Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

100 przebojów muzyki klasycznej
100 przebojów muzyki klasycznej
100 przebojów muzyki klasycznej
Ebook257 pages2 hours

100 przebojów muzyki klasycznej

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wiesz, jak powstawały największe przeboje muzyki klasycznej? Robert Ginalski odkrywa tajemnice melodii znanych na całym świecie. Nie musisz być melomanem! Dzięki tej wyjątkowej książce, dasz porwać się historiom, które zrywają ze stereotypem muzyki nazywanej przez niektórych "poważną". Przyjazny czytelnikowi styl, szereg anegdot i odniesień do kultury popularnej na nowo odkryją przed Tobą czar klasyki. To także świetne uzupełnienie szkolnej wiedzy dla czytelników w każdym wieku!-
LanguageJęzyk polski
PublisherSAGA Egmont
Release dateJun 19, 2020
ISBN9788726554533
100 przebojów muzyki klasycznej

Related to 100 przebojów muzyki klasycznej

Related ebooks

Reviews for 100 przebojów muzyki klasycznej

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    100 przebojów muzyki klasycznej - Robert Ginalski

    100 przebojów muzyki klasycznej

    Zdjęcie na okładce: Shutterstock

    Copyright © 2011, 2020 Robert Ginalski i SAGA Egmont

    Wszystkie prawa zastrzeżone

    ISBN: 9788726554533

    1. Wydanie w formie e-booka, 2020

    Format: EPUB 2.0

    Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

    SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

    prawolubni

    Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

    Szanujmy cudzą własność i prawo!

    Polska Izba Książki

    To nie jest książka dla wytrawnych melomanów, choć być może i oni znajdą w niej coś dla siebie. To rzecz dla początkujących miłośników muzyki klasycznej oraz tych, którzy jeszcze się z nią nie zetknęli. Najbardziej oporni zapewne nie przekonają się do Bacha i spółki, ale ta lektura i tak im się przyda – w najgorszym razie będą mogli zabłysnąć w towarzystwie elitarną wiedzą.

    Przedmowa

    Czym jest przebój muzyczny? W dużym uproszczeniu można by powiedzieć, że to taki utwór, który znienacka zaczynamy nucić przy goleniu bądź na spacerze, nie bardzo nawet wiedząc, skąd i dlaczego przyplątał nam się do głowy; kompozycja, którą teoretycznie znamy wszyscy, chociaż niekoniecznie mamy pojęcie, kto jest jej autorem. I wcale nie musi to być dzieło wybitne – bywa, że wystarczy skoczna melodia, porywający rytm lub to nieokreślone „coś", co sprawia, że utwór po prostu nam się podoba.

    Muzyka klasyczna ma jednak to do siebie, że najsłynniejszych i najpopularniejszych dzieł niekiedy zanucić się nie da. Gwizdania pod prysznicem nie można więc traktować jako wyznacznika. Najlepszą rekomendacją jest to, czy dana kompozycja przyciąga słuchaczy na koncert. Jeśli tak – to przebój gotowy.

    Polska jest chyba jedynym krajem cywilizowanym, w którym muzykę klasyczną zwykle określa się jako „poważną. To koszmarne określenie – muzyka jest albo dobra, albo zła i nie ma powodu, dla którego klasyka miałaby deprecjonować inne, „niepoważne gatunki.

    Z drugiej strony, jeśli chodzi o przeboje muzyki klasycznej Polska ma niewątpliwą zasługę: w dzisiejszym rozumieniu słowa „przebój pierwszym hitem „klasyki była Modlitwa dziewicy zmarłej w 1861 r. Tekli Bądarzewskiej-Baranowskiej. Tę fortepianową miniaturę przez ponad pół wieku grywały panny z dobrych domów jak świat długi i szeroki. Znalazła się na ścieżce dźwiękowej filmu Kraina Hi-Lo, a Kurt Weill wykorzystał ją w swojej operze Rozkwit i upadek miasta Mahagonny. Imieniem Tekli Bądarzewskiej nazwano nawet jeden z kraterów na Wenus! Obecnie trudno byłoby usłyszeć ten zapomniany już drobiazg, gdyby nie Japończycy, którzy – zapewne na fali nieuleczalnej miłości do Chopina – w 2007 r. wydali płytę kompaktową z utworami Bądarzewskiej.

    W muzyce rozrywkowej z przebojem często mamy do czynienia wtedy, gdy po latach odkurzy go inny wykonawca, w innej aranżacji. Weźmy chociażby The Shoop Shoop Song. Nagrana w 1964 roku przez Betty Everett piosenka doczekała się wielu tak zwanych coverów, ale dopiero wersja Cher z 1991 roku uczyniła z niej światowy przebój. Świetne skądinąd autorskie wykonanie I Shot the Sheriff Boba Marleya znane było nielicznym, dopóki piosenki tej nie spopularyzował Eric Clapton. A już najbardziej skrajnym przykładem może być Asereje (The Ketchup Song). Pierwsza, koszmarnie anemiczna wersja zespołu Monkey Circus przeszła zupełnie bez echa i dopiero niesamowicie energetyczne nagranie Las Ketchup uczyniło z niej światowy, choć tylko sezonowy przebój.

    W muzyce klasycznej przebojami najczęściej są kompozycje oryginalne, aczkolwiek bywają wyjątki. Podstawowym instrumentem, z jakim kojarzy nam się Hiszpania, jest gitara. Zapewne dlatego utwory największych hiszpańskich kompozytorów piszących na fortepian, jak Albéniz czy Granados, bądź na orkiestrę, jak Manuel de Falla, znane są głównie z transkrypcji na gitarę klasyczną. Liczba aranżacji na inne instrumenty również jest oznaką popularności i często stanowi o tym, czy mamy do czynienia z przebojem.

    Podobnie jak skala wykorzystania dzieł klasycznych w ścieżkach dźwiękowych filmów. Wśród kompozytorów przodują Mozart, którego dzieła znalazły się w blisko 300 filmach, oraz Beethoven, Czajkowski, Vivaldi, Bach i Wagner (każdy „ma na koncie" ponad 200 filmów). Jeśli chodzi o utwory, medalowe miejsca zajmują: Eine Kleine Nachtmusik Mozarta, Nad pięknym modrym Dunajem Straussa i Cztery pory roku Vivaldiego, a zaraz za podium plasuje się O Fortuna Orffa.

    W ostatnich latach można by dodać jeszcze dwa wyznaczniki tego, czy coś jest przebojem (zwłaszcza wśród ludzi młodych): liczbę pobrań danego utworu jako dzwonka do telefonów komórkowych oraz częstotliwość pojawiania się w reklamach. Podczas pisania tej książki tylko w ciągu jednego dnia oprócz wyżej wymienionych czterech dzieł usłyszałem z ekranu telewizora kolejne pięć z opisanych kompozycji, które towarzyszyły reklamom rozmaitych produktów, od piwa przez meble i sieć marketów po perfumy, dezodoranty i samochody: Uwertury Rossiniego do Cyrulika sewilskiego i Wilhelma Tella, Cwałowanie Walkirii Wagnera oraz W grocie Króla Gór Griega i Wschód słońca z Tako rzecze Zaratustra Straussa. Nic dziwnego: jak dowodzą badania, muzyka jest drugim – zaraz po humorze – magnesem przyciągającym telewidzów do reklam, zdecydowanie skuteczniejszym niż na przykład udział gwiazd ekranu. Skoro więc największe światowe koncerny decydują się na wybór muzyki klasycznej, a nie popularnej do jakże dopracowanych w każdym szczególe kampanii reklamowych, o czymś to świadczy!

    Pewien mój znajomy w chwilach radości nucił melodyjnie: „Tralala, tralala, czy to miłość", nie zdając sobie sprawy, że podśpiewuje początek Symfonii g-moll KV 550 Mozarta. Od czasu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej wszyscy znamy melodię do słów Ody do radości Schillera, ale nie każdy wie, że jest to fragment ostatniej części IX Symfonii d-moll op. 125 Beethovena. W tej książce przybliżam te i inne przeboje muzyki klasycznej, od jednominutowych miniatur po kompozycje trwające ponad godzinę.

    Każda lista przebojów rządzi się swoimi prawami i ma to do siebie, że niekoniecznie zawiera dzieła wybitne. Dlatego proszę się nie dziwić, że wśród utworów, powiedzmy, Beethovena znajdziemy taki drobiazg jak Dla Elizy, a nie ma miejsca dla Missa solemnis. Bagatelka wielkiego wiedeńczyka jest bowiem znana wszystkim, a wspaniała, monumentalna Msza uroczysta to jednak propozycja dla wyrobionych melomanów i przy całej swej wielkości nie spełnia kryteriów przeboju. Powtarzam więc – książka ta nie jest wykazem największych dzieł w dorobku kompozytorów, tylko najpopularniejszych.

    Dziwić też może skromna reprezentacja twórczości Chopina i Mozarta. Wynika to stąd, że niewiele utworów Chopina wyróżnia się w jakiś szczególny sposób; na dobrą sprawę jako przeboje należałoby wymienić wszystkie etiudy, preludia, mazurki, ballady, nokturny… Podobnie rzecz ma się z Mozartem.

    Nawiasem mówiąc, 100 przebojów muzyki klasycznej nie jest listą przebojów, a jedynie wykazem najpopularniejszych dzieł. Lista ma bowiem to do siebie, że nieuchronnie przyznaje medale i ustawia hierarchię według kolejności. Sprawdza się to na przykład w radiu, gdy oceniamy najpopularniejsze piosenki w danym tygodniu, ale już lista 500 utworów wszech czasów magazynu „Rolling Stone" nasuwa poważne wątpliwości. O ile większość zawartych w niej utworów nie budzi zastrzeżeń, o tyle ich miejsca na liście są przedmiotem zażartej dyskusji – i nic dziwnego. Bo na podstawie jakich kryteriów grupa 172 krytyków i muzyków ustaliła, czy wyżej powinna się znaleźć piosenka (I Can’t Get No) Satisfaction Rolling Stonesów, Hey Jude Beatlesów czy Layla Claptona? Taka klasyfikacja mija się z celem. Wszelka twórczość artystyczna to nie sport, tu się medali nie rozdaje. Czyje arcydzieła należałoby bowiem postawić „na pudle": Bacha, Mozarta, Chopina…? Bez sensu. Dlatego książka ta wymienia sto przebojów w kolejności alfabetycznej według nazwisk kompozytorów, bez silenia się na ich hierarchizowanie.

    Swoją drogą, tytułowe sto przebojów należy traktować bardzo umownie – korzystając z okazji, przemycam więcej równie popularnych utworów, dla których zabrakło miejsca w setce. Linki zamieszczone na końcu każdego rozdziału pozwolą szybko odsłuchać omawiane dzieła na YouTube. Może się wprawdzie zdarzyć, że jakieś nagranie zostanie wycofane, ale znając tytuł i autora, każdy i tak bez trudu je znajdzie.

    Oprócz krótkich informacji o kompozytorach, opisów utworów i okoliczności ich powstania oraz ciekawostek podaję też informacje o co ciekawszych przeróbkach i najlepszych nagraniach. Najpopularniejsze dzieła muzyki klasycznej można bowiem dostać w dziesiątkach interpretacji wielkich bądź marnych artystów, ale nawet znane nazwisko nie gwarantuje, że akurat ta propozycja przypadnie nam do gustu (chociaż to oczywiście najbezpieczniejsze kryterium wyboru, kiedy dokonujemy zakupu w ciemno). Tymczasem jeśli nie chcemy się zrazić do klasyki, na początku bezwzględnie należy jej słuchać w najlepszych wykonaniach – bo te marne, jak chociażby wciskane naiwnym w tanich edycjach dodawanych do prasy, mogą zniechęcić do muzyki klasycznej raz na zawsze. Dopiero z czasem można, a wręcz należy się bawić porównywaniem interpretacji różnych wykonawców. Jest to kolejna cecha odróżniająca muzykę klasyczną od popularnej: w tej drugiej wciąż szukamy nowych utworów, w klasyce zaś (po zgromadzeniu stosownej kolekcji nagrań) rzadziej rozglądamy się za nowymi dziełami, a chętniej słuchamy nowych wykonań tego, co już mamy i znamy.

    Z przebojów muzyki wokalnej uwzględniam tylko fragmenty instrumentalne (uwertury bądź suity orkiestrowe) – arie operowe czy pieśni zasługiwałyby na osobną książkę.

    Link:

    Modlitwa dziewicy: http://www.youtube.com/watch?v=rxeEbO47QSw

    Suite española (Suita hiszpańska) op. 47 Albéniz, Isaac (1860-1909)

    Albéniz, obok Enrique Granadosa i Manuela de Falli jeden z trzech największych kompozytorów hiszpańskich, miał talent na miarę Mozarta. W wieku lat czterech był już koncertującym pianistą, jako siedmiolatek biegle komponował. Okrzyknięty największym cudownym dzieckiem Hiszpanii, stale uciekał z domu, dokąd doprowadzała go policja, aż w wieku dwunastu lat zakradł się na statek płynący do Stanów Zjednoczonych. Złapany, namówił kapitana, żeby nie odsyłano go do kraju. Popłynął do Buenos Aires, a potem do Hawany, gdzie utrzymywał się z gry na fortepianie. Tam też namówił ojca, który go odnalazł, żeby pozwolił mu wyjechać samemu do Stanów Zjednoczonych. Miał wtedy trzynaście lat!

    Jeszcze przez dłuższy czas szwendał się po świecie, zarabiając na koncertach, a w razie potrzeby grając nawet „do kotleta". Pianistą był nadzwyczajnym. Kiedy w jakimś podejrzanym miejscu przyszło mu dać koncert z orkiestrą i okazało się, że fortepian jest nastrojony o dwa tony za nisko, bez problemu zagrał w odpowiedniej tonacji. Gdyby to była kwestia półtonu, rzecz byłaby wykonalna (Beethoven miał kiedyś podobną przygodę, grając swój II Koncert fortepianowy, i oczywiście sobie poradził), ale zagrać prawidłowo na fortepianie przestrojonym o dwa tony, to się po prostu nie mieści w głowie.

    Muzyka Albéniza jest tak na wskroś hiszpańska, że większość jego dzieł znamy z transkrypcji na gitarę klasyczną. Stanowią żelazny repertuar gitarzystów klasycznych i są grywane znacznie częściej niż wiele znanych utworów pisanych od razu na ten instrument.

    Pierwszych transkrypcji utworów Albéniza na gitarę dokonał wirtuoz i kompozytor Francisco Tárrega, który zrewolucjonizował technikę gry na tym instrumencie, dzięki czemu Andrés Segovia mógł wkrótce wprowadzić gitarę do sal koncertowych całego świata. Sam Albéniz wielokrotnie mówił, że zdecydowanie woli swoje utwory w wersjach Tárregi niż we własnych.

    Światową sławę zyskały zwłaszcza trzy części Suity hiszpańskiej – kanon repertuaru gitarzystów klasycznych. Są bez porównania bardziej znane i wykonywane stukrotnie częściej niż pierwowzór skomponowany na fortepian. Piekielnie trudne technicznie – podobnie jak oryginały – zawsze stanowią popisową ozdobę koncertu, najwyższy sprawdzian wirtuozerii i muzykalności artysty.

    Suitę otwiera Granada. Melancholijna, jedna z najpiękniejszych melodii w twórczości Albéniza sprawia wrażenie nieskomplikowanego technicznie, prostego utworu, podczas gdy w rzeczywistości można na nim połamać palce. Kinomani mogą usłyszeć gitarową wersję w Vicky Christina Barcelona Woody’ego Allena – Granada przewija się przez cały film, pomagając Javierowi Bardemowi w uwodzeniu Vicky.

    Sevilla – trzecia część cyklu, oparta na rytmach i melodiach Andaluzji – niesamowitą żywiołowością wręcz podrywa słuchaczy z miejsc. To istna apoteoza życia w mieście flamenco, cante jondo, wiecznej zabawy i miłości. Nic więc dziwnego, że z takim upodobaniem i werwą w wersji oryginalnej prezentował ją Artur Rubinstein, zdaniem Hiszpanów najlepszy wykonawca ich muzyki spośród obcokrajowców. Z transkrypcji innych niż na gitarę warto sięgnąć po opracowanie na skrzypce Jaschy Heifetza (i w jego wykonaniu).

    Asturias, najczęściej grywana i najsłynniejsza część suity, trafiła do tego cyklu za sprawą wydawcy, który dodał kilka utworów wbrew intencji kompozytora. Było to posunięcie o tyle bezmyślne, że Albéniz – jak w większości swoich zbiorów – także i w Suicie hiszpańskiej zamierzał oddać charakter i nastrój konkretnych miejsc w Hiszpanii. Tymczasem Asturias, ze swoimi andaluzyjskimi rytmami flamenco, nie ma nic wspólnego z regionem Asturia na północno-zachodnim krańcu kraju i nie jest przykładem muzyki ilustracyjnej. Może dlatego w wersji gitarowej najczęściej występuje pod nazwą Leyenda (Legenda).

    Motoryczne fortepianowe staccato zamienia się na gitarze w równie elektryzujące ćwiczenie niezależności palców i kciuka prawej ręki. W genialnej transkrypcji – i mistrzowskim wykonaniu – Andrésa Segovii sprawia wrażenie, jakbyśmy słuchali dwóch gitar, a nie jednej.

    Oprócz Segovii niezrównany jest John Williams; warto również posłuchać Manuela Barrueco i Juliana Breama.

    W fortepianowym oryginale całość suity wybornie interpretuje Alicia de Larrocha, której dorównuje Artur Rubinstein

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1