej gospodyni, że w gronie jej gości zjawiał się niespodziewanie kot z jej brudnymi majtkami w pysku. A zatem jeżeli właściciel kota nie chce się najeść wstydu, musi się nauczyć chować wszystko, co wstydliwe i tak zabezpieczyć, co by kot nie był w stanie się do tego dobrać. W przeciwnym razie nie znajdzie się w domu nic dość kompromitującego, żeby kot tego nie przyniósł w pyszczku i nie zaprezentował nawet najznamienitszym gościom na samym środku pokoju.

    ROZDZIAŁ III

    Gapcio siedział na moich kolanach, oparł łebek o moje ramię i mruczał. Przed chwilą ganiał jeszcze po pokoju, usiłując złapać zajączka odbitego od szkiełka mojego zegarka. Ale w końcu machnął na wszystko łapką, przytulił się do mnie i zasnął.

    Różne osoby, nie mające w życiu do czynienia z kotami, potrafiły w mojej obecności wypowiadać dość zaskakujące opinie. Otóż dowiedziałam się pewnego razu, że dokonuję samookaleczenia, podczas gdy po prostu biłam się z własnym kotem o ostatni kęs ryby na talerzu.

    Zresztą zawsze te nie do końca przewidywalne zwierzątka robiły zamęt w moim życiorysie. Przyjęło się na przykład w domu moich rodziców, że do mnie należało upinanie zasłon po wypraniu. Stoję ja na drabinie połączonej gdzieś w środku sznurkiem, co by się nie rozjechała, a na tym sznurku kot zaczyna wyprawiać harce. W momencie, kiedy kotu udało się zawisnąć całym ciężarem na wyżej wymienionej lince, drabina się złożyła, a ja wylądowałam z wielkim hukiem na podłodze, zaplątana w odpinające się kolejno żabki. Nie wiem, czy to zostało odnotowane, jako moja pierwsza próba samobójcza przy pomocy kota, ale zapewniam, były i inne.

    Kot następny miał w zwyczaju ślizgać się na chodniczku położonym w przedpokoju. Mieszkanie rodziców miało taki rozkład, że kiedy siedziałam u siebie w pokoju, po pierwszym dzwonku telefonu należało popędzić do gabinetu mojego ojca długim korytarzem, przy czym umiejętności sprinterskie osoby zainteresowanej warunkowały, choć nie zawsze, zdolność odebrania telefonu. Albowiem na ogół rozmówcy nie byli przygotowani na pokonywanie takich

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1