Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Admiraletto C
Admiraletto C
Admiraletto C
Ebook201 pages2 hours

Admiraletto C

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Epicka fantasy z gorącymi romansami nastolatków, urodzonych w różnych środowiskach, których łączy czas dojrzewania, pierwsze miłosne przygody, wzajemne pokonywanie niebezpieczeństw i przyjaźń ze smokami.

 

Szafir

Jeśli urodziłaś się w całkowicie odizolowanej, matriarchalnej społeczności, która od wieków żyje na lodowych górach pływających po wydawałoby się bezkresnym lodowym oceanie – co możesz wiedzieć o świecie, jego różnorodności i bogactwie?


Taina

Jeśli urodziłaś się jako księżniczka, w pełnym przepychu i bogactwa królestwie, od wieków chronionym przez nieprzebyte góry, pustynie i Jedźców Smoków, co możesz wiedzieć o życiu w prawdziwym świecie zwykłych ludzi?


Elena

Jeśli urodziłaś się w zwykłej, rzemieślniczej rodzinie, czego możesz spodziewać się od swojego życia?

 

w następnej części...

Losy przyjaciół krzyżują się z Nibirą, królową barbarzyńskich ludów spowitą złowrogą sławą.

 

Uwaga!
"Admiraletto C" to wersja "Admiraletto" przeznaczona dla młodych czytelników. Usunięto w tej wersji opisy niektórych scen oraz fotografie zawierające artystyczną nagość.

 

Jeśli chcesz pełną wersję, wybierz "Admiraletto" bez litery "C" na końcu tytułu.

 

LanguageJęzyk polski
Release dateApr 19, 2024
ISBN9798224624577
Admiraletto C
Author

Arnold Buzdygan

Autor von mehreren Romanen und Film-Scripts.

Read more from Arnold Buzdygan

Related to Admiraletto C

Related ebooks

Reviews for Admiraletto C

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Admiraletto C - Arnold Buzdygan

    1. Matkowizna Lodowych Gór.

    Znaleźli ich z samego rana.

    Miejsce znaczyła ziemia stratowana

    Plamy krwi, posoka i spalona trawa...

    Tam leżeli cali zakrwawieni

    W ubraniach ogniem przypalonymi

    [..]

    Safir uniosła głowę i zobaczyła przemieszczającego się w powietrzu smoka ziejącego płomieniami. Płomieniami, które w niezwykle widowiskowy sposób - topiąc i odparowując na swej drodze powierzchnię lodu - zmierzały w jej stronę. Widok był równie piękny co przerażający.

    Safir gwałtownie wyrwała się ze snu – jej serce kołatało jak szalone.

    – O Matko Wszechmogąca! Za jakie winy muszę śnić takie koszmary!? – wzniosła modlitewną skargę do Stwórczyni. – Chyba za dużo bajek Matki mi opowiadały. Była cała zdyszana, wnętrze geru wypełniał skwar. Znaczyło to, że znowu spała prawie do południa i lejący się z nieba żar pokonał chłód lodowego podłoża. Przeciągnęła się jak foka, odrzuciła skóry, wciągnęła buty na bose stopy   i wyszła przed ger.

    Przyjemnie chłodząca morska bryza musnęła jej nagie ciało. Rozglądnęła się. Matka i ciotka odpoczywały na hamakach w cieniu baldachimu i rozgrywały partyjkę szachów. Podeszła do nich  i wprawnym okiem szybko oceniła sytuację.

    – Jeszcze dwa ruchy Hetmana i Królowa już nie będzie miała się gdzie ruszyć – wtrąciła się. Ciotka Taa z Matką Taa popatrzyły na nią oburzone.

    – Nie musisz podpowiadać jak ciotka może zrobić mi szach mata! – skarciła ją Matka Taa dobrodusznie

    – To będzie pat, Mamo Taa – roześmiała się. – Królowa nie będzie miała się gdzie ruszyć, ale nie będzie pod biciem. Możesz to jeszcze zremisować!

    – A sio! – odpędziła ją gestem ciotka wskazując jednocześnie za jej plecy. – Idź się ubrać bo KaTuu zaraz straci palca!

    Safir odwróciła się. Faktycznie! KaTuu, przysadzisty mężczyzna w średnim wieku, patrzył na nią w ewidentnie lubieżny sposób. Stracił przy tym kontakt     z rzeczywistością i właśnie przypalał sobie palca pod soczewką. Widać już było dymek przypalanej skóry, gdy   w końcu poczuł ból i zabierając rękę z garnka syknął rozdrażniony sam na siebie. Natychmiast wsadził rękę  w kopiec śniegu.

    KaTuu należał do nielicznej grupy mężczyzn, którzy mieli prawo wchodzić do stref zarezerwowanych wyłącznie dla kobiet. Ich zadaniem było służyć kobietom, także w zakresie pielęgnacji ich ciał, wykonywania masaży i zabiegów upiększających, przez co mieli pełny kontakt z kobiecą intymnością. Dlatego też Safir zupełnie nieskrępowana swoją nagością podeszła do niego   i zaglądnęła do kotła.

    – Co tam pichcisz?

    – Witaj Dziewko Safir! Dziś będzie pyszny gulasz  z morsa! Palce lizać – dodał patrząc na nią sugestywnie.

    Safir wystawiła mu język i odwróciła się. Wracając do wnętrza geru, powabnym, lekko balansującym krokiem, jeszcze mu się odgryzła przez ramię:

    – Nie dla foki szpyrka!

    Kobiety obserwujące całą sytuację roześmiały się.

    – Zadziora z tej Twojej Safir, tylko strasznie chuda jakaś taka, a przecież czas jej Inicjacji już nadszedł. Nadal nie chce poznać uroków dorosłości?

    – Masz podwójną rację Matko Taa. Już ponad sto osiemdziesiąt Księżyców minęło od czasu gdy się urodziła. I prawda to Ci, że utuczyć ją trzeba. Ale jak to zrobić gdy zamiast leżeć i pachnieć woli z chłopcami się szlajać!? Wydaje mi się, że na razie zbytnio to lubi i nie chce się pozbawić tej rozrywki.

    Ciotka Taa pokiwała ze zrozumieniem głową:

    – Nic na siłę, nic na siłę... Choć takie męskie zajęcia nie przystają damom, nawet w dziewczęcym wieku. Dajmy jej jednak czas – Matka Wszechmogąca już o to zadbała by zew kobiecości był silniejszy niż takie przyjaźnie  z chłopcami. Wkrótce sama przemożnie zapragnie Uciechy.

    Kobiety znowu się roześmiały.

    W tym czasie Safir wśliznęła się w swoją drugą skórę, wzdrygając się tylko na jej wilgotny chłód, po czym wybiegła z jurty i szybkim krokiem wyszła za obręb wiatrochronu. Potem równie energicznie zeszła do linii wody, wykutymi w lodzie schodami.

    Chłopcy, w ilości czterech osób, jej rówieśnicy, siedzieli na platformie - pontonie zbudowanym z kości, ścięgien i skór waleni, przymocowanym solidnie do lodu   i oprawiali swoje dzisiejsze łowy. Czerwień spływającej krwi mocno odcinała się na biało-błękitnym lodzie.

    Safir uśmiechnęła się do nich na powitanie pokazując rząd równych, białych zębów, a oni odwzajemnili się własnymi powitalnymi uśmiechami.  Lubiła z nimi przebywać, szczególnie od kilku Księżyców. To wtedy do ich góry dobiła łódź innego klanu i w zamian za zasoby zostawiła jednego z chłopców – MaTiego. Od razu wpadł jej w oko, choć na jego policzku wypalone było Znamię i jako porządna dziewczyna powinna trzymać do niego dystans. Bo kto to widział by dama obdarzała sympatią kogoś kto rodząc się uśmiercił swoją matkę?

    A jednak!

    Safir od razu go polubiła, a późniejsze wspólne zajęcia pokazały, że MaTii był wspaniałym, niezwykle bystrym kompanem. Na dodatek obdarzonym inteligentnym  i dociekliwym umysłem, dorastającym jej własnemu. Było dla niej trudną konstatacją bo bądź co bądź był to osobnik płci męskiej, a nie żeńskiej! Safir nie znała żadnego innego mężczyzny, który potrafiłby swobodnie czytać, nie mówiąc o liczeniu do więcej niż do setki. 

    A MaTii potrafił!  Nauczył się od niej liter i sztuki czytania choć go tego świadomie nie uczyła, a jedynie przy nim nieopatrznie czytała na głos. Sam zapamiętał wygląd sylab i potem już poszło samo. W błyskawicznym tempie. Prosząc go o przepytywanie siebie, przekazała mu całą swoją wiedzę, wszystko to czego się uczyła. Chętnie nawet nauczyłaby go grać w szachy, ale bała się, że Matki to spostrzegą i zrobi się z tego tak paskudna afera, że go natychmiast odprawią. Już to, że wie tyle co dziewczyny w jego wieku, że potrafi czytać i tak zaawansowanie rachować, musieli zachować w ścisłej tajemnicy.

    Safir usiadła na krawędzi platformy, spuściła nogi do wody i pochyliwszy się, nabrała w dłoń wodę  i ochlapała nią swój strój dla ochłody.

    – Już jest ciepła – skonstatowała.

    – Tak, wczoraj przekroczyliśmy granicę prądów – potwierdził MaTii. – Przyszły już nawet sygnały, że na Wielkiej Górze mężczyźni zaczęli szykować się do Wielkiej Fiesty.

    – Jeszcze tylko 8 księżyców i my też będziemy mogli wziąć w tym udział – zauważył LuTuu.

    – Wreszcie dotknę kobiece piersi! – napalił się HeTuu.

    Chłopcy zarechotali pożądliwie.

    – O tak! – LuTuu przybił mu piątkę.

    Safir, popatrzyła na nich ze zdziwieniem. Mimo, że przebywała z nimi codziennie, coraz częściej zaskakiwali ją dziwnymi gadkami.

    – Przecież możecie sobie podotykać moje już teraz – stwierdziła.

    Przez chwilę chłopców zamurowało, pierwszy otrząsnął się HeTuu. Jego twarz wykrzywił grymas zniesmaczenia:

    – A kto by chciał!? – wyrzucił z siebie z lekką odrazą. – Kogo by interesowały cycki kumpla! – dokończył stawiając czysto retoryczne pytanie.

    MaTii niedowierzająco pokręcił głową: jak ten HeTuu coś palnie, to...

    Safir wzruszyła tylko ramionami.

    – Nie, to nie. – odparła.

    – Jednakowoż – LuTuu zaczął nieśmiało, po czym nabrał śmiałości – ja chętnie bym ...

    – Teraz to się wypchajcie! – żachnęła się Safir.

    LuTuu zrobił smętną minę, ale Safir zmieniła już temat:

    – Płyniemy na łowy? – zapytała. – Pogoda jest przepiękna!

    – My już byliśmy gdy Ty sobie smacznie spałaś – ostudził jej zapał LuTuu. – Nie chce mi się znowu wiosłować.

    – Wcale nie tak smacznie – odburkła Safir, wspominając dziwny, męczący sen – miałam koszmar, jakiś smok chciał mnie spalić.

    - Smoki nie istnieją – zauważył MaTii – są tylko  w bajkach, żeby straszyć nimi niegrzeczne dzieci. Może też jako nie spełnione marzenie ludzi chcących latać.

    - Przecież na smokach ludzie mogą latać – wtrącił się LuTuu - jeśli tylko się z jakimś zaprzyjaźnią.

    - To mit! - powiedział twardo MaTii – Tak jak o tych górach całych  z rud wystających ponad wody oceanu zamiast gór lodowych. Widziałeś żeby ruda utrzymywała się na wodzie? Nic z tego! Tonie jak tylko roztopi się warstwa lodu, w którym jest uwiązana.

    - No dobra, a skąd się wzięły te rudy w lodzie? - Safir zadała podchwytliwe pytanie.

    - Przecież nikt tego nie wie. – odparł MaTii – Dlatego ludzie wymyślają sobie takie mity. Nie istnieją żadne góry z rud bo są za ciężkie i od razu by zatonęły. Nie istnieją żadne latające i ziejące ogniem pingwiny, bo powietrze jest zbyt rzadkie by utrzymać jakiekolwiek zwierzę a już szczególnie z człowiekiem na grzebiecie. Powietrze to nie woda.

    - Mogą korzystać z magii! - zaoponował LuTuu.

    - Ta, jasne... Widziałaś gdzieś jakieś latające zwierzę, gadającego pingwina albo działanie magii? – zwrócił się rozbawiony w stronę Safir.

    Safir lekko naburmuszona przebiegiem rozmowy wzruszyła tylko ramionami:

    - Ktoś chętny popływać?

    Popatrzyła z nadzieją na MaTii. Ten zrozumiał znaczenie błagalnego spojrzenia.

    – Ja mogę z Tobą popłynąć – zadeklarował się. Safir uśmiechnęła się triumfująco. Na niego zawsze mogła liczyć. Postanowiła mu to wynagrodzić.

    Wsiedli we dwójkę do łodzi – wykonanej z tych samych materiałów co ponton – i odpłynęli od lodowej góry. Jednak tym razem nie łowy były w głowie dziewczyny, lecz kąpiel w ciepłym morzu. W końcu tyle księżyców na to czekała! MaTii rytmicznie wiosłował,  a ona podziwiała jego tworzącą się już muskulaturę  i leniwie rozmyślała nad naturą rzeczy zachwycając się pięknem świata. Ich lodowa góra prezentowała się okazale i majestatycznie. Różne odcienie bieli, przechodzące stopniowo w błękit, skrzyły się wspaniale   w pełnym słońcu, gdzieniegdzie wydobywając barwy pełnej tęczy. Kolory uzupełniały żółte, czerwone  i brązowe odcienie złóż rudy, przebijające się przez lód na pewnej wysokości. Był jak kolorowa blizna, choć przecież tak cenny i pożądany. Safir zamyśliła się na chwilę. Matka Wszechmogąca naprawdę dała im w obfitości wszystko co potrzeba do życia! Na górze życiodajne Słońce, Księżyc odmierzający czas i gwiazdy do nawigacji, pod spodem niezgłębione morze pełne rozpuszczonych w nim pierwiastków a także ryb, ssaków i innych żyjątek dających wszystko co potrzeba do przeżycia i zabawy.

    Czego chcieć więcej!?

    Cały czas odpływali od góry, aż wreszcie uznała, że dość się oddalili by zimne wody, z topniejącego lodu góry lodowej, nie chłodziły ciepłych prądów, więc zakomenderowała:

    – Stop!

    Z tej odległości, ludzie na górze byli tylko sylwetkami.

    – Masz ochotę popływać? – zapytała retorycznie. Wstała   i zrzuciła z siebie strój stając przed nim całkowicie naga.

    MaTii patrzył na nią z rozdziawioną buzią. Wtedy dostrzegła coś dziwnego w jego oczach i wyrazie twarzy.

    – Nie są tak duże jak innych kobiet – zaczęła się tłumaczyć zmieszana, ale nie zdążyła skończyć bo MaTii jej przerwał.

    – To nie dlatego! Jesteś piękna! Nigdy nie widziałem nic tak pięknego! – wyszeptał do niej zaaferowany.

    Safir zarumieniła się na te komplementy, czuła... nie! Wiedziała po tonie głosu, że są absolutnie szczere.

    MaTii natychmiast się rozebrał i stanął w

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1