Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem
Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem
Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem
Ebook448 pages5 hours

Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

BESTSELLER, KTÓRY DOTYKA SERC I DUSZ CZYTELNIKÓW NA CAŁYM ŚWIECIE W DWÓCH WERSJACH JĘZYKOWYCH

INSPIRUJĄCA, INTYMNA PRAWDZIWA HISTORIA, KTÓRA POMOŻE CI W DRODZE PO MARZENIA.

Poczujesz się tak, jakbyś sam przeżył to wszystko, z czym autorka musiała się zmierzyć, a na końcu odkryjesz wraz z nią, jak można się

LanguageJęzyk polski
Release dateJan 1, 2019
ISBN9781916050457
Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem
Author

Monika Wisniewska

I came to England in 2004, just like many other immigrants, in pursuit of ‘The English Dream. I now decided to write a memoir about my adventures as a Polish girl, living and working in England. I decided to be brave and share some of my most intimate experiences and reflections on life and relationships, in hope they would resonate with others. my journey through ups and downs in England turned out to be a journey to self-discovery and understanding the power forces of the Universe that rule our lives. I hope my story can be an inspiration to many other people who are trying to find themselves and understand their life purpose. After all, everyone has their own story.’

Read more from Monika Wisniewska

Related to Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem

Related ebooks

Related categories

Reviews for Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Polska Dziewczyna W Pogoni Za Angielskim Snem - Monika Wisniewska

    Rozdział 1 — Umrzeć przed śmiercią

    „Ścieżka do raju zaczyna się w piekle".

    — Dante Alighieri

    — Ciężarówka przyjechała! — wykrzyknęła mama z kuchni, słysząc Cezara, naszego owczarka niemieckiego, szczekającego w ogrodzie.

    Wybiegłam przed dom i zobaczyłam dwóch mężczyzn wychodzących z białej ciężarówki, podczas gdy mój ojczym otwierał bramę.

    — Proszę, możecie wjechać do środka! — krzyknął, machając ręką zachęcająco, a kiedy ciężarówka wjechała na nasz podjazd, mężczyźni otworzyli tylne drzwi.

    Całe moje życie tam było.

    Zaczęłam pomagać przy rozładowywaniu kartonów zawierających większość moich rzeczy osobistych. Jeden z mężczyzn wyjął mój biały rower ze słomianym koszykiem, w którym, kiedy go ostatnio widziałam, znajdowały się artykuły spożywcze i tulipany. Następnie pojawiły się pudła o różnych rozmiarach, każde oznaczone „Monika-Polska".

    To koniec. Moje życie jest skończone.

    Było cicho. Nikt nic nie mówił, jakby dwóch chirurgów przeprowadzało autopsję, żeby zbadać przyczynę śmierci. Tylko Cezar od czasu do czasu szczekał, biegając wokół ciężarówki, nieświadomy tego, co NAPRAWDĘ się działo.

    — Czy może pani tutaj podpisać? — zapytał jeden z mężczyzn, podając mi długopis i formularz.

    Robiąc to, nie płakałam. Musiałam być silna.

    Po odjeździe ciężarówki weszłam do pokoju, który był teraz pełen stosów pudeł. Otwierając je jedno po drugim, zauważyłam wydrukowany na płótnie obraz, na którym staliśmy z Johnem zbliżeni policzkami, z miłością trzymając się za ręce na tle białych progów pałacu Schönbrunn w Wiedniu. Potem, pomiędzy niedbale rozrzuconymi butami i kurtkami, dostrzegłam książkę, którą John zaprojektował niedługo po naszym pierwszym spotkaniu. Okładka przedstawiała nas w ciepłym uścisku przed zamkiem w Windsorze. Zatytułowana była:

    Monika i John

    Pierwszy miesiąc razem

    Wybiegłam z domu, a potem przez tylną bramę na pole jęczmienia, gdzie ostre kłosy kaleczyły moje nagie nogi, jak gdyby wrogie miecze próbowały zadać ostatni cios w mojej przegranej bitwie o grę życia. Bez tchu upadłam na krwawiące kolana, spojrzałam w czerwone niebo wiecznego ognia u bram Hadesu, piekła na ziemi, w którym się znalazłam i wykrzyknęłam z płaczem:

    „Dlaczego???"

    Następnego ranka obudziłam się, słysząc śpiew ptaków w ogrodzie i czując ogromny ból na całym ciele, dający mi do zrozumienia, że wciąż żyję.

    „Dlaczego się obudziłam? — pomyślałam. — „Nie chcę tej rzeczywistości. Nie tak mam żyć.

    Sen był jedyną rzeczą, która powstrzymywała ten rozdzierający ból. Dzięki niemu zapominałam o otaczającym mnie świecie. Odczuwałam nie tylko ból fizyczny, ale też ten, który rozdziera duszę na kawałki. Gdy po obudzeniu moja świadomość wracała, mówiąc: — Obudź się, czeka na ciebie kolejny dzień — czułam się, jakby setki igieł znów były wpychanych w moje serce. Powieki, nabrzmiałe od płaczu przez ostatnie tygodnie, nie mogły udźwignąć własnego ciężaru, sprawiając, że wolałam pogrążać się w ciemnościach mojej duszy. Skurcze mięśni, promieniujące z pleców i ściskające moją klatkę piersiową w śmiertelnie bolesnym uścisku, utrudniały mi oddychanie. Bicie mojego serca, głośniejsze niż tykanie zegara na ścianie, zmuszało mnie, aby błagać o tylko jedną rzecz. Pragnęłam, aby przestało bić i powstrzymało tę agonię utraty wszystkiego, na co tak ciężko przez lata pracowałam, ale przede wszystkim utratę mężczyzny, który był miłością mojego życia.

    Co mam teraz zrobić? To koniec mojego życia. Moja pogoń za marzeniami się skończyła.

    Nie mogłabym bardziej polec, nawet gdybym chciała. Była to największa porażka mojego życia i nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się stało. Zaufałam Johnowi całym moim życiem. Ofiarowałam mu moje bijące serce na srebrnej tacy, aby mógł zamknąć je w sejfie swojego serca i zachować je tam na zawsze. Uległam po raz pierwszy w życiu, porzucając swoją niezależność jako kobieta i pozwalając mężczyźnie, czyli innemu człowiekowi, na pełną kontrolę nad moim losem, tak samo jakbym zawierzyła Bogu, mówiąc: — Oto daję Ci moje serce i duszę, ufam Twojemu przewodnictwu, oraz że w zamian obdarujesz mnie wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia. Takim rodzajem modlitwy, która wyraża wiarę w siłę wyższą i jej niezbadaną moc opiekowania się ludzkim życiem. Tak jak rośliny i drzewa ufają, że wszechświat dostarczy im wystarczającej ilości składników odżywczych, deszczu i słońca, aby mogły bez trudu wzrastać, i stać się Boskim arcydziełem. John nie był Bogiem, ale był częścią mojej duszy i zawierzyłam mu, że nigdy nie pozwoliłby mi doświadczyć takiego cierpienia.

    Wpatrując się co wieczór z okna mojej sypialni w ogród zanurzony w półmroku, słyszałam tylko świerszcze grające serenady na polach, szczekające w oddali psy oraz miliony własnych myśli. Nie słyszałam już jednak Jego. Mój telefon zamilkł. Zapadła głucha cisza po setkach codziennych esemesów. Głos mężczyzny, którego tak kochałam, był najcudowniejszym dla mnie dźwiękiem na świecie, i jego nagły brak, był teraz ogłuszający.

    Jeszcze rok temu trzymaliśmy się z Johnem za ręce, słuchając najbardziej wzruszającego koncertu Straussa w Wielkiej Galerii pałacu Schönbrunn.

    — Kocham cię — wyszeptałam, delikatnie całując najwspanialszego człowieka na ziemi, ze łzami w oczach od tego surrealistycznego doświadczenia.

    — Ja cię kocham bardziej, kochanie! Jesteś moją piękną księżniczką!— odpowiedział.

    Zaledwie kilka miesięcy temu tańczyliśmy na marmurowej podłodze naszej holenderskiej willi za milion euro, gdy weszliśmy tam po raz pierwszy.

    — Witaj w domu, kochanie! — powiedział, obracając mnie i przyciągając mocno do swojego torsu, aby mnie namiętnie pocałować.

    — Możemy być wreszcie szczęśliwi — odpowiedziałam, podekscytowana tym ważnym dla nas momentem.

    Zaledwie kilka miesięcy temu tuliliśmy się w intymnym uścisku, zanurzeni w ciepłej wodzie basenu nieskończoności z widokiem na pokryte śniegiem Alpy i stukając się kieliszkami z szampanem.

    — Czy to się naprawdę dzieje? — zapytałam, całując czule jego ciepłe, mokre usta.

    — Przyzwyczaj się do tego! To jest nasze nowe życie. Zawsze będę się Tobą opiekować.

    Zaledwie kilka miesięcy temu po raz pierwszy jeździliśmy na nartach w Innsbrucku.

    — Patrz, umiem jeździć! — wykrzyknęłam z dziecięcym entuzjazmem, ubrana w biały strój narciarski i białą uszankę z dużymi klapkami na uszy, w której, wyglądałam jak cocker-spaniel.

    — To wspaniale! Ja też!— odparł, upadając po raz setny, wywołując we mnie wybuch śmiechu.

    Zaledwie kilka miesięcy temu w Austrii moja szyja została ozdobiona najbardziej wykwintnym, błyszczącym milionami kryształków naszyjnikiem, podarowanym przez najbardziej hojnego, kochającego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

    — To dla Ciebie. Najpiękniejszy naszyjnik w sklepie dla najpiękniejszej kobiety!

    — Dziękuję bardzo. Jesteś zbyt hojny. Ile? Tysiąc euro? Och, nie... To zbyt drogie!

    — Zasługujesz na niego. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

    Zaledwie kilka miesięcy temu John osłaniał mnie plecami, gdy staliśmy na łodzi, ubrani na biało, podziwiając przemykające po wodzie światła spektakularnej praskiej panoramy.

    Te i setki innych wspomnień wypełniały mój umysł, torturując moją duszę, jakby były traumatycznymi retrospekcjami wojennymi. Teraz mnie raniły, a ja nie wiedziałam, jak je powstrzymać. Były to najcudowniejsze momenty mojego życia i chciałam, aby żyły we mnie na zawsze.

    Moje życie za granicą się skończyło, chociaż nadal nie chciałam w to wierzyć. Mój umysł obsypywał mnie desperackimi obrazami, pełnymi nadziei, że to był tylko zły sen, że John wróci po mnie lada chwila, tak jak mi obiecał, kiedy widziałam go po raz ostatni.

    — Przyjadę po ciebie, kiedy wszystko się skończy — powiedział przed odjazdem, całując mnie delikatnie w czoło.

    Od tego dnia czekałam, aby zobaczyć jego uśmiechniętą twarz po wyjściu z samochodu przed naszą bramą. Cezar, który wyczułby jego przybycie szybciej niż ktokolwiek z domowników, prawdopodobnie przez hałas silnika naszego super samochodu, podskakiwałby z radości, szczekając jak kompletny wariat. Mama śpieszyłaby, żeby otworzyć bramę, aby John mógł do mnie podbiec, unieść mnie wysoko w powietrze i powiedzieć:

    — Kocham cię, przepraszam, że cię skrzywdziłem, skarbie. Byłem taki głupi. Tęskniłem za tobą! Jesteś moim życiem!

    Urzeczywistnienie tej podsuwanej przez wyobraźnię wizji było dla mnie jedyną nadzieją na zbawienie od cierpienia, ale może nie miałam go jeszcze otrzymać? Może musiałam doświadczyć jeszcze więcej niż to duchowe ukrzyżowanie, aby doznać duchowego oświecenia, przestać pozwalać ego kontrolować mój umysł i odnaleźć wreszcie sekret do szczęśliwego życia w miłości? Może musiałam najpierw „umrzeć przed śmiercią", co według mistrzów zen, magicznie przemieniłoby mnie w człowieka, który w końcu odnajdzie spokój ducha?

    Każdego ranka budziłam się, patrząc na mieniący się w promieniach słońca kryształowy żyrandol, mając nadzieję, że dzisiaj będzie dzień, w którym John przyjedzie i zabierze mnie z powrotem do naszego domu w Holandii, gdzie będziemy żyli wolni od cierpienia, z którym borykaliśmy się od dwóch lat, i że będziemy cieszyć się pełnią życia.

    Mama próbowała mi pomóc, jak tylko mogła, starając się zrozumieć to wszystko, tak jak ja, ale nie wiedząc, co powiedzieć, poza: — Może to lepiej — ale z tak małym przekonaniem w głosie, że brzmiało to dla mnie nieprawdziwie.

    — Przyniosłam ci twoje ulubione ciasto! — powiedziała, siadając obok mnie na łóżku, przerażona moim stanem.

    Nigdy się tego nie spodziewała. Nie było widocznych oznak tego, że jest to możliwe. Miała nadzieję, że moje pełne miłości relacje z Johnem są tak silne, że będziemy żyli długo i szczęśliwie w naszej willi w Holandii, po naszym ślubie w gotyckiej katedrze w Chełmży, odjeżdżając w białej karocy ku zachodzącemu słońcu, całując się czule pod deszczem ryżu, wyrzucanym wysoko w powietrze przez wiwatujących gości.

    Ja też nigdy nie myślałam, że nasza miłość się kiedyś skończy. Po prostu nie mogła. Była to najgłębsza i najpotężniejsza miłość, jakiej może doświadczyć człowiek w tym fizycznym wymiarze. A może przeczuwałam tę katastrofę, a jeśli tak, to dlaczego dziwiło mnie, że utknęłam teraz w moim rodzinnym domu w Polsce, tracąc wszystko, na co tak ciężko pracowałam przez te wszystkie lata za granicą. Leżąc na mojej rozgrzewającej, ametystowej macie, dającej ulgę moim piekielnie bolącym nawet przy najmniejszych próbach masażu mięśniom, wpatrywałam się w ściany, próbując zrozumieć, co się tak naprawdę stało. Czy to było ostateczne przesłanie od Boga;’ — Poddaj się, Moniko! To koniec!’

    Czy powinnam wreszcie zaprzestać tej pogoni za „tym czymś, za lepszym życiem i szczęściem na obcej ziemi? Co chcę właściwie osiągnąć? Karierę? Pieniądze? Znaleźć męża? Czy to jest sukcesem? Czy to wszystko, czego można osiągnąć w życiu? Każdy przecież może tego dokonać, z lepszymi lub gorszymi rezultatami i to w każdym kraju. Czego tak rozpaczliwie poszukuje moja dusza? Czyż moje ostatnie lata za granicą nie były wystarczająco dużą przygodą, aby przygotować mnie na to, co powinnam w sobie odkryć? Może powinnam po prostu teraz żyć w spokojnej, mniej ryzykownej i „bezpiecznej Polsce? Czy mam zaakceptować porażkę? No, ale dlaczego ta moja podróż życia miałaby się już skończyć? Nie, nie teraz. Jeszcze nie jestem gotowa na jej zakończenie, ale czy mogę zacząć tam swoje życie jeszcze raz? Czy mogę zacząć wszystko od nowa, poturbowana emocjonalnie i fizycznie, z sercem pełnym bólu? Czy mam na tyle siły, aby podnieść swe ciało z tej rozgrzanej maty i stawić czoła światu? To prawda, już raz to zrobiłam. Pojechałam do Anglii jako pełna wiary 25-latka i zaczęłam życie od zera, ale teraz było inaczej. Byłam chora i emocjonalnie wykończona. Moje ciało i dusza zostały zrównane z ziemią przez buldożer, prowadzony przez mężczyznę moich marzeń.

    To prawda, już raz zdecydowałam się na ten skok wiary i dwie godziny lotu na moją „wymarzoną wyspę", na której wszystko wydawało się możliwe. Do kraju nieograniczonych możliwości, jeśli tylko jest się gotowym na ciężką pracę i nie pozwala, aby przeszkody powstrzymywały na drodze. Czy mogę to jednak zrobić jeszcze raz? W jaki sposób? Gdzie mam jechać? Kogo mogłabym prosić o pomoc, zawstydzona swoją największą życiową porażką? Zawsze nienawidziłam tej konieczności polegania na innych ludziach, gdyż obnażała moją wrażliwość, pokazując, że nie jestem wystarczająco silna, aby być niezależną. Jednak przez te wszystkie lata w Anglii ufanie oraz akceptowanie pomocy i dobroci od nieznajomych, były dla mnie jedynym sposobem na przetrwanie niektórych z moich największych wyzwań. Zawsze będę dziękować Bogu za to, że w najbardziej nieoczekiwanych momentach zsyłał tylu dobrych ludzi na mą drogę, pomagając mi tym samym ją odbyć, drogę pełną czyhających za rogiem niebezpieczeństw, mogących czasem zakończyć się tragicznie.

    — Czy powinnam spróbować jeszcze raz? Czy powinnam podjąć kolejny skok wiary i wrócić do Anglii, odradzając się spektakularnie jak feniks z popiołów? Czy powinnam udowodnić, że mogę to zrobić jeszcze raz? Czy powinnam odzyskać swoją niezależność jako kobieta, ale przede wszystkim, czy powinnam odzyskać swoją godność?

    Jedna z ostatnich wiadomości Johna brzmiała:

    NIGDY CI SIĘ BEZE MNIE NIE UDA.

    Rozdział 2 — Skok Wiary

    „Dwaj są tacy, którzy nigdy nie są usatysfakcjonowani

    — miłośnik świata i miłośnik wiedzy".

    — Rumi

    Mój samolot wylądował na lotnisku Londyn-Stansted dziewięć lat wcześniej, w grudniowy wieczór 2004 roku.

    Jako wykwalifikowana nauczycielka języka angielskiego umiałam już porozumiewać się językiem „mieszkańców, ale moje spokojne życie z mamą, ojczymem, Cezarem i kotem Miki w Chełmży, małym miasteczku niedaleko Torunia, nie przygotowało mnie na podróż życia, którą miałam przed sobą. Pierwszych angielskich słów nauczyłam się jako mała dziewczynka, w kółko oglądając amerykański program telewizyjny, wytrwale powtarzając słowa i alfabet śpiewany przez kukiełki. W szkole nazywano mnie „geniuszką. Podnosiłam rękę wysoko w górę, gotowa rozwiązać zadania z zeszytu ćwiczeń, jeszcze zanim inne dzieci zdążyły przeczytać polecenie. Mama, widząc moją pasję do języka angielskiego, wydawała każdą wolną złotówkę na prywatne lekcje. Zawsze znajdowała sposób, by na nie oszczędzić, chociaż żyliśmy z miesiąca na miesiąc. Jeśli miałam tego dnia lekcje angielskiego, żwawo maszerowałam do szkoły, dwa kilometry przez wieś o świcie, przy minus dziesięciu stopniach Celsjusza, z butami skrzypiącymi w półmetrowym śniegu, otulona grubym szalikiem wokół twarzy, na którym mój oddech zamarzał w lodowe kryształki. W inne dni nie byłam taka chętna. Wieczorami jeździłam dwie godziny w każdą stronę pociągiem do Torunia, aby uczęszczać na prywatne lekcje u profesora uniwersytetu. Wracając do domu w całkowitej ciemności, wzdłuż torów kolejowych, modliłam się, aby nikt mnie nie skrzywdził.I nikt nigdy nic mi nie zrobił. Moje anioły zawsze się mną opiekowały. Wykształciłam się jako nauczycielka języka angielskiego, ale zawsze miałam dziwne przeczucie, że gdy będę mówić płynnie po angielsku, świat zaoferuje mi więcej możliwości. Wkrótce zdałam sobie sprawę, że moim największym marzeniem jest życie w Anglii i mówienie pięknie brzmiących angielskich słów każdego dnia.

    ***

    Wychodząc z sali przylotów w ten grudniowy dzień, byłam zdumiona zgiełkiem lotniska. Ubrana w białą kurtkę i szalik luźno rzucony na szyję, ciągnąc moją różową walizkę pełną ubrań i mając tylko 100 funtów w portfelu, nie wiedziałam, czy zostanę w Anglii NA ZAWSZE. Tak jak nie wiedziałam, że to, co odkryję podczas mojej podróży życia, okaże się o wiele większe, niż mogłam to sobie wyobrazić.

    — Jeśli znajdę pracę, to zostanę — powiedziałam żartobliwie do mamy, która ze łzami przytulała mnie na pożegnanie na lotnisku w Bydgoszczy.

    Miał to być tylko żart, ale może przemawiało przeze mnie głęboko zakorzenione pragnienie, by zawsze mieszkać w Anglii i doświadczyć bardziej ekscytującego świata niż ten wytyczony przez granice mojego miasta. To prawda, bałam się. Bałam się nieznanego, ale moja ciekawość była silniejsza niż strach. Ponadto miałam zatrzymać się u mojej dobrej przyjaciółki Marty, która zaprosiła mnie na Święta Bożego Narodzenia. Hakim odbierał mnie z lotniska, by zabrać mnie do jej mieszkania, i kiedy zobaczyłam, jak z uśmiechem macha do mnie nad głowami tłumu, wiedziałam, że wszystko będzie dobrze.

    Rozdział 3 — Riwiera Francuska

    „Piękno budzi duszę do działania".

    — Dante Alighieri

    Hakima poznałam na plaży w Cannes, dwa lata przed moim przybyciem do Anglii. Pływając w ciepłym, turkusowym morzu, wraz z moją przyjaciółką Anią, zachwycona zapierającym dech w piersiach pięknem wybrzeża, zauważyłam obserwującego mnie ciemnowłosego mężczyznę z goglami na głowie.

    — Hej piękna! Skąd jesteś? — zapytał z szerokim uśmiechem, przypływając bliżej w krystalicznie czystej wodzie.

    — Jestem z Polski — odparłam, zaskoczona jego bezpośredniością. – Jadę z wycieczką autobusem na Costa del Sol. Zatrzymujemy się tu tylko na jedną noc.

    — To wspaniale, a ja jestem Francuzem i mieszkam w Londynie. Jestem nauczycielem fizyki — odparł, a kiedy usiedliśmy na plaży, rozmawialiśmy przez ponad dwie godziny.

    — Jesteś bardzo piękna, Monika! Chciałbym cię znowu zobaczyć! Chcę cię odwiedzić w Polsce. Czy chciałabyś tego? — zapytał, sprawiając, że zarumieniłam się od jego komplementów i, że ktoś taki jak on się mną interesuje.

    Obserwując pływającą Anię, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Spotkałam tego niezwykłego mężczyznę w raju słońca, morza i największego bogactwa na ziemi, jakie kiedykolwiek widziałam. Miałam wtedy 23 lata i jako studentka przez lata oszczędzałam na tę podróż, udzielając prywatnych lekcji angielskiego wieczorami i w weekendy. Zawsze marzyłam o podróżach. Przeglądając błyszczące strony magazynów podróżniczych, wpatrując się w malownicze greckie czy hiszpańskie plaże, wyobrażałam sobie, że tam jestem, mimo że nie miałam pojęcia, jak zdobędę na to pieniądze. Nie powstrzymywało mnie to jednak przed snuciem marzeń. W końcu marzenia nic nie kosztują, a trwający cztery dni przejazd autobusem z Polski do Hiszpanii wcale mnie nie zniechęcał.

    Riwiera Francuska okazała się najbardziej magicznym miejscem na ziemi. Błyszczące sportowe samochody, wyglądające jak pełnowymiarowe chłopięce zabawki, przyspieszały na krętych drogach przy wtórze ryku silnika. Przed wysokimi, pałacowymi hotelami, otoczonymi palmami, stały limuzyny, znak, że bogaci i sławni spędzali właśnie kolejny dzień w raju. Słoneczne ulice biegły między rzędami drogich butików, a porty były pełne olśniewających, gigantycznych jachtów, wyposażonych w białe, skórzane sofy na pokładach, gdzie oczyma wyobraźni widziałam siebie, pijącą szampana z innymi pięknymi kobietami, ubranymi w wielkie kapelusze i skąpe bikini.

    W Monako, drugim najmniejszym niepodległym państwie na świecie i ojczyźnie Grand Prix Formuły 1, wrzuciłam 1 euro do automatu w Casino de Monte-Carlo. Przegrałam, ale przynajmniej zagrałam i mogłam się tym od tamtej chwili chwalić. Zmiana warty, odzianej w białe mundury i maszerującej przed Pałacem Książęcym, dawnym domem księżniczki Grace, wyglądała spektakularnie. Kiedy spacerowałam ulicami kolorowych domów, zaskoczyły mnie flagi, które wyglądały tak jak flaga Polski, tylko do góry nogami. Pocztówkowy widok bezkresnego morza z tego „nieba na wzgórzu sprawiał, że wzdychałam z zachwytu. „Czy ja śnię? — myślałam. — „Czy ten świat jest prawdziwy? Jakie cudowne byłoby życie, gdybym mogła zobaczyć więcej takich miejsc!"

    W Cannes porównałam rozmiar mojej dłoni z odciskami dłoni celebrytów na chodniku w Alei Chwały. Pozowanie do zdjęcia na czerwonym dywanie w Palais des Festivals et des Congres, gdzie corocznie odbywa się największy festiwal filmowy, sprawiło, że poczułam się jak gwiazda — przynajmniej przez chwilę. Spacerując nadmorską promenadą o zmierzchu, zauważyłam tablicę przed włoską restauracją. Najtańsza pizza kosztowała 9 euro, prawie jedną piątą mojego całkowitego budżetu, ale zdecydowałam się ją zamówić. Zjadłam ją na świeżym powietrzu, mrucząc z zachwytu. Była to najsmaczniejsza i najbardziej soczysta pizza margarita, tak cienka, że mnie nie nasyciła, ale zjadłam ją w Cannes, z widokiem na bezkres turkusowego morza i tylko to się dla mnie liczyło. Po tej podróży moje pragnienie życia w Anglii stało się jeszcze silniejsze. Wiedziałam, że Anglia nie będzie taka sama jak Cote d'Azur, zwłaszcza jeśli chodzi o pogodę, ale zdobycie tam dobrej pracy pozwoliłoby mi uzyskać niezależność finansową i podróżować po całym świecie. Tak, to było teraz oficjalnie moim największym marzeniem. Marzenie, aby mieszkać w Anglii.

    Rozdział 4 — Król

    — Cześć, Monika, jak się masz? — Hakim zapytał po polsku przez telefon ze słodkim akcentem zaraz po moim powrocie do domu.

    Odtąd dzwonił do mnie każdego wieczoru, wyrażając uwielbienie dla mojej urody, i tak jak obiecał na plaży w Cannes, kupił bilet lotniczy, by odwiedzić mnie w Polsce. To było niesamowite wydarzenie dla mojej rodziny. W tym czasie do mojego miasta nie przyjeżdżali obcokrajowcy. Przynajmniej nigdy żadnego nie spotkałam.

    — Jak cudownie! Cóż to za gość! — powiedziała mama, jakby sam król uhonorował nas swoją wizytą.

    Francuz czy nie, przylatywał z Anglii. A ja kim byłam? Tylko młoda Polką, studentką z małego miasteczka. Hakim przybył z bagażem eleganckich ubrań i niebiańsko pachnących perfum. Kiedy opowiadał o nieznanych mi, firmowych markach i pokazywał etykiety na dżinsach, czułam się gorsza od niego. „Dlaczego on chce ze mną być? — pomyślałam, patrząc na jego elegancki wygląd. —„Nawet nie mam markowych ubrań.

    — To dla twojej mamy, do gotowania — powiedział, wręczając mi słoiki z gęstą, pomarańczową pastą.

    Mama była szczęśliwa, że otrzymała takie prezenty, ale ponieważ nie wiedzieliśmy, co z nimi zrobić, miesiącami stały w lodówce. Okazało się później, że to były słoiki z indyjskim curry, coś zupełnie nam wtedy nieznanego. Gotowałyśmy więc polskie jedzenie, ale nie mogło ono zawierać wieprzowiny. Z jakiegoś powodu jej nie jadł.

    Zabierałam Hakima na długie spacery po okolicy, przez pola owinięte grubym kocem mgieł, a kolorowe liście zaścielały nam drogę. Miałam nadzieję, że zaimponuję mu gotycką katedrą w mieście, majestatycznie stojącą nad jeziorem, które odzwierciedlało oszałamiające piękno jej architektury. Przechodząc przez centralną nawę, podzieliłam się z Hakimem historią cennej szaty przechowywanej w skarbcu, rzekomo zrobionej z siodła wezyra Mustafy, przywiezionej jako trofeum przez króla Jana III Sobieskiego po klęsce armii osmańskiej pod Wiedniem.

    — Moja rodzina pochodzi z Algierii i nie praktykujemy żadnej religii — powiedział, kiedy wyszliśmy.

    Pomimo że bardzo próbowałam go zabawić, nie był zbyt szczęśliwy, nawet w Warszawie, gdzie zatrzymaliśmy się na noc przed jego powrotem. Udaliśmy się na spacer do Łazienek Królewskich, największego parku w mieście, aby zobaczyć pałac na wyspie, który był łaźnią, zanim ostatni król Polski, Stanisław August Poniatowski, przemienił go w rezydencję.

    — A to jest pomnik naszego kompozytora, Fryderyka Chopina, słynącego z utworów fortepianowych, takich jak mazurki i nokturny — wyjaśniłam, wskazując na duży posąg z brązu, przypominający mi harfę, a przedstawiający Chopina siedzącego pod wierzbą.

    — Umm, nigdy o nim nie słyszałem — odpowiedział i odwrócił wzrok.

    Następnie przechadzaliśmy się po Starym Mieście, w labiryncie brukowanych uliczek i kolorowych, średniowiecznych domów. Powiedziałam Hakimowi, że zostały one odbudowane po tym, jak wojska Hitlera zrównały Warszawę z ziemią w czasie II wojny światowej, kiedy aż 90% budynków zostało zniszczonych podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Było to jedno z najbardziej tragicznych wydarzeń w historii dwudziestego wieku. Odważny ruch oporu walczył z niemiecką okupacją przez 63 dni w kanałach i piwnicach, z nadzieją na wsparcie ze strony Armii Czerwonej, która obserwowała to piekło na ziemi z drugiej strony Wisły. Inni sojusznicy również nie zrobili zbyt wiele, żeby pomóc. Kiedy masakra się skończyła, czołgi Sowietów wtoczyły się do zniszczonego miasta. Prawie 250 tysięcy cywilów zostało wymordowanych.

    — Nasza historia nie była wyłożona różami! Gdyby nie nasz duch i odwaga, my jako naród prawdopodobnie byśmy już nie istnieli — zakończyłam, dodając, że Polska walczyła o wolność ponad 40 razy w latach 1600-1945, a dopiero po upadku komunizmu w 1989 roku stała się demokratycznym krajem.

    — Chcę ci też pokazać Pomnik Bohaterów Getta, upamiętniający męczeństwo Żydów i ich deportację do obozów koncentracyjnych.

    — Och, Monika, twoja polska historia jest taka smutna. Czy możemy teraz coś zjeść? — odpowiedział i godzinę później siedzieliśmy w indyjskiej restauracji.

    — Smakowało ci? — zapytałam, spoglądając na niego, gdy kończył swój posiłek.

    — Tak, było dość dobre, ale nie tak dobre, jak w Londynie! — odpowiedział.

    — Dlaczego on chce tylko jeść dania kuchni indyjskiej i nie chce spróbować naszej? Kto nie lubi pierogów czy gołąbków? — powiedziałam do mamy później przez telefon.

    — Kupię ci bilet na samolot do Londynu. Przyleć na Boże Narodzenie! Chcę pokazać ci najwspanialsze miasto na świecie, moja piękna! Ty jeszcze nic nie widziałaś, jeśli nie widziałaś Londynu! — powiedział, przytulając mnie na pożegnanie na lotnisku.

    — Och, dziękuję, to bardzo miło z twojej strony. Chętnie przyjadę — odpowiedziałam, wdzięczna za jego zaproszenie.

    Wiele się nauczyłam o angielskiej historii, a podczas studiów czytałam Shakespeare'a, Emily Bronte i Jane Austen, więc myśl o zobaczeniu angielskiego dziedzictwa była bardzo ekscytująca, ale trochę się też bałam. Nigdy wcześniej nie leciałam samolotem.

    ***

    Mieszkanie Hakima w centrum Londynu było zimne, ze starymi oknami, zawsze pokrytymi wilgocią. Hakim przygotował „pomarańczową pastę" z kurczakiem i podał mi jakiś płaski chleb, którego nigdy przedtem nie próbowałam. Gotowanie polegało na umieszczeniu plastikowych pojemników w kuchence mikrofalowej, a następnie wysypaniu ich zawartości na talerz.

    — Dobre? Smakuje ci? — zapytał, patrząc na mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami.

    — Tak, bardzo, ale czy mogę prosić o trochę więcej wody? — odpowiedziałam, gdyż nie byłam przyzwyczajona do tak pikantnych potraw.

    Najważniejsze jednak było to, że mogliśmy spędzić razem czas. Pędząc przez Londyn, udało mi się zobaczyć z daleka główne atrakcje turystyczne: Tower of London, siedzibę parlamentu, Big Bena i pałac Buckingham. Wskoczyliśmy też do czerwonego, piętrowego autobusu jadącego w stronę najbardziej ruchliwej i najdłuższej ulicy, jaką kiedykolwiek widziałam — otoczonej setkami sklepów, Oxford Street. Chodziliśmy i wychodziliśmy ze sklepów, mijając ludzi, którzy biegali jak bezgłowe kury, nosili stosy ubrań i butów, jakby przygotowywali się do apokalipsy. Hakim kupił sweter i dwie pary dżinsów. Ja natomiast nie mogłam sobie pozwolić na nic oprócz zestawu kosmetyków, ale co jeszcze mogłabym chcieć przywieźć z tamtej podróży do Londynu?

    Rozdział 5 — Zniknięcie

    „Kiedy spotkasz mężczyznę, osądzasz go po jego ubraniu,

    Kiedy odchodzisz, osądzasz go za jego serce".

    — Rosyjskie przysłowie

    — Czy chcesz iść ze mną na kurs dla załogi samolotu? — zapytała kiedyś przez telefon moja koleżanka Marta.

    Kiedy w 2004 r. uzyskałam stopień magistra, na który tak ciężko pracowałam, Marta, moja dobra przyjaciółka z uniwersytetu, zdecydowała się wziąć udział w organizowanym w Anglii kursie dla personelu pokładowego. Polska właśnie wkroczyła do Unii Europejskiej, otwierając drzwi srebrnej klatki do nowo odkrytej wolności, tym samym pozwalając mi i Marcie rozpostrzeć skrzydła, i z niej wylecieć. Mogłyśmy poszukać nowych możliwości i lepszego życia za granicą. To był prawdziwy dar wolności — móc zarobić więcej pieniędzy i podróżować bez konieczności ubiegania się o wizę, która wcześniej mogła zostać przyznana tylko wtedy, gdyby członkowie rodziny wysłali zaproszenie. Pamiętając niewyraźnie czasy komunizmu, byłam podekscytowana możliwością pracy w Anglii, która pozwoliłaby mi żyć pełnią życia. Prawdopodobnie mogłabym osiągnąć wiele w zawodzie, pozostając w Polsce, ale czułam, że dzięki ciężkiej pracy i zaangażowaniu, dużo więcej osiągnę w Anglii.

    Nie chciałam jednak uczestniczyć w kursie z Martą. Po moim ostatnim locie z Londynu, kiedy głowa niemal eksplodowała mi od ciśnienia w uszach przed lądowaniem, zdecydowałam, że nie jest to praca dla mnie. Marta wyjechała do Anglii, a ja zaczęłam pracować w pobliskim mieście jako nauczycielka angielskiego w szkole specjalnej. Wkrótce zdałam sobie jednak sprawę, że ta ścieżka kariery nie jest dla mnie.

    — Proszę Pani, wiemy, że jesteśmy świrami — powtarzały dzieci, przeklinając i rzucając krzesłami we wszystkich, także we mnie.

    — My nie umiemy nawet poprawnie mówić po polsku, to dlaczego każesz nam uczyć się angielskiego? Do czego on nam jest potrzebny? — powiedziała Karolina, jedna z moich nastoletnich uczennic, która straszyła wszystkich swoimi gwałtownymi wybuchami złości, choć dla mnie była bardzo uprzejma, wpatrując się we mnie tak, jakby była zakochana.

    Zastanawiając się nad tym stwierdzeniem, musiałam w końcu przyznać, że prawdopodobnie miała rację. Oni po prostu

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1