Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Dopóki śmierć nas nie rozłączy
Dopóki śmierć nas nie rozłączy
Dopóki śmierć nas nie rozłączy
Ebook228 pages3 hours

Dopóki śmierć nas nie rozłączy

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Inspiracją do napisania powieści były autentyczne wydarzenia, które miały miejsce kilka lat temu w jednym z polskich szpitali. Sławny profesor wraz z podległą mu grupą lekarzy stosowali eksperymentalnie nieprzetestowane leki bez powiadomienia pacjentów o ryzykach i skutkach ubocznych. Niewyjaśnione zgony oraz nieodwracalne powikłania zwróciły uwagę niektórych lekarzy oraz mediów. Mimo zgłoszenia tych nielegalnych praktyk przez jednego z lekarzy, sprawcy ludzkich tragedii pozostali bezkarni. Wydarzenia te stanowiły jedynie punkt wyjścia do intrygi z powieści. Wszystkie postaci i wydarzenia są czystą fikcją, a wszelkie zbieżności nazw, nazwisk i wydarzeń są przypadkowe.
Dziennikarz śledczy Robert Wójcicki wpada na trop nielegalnych eksperymentów i testów medycznych dokonywanych na pacjentach w jednym ze szpitali. Śledztwo prowadzone przez dziennikarza zbiega się z serią tragicznych wypadków, którym ulegają lekarze z tego szpitala. Zagadkowe wypadki próbuje wyjaśnić inspektor Marczak, który zwraca uwagę na podejrzane zbiegi okoliczności. W tym samym czasie dziennikarz próbuje uruchomić medialną kampanię, żeby doprowadzić do powtórnego procesu dawnej sprawy. Czarna seria nieszczęśliwych wypadków trwa. Despotyczny profesor z pomocą młodej żony próbuje tuszować sprawy, aby nie ucierpiały interesy jego mocodawców z zagranicznego koncernu farmaceutycznego. Proszą o „pomoc” znajomego prokuratora. Jednak sprawy wymykają się spod kontroli – nie udaje się ani wyciszyć prowadzonych dochodzeń, ani przerwać czarnej serii wypadków. Ktoś usuwa zamieszane w aferę osoby, tym samym eliminując ewentualnych świadków.
Inspektor Marczak ściga się z czasem, próbując ustalić, czy tragiczne wydarzenia to zbieg okoliczności, czy też kryje się za nimi jakiś sprawca, lub schemat. Może sprawców jest kilku? Kolejne wypadki zaskakują wszystkich i nikt nie potrafi im zapobiec. Kto zostanie następną ofiarą? Czy nieuchwytny sprawca zostanie rozszyfrowany i powstrzymany przez wytrwałego inspektora? Czytelnik od początku ma możliwość zajrzeć za kurtynę wydarzeń. Dostaje pewne podpowiedzi, więc ma większą szansę na rozwiązanie zagadki, niż prowadzący dochodzenie inspektor. Jednak wydarzenia toczą się jak lawina, której nie da się zatrzymać, i która prowadzi do zaskakującego zakończenia.
 
LanguageJęzyk polski
Release dateApr 24, 2023
ISBN9788392852896
Dopóki śmierć nas nie rozłączy

Related to Dopóki śmierć nas nie rozłączy

Related ebooks

Related categories

Reviews for Dopóki śmierć nas nie rozłączy

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Dopóki śmierć nas nie rozłączy - Ina Lorelei

    Rozdz.1. Nieprzewidziane skutki uboczne

    Doktor Piotr Jasnota siedział w swoim gabinecie w szpitalu klinicznym. W miejscu pracy spędzał co najmniej połowę swego życia. Doktor był specjalistą w dziedzinie angiologii, czyli ogólnie mówiąc - chorób żył i tętnic. Miał też specjalizację z chirurgii, co okazało się nieocenionym atutem w jego karierze. Była niedzielna wiosenna noc, minęła dziesiąta i wszędzie panowała cisza. Doktor wziął dyżur nocny i zamierzał wykorzystać, by w spokoju popracować nad dokumentacją. Cały szpital od dawna spał, tylko w pokoju pielęgniarek paliło się światło. Nie spały, zawsze gotowe na wezwanie pacjenta. Nic się nie działo. Noc zapowiadała się spokojnie. Doktor pracował przy komputerze, analizując i przeglądając dokumentację medyczną. Praca lekarza wymagała coraz więcej biurokracji. Nocny dyżur był okazją do spokojnego przestudiowania dokumentacji medycznej niektórych przypadków. Poprzedni tydzień był bardzo pracowity, tak dla do doktora, jak i reszty personelu. A to dlatego, że kilku lekarzy było nieobecnych. Wyjechali na zagraniczne seminarium medyczne i trzeba ich było zastąpić. Cały oddział spadł na barki tych, którzy zostali. Tej nocy jak zwykle dwóch lekarzy pełniło dyżur na oddziale: Jasnota na pierwszym piętrze, a doktor Wanat nadzorował OIOM i całe drugie piętro.

    Minęła prawie godzina, zanim Jasnota uporał się z wprowadzaniem danym do komputera. Wtedy wstał od biurka i przeciągnął się, by zmienić pozycję. Od tego siedzenia przed monitorem jeszcze bardziej rozbolały go plecy. Połknął kolejną tabletkę przeciwbólową i wyszedł na korytarz. Może spacer przyniesie ulgę . Kroczył, mijając ciemne sale, aby upewnić się, że wszystko w porządku. Wokół panowała cisza. Z niektórych sal dochodziło chrapanie śpiących pacjentów. Obszedłszy całe piętro, Jasnota wrócił do swego gabinetu. Usiadł przy biurku i zabrał ponownie za dokumentację pacjentów. Czekała go pracowita noc.

    Minął może kwadrans, gdy doktor usłyszał cichutkie pukanie do drzwi. Znieruchomiał, czekając, czy pukanie powtórzy się. Nic. Cisza. Może mu się zdawało. Wrócił do analizy danych, gdy po chwili pukanie powtórzyło się.

    - Proszę! - powiedział.

    Drzwi uchyliły się i stanął w nich młody mężczyzna, a właściwie jeszcze chłopak. Niewysoki i szczupły. Zamknął drzwi i wolno podszedł do biurka doktora.

    - Dobry wieczór, panie doktorze. Czy mogę na chwilę?

    - Proszę. Co się dzieje?

    - Mam jakieś dziwne objawy i nie mogę spać.

    Doktor popatrzył na niego uważnie.

    - Jakie „dziwne objawy"?

    - Jest mi niedobrze, boli mnie brzuch, ale najgorsze są te zawroty głowy. Nie mogę spać. Mógłbym dostać coś na sen?

    - Połóż się na kozetce. Zbadam cię. Biegunka jest? Wymioty?

    - Nie, ani biegunki, ani wymiotów. Tylko te zawroty głowy, kiedy zmieniam pozycję lub leżę. Dlatego nie mogę leżeć - cały czas kręci mi się w głowie. Proszę mnie zbadać.

    - Siadaj. Brałeś coś na własną rękę?

    - Nie! Niech pan mnie zbada. Po co te pytania?

    - Jak to po co? - Doktor wydawał się zniecierpliwiony słowami pacjenta. - Muszę wiedzieć, co brałeś. Tak nagle masz zawroty głowy? To mogą być skutki uboczne jakiegoś leku.

    - Doktorze, jestem sanitariuszem i ratownikiem medycznym. Nie zażywam nic na własną rękę.

    - W takim razie wiesz, że wszystko ma swoje skutki uboczne. Nie powinny cię dziwić takie pytania. Wy, pacjenci, nieraz wnosicie do szpitala jakieś swoje preparaty. A gdy nastąpi reakcja z lekami stosowanym tutaj, mówicie, że to nasza wina.

    Mówiąc to lekarz podszedł do pacjenta. Zajrzał do oka, potem do drugiego, a następnie zaczął obmacywać węzły chłonne za uszami.

    - Nic tu nie widzę… - mruczał pod nosem.

    - To jak z tymi skutkami ubocznymi, panie doktorze?

    - Na razie trudno powiedzieć. Może skutki uboczne, może masz po prostu zwykłą niestrawność. Uspokój się. Dam ci środek nasenny i wracaj do łóżka.

    - Ale mówiłem, nie mogę leżeć. Jak leżę, jest mi niedobrze.

    - Dam ci zastrzyk nasenny i za kilka minut to minie.

    - A jak będą jakieś powikłania?

    - Jakie powikłania? Środek nasenny zadziała i zaśniesz, nawet nie będziesz wiedział, kiedy.

    - A jeśli mi się coś stanie? W trakcie snu? W tym szpitalu było wiele przypadków powikłań.

    „Wyjątkowo upierdliwy, jak na medyka!" - pomyślał doktor.

    - Co ty za bzdury wygadujesz. Skąd masz takie informacje?

    - Z pierwszej ręki. Mój ojciec był waszym pacjentem kilka lat temu.

    - Sanitariusz, a gada takie bzdury. Mówisz, że twój ojciec był tu pacjentem? Co mu było?

    - Był u was leczony. W trakcie leczenia wystąpiły powikłania. Martwica. Amputowano mu nogę. To właśnie pan doktor dokonał amputacji.

    - Jesteś medykiem, powinieneś wiedzieć, że powikłania się zdarzają. Amputację przeprowadzamy, gdy jest taka konieczność.

    - Powikłania w tym szpitalu zdarzają się bardzo często. Amputacje też. Może nogę można było uratować?

    - Gdy dochodzi do martwicy tkanek, nie da się uratować dotkniętej gangreną kończyny. Trzeba to usunąć. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy. Przecież amputacja to nie koniec świata. Dokonałem wielu amputacji. Setki moich pacjentów żyje i są mi wdzięczni, że stracili nogę lub rękę, a nie życie.

    - Ale mojemu ojcu nie uratowało to życia. Wkrótce zmarł na tym oddziale.

    - Bardzo mi przykro. Jego śmierć na pewno nie była wynikiem amputacji. Amputacji dokonujemy właśnie po to, by ratować życie.

    - Pytanie, czy całe leczenie było właściwe. Może to wasze eksperymenty prowadzą do fatalnych skutków ubocznych?

    - Mimo skutków ubocznych pacjenci są wdzięczni za uratowanie życia - bronił się lekarz.

    - Taaak, potraficie tak nastraszyć pacjenta, że jest wdzięczny, że w ogóle przeżył!

    - Nie bądź bezczelny! Dam ci zastrzyk i idź spać.

    Doktorowi coraz bardziej nie podobała się ta rozmowa. Ten człowiek miał jakiś problem psychiczny. Trauma po śmierci ojca. Kilka lat, już dawno powinien się z tym pogodzić. Może trzeba go wysłać do psychologa? Lekarz wyjął z oszklonej witryny strzykawkę oraz fiolkę z lekiem. Przygotowując zastrzyk do podania, powiedział:

    - Muszę cię wpisać do rejestru wydanych leków. Przypomnij mi nazwisko. - Powiedział Jasnota, odłożył przygotowaną strzykawkę i podszedł do biurka. W tym momencie siedzący na kozetce mężczyzna osunął się na podłogę.

    - Człowieku, ocknij się, co ci jest? - zaskoczony lekarz podbiegł do leżącego, próbując go cucić. Po chwili leżący pacjent otworzył oczy i powiedział całkiem przytomnie, ale zupełnie bez sensu:

    - Aha! wszystko ma skutki uboczne? Łatwo mówić, gdy konsekwencje ponoszą inni. A gdyby tak pana doktora dotknęły konsekwencje?

    - Co ty wygadujesz, człowieku? Dam ci zastrzyk i idź spać. Porozmawiamy jutro.

    - O ile będzie jutro...

    To mówiąc, leżący pacjent wyjął coś z kieszeni dresu i podsunął lekarzowi pod nos. Jasnota poczuł silny chemiczny zapach i osunął się na podłogę.

    Kiedy lekarz ocknął się, dalej leżał na podłodze, ale w ustach miał knebel, a ręce miał skrępowane z tyłu bandażem elastycznym. Obok niego klęczał pacjent, trzymając strzykawkę w ręku. Mówił coś, czego początku lekarz nie usłyszał:

    - … czym dłużej studiowałem, tym bardziej było dla mnie oczywiste, że to, co robicie, jest nielegalne. Traktujecie pacjentów jak króliki doświadczalne. Wszystko dla waszej kariery i pieniędzy. Zabiliście w ten sposób wielu ludzi. Nie macie prawa decydować o życiu pacjenta bez jego zgody.

    Spojrzał na lekarza, który zakneblowany, nie mógł mówić, więc chłopak odpowiedział za niego:

    - Wiem, co chce pan powiedzieć, doktorze. Uważacie, że wszystko wam wolno, bo w razie czego zasłonicie się skutkami ubocznymi. Przecież nigdy nie da się przewidzieć wszystkich skutków ubocznych i nikt nie będzie winił lekarza! W ten sposób robicie, co wam się podoba. Mieliście kilkadziesiąt śmiertelnych powikłań i dalej udajecie, że nie ma żadnych skutków ubocznych. Wykonujecie testy na pacjentach i decydujecie za nich o ich życiu lub śmierci. Teraz ja wykonam test na panu.

    Jasnota zauważył, że pacjent nosi przejrzyste lateksowe rękawiczki. Zaczął się szarpać, ale bezskutecznie. Ręce miał związane z tyłu i wciąż był otumaniony eterem. Wreszcie zrozumiał, co się dzieje i w jego oczach pojawiło się przerażenie.

    - Nie ma się czego bać, doktorze. Podam panu ten sam środek, który podawaliście swoim pacjentom. Mojemu ojcu również. Zrobimy taki eksperyment. Taki sam, jaki wy robiliście setki, lub tysiące razy. Ten sam zastrzyk, ten sam lek, tylko pacjent inny. Spokojnie. Proszę się nie rzucać, to nic nie pomoże.

    Jasnot szarpał się coraz słabiej, a chłopak mówił dalej.

    - Przedtem wstrzyknąłem panu środek nasenny. Za chwilę pan zaśnie i nie będzie czuł, jak panu podam drugi zastrzyk. Jeśli ten wasz lek jest bezpieczny, nic się panu nie stanie. Obudzi się pan jutro, jakby nigdy nic i wróci sobie do domu. Gorzej, jeśli ten wasz lek, który testujecie na pacjentach, to jakieś gówno. Wtedy mogą wystąpić u pana powikłania lub skutki uboczne. Wtedy może pana spotkać to samo, co waszych pacjentów. Cóż, tak naprawdę nie wiem, co będzie wtedy.

    Czekając, aż zadziała środek nasenny, dodał:

    - Uważacie, że jesteście nietykalni. Nikt z was nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji. Nie przyszło wam do głowy, że może się znaleźć ktoś, kto zechce wyrównać rachunki? Ludzie, którzy upomną się swoich bliskich, to są również skutki uboczne waszych eksperymentów. Skutki nieprzewidziane przez was, które tym razem dotkną was. Jeśli pan przeżyje, doktorze, proszę nie opowiadać, co tu się wydarzyło. Nikt panu nie uwierzy. Nie będzie żadnych dowodów, że tu byłem.

    To były ostatnie słowa, jakie usłyszał Jasnota. Potem środek nasenny zadziałał i lekarz zapadł w sen. Nie poczuł, jak chłopak wstrzyknął mu całą zawartość strzykawki. Nie widział, jak chłopak uprzątnął obie puste strzykawki i wrzucił do pojemnika na odpady medyczne. Potem chłopak położył lekarza na kozetce i zdjął bandaż kneblujący usta i krępujący lekarza. Podszedł do szafki z lekami, wyjął coś i schował do kieszeni. Wreszcie cichutko wyszedł z gabinetu, gasząc światło i udał się na jedną z sal, gdzie spali inni pacjenci.

    *

    Armagedon rozpętał się w poniedziałek rano. Salowa sprzątająca piętro odkryła ciało doktora Jasnoty leżące na kozetce w jego gabinecie. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Ciało nie było widoczne po otwarciu drzwi, bo zasłaniał je parawan. Przestraszona salowa narobiła wrzasku i poleciała zawiadomić innych. Przybiegł jeden z lekarzy i zbadał doktora. Okazało się, że nic już nie można zrobić. Doktor Jasnota nie żył od kilku godzin.

    Tego dnia poranny obchód odbył się z opóźnieniem, a planowane wypisy ze szpitala oraz odwiedziny zostały wstrzymane. Jak zwykle w przypadku nagłego niewyjaśnionego zgonu, wezwano ekipę dochodzeniową. Ta zabrała się od razu do pracy, ale w pokoju lekarza nie znaleźli niczego podejrzanego. Wszystko było na swoim miejscu. Co prawda w koszu z odpadami medycznymi znaleziono zużyte strzykawki, ale nie było w tym nic niezwykłego, biorąc pod uwagę, że wszystko działo się w szpitalu. Obfotografowali gabinet doktora Jasnoty, oraz sprawdzili inne pokoje, gabinety zabiegowe, sale i pomieszczenia socjalne. Nie znaleziono niczego podejrzanego. Drzwi do pokoju Jasnoty nie były zamknięte, ale nic nie wskazywało, że w nocy był tam ktoś jeszcze. Koło południa ciało lekarza zabrano do policyjnego zakładu medycyny sądowej.

    Przepytano lekarzy, pielęgniarki, strażników oraz pacjentów, czy czegoś nie słyszeli lub nie widzieli. Nikt nic nie widział, ani nie słyszał. Przesłuchania trwały przez kilka następnych dni. Doktor Wanat, drugi lekarz dyżurny tej nocy, potwierdził, że nic się działo. Ostatni raz rozmawiał z doktorem Jasnotą przed dziesiątą. Po rozmowie poszedł do swojego gabinetu piętro wyżej i każdy zajął się swoimi obowiązkami. Potem już się nie widzieli. Pielęgniarki obecne na tym dyżurze również potwierdziły, że nic się nie działo. Doktor Jasnota najwidoczniej był cały w swoim gabinecie. Większość czasu do porannego obchodu spędziły w pokoju. Do doktora nie zaglądały, gdyż nie było to w zwyczaju. Gdyby doktor czegoś potrzebował, na pewno by je wezwał.

    Sekcja wykazała, że śmierć nastąpiła w nocy z niedzieli na poniedziałek, około godziny trzeciej nad ranem. Bezpośrednią przyczyną był krwotok wewnętrzny. We krwi znaleziono środek przeciwbólowy, środek nasenny oraz lek o nazwie Efibryl, który był przyczyną krwotoku. Był to zagraniczny lek specjalnego przeznaczenia, nie dopuszczony do stosowania na terenie kraju. Nie wiadomo dlaczego był używany w szpitalu. Fakt bardzo niewygodny dla dyrekcji szpitala. Dyrektor szpitala prosił, by poczekać z wyjaśnieniem tej sprawy kilka dni do powrotu kierownika oddziału, profesora Starmacha.

    Ustalenia z sekcji zwłok rodziły wiele pytań. Na ciele nie było żadnych śladów przemocy ani pobicia, z wyjątkiem śladów igły na lewym przedramieniu. Okazało się, że ślady silnego środka przeciwbólowego znaleziono w żołądku, natomiast pozostałe dwa leki musiały zostać podane w zastrzyku. Mogło to oznaczać, że doktor sam wykonał zastrzyki. Dlaczego? W szpitalu nikt nie wiedział, by Jasnota chorował na coś. Nie miał żadnej depresji, ani innych problemów psychicznych, czy też życiowych, które skłaniają ludzi do samobójstwa. Wszystkie trzy leki nie zostały przedawkowane. Gdyby doktor próbował popełnić samobójstwo, wziąłby kilkukrotnie większą dawkę leku oraz użyłby wtedy środka nasennego, nie Efibrylu, który miał zupełnie inne zastosowanie. To wszystko wskazywało, że nie chodziło o samobójstwo. A jednak coś tragicznego wydarzyło się tamtej nocy. Czy doktor wziął leki pomyłkowo? Jeśli tak, to na czym polegała pomyłka? Teoretycznie pomyłka była możliwa, ale nie powinna się zdarzyć lekarzowi. Fiolki z obydwoma preparatami były podobne i znajdowały się w tej samej witrynie. Może Jasnota wziął środek przeciwbólowy, a gdy ten nie pomagał, Jasnota nie mogąc wytrzymać z bólu, zdecydował się wziąć dodatkowo środek nasenny. Pomylił się, wstrzyknął sobie Efibryl, po czym zorientował się w pomyłce i jako drugi wstrzyknął sobie właściwy lek. To byłoby jedyne logiczne wytłumaczenie. Odwrotna kolejność nie miałaby sensu. Gdyby wstrzyknął sobie środek nasenny jako pierwszy, po co wstrzykiwałby sobie potem Efibryl? Jasnota nie chorował na nic, co wymagałoby stosowania Efibrylu. Gdyby wiadomo było, który lek został wstrzyknięty jako pierwszy, może udałoby się wyjaśnić, co tak naprawdę się stało. Jednakże wynik sekcji nie określały, który zastrzyk został podany jako pierwszy. Dziwny był również fakt, że doktor zmarł, mimo iż żaden z leków nie został przedawkowany. Jedno było pewne – mimo nieprzedawkowania, śmiertelny krwotok spowodował Efibryl, a nie pozostałe leki. Wyglądało to jak interakcja lekowa o piorunującym działaniu.

    Do sprawdzenia pozostała wersja wydarzeń z udziałem kogoś trzeciego. Mogło być tak, że doktor poprosił pielęgniarkę o zastrzyk nasenny, a ta pomyliła się, wzięła z witryny i podała mu Efibryl. Po czym zorientowała się i przyznała przed doktorem, a następnie podała mu właściwy zastrzyk. To musiałoby się stać za zgodą Jasnoty. Jeśli jednak pielęgniarka nie pomyliła się… zrobiła to rozmyślnie? Podała Efibryl zamiast środka nasennego? Tylko po co? Usiłowanie zabójstwa przy pomocy jednej dawki leku o zupełnie innym działaniu – to było bez sensu. Poza tym obydwie pielęgniarki zgodnie zeznały, że nie robiły doktorowi żadnego zastrzyku, ani nie widziały go przez całą noc. Należało wykluczyć taką wersję wydarzeń.

    Udział innej osoby mógł wyglądać jeszcze inaczej. Ktoś mógł przyjść w nocy do Jasnoty bez złych zamiarów, po czym wydarzenia tak się potoczyły, że spowodował śmierć doktora. Na przykład pokłócili się o coś i ten ktoś chciał się zemścić na doktorze. Musiałyby powstać odgłosy kłótni, a nawet ślady walki. Zostawiłby jakiekolwiek ślady. W zaskakującej sytuacji w pośpiechu nie da się dokładnie usunąć wszystkich śladów. Więc jeżeli ktoś przyszedł w nocy, żeby zabić Jasnotę i nie zostawił żadnych śladów, to musiał mieć wszystko zaplanowane. Nie mógł to być przypadkowy człowiek. Musiał znać ten szpital, a nawet posiadać pewną wiedzę medyczną. No tak, ale czy chcąc zabić lekarza, użyłby Efibrylu? Jeśli miał jakąkolwiek wiedzę medyczną, musiałby wiedzieć, że Efibryl nie nadaje się do tego celu. Użyłby wtedy bardziej skutecznego środka. Więc może ten ktoś się pomylił? Wstrzyknął Jasnocie pomyłkowo Efibryl, zorientował się w swojej pomyłce i wstrzyknął lek nasenny. I znowu trudno było zakładać, że jedną dawką środka nasennego ktoś chciał zabić Jasnotę. Ta hipoteza nie trzymała się kupy.

    Ochrona potwierdziła, że w trakcie weekendu nikt obcy nie wchodził do szpitala, a pomiędzy dziesiątą wieczór a szóstą rano tamtej nocy w ogóle nikt ani nie wchodził, ani nie wychodził. Potwierdzały to nagrania z kamer zainstalowanych przy głównym wejściu. Oprócz głównego wejścia, były jeszcze trzy inne: jedno boczne dla pacjentów przywożonych karetką, drugie gospodarcze oraz trzecie ewakuacyjne. Nie było przy nich monitoringu, ale

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1