Dzikie ziele
()
About this ebook
Maria Dąbrowska
Powieściopisarka, autorka opowiadań, eseistka, przed II wojną światową zaangażowana w ruch spółdzielczy pod wpływem koncepcji Edwarda Abramowskiego. Studiowała za granicą (Bruksela, Lozanna), do roku 1924 pracowała w Ministerstwie Rolnictwa, lecz zrezygnowała ze swojego stanowiska, by zająć się pracą literacką. Jej pierwszy mąż, Marian Dąbrowski, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, zmarł nagle w roku 1925. Potem przez długie lata pisarka była związana ze Stanisławem Stempowskim, a od czasu II wojny światowej - z Anną Kowalską, którą w testamencie wyznaczyła na opiekunkę swojego dorobku literackiego.
Pierwsze utwory Dąbrowskiej (zbiór opowiadań Gałąź czereśni) utrzymane były w poetyce młodopolskiej. Odejście od niej w cyklu opowiadań Ludzie stamtąd (1926), w naturalistyczny sposób przedstawiającym życie bezrolnych chłopów, przyniosło jej uznanie krytyki. Prawdziwą popularność, wyrażoną także w formie nagrody państwowej (1934) czy pochwał Juliana Przybosia, nazywającego styl Dąbrowskiej "centrum polszczyzny", stanowił cykl powieściowy Noce i dnie, współczesnemu odbiorcy znany także dzięki filmowi Jerzego Antczaka (1975).
Dzienniki Dąbrowskiej powstawały nieprzerwanie od 1914 do roku śmierci pisarki. Są one dziełem bardzo różnorodnym, zawierającym anegdoty, osobiste przemyślenia i szkice opowiadań, a przy tym ujawniającym ten sam, co proza fabularna, zmysł drobiazgowej obserwacji. Stawały się także coraz ważniejsze dla samej autorki, zwłaszcza wobec kryzysu twórczego, który nie pozwolił jej na ukończenie ostatniej powieści, nad którą pracowała przeszło 30 lat. Wydano ją pośmiertnie, po opracowaniu redaktorskim, pod tytułem Przygody człowieka myślącego; czas akcji obejmował dwudziestolecie międzywojenne i okres wojny.
Dojrzała twórczość Dąbrowskiej mieści się w nurcie realizmu, uzupełnianego przez precyzyjną obserwację psychologiczną. Autorka chętnie wykorzystuje elementy własnej biografii (np. portretując samą siebie jako Agnieszkę z Nocy i dni), a świat przedstawiony konstruuje z precyzją dokumentalistki (np. włączając w obręb opowiadań fragmenty autentycznych pieśni ludowych).
Zm. 19 maja 1965 w Warszawie
Najważniejsze dzieła: Noce i dnie, Dzienniki, Na wsi wesele
Related to Dzikie ziele
Related ebooks
Pożegnanie jesieni Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGloria victis Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNie-Boska komedia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsLaokoon Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGrzechy Kozaków Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNapój cienisty Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDiaboliada Rating: 5 out of 5 stars5/5Skierbieszów. Mieszkańcy Rating: 5 out of 5 stars5/5Romeo i Julia Rating: 5 out of 5 stars5/5Kawa z praszczurami Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFajdros Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsCzarodziejska księga Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZa trzydziewiątą rzeką Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsBaśń o siedmiu krukach Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsAntek Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsBez końca pieśń Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDewajtis Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsHrywda Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSezonowa miłość Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMagnesy serc Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPłanety Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZa górami za lasami Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZacisze Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTajemniczy ogród Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMadejowe łoże Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSkrawki błękitu Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNad Niemnem, tom drugi Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSzkic w czerni i szkarłacie Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsBaśń o pięknej Parysadzie i o ptaku Bulbulezarze Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOmyłka Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Reviews for Dzikie ziele
0 ratings0 reviews
Book preview
Dzikie ziele - Maria Dąbrowska
Dzikie ziele
Maria Dąbrowska
Booklassic
2016
Dzikie ziele
Rano do dnia¹ Marynka szorowała skopki² i bańki przy małym stawie. Było jeszcze szaro. Liście drzew stojących ponad wodą wisiały nieruchomo, a tarcie wiechcia o żelazne obręcze budziło odgłos na drugim brzegu. Za drogą w dworskim ogrodzie coś wzniecało w krzakach jakby kaszlnięcia i szeptania.
Podwórze majaczyło we mgle buro i niewyraźnie. Po małym czasie zaczęło się tam jednakże coś rozlegać i na drogę wypłynął wóz, cicho sunąc po szarym piachu i postukując niegłośno. Fornal³ siedział bokiem, z bosymi nogami zwieszonymi przez drabki, pogrążony w gwizdaniu.
Gdy zobaczył dziewczynę między wierzbami, przestał gwizdać i zakrzyczał w jej stronę:
— Mogłabyś ty kiecuchny⁴ barzy⁵ podnieść i te giry⁶ umyć, kiej⁷ u wody stojas⁸, nie s takiemi cornemi⁹ chodzić!
Marynka wyprostowała się, żeby zobaczyć, kto jedzie, gdyż mówił nie po tutejszemu. Ma się rozumieć — nie był to żaden z fornali, tylko bandos¹⁰, nazwiskiem, o ile pamiętam, Słupecki.
Jechał widać za Banasiaka, bo jego końmi, a o Banasiaku wczoraj mówili, że na brzuch leży.
Zobaczywszy, jak rzeczy stoją, Marynka odgryzła się napastnikowi:
— Ty cyganiaty¹¹ wytrzyścu, byś ty trzy dni swoje mył, to jeszcze moje bydom¹² bielsze, choć uszargane!
Zaczął coś wołać w odpowiedzi, lecz nie było już słychać, gdyż wóz wjechał na twardą drogę i gruchocząc skręcał koło drugiego stawu ku wiatrakowi.
Chcąc się bardziej zabezpieczyć przeciwko słyszeniu, co mógł do niej mamrotać, Marynka sarknęła coś w otwór cynkowanej bańki, aż echo w niej zadudniło, i zaczęła śpiewać:
— Miałam jednego brata... — Zaś rozpędziwszy się prześpiewała jeszcze kolejno: — Nie dbam, nie dbam, że mnie nie szanujesz... — Księże, księże... oraz — A pod moją klaczą podkowy kołaczą...
Gdy na ostatku zaczynała: — Mówiom ludzie, żem ładna... — zadzwonili do doju.
Ludzie ruszali się już koło szopy, w szorowni¹³ u stelmacha¹⁴ i przy chlewach; mgły się poodwijały i wszystko rzeźwo stanęło w rumianym złocie poranka.
Marynka ścisnęła oczy i przypatrzyła się mostkowi, przez który była droga do czworaków.
— Co ich nie widać? — spytała sama siebie.
Dójki¹⁵ wynurzyły się niespodzianie z furtki dworskiego ogrodu.
— Tośta¹⁶ po mnie chodziły do kuchni? — spytała najmłodszych, z którymi miała dobrą znajomość.
— Nie — odparły ze śmiechem. — Aleśmy przelazły bez¹⁷ dziurę w angryście¹⁸ i zaś sadem.
— Sadowy nie widzioł¹⁹?
— Uo... on ta bydzie patrzył na dziki angryst. Ale i tak jeszcze cierpki.
Pozbierały bańki, skopki, wiechcie i ruszyły do doju.
W dzwoniącej łańcuchami oborze trwał chrupiący niegłośny hałas żucia, mleka strzykającego w naczynie i kroków stąpających po zgnojonej