Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Skierbieszów. Mieszkańcy
Skierbieszów. Mieszkańcy
Skierbieszów. Mieszkańcy
Ebook360 pages4 hours

Skierbieszów. Mieszkańcy

Rating: 5 out of 5 stars

5/5

()

Read preview

About this ebook

Książka jest opisem życia ludności wsi polskiej Skierbieszów w powiecie zamojskim. Wieś ta jest wzmiankowana w 1426 r. Najpierw byli tam osadnicy, co odzwierciedla się w dokumentach archiwalnych z XVIII i XIX wieku, gdzie w aktach urodzin czy ślubów pisano „syn/córka osadnika”. W okolicy przed II wojną światową było kilka folwarków: w Skierbieszowie, na Dulniku, w Łaziskach, na Podhuszczce itd.
Warto nadmienić że z tej wsi pochodzi aż 2 prezydentów: I. Mościcki (Polska) i H. Koehler (Niemcy - urodził się tu po osadzeniu niemieckich osadników).
Wieś dawno temu miała też „prawa miejskie”, ale je utraciła w czasach austriackiego zaboru.
W latach 1913-15, a nawet w końcu XIX w., ludzie stąd jeździli „do Ameryki” na zarobek. Mój dziadek i jego brat (Jan i Józef Chmielewscy- 1911,12,13r.) pływali 2-krotnie także do USA na zarobek - znalazłem poprzez Internet Listy Pasażerów, na których są wymieniani. Brat mojej babki, Bułkowski Piotr ze Skierbieszowa, także tam popłynął w 1913 r. i został w Chicago zamordowany.
Wśród mokradeł rzeczki Wolicy wznoszą się 2 wzgórza, oddzielone przekopem niegdyś wykopanym i na mniejszym wzgórku był zamek. Po przeciwnej stronie rzeki do dziś jest wielki wykop, z którego chłopi wozili ziemię, aby wzgórek podwyższyć.
Po zniszczeniu zamku, został on, ale już jako ‘DWÓR”, zbudowany na wzgórzu za rzeką, czyli po jej północnej stronie. Pałac był przebudowywany w okresie międzywojennym, a po 1945 r. była tam szkoła podstawowa, do której i ja chodziłem. Był tam ładny park.
Prawdziwa szkoła byłą zbudowana dopiero w 1934 r., a nieco wcześniej, bo w 1927 r. została zbudowana droga do Zamościa. Przedtem we wszystkich kierunkach było błoto po kostki.
Dpoiero po 1945 r. utwardzono dziesiątki kilometrów dróg między wsiami, doprowadzono setkami kilkometrów linie dostarczające prąd do wszystkich wsi, pobudowano szkoły i Ośrodki Zdrowia z lekarzami i pielęgniarkami, uruchomiono linie autobusowe do wszystkich wsi.
Proszę o tym wszystkim poczytać w niniejszej mojej książce.
Osobiście: odrabiałem lekcje przy świecy lub lampie naftowej (połowa XX wieku!!!), do szkoły chodziłem w błocie po kostki - dosłownie!, 90% ludzi po wojnie nie umiało pisać ani czytać! Dzieci i młodzież ciężko harowała razem z rodzicami w polu i zagrodzie, a do szkół chodziła po kilka kilometrów codziennie!
Taka była „wspaniała spuścizna” pięknych czasów feudalno-kapitalistycznych!
Nieco wcześniej, podczas niemieckiej okupacji, Skierbieszów i okoliczne wsie zostały wysiedlone, aby zrobić miejsce dla osadników niemieckich. Moja cała rodzina także. Połowa została pomordowana, siostra mojej mamy była 30 miesięcy w niemieckich obozach! w tym 2 lata (grudzień 1942-styczeń 1945) w obozie w Oświęcimiu!
Na moich oczach, gdy byliśmy osadzeni na pożydowskiej gospodarce we wsi Głusko, już po śmierci mego ojca w marcu 1943 r. (miał 32 lat), polscy partyzanci w nocy ściągnęli ze strychu (gdzie się ukrywała) Żydówkę, byłą właścicielkę tego gospodarstwa i przed domem ją zastrzelili! Po chwili podjechała przygotowana furmanka, zabitą wrzucono na furę i wywieziono do lasu!!!
Po pożarze wsi, wróciliśmy do Skierbieszowa.

LanguageJęzyk polski
Release dateFeb 24, 2015
ISBN9788394131838
Skierbieszów. Mieszkańcy
Author

Władysław Chmielewski

UWAGA- KTO CHCE OBEJRZEĆ KILKADZIESIĄT ZDJĘĆ SKIERBIESZOWA- NIECH POBIERZE "SKIERBIESZÓW.MIESZKAŃCY".Urodziłem się w 1939 r. w okolicach Zamościa, lubelskie, Polska. W latach 1941-46 przebywałem z rodzicami na niemieckim wysiedleniu, gdzie w 1943 r. zmarł mój ojciec w wieku 32 lat. Połowa mojej rodziny została wymordowana w niemieckich obozach koncentracyjnych.Kto jest ciekaw tamtych lat zapraszam do przeczytania mojej książki:* "Skierbieszów. Mieszkańcy".A relacje z niemieckich wysiedleń ludności Zamojszczyzny oraz pobyt w NIEMIECKICH OBOZACH ZAGŁADY (w latach 1941-45)> patrz:* "TRAGEDIE, WYZWOLENIE. LEPSZE ŻYCIE".W latach 1946-60 ukończyłem naukę w Szkole Podstawowej, Liceum Ogólnokształcącym w dawnej Akademii w Zamościu oraz w Szkole Morskiej w Gdyni (1955-60). W latach 1961-99 pływałem na statkach handlowych Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie.W czasie pływania, w latach 1965...1976, ukończyłem studia w: WYŻSZEJ SZKOLE EKONOMICZNEJ W SOPOCIE oraz NA POLITECHNICE (WYDZIAŁ INŻYNIERYJNO EKONOMICZNY TRANSPORTU) W SZCZECINIE.W styczniu 1971 r., mając tylko 32 lat uzyskałem dyplom Kapitana Żeglugi Wielkiej = Master Mariner i zostałem kapitanem statku s/s "Wieczorek". Na stanowisku kapitana pływałem 26 lat - na 30 statkach, do emerytury w 1999 r.* "Tak trzymać" - w 2 częściach to opisy wydarzeń z lat 1955-99: Szkoła Morska w Gdyni (+ praktyki na żaglowcach: ZEW MORZA, JANEK KRASICKI, DAR POMORZA i statek PLO OLEŚNICA) i kolejno na każdym statku, na którym pływałem.* "LOT ALBATROSA" - to wybrane z w/w lat najciekawsze zdarzenia.Z ciekawości zliczyłem dni i lata przepracowane na statkach i wygląda to tak:a/. w latach 1961.02.01-1999.01.31 = 37 lat (1 rok był to urlop bezpłatny!);b/. w tych pełnych 37 latach byłem zaokrętowany na 53 statkach przez 24 lata i 5 miesięcy!c/. na stanowisku oficera nawigacyjnego byłem na 18 statkach;d/. kapitanem byłem na 30 statkach w czasie 26 lat............................................................Chyba nikt z czytających nie zdaje sobie sprawy, jak OGROMNY MAJĄTEK powierza się kapitanom; JEDNOOSOBOWO, BEZ WSPOMAGANIA RADAMI NADZORCZYMI !Oto przykładowe dane dotyczące statku o DWT=52.000 ton, z ładunkiem pszenicy= 50.000 t.; na morski przelot 20 dni (dane na 2005 rok):WARTOŚCI w USD: statek=30 mln $ + pszenica=15,5 mln $ + IFO=280.000 $ + MDO=40.000 $ + fracht=1,9 mln $;RAZEM=48 MLN $/USD == ok. 160 mln złotych.(IFO- to paliwo tzw. ciężkie, MDO- to paliwo lekkie).................................................................I tak to lata płyną...Kończy się rok 2023, u mnie też już kończy 85 rok życia, 25. rok na emeryturze.LECTORI BENEVOLENTI SALUTE >ŻYCZLIWEMU CZYTELNIKOWI POZDROWIENIA> jak mawiali starożytni Rzymianie................................................................................................................UWAGA- KTO CHCE OBEJRZEĆ KILKADZIESIĄT ZDJĘĆ SKIERBIESZOWA- NIECH POBIERZE "SKIERBIESZÓW.MIESZKAŃCY".

Read more from Władysław Chmielewski

Related to Skierbieszów. Mieszkańcy

Related ebooks

Reviews for Skierbieszów. Mieszkańcy

Rating: 5 out of 5 stars
5/5

2 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Skierbieszów. Mieszkańcy - Władysław Chmielewski

    I. SKIERBIESZÓW I OKOLICE

    Przytoczę opis wsi polskiej na terenach wschodnich przed 1939 r., czyli w II Rzeczypospolitej, tak obecnie wychwalanej i stawianej za wzór.

    (Polskie drogi, wybór reportaży międzywojennych), Konrad Wrzos Kryzys pod strzechą chłopa na Kresach Wschodnich, 1936 r.

    W tym okresie w II Rzeczypospolitej było 1.076.900 gospodarstw o powierzchni 520 ha; 991.000 gospodarstw o powierzchni 25 ha; oraz...

    ~~~

    "Pozostaje jeszcze trzeci typ gospodarstwa, poniżej 2 ha (ok. 3 morgi - przyp. mój W.Ch.). Tych jest 9.311.300 (dziewięć milionów trzysta jedenaście tysięcy trzysta - przyp. mój W.Ch.).

    W pobliżu mieszka najmniejsza gospodyni, p. Anna. Wchodzimy do tej krytej słomą chatki. Wchodzimy przez oborę, w której rozłożyła się krowa. Na prawo drzwi prowadzące do małej izdebki. Gospodyni jest wdową. Przed 4 laty umarł jej mąż, prowadzi więc gospodarstwo, obejmujące nieco mniej niż 2 ha, ze swoim małym 10letnim synkiem. Ściany tej izdebki składają się z gołych, niczym nie obciągniętych belek. Podłogę stanowi nierówna posadzka z gliny, pomieszanej z piaskiem..

    Zastaliśmy p. Annę przy pracy, piekła czarny chleb i przyrządzała mleko, które właśnie wydoiła.(…). W izbie pod ścianą ? przegródka, w niej wśród ziemniaków kury. Jest ich 8. Na prawo od tej przegródki dwie skrzynie, jedna jest pusta, w drugiej sieczka dla krowy. Mąkę dostaje p. Anna z młyna. Chleb robi sama. Czym opala mieszkanie? Drzewem, które przynosi na plecach z lasu, odległego o 4 km. Czym oświetla izbę? - Karpiną (wykopane z ziemi smoliste gałęzie sosnowe, dobrze wysuszone) albo łuczywem. Ale przeważnie ? powiada ? siedzi po ciemku i o zmroku idzie człowiek spać.

    Czym się odżywia? Na śniadanie jemy z synkiem trochę chleba czarnego? mówi ? na obiad zupę z ziemniaków, na kolację ziemniaki. Okrasy żadnej. Za ziemniaki płacimy 50 gr za pud. Przynoszę je sama. Jak ta kobieta prowadzi swe gospodarstwo? Jak wydoimy krówkę i mamy mleko ? odpowiada nam ? to się idzie z mlekiem 7 wiorst do Nieświeża, bo w Nieświeżu dostaje się 1315 gr za litr i za te pieniądze kupuje się ziemniaki. (...)

    Gospodyni miała wieprzka, ale sprzedała za krowę, aby mieć mleko. (...) Czy ma długi? Długów nie ma. Za 4 lata podatków jednak nie oddała ? powiada. ? Jestem winna więcej niż 30 zł. Chciałam podatki zapłacić i sprzedałam poduszkę. Miałam 1 taką dobrą poduszkę ? ciągnie ? z prawdziwym puchem i ten prezent, który dostałam od ojca sprzedałam za 15 zł. Ale pieniądze wydałam na życie i podatków nie zapłaciłam.

    A gdzie pani śpi? (...) Śpię z synkiem na piecu ? powiada, wskazując kwadratowy, niski piec w kącie pokoju. ? Jak się nie opala, to człowiek śpi na samym piecu, na tej poduszce, która została (...). A jak piec jest rozgrzany, to się przynosi z lasu krzaki jałowca i śpi się na jałowcu.

    Ta stara kobieta ma wypolerowaną od powietrza cerę, twarde spojrzenie i spracowane ręce. Na nogach ma łapcie podziurawione (...) pożyczone w sąsiedztwie. Stopy i łydki ma owinięte onucami. Są to brudne wełniaki. Bluzę ma połataną. A suknia jej jest w strzępach. Na głowie ma chustkę. Chcę tę chustkę zobaczyć. Gospodyni zdejmuje ją powoli z głowy i pokazuje łachman.

    Twarde rysy twarzy naszej rozmówczyni łagodnieją, w kątach coś drga, coś się łamie, jak gdyby ucisk dławił gardło. I z oczu tej kobiety o męskich rysach płyną sznurki łez....".

    Takie było życie małorolnych chłopów w świetnej II Rzeczypospolitej (1918-1939) i do tamtych układów właściciel ziemski - chłop - koniecznie należy powrócić!

    ~~~

    powrót do ToC

    1. SKIERBIESZÓW 1945 - 2000 r.

    A. ŻYCIE CODZIENNE

    W opisywanych latach (1945-2000) życie w Skierbieszowie bardzo się zmieniło. Zmiany, w stosunku do okresu sprzed 1939 r. są tak duże, że trudno przyjąć sposób ich przedstawienia, kolejność, ważność. Zawsze ktoś powie, że należało napisać inaczej, więcej, mniej, albo nie pisać nic, gdyż jest to niewygodne dla obecnych płatnych piewców kapitalizmu. Jakże łatwo ci chwalący kapitalizm zapomnieli, a ich ojcowie im o tym nie przypominają, jak żyli ludzie nie tylko w Skierbieszowie, ale w całej przedwojennej Polsce! Jaka część społeczeństwa była bogata, mogła uczyć się w szkołach w Polsce i za granicą, brać udział w rządach, korzystać ze zdobyczy kultury? A jak przez setki lat naprawdę żyli chłopi ? dosłownie jak bydło robocze. Tak byli traktowani przez tych wszystkich Polaków jaśniepanów żyjących z pracy milionów także Polaków, tylko biednych i nie mających do niczego prawa. Dla nich było zawsze i obecnie wprowadza się to samo ŚWIĘTE PRAWO WŁASNOŚCI.

    [W lutym 2015 r. przeczytałem w Gazecie Wyborczej 2 artykuły, właśnie na temat świętego prawa własności. Marcin Zamojski w wywiadzie z pewnością siebie twierdzi, że własność prywatna jest na wieki, a prof. Łętowska uzasadnia, że takiej świętości żadna własność nie posiada.}]

    Pierwsze lata po II wojnie światowej były bardzo ciężkie dla wszystkich. Wieś Skierbieszów i okolica była taka, jaka była 10, 20, czy 40 lat przed wojną. A przed wojną cały ten rejon był gospodarczo zacofany, w porównaniu z terenami Polski zachodniej.

    W czasie wojny zginęło wielu mieszkańców. Zostało dużo wdów, które nie miały szans ponownego wyjścia za mąż, bo mężczyzn nie było, zostali pomordowani i poginęli.

    Po zakończeniu wojny Polska znalazła się pod wpływem ZSRR za zgodą USA i Wielkiej Brytanii. Takie były ustalenia wielkich mocarstw. Więc jakakolwiek walka pozostałych w lasach oddziałów AK i partyzantów z działającym w Polsce rządem była bezsensowna, gdyż bez pomocy państw zachodnich nie byli w stanie niczego zmienić. A zachód im tej pomocy udzielić nie chciał.

    Milicja Obywatelska (MO) w Skierbieszowie została umieszczona w murowanym przedwojennym budynku (obecnie Ośrodek Zdrowia). Pewnej nocy, ci leśni obrońcy wolności DLA bogaczy przepędzonych z ich majątków, napadli na posterunek MO i na niektórych milicjantów spędzających noc w swych domach. Budynek posterunku został spalony, zginęli w nim milicjanci. Milicjanci, którzy byli w domach zostali zabici. Za co? Przecież ci ludzie bronili porządku w okolicznych wsiach, między innymi przed tymi bandami leśnymi, które rabowały okolicznych mieszkańców - (przecież musiały coś jeść) ? - bo oni walczą dalej o wolność.

    Ziemie folwarczne rozparcelowano między chłopów, którzy przedtem na niej pracowali u panów.

    W gospodarstwach nie było zwierząt gospodarskich, dopiero należało je wyhodować. Zboża nie było ani na jedzenie ani na zasiew. Ubrania, pościel itp. były tylko stare z czasu wojny, nie było gdzie kupić i za co kupić. Elektryczności nie było. Przez wiele jeszcze lat mieszkania oświetlało się lampami naftowymi i świecami. Drogi w tej okolicy były jeszcze bardzo długo błotniste.

    Młodzież w czasie wojny nie chodziła do szkoły. Starsi w większości byli analfabetami i dla nich po wojnie organizowano kursy nauki czytania i pisania. Szkoła najpierw mieściła się w drewnianym budynku stojącym przy dróżce na Zielonkę (obecnie jest tu murowany sklep), potem w dworze do czasu odbudowy spalonego i zniszczonego w czasie wojny budynku szkoły. Nie było żadnej służby zdrowia ani lekarzy - zorganizowano Ośrodek Zdrowia ze stałym lekarzem, pielęgniarką, dentystą. Na Dębowcu powstała Izba Porodowa. Przez wiele jeszcze lat nie było żadnej komunikacji autobusowej między Skierbieszowem a Zamościem ani innymi miejscowościami - zorganizowano autobusowe połączenia z Zamościem kilkanaście razy dziennie. Poza tym zorganizowano łączność autobusową do Grabowca, w kierunku Wysokiego, na Iłowiec, przez Podhuszczkę do Kalinówki, bezpośrednie połączenie do Lublina.

    Wszystkie polne drogi między Skierbieszowem i okolicznymi miejscowościami zostały wyrównane przez nawiezienie piasku, utwardzone cementem i pokryte asfaltem. Są to setki kilometrów dróg. Do wszystkich okolicznych wsi doprowadzono prąd elektryczny. W Skierbieszowie położono sieć wodociągową - woda pobierana jest ze studni głębinowej na terenie dawnego dworu. Na wzgórzu dworskim powstał i przez kilkadziesiąt lat działał Państwowy Ośrodek Maszynowy, przy którym wybudowano budynki mieszkalne i aptekę. Zbudowano silos zbożowy przy ul. Zamojskiej. Zbudowano duży skup buraków przy drodze na Podhuszczkę, obok pola Wodyków. Przeprowadzono meliorację rzeki i okolicznych bagnistych łąk - choć korzyści z tego są kwestionowane. Wybudowano piętrowy murowany budynek poczty, rady gminnej, banku i milicji. Wybudowano murowane piętrowe budynki sklepów, straży pożarnej, mieszkań dla nauczycieli. Wybudowano budynek apteki, przedszkola, biblioteki, restauracji Kilijanki. Wybudowano magazyny Gminnej Spółdzielni (GS). Drewniany most koło kościoła zastąpiono betonowym, a na Zawodę zbudowano most nowy (naprzeciwko szkoły); pamiętam jak po wojnie na Zawodę przechodziło się nad rzeką po wąskiej kładce, a od jesieni do wiosny było tam rozlewisko na łąkach latem do kąpieli a zimą do jazdy na łyżwach na szerokim lodowisku. Zorganizowano skup mleka (na Opłotkach), zbudowano budynek skupu owoców (koło młyna). Piekarnię i obok sklep spożywczy.

    I dosłownie krew człowieka zalewa, gdy się czyta i słucha , że w PRL niczego nie zbudowano! Że za wolność walczyli TYLKO! żołnierze u Andersa i partyzanci z AK! A kto ginął w Wojsku Polskim walczącym wraz z Armią Radziecką z Niemcami? Ile setek tysięcy prostych, dobrych żołnierzy z Armii radzieckiej zginęło w walkach o wyzwolenie Polski? Trzeba mieć trochę godności, aby o tym mówić.

    ~~~

    B. PRACA

    Po wojnie konie mieli tylko niektórzy bogatsi gospodarze. Biedniejsi byli uzależnieni od tego kiedy ten, kto miał konie, mógł i chciał pracować u nich w polu, czy przy młóceniu zboża maszyną na kierat obracany końmi. Za 1 dzień pracy końmi należało odrobić 3 dniówki, od świtu do nocy.

    Pamiętam jak mama Adela mówiła, że kiedyś w jesieni poszła do St. Kropornickiego kopać kartofle motykami, jako odrabianie za konie. Był przymrozek i szron na ziemi. Mama miała w domu tylko jedną parę butów, więc poszła do pracy w pole boso, ale z motyką i koszem wiklinowym. Tak jej nogi zmarzły, że modliła się, aby słońce choć trochę rozgrzało ziemię.

    Takie były czasy. Wieś była trochę od siebie nawzajem uzależniona, zawsze ktoś komuś pomagał. Zboże kosiło się kosami, ale też często ścinało sierpami. Maszyn rolniczych początkowo nie było, dopiero z czasem można było kupić konne kosiarki, koparki, koła u wozów przerabiano na miękkie (koła drewniane z żelaznymi obręczami zamieniano na koła z oponami gumowymi). Wykopków kartofli i buraków dokonywano motykami. Obecnie trudno sobie nawet wyobrazić jak ciężka była to praca ? od świtu do nocy ludzie pochyleni darli motykami ziemię i dźwigali ziemniaki w koszach na kupki. Zboże siano ręcznie, z płachty lub wiadra. Plony z pól zwożono wozami konnymi na kołach drewnianych z metalowymi obręczami, które grzęzły w błocie i rozmokłym polu. Młocki zbóż dokonywano albo konną młockarnią (kto nie miał stodoły i zwiezione zboże składał w stogi) do której zwoływano pół wsi do pomocy - a potem za tę pomoc odrabiano. Kto miał stodołę - młócił w zimie cepami. Po skoszeniu zbóż, zanim zaczęto pola orać, było gdzie paść krówki na ścierniskach. Potem chłop orał pola, najczęściej jednym konikiem. Ileż się biedak nachodził za pługiem trzymając go silnymi dłońmi. A jak się biedne chude koniki naharowały ciągnąc całymi dniami pług, potem grajber, brony.

    Całą zimę chłop młócił, żeby mu się nie nudziło, bo co ma robić w mroźne zimowe miesiące? Tak to chociaż się rozgrzeje: pac-pac, pac-pac. Jeden stoi z jednej strony bojowiska, drugi z drugiej strony, między nimi leży biedny snopek zboża, a oni walą je cepami.

    Po wymłóceniu zboże należało oddzielić od plew na wialniach, takich maszynach poruszanych kręconymi ręcznie korbami. Ręce sztywniały od takiego kręcenia, plecy także, serce waliło jak młot, oddechu brakowało, pamiętam to z własnego doświadczenia. Młocka cepami była czasami konieczna, aby mieć prostą słomę do pokrycia dachu strzechą i na powrósła do wiązania snopków w następne żniwa.

    Tytoń, jak buraki, uprawiany był na zarobek. Ileż to z tym pracy! Posadzić rozsadę, plewić z chwastów, podrywać z dolnych listków, aby tytoń rósł w górę. Gdy dorośnie, należy liście obłamać, poznosić na obrzemkach (na rękach - kto nie rozumie ludzkiej mowy) gdzieś koło stodoły czy domu, ponawlekać liście na długie druty, porozwieszać na ścianach domu, stodoły lub specjalnych suszarni. Po wyschnięciu liści należy je ściągnąć z drutów, wyprostować dłonią na udzie (u nas na spodniach, a na gorącej i parnej Kubie liście tytoniu dziewuchy/Mulatki prasowały liście tytoniu do wyrobu cygar na swych nagich udach, aby od ich potu liście miały specyficzny zapach!), powiązać i ... liczyć na to, że w skupie zostanie sklasyfikowny jak najwyżej. Potem już rolnik tylko liczył i liczył pieniądze za tytoń i buraki.

    Reczkę (grykę) i proso siano na kaszę, a sacówkę (soczewicę) na pierogi. Koniczynę i wykę siano i koszono na paszę. Łąki oczywiście koszono kosami i to wcześnie rano, gdyż z rosą lepiej się kosi. Kilku kosiarzy stawało obok siebie z kosami i rraz i rraz i rraz i w południe już łąki nie było. To był romantyzm rolnika! Ci 60-letni obecnie dzisiaj rolnicy jeszcze tę pracę pamiętają i mile wspominają. A teraz jaki to romantyzm, gdy na łąkę wjeżdża ciągnik z kosiarką i w kilkanaście minut wykosi całą łąkę? Dawniej suszącą się trawę (siano) należało przewracać grabiami, a teraz jedzie taka maszyna i robi to samo.

    Z koszeniem zbóż na polach też było romantycznie! Panowie szlachta z kosami szli przodem i kosili tak, że zboże samo ze strachu przed nimi kładło się na pokosy! A za kosiarzami lekko szły panie domu, kwieciście ubrane i jedną rączką zbierały zboże na garści, które kładły na powrósła kręcone przez ukochane dzieci, które szły przed nimi. Teraz dzieci kręcą też przed rodzicami lecz co innego. Cała robota wykonywana była przy łagodnych promieniach letniego słoneczka, które nawet nie śmiało za mocno przygrzewać. Potem stawiano związane snopki zboża w dziesiątki, ale dziesięcin już księża nie zabierają, jak dawniej. Czasami przeszła wichura z ulewnym deszczem, dziesiątki porozrzucała po polu i zamoczyła. Na to nie należało narzekać - bo Bóg tak chciał, a Bóg wie kogo ukarać i za co! Następnie zboże należało zwieźć wynajętymi od sąsiada końmi w okolice domów i złożyć w stogi czy brogi. Za konie te trzeba będzie przez 3 dni odrobić. No i oczywiście należało część zbiorów i trzody sprzedać jako obowiązkowe dostawy, aby miejskie darmozjady nie pomarły z głodu.

    I czy to nie prawda, jak mówią w mieście, że chłop z żoną leży na zdrowym sienniku z owsianej słomy, aby nie mieć reumatyzmu, a wszystko samo mu rośnie, i broda i włosy i paznokcie. Nawet garb, gdy leży skulony zamiast wyprostowany na wznak. Są też żylaki od dźwigania, reumatyzm od pracy w chłodzie i deszczu, na zimnym wietrze, praniu w rzece, czy w zimnej wodzie. Kręgosłup wygina się im na zawsze od sadzenia, pielenia z chwastów, ręcznego kopania kartofli, buraków tak, że chodzą na starość zgięci i pochyleni do przodu jak przysłowiowy sołtys przed proboszczem. Ale sołtys chodził zgięty przed proboszczem dawniej, w obecnych czasach już jest wyprostowany, jest ważny.

    Len i konopie to trochę inna praca, też ciekawa i przyjemna. Po zasianiu rośnie to sobie samo, aż przyjemnie patrzeć. Przecież nawet porównuje się włosy polskich dziewcząt do pięknego lnu. Gdy już dojrzeje (nie dziewczyna, tylko len czy konopie), należy je tylko wyrwać, poustawiać wiązeczki stojąco, żeby dobrze wyschło. Potem zwieźć do stodoły, ewentualnie wymłócić. Ponieważ są suche, należy je pod jesień rozłożyć na skoszonych łąkach, aby łodygi skruszały w czasie nocnych wilgoci. Dawniej moczono konopie w rzece, ale od dawna już nie ma rzeki, tylko zmeliorowany rów. Na koniec len i konopie należało, dawniej ręcznie teraz mechanicznie, wymiędlić międlicami.

    Cóż to za przyjemność tak sobie całymi dniami jesienią stukać międlicą, śpiewać piosenki i widzieć jak roślina zamienia się we włókno! Trzeba tylko umieć we wszystkim dostrzegać piękno, mieć duszę i oczy artysty-rolnika! Jest przy tym trochę kurzu, troszkę bolą ręce, plecy i nogi, ale to przecież drobiazg. Czyńmy ziemię sobie poddaną, czyńmy to na chwałę Bożą jak poucza Pismo Święte.

    Dawniej z ziaren lnu i konopi w prywatnych tłoczniach wytłaczało się olej lniany, konopny, a z rzepaku rzepakowy. Omasta do potraw była na długie miesiące. Na przykład polewało się olejem kromkę chleba, dawało dziecku i won na dwór do zabawy. Albo olejem polało się kartofelki i też było zdrowo, bo oleje mają nienasycone kwasy tłuszczowe, które niszczą zły cholesterol i zapobiegają miażdżycy naczyń krwionośnych. Teraz w sklepie kupuje się olej słonecznikowy, sojowy, arachidowy, sałatkowy z oliwek, frytury i co to za przyjemność? Nie wiadomo nawet kto, gdzie i z czego toto wydusił.

    Następną miłą i pożyteczną czynnością pań domu było przygotowywanie zapasów na zimę. Przygotowywano różne warzywa w słoikach, owoce w słoikach i suszone na słońcu albo w piecu chlebowym, kapustę kiszoną w beczce, wszystko swoje i wiadomo co się je.

    Panie domu w zimie też się nie nudziły. Wiele z nich miało w domu kołowrotki i przędły len i wełnę śpiewając, że siedzą sobie siedzą jak anioł dzieweczki i przędą cieniutkie majteczki (lniane). A gdzie teraz siedzą te dzieweczki cieniutkie jak niteczki? Wszędzie człowiek tylko czyta o grubych Polkach, o konieczności odchudzania się. Rzeczywiście dawne to czasy, jak sprzed wieków, a przecież tak było tylko 50... czy 40....lat temu, za mojej młodości.

    Zwierzęta hodowano takie jak i obecnie. Konie do pracy, pardon konie obecnie są tylko do jazdy konnej, krowy, świnie, bardzo rzadko kozy, owce i króliki. No i ptactwo: kury, kaczki, gęsi, indyki, perliczki, liliputki. Gołębiarze oczywiście hodowali gołębie, ale to już inna rasa ludzi lubiących patrzeć w niebo, jak astronomowie. Do tego potrzeba zamiłowania. Psy i koty były u każdego. Ze zwierzętami związana jest inna ciężka praca - wyrzucanie widłami z obory gnoju (a fe, mówi się obornika, bo gnój to ten co nie lubi pracy), wrzucanie go widłami na furę (pojazd konny), zawiezienie na pole, zrzucenie widłami na kupki i na koniec rozrzucenie widłami równomiernie po polu. Czyż to takie trudne i skomplikowane?

    Z upływem lat przybywało ludzi, którzy pokończyli naukę w szkole podstawowej, część ukończyła różne szkoły średnie i wyższe, zawodówki. Nowe, młode pokolenie było wykształcone, miało wiadomości o świecie, o kulturze, o innym sposobie życia niż ich rodzice, dziadkowie, pradziadkowie. Szkoda tylko, że wielu z nich zapomina, że to wykształcenie zdobyli nie tylko dzięki własnemu wysiłkowi ale przede wszystkim dzięki materialnej pomocy rodziców. Coraz łatwiej było o książki, o gazety. Po zelektryfikowaniu wsi były radia, potem telewizja czarnobiała, następnie kolorowa. Założono telefony, w domach gotuje się używając gazu z butli, doprowadzono wodę wodociągami, w wielu domach założono sobie centralne ogrzewanie. Gdyby nasi dziadkowie, którzy zmarli czy zginęli 50 czy 40 lat temu powstali z martwych teraz, wrócili do swych domów i zobaczyli te zmiany ciekawe co by pomyśleli?? Przez poprzednie setki lat nie zmieniło się życie nawet w kilku procentach w takim stopniu jak zmieniło się w czasie ostatnich, powiedzmy, 40 lat.

    Nikt nie może powiedzieć, że od czasu zakończenia wojny (1945) do przemian na lepsze (1989) nie miał możliwości kształcenia się za darmo, plus stypendia i internaty, gdy tylko chciał.

    Zabudowania były coraz częściej, a w ostatnich latach prawie wyłącznie, murowane. Przybywało traktorów, ciągników i do tego wszelkich maszyn rolniczych. Było Kółko Rolnicze, z którego każdy mógł wynająć maszyny rolnicze za z góry ustaloną cenę, bez zdzierstwa i łaski prywatnych właścicieli - jak jest obecnie. Działały skupy zwierząt, skup zboża (silos zbożowy), skupy buraków cukrowych, skup mleka. Z pewnością nie działały bardzo dobrze ale były pożyteczne.

    Łatwiejszy był dojazd dosłownie wszędzie, gdyż drogi zostały utwardzone. Bagniste łąki zostały odwodnione rowami melioracyjnymi. Przeprowadzono meliorację rzeki.

    Wyposażenie mieszkań, po zniszczeniach wojennych i nędzy przedwojennej, stawało się coraz pełniejsze w miarę, jak rozwijała się produkcja w powstających fabrykach mebli. Przybywało szaf, stołów, krzeseł, tapczanów, łóżek - w miejsce dotychczasowych prostych stołów z desek, ławek, łóżek z siennikami na słomę.

    Ubrania, pościel i obuwie także były coraz łatwiej dostępne w sklepach. Jednak z powodu ubóstwa wszystko to było ze zrozumieniem o wiele bardziej szanowane, niż obecnie. Nawet przez dzieci, które widziały i wiedziały, że rodzice im nowych rzeczy nie kupią, bo za co?

    Po wielu latach po wojnie praca na wsi zmieniła się bardzo. Pracę koni zastąpiono prawie zupełnie wszelkimi maszynami - nie będę ich tu wymieniał, bo pewnie pokręciłbym nazwy. Pola orze, grajberuje i bronuje się maszynowo. Zboża sieje się, buraki i ziemniaki sadzi się maszynowo. Łąki i zboża kosi się maszynowo. Zboża są młócone już w trakcie koszenia, a słoma wiązana w bele - tylko że ta słoma nie jest rolnikom potrzebna i jest palona na polach. Nikt już nie pasie krów po rowach przydrożnych, pod lasami, na ścierniskach i wykoszonych jesienią łąkach. Nikt już nie nosi codziennie na plecach w płachcie trawy ściętej sierpem na podstawiu czy na miedzach.

    Po ostatnich przemianach na lepsze, po 1989 r. naród wywalczył wolność. Zlikwidowano Kółka Rolnicze z maszynami i prywatni właściciele maszyn biorą opłaty jakie chcą (wolność!). Prywatyzuje się zakłady tytoniowe i cukrownie, skutkiem czego stało się nieopłacalne uprawianie tytoniu, buraków cukrowych.

    C. WYŻYWIENIE

    Wyżywienie na wsi było skromne. Na śniadanie i kolację najczęściej jadło się surowe mleko i chleb, przeważnie niczym nie posmarowany. Chyba też i dlatego, że dorośli od świtu do nocy pracowali, jak nie u siebie, to u kogoś odrabiali albo za konie albo za to, że ktoś im pomógł. W domu pieczono chleb, różne pierogi, bułki, ciastka. Z tartych kartofli były albo kluski na mleku albo tarciochy pieczone w brytfannach w piecu ? polane śmietaną bardzo smakowały. Zupy gotowane były na mleku, warzywne, owocowe. Jadło się różne kasze (gryczana, jaglana, jęczmienna) albo zwyczajnie chleb posypany cukrem lub solą i polany wodą, aby toto nie spadało z kromki. Albo chleb polany olejem. Było dużo warzyw i owoców, na zimę suszone w gorącym piecu, na słomie. Masło własnej roboty, często sprzedawane, twarogi, zsiadłe mleko. Pierogi ruskie, z czereśniami, z soczewicy.

    Mięsnych potraw było mało. Było za mało świń do zabicia i jeszcze mniej pieniędzy na zakup mięsa. Pieniądze przecież mogły być tylko ze sprzedaży tego co się wyhodowało lub co wyrosło w polu i zostało sprzedane. A to było tylko od czasu do czasu, a pieniądze były potrzebne na zakupy wszystkiego do domu, ubrania, wydatki związane ze szkołą. Ryb nie było. Pamiętam pierwszą rybę morską, dorsza, przywiezioną przez mamę Adelę z Zamościa ok. 1950 r.

    Pamiętam z młodości, że na śniadanie jadło się najczęściej mleko z suchym chlebem...i do szkoły. Po powrocie była jakaś zupa z chlebem na obiad - kartoflanka polana tłuszczem ze skwarkami, zacierka albo kluski krajane domowej roboty na mleku, kapuśniak, grochówka, krupnik, jajecznica z jajek rozbitych z mąką, aby się lepiej najeść. Na kolację mleko z suchym chlebem albo z pierogami pieczonymi w piecu, nadziewane owocami. I było bardzo dobrze!

    D. WODA

    Studnie były wykopane tylko u kilku gospodarzy. Mieli je: P. Mazurkiewicz, St. Kropornicki, Podolak, J. Kropornicki. Od nich nosiło się wodę 2 wiadrami zawieszonymi na metalowych haczykach zwisających z wyżłobionych drewnianych nosideł nakładanych na barki. Albo 1 wiadro w ręce, ale to było trudniejsze, gdyż dla równowagi człowiek się przeginał w bok, a rękę z ciężkim wiadrem opierał o biodro. Była to woda do picia, gotowania, prania. Woda dla zwierząt była noszona z dalekich dołów wykopanych na łąkach (p. szkic). Jedna taka studnia była za St. Mazurkiewiczem, blisko Stawu, druga ? tuż za polem, na łące między Wodykiem i Dańcami. Dlatego krówki starano się napoić w czasie pasienia, gdzie było to możliwe. Rzeczy do prania często nosiło się aż do rzeki, aby je tam wyprać i wypłukać. Pranie roboczych ubrań, po pracy w polu, przy młocce, przy wożeniu gnoju itp. było dla pań ciężkie, gdyż należało toto dobrze wyszorować na tarze (co to jest tara kochana młodzieży?). Gorzej było z wodą w zimie, przy mrozie i śniegu. Mydło do prania było szare, można je było robić domowym sposobem. Pamiętam jak zaraz po wojnie z jakiejś świnki, której zbrzydło życie zrobiono mydło po roztopieniu tłuszczu z jakąś sodą, popiołem i czymś tam jeszcze.

    E. PODRÓŻE

    Do Zamościa jeździło się własną furmanką, albo z kimś kto miał konia, jechał i chciał innych zabrać ze sobą. Kto miał coś do sprzedania jechał do Zamościa furmanką na targ w czwartek, dzień targowy od dawien dawna. Dawnymi czasy, w XVI-XVIII w., gdy Skierbieszów miał prawa miejskie, to i w Skierbieszowie były dni targowe.

    Pamiętam, gdy miałem z 8 lat, pojechałem do Zamościa furmanką ze Stanisławem Kropornickim, którego moja mama poprosiła, aby mnie zabrał ze sobą. Wyjechaliśmy wcześnie rano, aby na wozie z kołami o żelaznych obręczach kilka godzin trząść żołądek i wszelkie wiązadła cielesne. Postój na jarmarku w Zamościu na placu targowym trwał kilka godzin. Jazda powrotna trwała ze 3 godziny. Jarmarki odbywały się na placu leżącym na lewo od ulicy Lubelskiej, dochodzącej do fosy, dawniej otaczającej mury obronne Zamościa. Na tym targowisku został wiele lat później wybudowany Teatr Letni i posadzono drzewa, a nieco dalej powstała dzielnica mieszkalna.

    Ze Skierbieszowa nie było żadnych połączeń autobusowych do innych miejscowości. Drogi oczywiście były takie same jak 50 czy 100 lat temu, tzn. polne i błotniste, w bardzo wielu miejscach w

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1