Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I
Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I
Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I
Ebook422 pages5 hours

Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

rylogia "Rozdzielone"
Co by się stało, gdyby ludzie kontrolowali swoje umysły w stu procentach? 
Do czego mogą doprowadzić podróże w czasie i między wymiarami?
W jaki sposób nieograniczony rozwój technologii może wpłynąć na ludzkość?

Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w trylogii „Rozdzielone”, gdzie dwa wymiary rzeczywistości – niemal identyczne – wzajemnie się przenikają dzięki pewnej paranormalnej zdolności.

„Pierwszy wymiar” – Tom I
 
Tuż przed zakończeniem roku szkolnego, Ada Maj – uczennica Elitarnej Szkoły Dębu otrzymuje list z zaproszeniem na spotkanie z ojcem. Podczas podróży autobusem w ustalone miejsce dochodzi do dziwnego zdarzenia. Wszyscy pasażerowie tracą świadomość na dziesięć minut. Dziewczyna trafia do innego wymiaru, świata niemal identycznego do jej własnego, ale z najbliższymi łączą ją zupełnie odmienne relacje.
Ada spotyka Maksa – chłopaka z przyszłości, który jeździ niewidzialnym, lewitującym samochodem oraz Arinę, która ma dar ujrzenia bliskiej przyszłości i posiada zdolność widzenia ludzkich emocji w postaci kolorowych łun. We trójkę wkraczają do Groty – bazy badawczej we wnętrzu wzgórza, gdzie trwa tajny eksperyment. Okazuje się, że całe życie Ady było z nim związane.
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateDec 17, 2021
ISBN9788381662611
Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I

Read more from Kamil Kozieł

Related to Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I

Related ebooks

Reviews for Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Rozdzielone. Pierwszy wymiar tom I - Kamil Kozieł

    CZĘŚĆ I. Strefa wyjścia

    Obie strony świata

    Rozdział I. Furgonetka

    Lewa strona świata

    Ada

    Stała przy sterylnej umywalce. Umyła dłonie i wytarła je kilkoma kawałkami ręcznika papierowego najlepszej jakości. Obejrzała twarz w lustrze. Od kilku dni spała krótko, więc zmęczenie wymalowało pod jej oczami sine półkola. Długie blond włosy, które zazwyczaj wiązała w idealny koński ogon, tym razem były spięte w przypadkowym miejscu z tyłu głowy. Nigdy wcześniej nie wychodziła z domu w takim stanie. Co gorsza, kolejny raz z rzędu włożyła te same ciuchy. „Może inni już to zauważyli? Co, jeśli poczuli?" – Wzdrygnęła się na samą myśl. Bardzo wyraźnie uświadomiła sobie zmartwienie, jakie na nią spłynęło. W końcu musiała podjąć decyzję.

    – Ada… jesteś tu? – Znajomy głos dobiegł z korytarza.

    – Tak – odezwała się i poprawiła wystające spod kołnierzyka ramiączko biustonosza.

    Zza wpół otwartych drzwi wyłoniła się Nina. Z troską spojrzała na Adę i uniosła okulary ponad brązowe brwi, burząc skrzętnie przygładzoną grzywkę.

    – Dobrze się czujesz?

    – Wszystko w porządku – oznajmiła Ada i skrzyżowała ręce na piersiach. Próbowała stwarzać pozory normalności, ale nie było to łatwe. Czuła się fatalnie i nie wiedziała, jak to wytłumaczyć.

    – Znam cię. Przecież widzę, że coś nie gra.

    Na parapecie przycupnął nastroszony gołąb. Łoskot, jaki temu towarzyszył, sprawił, że obie odwróciły się w tamtym kierunku. Ptak dziobnął kilka razy w nieskazitelnie czystą szybę, zaznaczając swoją obecność.

    – Biedny… Pewnie jest głodny – zmartwiła się Ada.

    Nina wywróciła oczami i skrzywiła zaciśnięte wargi. Nigdy nie potrafiła ukryć zażenowania. Przyjrzała się przyjaciółce, która cały czas obserwowała rozwój sytuacji za oknem.

    – I tak to z ciebie wyciągnę. Daj spokój temu ptaszysku i wracaj na ceremonię. Zauważą twoją nieobecność – upomniała Nina. Zerknęła na tarczę przypiętą w miejscu butonierki na ciemnozielonej marynarce mundurka. – To może zaszkodzić twojej frekwencji. Za nią są dodatkowe punkty. – Złapała Adę za rękę. Poczuła opór, więc obróciła się na pięcie. – Idziesz czy zapuszczasz korzenie w tym… – prychnęła – ...odpicowanym kiblu?!

    Ada już nie patrzyła na gołębia. Jej uwagę przykuło coś innego.

    – Ta furgonetka – wyszeptała. – Stoi tam od rana. Wczoraj też ją widziałam. Jak myślisz? Kto to?

    Nina się niecierpliwiła, ale podeszła do okna.

    Na placu parkingowym, tuż za ogrodzeniem szkolnego boiska stała niebieska furgonetka. Na pierwszy rzut oka przypominała pojazdy, które każdego dnia jeździły po lokalnych ulicach.

    Resno było niewielką mieściną. Nawet stąd, z okna szkolnej toalety na parterze rozpościerał się widok na zaplecze jedynego w mieście supermarketu, wieżę miejskiego ratusza i dach dworca autobusowego. W Reśnie prawie wszystkie ważne miejsca znajdowały się w bliskim sąsiedztwie. Miasteczko jednak coś wyróżniało. Istniały tu dwie szkoły średnie – publiczna i prywatna.

    Ada z Niną uczyły się w tej drugiej. Szkoła funkcjonowała zaledwie od trzech lat, ale już zdobyła miano najlepszej w kraju. Wyjątkową rangę zapewniali jej uzdolnieni uczniowie, którzy na etapie rekrutacji zdali mnóstwo trudnych egzaminów z różnych dziedzin. Ada i Nina były szczęściarami. Do tej pory jako jedyne mieszkanki Resna – oprócz Roksi – przekroczyły jej próg.

    W Elitarnej Szkole Dębu obowiązywał nietypowy regulamin. Na terenie szkoły uczniowie nie mogli używać telefonów komórkowych. Niby nic nadzwyczajnego, ale ważnym punktem wśród wielu obostrzeń był też zakaz tworzenia kont w mediach społecznościowych i na wszelakich portalach internetowych. Oprócz standardowych lekcji z matematyki, biologii czy chemii odbywały się tu zajęcia z niespotykanych dziedzin, takich jak: kreowanie osobowości, użyteczność emocji, a nawet sekrety świadomości. Każdy uczeń, by uzyskać promocję do następnej klasy, musiał zaliczyć co najmniej trzy takie fakultety. Rekordziści chodzili na wszystkie, spodziewając się dodatkowych punktów w tabeli osiągnięć.

    W tym momencie trwała ceremonia podliczenia punktacji. Uroczystość wieńczyła zakończenie roku szkolnego, a Ada i Nina opuszczały najważniejszą część wydarzenia. Obie długo przyglądały się niebieskiej furgonetce, która jednak okazała się osobliwym pojazdem. Miała przyciemnione szyby i brakowało jej rejestracji. Poza tym była zaniedbana. Z szoferki od strony pasażera wystawała przez okno dłoń z zapalonym papierosem.

    Nina otrząsnęła się z chwilowego zaciekawienia. Ponownie spojrzała na swoją tarczę z wygrawerowanym emblematem dębu – herbem szkoły. We wnętrzu tarczy tkwił mikrochip z funkcją kontroli obecności na zajęciach.

    – Chodź, bo dużo nas ominie – powiedziała spokojnie, by nie wzbudzać kolejnego oporu przyjaciółki.

    Zadziałało.

    W holu głównym – najbardziej reprezentacyjnym miejscu szkoły – zebrali się już wszyscy. Dyrektor przemawiał do milczących uczniów. Nauczyciele rozglądali się na boki, rozsyłając promienne uśmiechy. Ada zajęła miejsce w pustym kącie obok gabloty z pucharami. Chciała przetrwać ceremonię, unikając wścibskich spojrzeń, jednak kilka osób na nią zerkało. Wzbudziła zainteresowanie i nie mogła tego zmienić. Nina – jej jedyna pocieszycielka w każdej niedoli – tym razem nie pospieszyła z pomocą i dołączyła bezszelestnym krokiem do reszty uczniów. Zatrzymała się podejrzanie blisko chłopaków ze szkolnej drużyny siatkarskiej.

    – A teraz wyniki – oznajmił dyrektor, skupiając na sobie uwagę. – Znacie piętra hierarchii tablicy osiągnięć? – Teatralnym gestem wskazał na ogromny monitor, który wisiał naprzeciwko głównego wejścia do szkoły.

    Kilkoro uczniów kiwnęło głowami. Niektórzy się podśmiewali. Uznawali słowa dyrektora za totalny obciach, bo przecież było to oczywiste. Codziennie przechodzili pod tą tablicą nawet kilkadziesiąt razy.

    – Za chwilę wszystkie rezultaty mogą się zmienić. Przez cały rok zbieraliście punkty w czterech kategoriach: Empatia, Sport, Sztuka i Wiedza. Bieżące wyniki przedstawiają się następująco…

    Dyrektor wyjął z kieszeni marynarki płaski przedmiot, podobny do telefonu. Gdy kliknął w wyświetlacz, cztery słupki osiągnięć na tablicy zaczęły się reorganizować. Imiona i nazwiska uczniów przemieszczały się w górę lub w dół. Każdy słupek posiadał nagłówek, który odpowiadał nazwie konkretnej kategorii. Wśród uczniów zapanowało poruszenie. Ktoś westchnął tak głośno, że wybuchła salwa niekontrolowanego śmiechu. Gdy ponownie nastała cisza, dyrektor oznajmił:

    – Zgodnie z tradycją ceremonii, przed chwilą rozliczyłem waszą aktywność podczas dzisiejszych, a zarazem ostatnich, zajęć przed wakacjami. Każdy mógł uzyskać nawet pięćdziesiąt dodatkowych punktów. Niektórzy nie otrzymali żadnego.

    Ada spojrzała na swój wynik. Z drugiego miejsca w kategorii Wiedza spadła na czwarte, choć liczba jej punktów się nie zmieniła. Spodziewała się tego, bo wcale nie okazywała zainteresowania lekcjami.

    – Czy te wyniki są ostateczne? – zapytała Kinga z pierwszej klasy. Jej nazwisko widniało na najwyższej pozycji w kategorii Empatia.

    – Nie. Zanim do tego przejdziemy, posłuchajcie mnie uważnie. Nie ma wśród was osoby, która w każdej kategorii zajmowałaby miejsce w ostatniej dziesiątce. Możecie być z siebie dumni! To oznacza, że wyróżniacie się zainteresowaniami, charakterem albo zachowaniem. Zadaniem naszej szkoły jest wskazanie wam odpowiedniej drogi rozwoju kariery zawodowej. Nagrodą dla najlepszych będzie indeks na dowolny kierunek studiów we wszystkich uczelniach tego kraju. A skoro tu jesteście, to myślicie o swojej przyszłości. Prawda? Sukcesy, które dzięki tej szkole osiągacie, przybliżają was do realizacji najskrytszych marzeń. Pamiętajcie o tym.

    Oskar z trzeciej klasy przysłonił dłonią usta i zachichotał.

    – To samo gadał rok temu. Mógłby zmienić repertuar z disco na coś mocniejszego. Może być electro – skomentował.

    Ada to usłyszała. Po raz pierwszy tego dnia uśmiech zagościł na jej twarzy, ale szybko się opanowała. Przyszedł moment na poznanie decydujących wyników.

    – Za chwilę przyznam punkty za wasze najważniejsze sukcesy w konkursach i przeglądach oraz za aktywny udział w akademiach, festiwalach, zawodach sportowych i zajęciach społecznych. Zaczynamy od Empatii.

    Dyrektor ponownie kliknął w wyświetlacz pilota. W końcu nazwiska osób w tej kategorii zajęły ostateczne pozycje, a tło całego słupka zmieniło kolor z szarego na zielony.

    – Kinga Prejs, najbardziej empatyczna uczennica szkoły – zawołał dyrektor. – Uzyskała tysiąc sześć punktów. Wspaniały wynik.

    Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydusić słowa. Na dodatek zaczęła się rumienić, bo niektórzy poklepywali ją z uznaniem po plecach.

    Kiedy kolejne – tym razem niebieskie – tło na tablicy oznajmiło ostateczny rezultat w kategorii Sport, zrobiło się bardziej emocjonująco. Najlepszym sportowcem okazał się Oskar Brecki. Chłopak uniósł dłoń w triumfalnym geście. Jednym susem przywarli do niego kumple z drużyny, po czym podnieśli go i zaczęli podrzucać aż pod sufit. Wydawali przy tym swój bojowy okrzyk:

    Go on, Borsuki!

    Jednak jeszcze większa wrzawa zapanowała w holu w chwili, gdy trzeci słupek w tabeli podświetlił się na żółto, prezentując wyniki w dziedzinie Sztuka. Wygrała Roksana Walens – wokalistka ze szkolnego zespołu rockowego. Roksi zawsze cieszyła się dużą popularnością. Teraz potwierdził to głośny aplauz. Ada obojętnie patrzyła na radość okazywaną przez kolegów i koleżanki. Parę dni wcześniej ekscytowała się na samą myśl o przebiegu ceremonii. Gdy uroczystość trwała w najlepsze, wszystko stało się dla niej nieważne. Równie dobrze mogłoby tu jej nie być.

    W tym czasie Roksi pocałowała Oskara w usta. Nina oddaliła się od reszty uczniów i podeszła do Ady. Jej mina wyrażała znajome zażenowanie.

    – Ona przejawia tak wiele obrzydliwie pięknych uczuć… Ten widok kłuje moje słabe oczy – burknęła Nina. – Dziwne, że rockmanka nie wygrała w Empatii.

    Uwaga nieco rozweseliła Adę, ale na krótko.

    Nagle umilkły wszelkie głosy, bo przyszła kolej na rezultat w ostatniej kategorii – Wiedza. Wynik, który zaprezentowało czerwone tło na tablicy, wywołał najmniej oczekiwaną reakcję – przejmującą ciszę.

    – Niebywałe – zdziwił się dyrektor. – Aż dwa tysiące osiemnaście punktów, najwięcej w historii szkoły, zdobywa Adriana Maj, uczennica drugiej klasy.

    Niemal wszystkie spojrzenia zawisły na Adzie. Nawet nauczyciele spoglądali na nią z dziwnymi grymasami zakłopotania.

    Nina błyskawicznie zorientowała się w sytuacji i przytuliła przyjaciółkę.

    – Witaj w gronie szczęśliwców – wyszeptała jej do ucha. Rok wcześniej sama wygrała w tej kategorii. Teraz była druga.

    Ada nie rozumiała, co się właściwie działo. Gdy Nina w końcu poluzowała uścisk, wzięła głęboki oddech. Jej myśli powoli stawały się klarowniejsze. Dotarło do niej, że zwyciężyła. Marzyła o tym od pierwszej klasy. Choć większość osób dalej spoglądała na nią podejrzliwie, starała się to znieść. W pewnej chwili stało się coś, co ją zaskoczyło. Roksi puściła do niej oko. „Niemożliwe. Czy ona naprawdę to zrobiła?" – nie dowierzała Ada.

    Na zakończenie ceremonii dyrektor poinformował uczniów, że rozdanie świadectw odbędzie się w poniedziałek, w samo południe. Podziękował za stuprocentowy udział w uroczystości i oznajmił, że mikrochipy ukryte w szkolnych tarczach zostały wyłączone. To oznaczało, że kolejny rok szkolny dobiegł końca i rozpoczęły się wakacje.

    Kwadrans później wszyscy uczniowie z internatu porządkowali w pokojach swoje manatki. Przygotowywali się do wyjazdu w rodzinne strony. W ten sposób dla Niny i Ady nadarzył się doskonały moment, by w spokoju usiąść na ulubionej ławce przy szkolnym boisku i porozmawiać. Ada miała coś ważnego do powiedzenia, ale zupełnie nie wiedziała, jak zacząć.

    – Piąteczek, piątunio… Mamy weekend – zachęciła Nina. – Jak i gdzie będziemy świętowały twój sukces?

    Ada spojrzała jej w oczy.

    – Przestań! Nie bawi mnie to. Słyszałam, jak Elwira mówiła do Sary, że oszukiwałam.

    – Elwira to zdzira! Co ona może wiedzieć? Nawet z tobą nie rozmawia – odparła Nina i ujęła dłonie Ady. – Jesteś zdolna, najlepsza. Zaakceptuj to.

    – Ja akceptuję – odezwał się głos Roksi za ich plecami.

    – I przemówiła ta, której nikt nie pytał o zdanie – obruszyła się Nina, odwracając głowę. – Podsłuchujesz? Serio? Myślałam, że superstar mają więcej taktu.

    – Daruj sobie, Nina. Chcę pogratulować geniuszce. – Dziewczyna wyciągnęła rękę.

    Ada zaniemówiła. Jedyne, na co było ją stać, to przyjęcie gestu. Wstała z ławki i delikatnie podała swoją dłoń Roksi, próbując odgadnąć jej intencje. Kiedy ich spojrzenia mimowolnie się spotkały, dostrzegła w oczach koleżanki dziwny błysk, ciepły i bez cienia fałszu, jakby była jej bardzo bliska. Roksi szybko przerwała tę nić porozumienia. Z rozmachem odrzuciła do tyłu bujne, czarne loki.

    – Zgubiłaś gdzieś księżniczki ze swojego girlsbandu? Dlaczego nas napastujesz? – zapytała Nina.

    – Moje księżniczki mają swoje sprawy. Dziwne, że cię interesują, skoro jedną z nich nazwałaś zdzirą. Może sama jej to powiesz prosto w twarz, bo trafi się okazja, jeszcze dziś… – Roksi uśmiechnęła się, prezentując najbielsze zęby świata. – Robię imprezę na chacie. Wpadniecie?

    – I ty tak na poważnie? Nigdy nas nie zapraszałaś. Jaja sobie robisz? – wybuchła Nina.

    – Słuchaj. Jak nie chcesz, to nie przychodź. – Roksi zerknęła na Adę. – A ty?

    – Raczej nie, ale dzięki za zaproszenie.

    – Spoko. W takim razie jeszcze raz gratuluję wyniku. – Dziewczyna skinęła głową na pożegnanie i oddaliła się.

    Gdy zniknęła za budynkiem szkoły, Nina aż kipiała ze złości.

    – Jak ja jej nie cierpię. Niezła zołza. Co nie?

    – Raczej była miła. Też mogłam jej pogratulować…

    Ada zastanawiała się, o co Roksi chodziło. „To mrugnięcie okiem na ceremonii i to dziwne spojrzenie, gdy podała mi rękę… Czy to możliwe, że mnie podrywała? Co z Oskarem? Przecież tworzą szczęśliwą parę od dwóch lat. A może…"

    Dręczyła się nowymi myślami, które właśnie zasiliły ukryty na twardym dysku jej mózgu folder pod nazwą „Sprawa Roksi".

    Znały się od przedszkola, ale nigdy nie utrzymywały bliskich relacji. Czasami rozmawiały, często mijały się w różnych miejscach, ale nie łączyła ich szczególna więź. Za to w snach Roksi była jej najlepszą przyjaciółką, jak Nina w realu.

    Poza tym Adę nachodziły wstawki. Tak nazywała momenty, gdy wydawało się jej, że robi coś wspólnie z Roksi. Ostatnia taka wizja nawiedziła ją w piątek – tydzień wcześniej – kiedy wracała ze sklepu. Wtedy niespodziewanie przeniosła się myślami do miejskiego parku, gdzie wcinały chipsy i obgadywały profesora Rozmaryna. Wstawka trwała niecałe pół minuty i wydawała się bardzo rzeczywista. Ale to, co się w niej działo, nie mogło być prawdą. Ada uwielbiała tego profesora, tymczasem nazwała go starym zgredem i totalnym nudziarzem. Kiedy się ocknęła, torba z zakupami leżała na chodniku. Powiększająca się pod nią biała plama wskazywała, że rozbiła się butelka z mlekiem. Gdy Ada miała wstawki, nie wiedziała, co się z nią działo w rzeczywistości.

    – Dla mnie impreza u rockmanki to jak wpaść na śniadanko rekinów w formie przekąski. Ja pasuję – odezwała się nagle Nina.

    W pierwszej chwili Ada nie zrozumiała, co dziewczyna powiedziała. Zatraciła się w swoich przemyśleniach, ale migiem złapała wątek. Poczuła też, że nadszedł moment prawdy i deklaracji swojej decyzji. Tu i teraz, przed najlepszą przyjaciółką.

    – Ja nawet nie mam nastroju do zabawy, bo… – wydukała.

    – No powiedz to w końcu! Nareszcie zaczęłaś kontaktować. – Nina się rozpromieniła. Jej oczy wypełniły granice cienkich oprawek okularów.

    – Dostałam list od ojca.

    – Yyy… Co ci napisał? – wykrztusiła przyjaciółka. Zamarła z głupkowatym grymasem twarzy.

    – Chce się ze mną zobaczyć.

    – Co zrobisz?

    – Bez względu na wszystko… spotkam się z nim!

    Na szkolnym boisku zapanował przejmujący bezruch. Wydawało się, że wierzchołki rosnących niedaleko drzew przestały falować pomimo wzmagającego się wiatru od południowej strony. Z parkingu zniknęła niebieska furgonetka, a na parapecie okna szkolnej toalety dla dziewczyn leżał martwy gołąb.

    ***

    Obie strony świata

    Edwin

    Od rana siedział na tyłach furgonetki, wciśnięty między aparaturę wariografów a pulpit z monitorami komputerów. Zdrętwiały mu nogi. Zerknął na tarczę mechanicznego naręcznego zegarka. Zawsze lubił tradycyjne gadżety. Dochodziła piętnasta.

    – Muszę wyprostować kości. Mogę wyjść na chwilę? – zapytał.

    W szoferce siedziało dwóch mężczyzn. Kierowca był chudy i przygarbiony, a pasażer opasły, ledwo mieścił się na fotelu.

    – Zaraz dojedziemy. Wytrzymasz – odparł gruby.

    – Bern! Wyrzuć to ścierwo. Śmierdzi jak w najgorszej spelunie – warknął chudzielec.

    – Nie jesteś moją matką, Zigi. Lepiej nie strzęp jęzora, bo wyrosną ci na nim wrzody – prychnął Bern i zaciągnął się dymem.

    Potyczki słowne między tą dwójką były normalnością. Jeden obrażał drugiego, ale puszczali obelgi mimo uszu. Edwin zdążył się do tego przyzwyczaić. Współpracował z nimi niecały rok.

    On, Bern i Zigi pracowali w Grocie – niezwykłej bazie badawczej, która znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów na południe od Resna. Jej kwatery mieściły się we wnętrzu niewielkiego wzgórza, na terenie słabo dostępnej puszczy. Istnienie Groty było trzymane w tajemnicy.

    Edwin miał dziewiętnaście lat i był najmłodszym członkiem kadry. Pełnił funkcję pomocnika technicznego. Fucha głównego technicznego należała do Zigiego. Edwin za nim nie przepadał, ale musiał wykonywać jego polecenia. Niebawem miało się to zmienić. Według zapewnień zwierzchników po wykonaniu bieżącego zadania i misji „Godzina 2.0" – która była zaplanowana na kolejny dzień – mógł się spodziewać większej swobody, co wiązało się z samodzielnym ulepszaniem sprzętu. Ta perspektywa go satysfakcjonowała. Choć Zigi nadal miał pozostać jego mentorem, nadarzała się okazja do eksploracji nieograniczonych zasobów Groty. Pojawiła się też wizja nowych możliwości na zrealizowanie własnych pomysłów. Teraz Edwin musiał się skupić na trwającym zadaniu.

    Minęła godzina, odkąd odjechali z przyszkolnego parkingu. W tym czasie przejeżdżali przez wąskie uliczki Resna. W końcu zatrzymali się na poboczu osiedlowej alei, w cieniu rozłożystego klonu.

    – Rusz się, Ed – powiedział Zigi. – Masz sekundę dla swoich delikatnych gnatów.

    Edwin nie czekał na kolejne instrukcje. Mimo ogromnego mrowienia w nogach przesunął się na tył furgonetki i otworzył drzwi. Z zadowoleniem zaczerpnął świeżego powietrza. Odczuł miłą odmianę od papierosowego dymu, który drażnił nozdrza i oczy.

    Bern szczerzył pożółkłe zęby do wstecznego lusterka.

    – Lepiej? – zagadnął.

    – Jasne – odparł Edwin, próbując przejść parę kroków. Rozejrzał się po okolicy.

    Znajdowali się na osiedlu jednorodzinnych domów. Wszędzie panował porządek. Wszystkie posesje pokrywały zadbane trawniki. Gdzieniegdzie działały zraszacze, tryskając wodą na klomby z kwiatami różnych gatunków. Elewacje pobliskich domów wyróżniały się paletą modnych, pastelowych barw.

    „Dzielnica bogaczy" – pomyślał Edwin.

    Nagle podbiegł do niego czarny kundel, który od razu zabrał się za obwąchiwanie nogawek. Pies z przyjacielskim zainteresowaniem kręcił zadkiem, więc Edwin schylił się i poklepał go po szyi. Kątem oka zerknął na tablicę rejestracyjną furgonetki. Brakowało numerów ewidencyjnych. Jak rażony piorunem wyprostował się i kilkoma susami obiegł pojazd. Czarny kundel nie odstępował go na krok. Z przodu furgonetki też nie było numerów. Kiedy Edwin podbiegł do okna kierowcy, wypalił z przestrachem:

    – Rejestracja jest wyłączona. Co, jeśli ktoś zauważył?

    – Cholera! – zaklął Zigi i wybiegł z pojazdu. Gdy na własne oczy przekonał się o wpadce, wymamrotał przez zaciśnięte zęby: – Bern! Miałeś tego dopilnować! Włącz tablice! I to już!

    Gruby wcisnął jeden z wielu przycisków na desce rozdzielczej. Numery rejestracyjne powróciły na swoje miejsce.

    – Leks! – zawołała jakaś kobieta. Stała na schodach jednego z zadbanych domów. – Do nogi! Nie przeszkadzaj tam.

    Edwin przypomniał sobie o psie. Pomachał do nieznajomej, próbując zachować spokój.

    – Nie przeszkadza. Fajny szczeniak.

    – Może i fajny, ale strasznie nieposłuszny – odparła kobieta. – Leks, wracaj!

    Piesek pognał do domu, a gdy przekroczył próg, jego pani zamknęła za sobą drzwi. Aleja opustoszała.

    – Jak długo mogły być wyłączone? – zapytał Edwin.

    – Sprawdź to – syknął Zigi i wgramolił się na fotel kierowcy.

    Bern odpalił kolejnego papierosa. On i chudzielec unikali swojego wzroku.

    Edwin wskoczył do furgonetki. Od razu uderzył go nieprzyjemny zaduch, ale starał się go ignorować. Przysunął twarz do monitora i po kilku stuknięciach w przyciski klawiatury osłupiał. Zdołał jednak wymamrotać:

    – Tablice rejestracyjne nie działały od pięciu godzin.

    – Bern, będziesz się tłumaczył. Ty to spieprzyłeś! – zagrzmiał Zigi.

    Edwin, nie czekając na rozkaz, przejrzał pozostałe parametry ustawień panelu kontrolnego.

    – Rany… – wysapał i złapał się za głowę. – Komunikator też się wyłączył.

    – Na to akurat ty miałeś oko, młody – wciął się Bern. – Jakim cudem tego nie zauważyłeś?

    – To chyba usterka systemu – odparł Edwin. Jego oczy błądziły po ekranie monitora, jakby miał gorączkę. W końcu znalazł to, czego szukał. – Sprzęt padł tylko na ułamek sekundy, przez co zamknęło się oprogramowanie komunikatora i analiz meteorologicznych. Zgasły tablice rejestracyjne i światła pozycyjne, no i… spaliła się kontrolka czujnika dymu. Pozostałe funkcje działały i działają, jak należy.

    – Ściemniasz! – burknął Bern.

    – To chodź tu i sam zobacz.

    – Wolę zapalić.

    – Okej – odezwał się w miarę spokojnie Zigi. – W takim razie musimy to naprawić. Tablice rejestracyjne już mamy. Światła odpaliłem ręcznie, gdy wyruszyliśmy ze szkolnego parkingu. Czujnik dymu możemy sobie darować, prawda, Bern?

    – Taaa – odparł gruby.

    – Ed, przywróć meteo i komunikator.

    – Jasne. – Od razu wykonał polecenie.

    Analizy meteorologiczne wykazały, że nad Resno nadciąga burza, a na komunikatorze pojawiły się trzy wiadomości.

    – No i jest coś ważnego? – zapytał Zigi.

    – Tak. Wieści z Groty.

    Edwin obawiał się tego, co mogą usłyszeć, ale włączył odtwarzanie pierwszego komunikatu. W głośniku rozległ się spanikowany głos.

    – Blue 8, Blue 8… Profesor Gerhard odpalił wehikuł czasu i… zniknął. Rozwalił przy tym wszelkie zabezpieczenia Groty, przez co mamy poważny problem. Pękła kopuła i wojsko może nas namierzyć, zwłaszcza że podczas zniszczenia plazmy powstał impuls akustyczny. Ludzie są bezpieczni, ale straty w zwierzętach mogą być ogromne. Nie zbliżajcie się do Groty. Stop.

    – Kiedy nadali tą wiadomość? – zapytał Bern.

    – Około dwudziestu minut po usterce naszego sprzętu. Kolejną wysłali godzinę później.

    – Odtwórz – nalegał Zigi.

    Edwin wykonał polecenie. Rozpoznał, że komunikaty nadawał Radek, pomocnik głównego informatyka.

    – Blue 8, Blue 8... Przywróciliśmy plazmę. Diana przeanalizowała parametry impulsu. Działa tylko na ptaki, a jego promień ma maksymalnie dwieście kilometrów. Koniecznie musimy coś wymyślić, bo wojsko zacznie szukać przyczyny anomalii w centrum zdarzenia. Tu wszystkie ptaki są już martwe. – Radek chrząknął. – Wiemy, co z Gerhardem. Spalił się generator wehikułu, ale wyświetlacz ocalał. Profesor przeniósł się do tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku. Czekajcie na kolejne instrukcje. Zwierzchnicy podejmują decyzję, co robimy dalej z eksperymentem. Stop.

    – Następna wiadomość została wysłana piętnaście minut temu – oznajmił Edwin.

    – Odpalaj! – żachnął się Zigi. – Już mnie nic nie zdziwi.

    Tym razem głos Radka nie okazywał większych emocji.

    – Blue 8, Blue 8… Kontynuujemy eksperyment. Kiedy skończycie obserwację Obiektów, wracajcie do bazy. Zmieniły się okoliczności, ale nie możemy przerwać badań. Stacjonarne Obiekty są bezpieczne. Nawet się nie zorientowały, że coś się stało. Bern, Alan przed południem pobił rekord świata w skokach na skakance. Możesz być z siebie dumny. Stop.

    – Szkoda, że mnie przy tym nie było – rozmarzył się Gruby.

    – Naprawdę się dziwię, że jesteś opiekunem Alana. Z wyglądu i trybu życia w ogóle do tego nie pasujesz – powiedział Zigi.

    – Pozory mylą – odparł Bern.

    Edwin miał totalny mętlik w głowie. Wydarzenia, które rozegrały się w Grocie, były niepojęte. Sam asystował przy badaniach nad prototypem wehikułu czasu, wnosił do niego poprawki i konsultował je z profesorem Gerhardem. Nawet przeprowadzili udane próby, ale używali do tego myszy, nie człowieka. Poza tym wysyłali je w przyszłość zaledwie o kilka minut. Było zdecydowanie za wcześnie na podróż w czasie o kilkadziesiąt lat.

    ***

    Lewa strona świata

    Edwin

    – Jest nasz króliczek – powiedział Zigi i zaśmiał się chytrze.

    Bern mu zawtórował.

    Przez skrzyżowanie przechodziła młoda dziewczyna. By się jej przyjrzeć, Edwin przysunął się do foteli szoferki. Po raz pierwszy widział nowy Obiekt z tak bliskiej odległości. Dziewczyna od razu wpadła mu w oko. Zawsze podobały mu się długowłose blondynki. Figurę też miała całkiem niezłą.

    Zigi zauważył jego zainteresowanie.

    – Zaraz ją pożresz wzrokiem – powiedział. – Lepiej się nie angażuj. Wiem, że w bazie nie ma panienek w twoim wieku, ale musisz zrozumieć, że ta tutaj jest tylko Obiektem. Nie zmienia to jednak faktu, iż niezwykle cennym.

    Uwaga chudzielca zabolała Edwina. Przygryzł język, żeby nie skomentować zaczepki. Niestety mentor powiedział prawdę, w każdym słowie.

    W tym czasie dziewczyna przez chwilę obserwowała furgonetkę. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej telefon. Potem przyspieszyła kroku, wbiegła po schodach i zniknęła za tymi samymi drzwiami co czarny kundel.

    – No to wracamy do Groty – oznajmił Zigi i odpalił silnik. – Czeka nas niezły bajzel.

    Rozdział II. Listy

    Lewa strona świata

    Ada

    Gdy po powrocie do domu zamknęła drzwi, była pewna, że ktoś ją śledzi. Nie mogła się mylić. Na ulicy stała niebieska furgonetka. Taką samą widziała na parkingu przed szkołą, a zapalony papieros przechylił szalę pewności.

    Przyłożyła obiektyw telefonu do witrażu w drzwiach i zrobiła zdjęcie. Od razu wysłała je do Niny. W tym czasie furgonetka ruszyła z miejsca. Po chwili Ada dodała wiadomość:

    Ktoś mnie śledzi! Poznajesz? Właśnie odjechała spod mojego domu.

    Leks podbiegł do niej, merdając kikutem ogonka. Nie miała ochoty na psie czułości. Minęła psa z ponurą miną i zdjęła buty. Kundel wyraźnie czegoś oczekiwał, bo trącał ją łapą w kolano, ale nie doczekał się zainteresowania. W końcu zwiesił łebek i poczłapał do salonu.

    Mnóstwo różnych myśli kłębiło się Adzie w głowie. Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, kto siedział w furgonetce. Spodziewała się, że Nina pomoże jej to ustalić, ale wcześniej musiała poznać prawdę w ważniejszej sprawie.

    Mama krzątała się w kuchni. Gdy zauważyła Adę, wskazała jedno z krzeseł i zachęciła córkę, by usiadła.

    – Kiepsko wyglądasz. Jak przebiegła ceremonia? – zagadnęła, wyjmując talerz z szafki.

    – Zdobyłam indeks. Mam dwa tysiące osiemnaście punktów. To podobno rekord.

    – Wspaniale! Ciężko pracowałaś na to od…

    – Dostałam list od taty – wypaliła Ada.

    Gdy to powiedziała, ujrzała dokładnie taką reakcję, jakiej się spodziewała. Mama zamarła z łyżką wazową nad garnkiem. Nie odwróciła się. Dopiero po chwili zaczęła wykonywać w miarę normalne ruchy. Kiedy postawiła talerz pełen zupy na stole, przysiadła na krześle obok i spojrzała nieobecnym wzrokiem na ścienny kalendarz.

    – No, powiesz coś? – zapytała Ada. – Jakoś wytłumaczysz?

    – Kiedy ci go wysłał?

    – Nie wiem. W poniedziałek wyjęłam go ze skrzynki.

    – Czytałaś?

    – Tak, mamo, ale…

    – Czego chce od ciebie?

    – Zaprasza mnie na spotkanie.

    – Kiedy i gdzie?

    – W niedzielę rano w Sworze. Przenocuję u dziadków.

    – Nigdzie nie jedziesz! – oznajmiła mama. Trzęsła się z gniewu i bezsilności.

    Ada poczuła się jak na przesłuchaniu. Nigdy nie widziała taty, a przynajmniej nie pamiętała, jak on wygląda. Wiedziała tylko, że odszedł, gdy miała kilka miesięcy. Nie znała konkretnego powodu. Wiele razy dopytywała o to, ale nie uzyskiwała odpowiedzi, więc zaczęła ich szukać na własną rękę. Przejrzała rodzinne zdjęcia. Na żadnym nie było taty. Dziadkowie też nie pomogli. Wszyscy bliscy jakby nabrali wody w usta. Z biegiem lat ustaliła jednak pewne fakty.

    Tata miał na imię Piotr. Przynajmniej tego nikt z rodziny nie ukrywał. Po nitce postrzępionych danych z sieci doszła do małego kłębka wiedzy o jego życiu. Okazało się, że studiował psychologię na Uniwersytecie w Sworze. W Internecie znalazła wiele jego artykułów. Większość była napisana po angielsku, część po włosku, a tylko jeden po polsku. Do niektórych artykułów dodano zdjęcie.

    Piotr był przystojnym mężczyzną o inteligentnym spojrzeniu. Miał krótkie jasne włosy. Ten kolor Ada widziała każdego dnia w lustrze. Dowiedziała się też, że ojciec od wielu lat wykładał na Uniwersytecie w Neapolu. Nie założył ponownie rodziny. Szukała go w mediach społecznościowych. Bez skutku. Napisała kilkadziesiąt e-maili. Adres poczty elektronicznej odnalazła na stronie włoskiej uczelni. To również nie dało żadnego rezultatu. Ostatecznie odpuściła poszukiwania. Uznała, że mama w końcu musi coś o nim powiedzieć. Miała nadzieję, że ten moment właśnie nadszedł.

    – Dlaczego nas zostawił? – zapytała.

    – Zawsze o tobie pamiętał.

    – O czym ty mówisz? Przecież nigdy nie dzwonił. Nigdy…

    Więcej nie potrafiła wykrztusić. W przypływie emocji potrąciła łokciem talerz i na stół wylało się trochę zupy. Obie to zignorowały. Mama wstała z kamienną miną i wyszła z kuchni, zostawiając dziewczynę z milionem pytań. W tym czasie rozległ się dźwięk. Zerknęła na wyświetlacz telefonu. Nina odpisała. Przez chwilę wahała się, czy odczytać wiadomość, ale musiała zająć czymś myśli.

    Na 100% to ta sama furgonetka, ale wcześniej chyba nie było rejestracji. Powiększyłam zdjęcie i zrobiłam screen. Zerknij! Może Michał pomoże Ci ustalić, czyja to fura. I pamiętaj, jestem z Tobą. ZAWSZE :*

    Michał – ojczym Ady – był komendantem policji w Reśnie. Nie miała zamiaru pytać go o cokolwiek, ale rzeczywiście mógł pomóc, a właściwie powinien wystarczyć jego służbowy laptop.

    Kilka miesięcy wcześniej włamała się do niego bez większego problemu. Zrobiła to z dwóch powodów. Po pierwsze – na złość – bo pokłóciła się z ojczymem w poważnej sprawie, choć z perspektywy minionego czasu, powód był raczej błahy. Po drugie – z ciekawości – chciała wiedzieć, czy wzorowy komendant nie ma czegoś na sumieniu. Jak się okazało, hasło było dziecinnie proste, złożone z poprzestawianych cyfr daty urodzin jej młodszego przyrodniego brata Jaśka. Na dysku twardym nie znalazła nic paskudnego na temat ojczyma, za to były tam przeróżne raporty policyjne i programy ewidencyjne. Odkryła też kilka folderów ze zdjęciami ofiar tragicznych wypadków. Gdy otworzyła pierwszy lepszy z nich, od razu zamknęła laptopa. Nie chciała mieć koszmarów. Po tamtym wydarzeniu

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1