Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Aremil Iluzjonistów: opowieści
Aremil Iluzjonistów: opowieści
Aremil Iluzjonistów: opowieści
Ebook236 pages3 hours

Aremil Iluzjonistów: opowieści

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Historia trwa tak długo jak jej bohaterowie…
 
Opowieści to krok wstecz, który pozwala przyjrzeć się bliżej bohaterom świata iluzjonistów, a także uzupełnić luki w ich historiach. Zbiór opowiadań otwiera przygoda młodego Yaxiela podążającego za widmami przeszłości. Gdy podczas ważnej misji na Wschodzie nadarza się okazja, by odkryć zagadkę własnego pochodzenia, chłopak podejmuje ryzyko, kładąc na szali nie tylko zaufanie mistrza, lecz i życie przyjaciółki…
Opowieści pokażą również, jak poradziła sobie Luv na służbie u Najimaru, co zmusiło młodego Oroshiego do ucieczki z kraju oraz czy Yaxiel odważył się spełnić marzenie o zostaniu liderem.
 
Dotychczas ukazały się dwie powieści ze świata iluzjonistów:
Aremil Iluzjonistów: Wschodnie Rubieże
Aremil Iluzjonistów: Uwikłani
LanguageJęzyk polski
Release dateFeb 19, 2019
ISBN9788394938130
Aremil Iluzjonistów: opowieści

Read more from Alicja Makowska

Related to Aremil Iluzjonistów

Related ebooks

Reviews for Aremil Iluzjonistów

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Aremil Iluzjonistów - Alicja Makowska

    SŁOWO WSTĘPNE

    Drodzy Czytelnicy, Opowieści, które trzymacie w rękach powstawały wraz z trylogią o iluzjonistach. Mają na celu dopowiedzieć historię bohaterów pojawiających się na kartach dwóch wcześniejszych powieści (Wschodnie Rubieże, Uwikłani).

    Część opowiadań to przysłowiowa ostatnia kropka, która ma zaspokoić Waszą ciekawość co do dalszych losów postaci. Do nich należy zaliczyć Powrót na Wschód rozgrywający się trzy lata po wydarzeniach ukazanych we Wschodnich Rubieżach i traktujący o wyprawie w głąb Asmary, której podjęła się Ellen. Wymienić tu także należy Honor odziedziczony po przodkach, którego akcja dzieje się de facto w podobnym przedziale czasowym; historia ta ukazuje dalsze losy Minaro Nakarde, jak również dylematy pokolenia, które poprzedziło Ellen, Yaxiela i Luv w kształtowaniu świata iluzjonistów. Późniejsze relacje Luv i Najimaru oraz przyszłość Arkadii poznajemy w opowiadaniu zatytułowanym Gwiazdy umierają w ciszy.

    Innym typem opowieści są te rozgrywające się przed wydarzeniami ze Wschodnich Rubieży i prequelu. Powstały one, by poszerzyć wiedzę Czytelnika na temat bohaterów historii o Luv i ukazać wydarzania z przeszłości, które wpłynęły na osobowość i światopogląd poszczególnych postaci. Przykładami takich opowiadań są: sztandarowy w tym zbiorze Błędy Ognik – opowieść o dniu, w którym Yaxiel zdecydował, jakim chce być człowiekiem, a także Przez granice do Nieba, poświęcone historii Najimaru Oroshiego z czasów przed założeniem Orbity.

    Historia, która łączy zarówno przyszłość jak i przeszłość bohaterów nosi tytuł Za głosem serca. Z tej krótkiej opowieści dowiecie się więcej o wojnach klanów, które ukształtowały Atermię znaną Wam ze Wschodnich Rubieży.

    Nie każda postać „zapracowała na własne opowiadanie, ale pragnę zapewnić, że znam losy wszystkich bohaterów i większą część tych historii pozostawię w mojej wyobraźni. Dla Was rozsiałam po tekście wiele tropów i „smaczków, na które z pewnością natraficie podczas lektury. Mam nadzieję, że odpowiedzą one w pełni na pytania, jakie mogły pozostawić wcześniejsze książki.

    Kłaniam się nisko i odsłaniam przed Wami po raz kolejny świat iluzjonistów.

    Moim Przyjaciołom – jesteście pięknem,

    którego nie odnalazłam, ale które mi się przytrafiło.

    Dziękuję!

    Błędny Ognik

    (3) 402 r.

    Stukot końskich kopyt doskonale wpasowywał się w hipnotyzującą muzykę i miarowy głos miejskiego barda intonującego pieśń, a wtórujące mu murmurando mieszkańców nadawało pieśni żałobny wygłos.

    Luv instynktownie ściągnęła wodze, by zwolnić do stępa, nim jadący na czele zwiadowca dał im sygnał, by zrównała się z gniadoszem drugiego ze zwiadowców. Ulica, w którą wjechali, przyozdobiona była czerwonymi lampionami, a szkarłatne tkaniny przesłaniały okna kamieniczek.

    – To tutaj – szepnął Sheldor. Jego siwek zatrzymał się, wstrząsając grzywą.

    By na niego nie wpaść, Luv jeszcze bardziej przyciągnęła wodze.

    – Ten bard jest kronikarzem? Kawał głosu jak na takiego staruszka – skomentował Gior, drugi ze zwiadowców. Mimo potężnej postury, żołnierz był lekkoduchem i Luv zdążyła już przyzwyczaić się do jego żartów.

    – Wygląda to na jakiś rytuał – zauważyła cicho Luv.

    – Musimy zaczekać, aż skończą – zdecydował Sheldor. – Nietaktem byłoby nie uszanować czyichś obyczajów.

    Murmurando przeszło w jeszcze niższe tony, aż Luv poczuła ciarki na plecach. Próbowała wychwycić słowa zawodzących ludzi, lecz te deformowały i nakładały się na siebie, a dodatkowo dźwięki bębnów i piszczałek skutecznie jej to uniemożliwiały.

    – Wiecie o czym śpiewają? – zapytała towarzyszy.

    – O przeszłości – odpowiedział Gior poważnym tonem.

    – Niewiele można zrozumieć – potwierdził jego przypuszczenia Sheldor. – Nigdy nie mogłem pojąć wschodnich obyczajów.

    Zeskoczył z siodła i Luv poszła za jego przykładem.

    – Gior, zabierz konie i znajdź karczmę. Niech się napiją. Rozpytaj też dyskretnie o Przedpole. Chcę poznać nastroje ludzi.

    Rzucił mu sakiewkę, którą zwiadowca płynnie złapał. Luv zobaczyła, jak mężczyzna nakłada kaptur na głowę i znika, prowadząc ich wierzchowce.

    – A co z nami? – spytała Sheldora.

    – Zaczekamy na koniec pieśni.

    Usiedli na podmurówce otaczającej najbliższą kamieniczkę z czerwonej cegły, tuż za grupą nucących ludzi. Luv miała ochotę wyjąć z torby jabłko i zjeść je, jednak miała świadomość, że swym zachowaniem mogłaby urazić śpiewających. Przymknęła więc oczy i wsłuchując się w pieśń, bezwiednie dopasowywała w myślach możliwe interpretacje.

    Zauważyła, że niektóre wersy utworu się powtarzały. Wbrew ciężkiemu tonowi narzuconemu przez barda, pieśń była bardzo melodyjna, jednak smutna nuta siała niepewność w słuchaczach, bezwiednie podsuwając im obrazy tragedii i śmierci.

    Po kwadransie Luv otworzyła oczy. Głos barda ucichł, a nucenie mieszkańców zaczęło zanikać, ustępując miejsca ciszy. Dziewczyna uświadomiła sobie, że kąciki oczu ma wilgotne. Otarła je szybko, zerkając na Sheldora, by upewnić się, że tego nie zauważył.

    Była co prawda tylko uczennicą lidera, a nie w pełni iluzjonistką, ale nie chciała uchodzić za wrażliwą dziewczynę, którą łatwo wzruszyć.

    Zwiadowca jednak bardziej zainteresowany był starcem. Bard wstał, wspierając się na kosturze. Uniósł rękę nad tłumem i wymamrotał błogosławieństwo.

    – Dusze straceńców zostały wspomniane. Ich pamięć uczczona. Idźcie w pokoju – odprawił mieszkańców.

    Luv wstała na znak Sheldora. Zaczęli przepychać się w stronę barda.

    – Panie! – zawołał zwiadowca, gdy byli już w pobliżu. – Szukamy kronikarza Felshon.

    Bard obejrzał się na nich i zatrzymał.

    – Już go znaleźliście – rzekł, lekko się kłaniając. Zwiadowca i Luv odwzajemnili ów gest. – Z kim mam przyjemność i jak mogę wam pomóc? – zapytał.

    Gdy mówił, jego głos nie był tak niski i czarujący, jak podczas śpiewu.

    – Jestem kapitan Sheldor, przedstawiciel sił zbrojnych wielkiego sojuszu Atermia-Natamiru – powiedział mężczyzna. – A to moja towarzyszka, Luv Incerno – iluzjonerska uczennica.

    Twarz starca wyraźnie stężała. Zerknął niepewnie na dziewczynę.

    – Ludzie nie chcą tutaj iluzjonistów. Sprawiają za dużo kłopotów.

    – Nie przyszliśmy tutaj, by przysporzyć jakiegokolwiek kłopotu.

    – Sama wasza obecność może nam ściągnąć go na głowę – oznajmił kronikarz. – Wiecie, jaką rocznicę dzisiaj obchodzimy? Dwanaście lat temu te ziemie spłynęły krwią mieszkańców, bo stojący u władzy w Myrii i Sen’Izie nie mogli dojść do porozumienia przy użyciu słów i musieli wykorzystać armię. Z powodu ich kłótni o kształt linii granicznej, o spłachetek ziemi – zaakcentował – zginęli zwykli pastuszkowie, których jedyną zbrodnią było to, że pasali swoje trzody raz na łąkach należących do Sen’Izy, a innym razem na ziemiach Myrii. Pasali je na trawach rosnących przy ich wiosce!

    Stuknął kosturem w ziemię, by wyrazić swoje zdenerwowanie. Luv widziała, jak jego spracowana dłoń zaciska się mocno na podpórce.

    – A nazwano tę tragedię Wielką Rewolucją Graniczną! – wymruczał ze złością. – Graniczną! – podkreślił. – Ważne dla historii miało być to, o co się kłócili, a nie fakt, że przez ich małostkowość i głupotę zginęli niewinni! Moja córka… moja kochana… ona również…

    Gardło mu się ścisnęło i zwarł usta. Luv poczuła przypływ współczucia dla starego barda. Zaraz jednak jej myśli podążyły w inną stronę. Ta nazwa coś jej mówiła. Wielka Rewolucja Graniczna… gdzie ona ją już słyszała?

    – Kronikarzu, zapewniam cię, że rozumiemy tę tragedię i głęboko ci współczujemy – powiedział Sheldor. – Jesteśmy tu jednak, by powstrzymać spór, który może zakończyć się podobnie, jeśli nam nie pomożesz. Chodzi o Przedpole – doprecyzował. – Kolejny spór o ziemię.

    Bard wypuścił ze świstem powietrze z płuc.

    – Ludzie nigdy nie uczą się historii – zaczął narzekać. – Oczekują od nas, kronikarzy, spisywania wydarzeń, pilnowania dat i rachub, a nie wyciągają z nich żadnych wniosków, żadnych przemyśleń…

    Pokręcił głową z politowaniem. Zwiadowca chciał się wtrącić, ale starzec uniósł dłoń.

    – Wiem, wiem… wy młodzi zawsze chcecie wszystko szybko i natychmiast. Rozumiem.

    – Nie mamy niestety wiele czasu.

    – Wszystko rozumiem. W takim razie… – Wskazał kosturem pobliską chatę. – Wejdźmy do środka. Porozmawiamy na spokojnie.

    *

    Luv nigdy nie przepadała za długimi rozmowami. Ta miała być jedną z nich, więc od razu przysiadła przy wygasłym palenisku na lewo od wejścia do chaty. Po jakimś czasie napar w jej kubku ostygł, zaś do jej nóg przypałętał się kocur o mlecznej sierści i z pojedynczą czarną plamą wokół prawego oka.

    Tego wieczoru został jej towarzyszem, który w zamian za machinalne głaskanie, ogrzewał jej uda.

    Choć dziewczyna starała się śledzić wymianę zdań, po jakimś czasie się wyłączyła. Ile można było słuchać o polityce, królach i nieznanych jej ziemiach? Staruszkowie zawsze mają w sobie coś takiego, że ich chrypliwe głosy nastrajają do opowieści, lecz z reguły mówią powoli i rozwlekle. Zmęczony zaśpiewem bard mówił właśnie tak, wolno i chrypliwie.

    Jeśli chodziło o ich misję, Luv mogła streścić jej zamierzenia w kilku słowach, znacznie szybciej niż wytłumaczył to Sheldor. Przebywali na ziemiach Myrii, tuż za górami w niewielkim pasie, który tutejsi nazywali Przedpolem lub Podgórzem. Ziemie te należały do zamieszkującej je od wieków rodziny Dersonów. Twierdzili oni, że otrzymali je od piętnastego lidera Atermii w zamian za złożony mu hołd posłuszeństwa. Teraz zaś chcieli, by dołączone zostały do Wielkiego Sojuszu. Skorzy byli płacić daninę Atermirańczykom w zamian za uznanie ich ziem za część Atermii, i zapewnienie im z tego tytułu ochrony.

    Gromadzenie dowodów na autentyczność takiego hołdu i nadania, wymagała obecności lidera. Dzięki temu Luv, Ellen i Yaxiel mogli wziąć udział w tej misji. Musieli być tam, gdzie ich mistrz, by nie przerywać szkolenia.

    Gdy bard opowiadał o przodkach Polańczyków i rodzie Dersonów, odkopując zakurzone tomiszcza kronik, Luv odpłynęła myślami do wspomnianej wcześniej krwawej rewolucji granicznej. Po chwili intensywnego skupienia przypomniała sobie, gdzie usłyszała tę nazwę. Mistrz o niej mówił, wspominając o pochodzeniu Yaxiela, na początku ich szkolenia. Dobre cztery wiosny temu. Samemu Yaxielowi też zdarzyło się niedawno o tym nadmienić. Mówił, że wiele by dał, by odkryć swoje korzenie.

    Przypomniała sobie o tym i miała ochotę puknąć się w czoło. Jak mogła zapomnieć?

    Kocur na jej kolanach uniósł głowę i spojrzał na nią, jakby pytał, dlaczego przerwała głaskanie. Luv uśmiechnęła się pod nosem. Postanowiła, że gdy będą wychodzić, spyta kronikarza o groby straceńców z tamtej wioski. Być może to będzie dla Yaxiela jakimś śladem.

    *

    – Mistrz się spóźnia – mruknęła Ellen.

    Przystanęła, założyła ręce na piersi i utkwiła sceptyczne spojrzenie w powiewającym na tyczce proporcu, wskazującym na wzniesiony przy skarpie namiot. Właśnie tam przebywał teraz Minaro Nakarde. Opuścił swoich uczniów dobrą godzinę temu, gdy przybycie gońca przerwało im trening. Z twarzy Ellen można było z łatwością wyczytać, że nie liczyła na to, aby zjawił się przed końcem dnia.

    – Marnujemy czas – zawtórowała jej Luv.

    Stanęła przy kuzynce, wyraźnie oczekując jakiegoś działania.

    – Wykorzystajmy go na odpoczynek. Nawet najsilniejsi tego potrzebują – odezwał się z dołu Yaxiel. Młody iluzjonista siedział na zboczu łagodnego pagórka. Czubkiem jednego z bliźniaczych sztyletów żłobił szlaczki w wystającym korzeniu. – A do najsilniejszych trochę nam brakuje.

    – To prawda. – Luv odwróciła się w jego stronę. – Dlatego właśnie sugeruję, żebyśmy się nie obijali. Chyba, że sparing z mistrzem wyczerpał twoje siły? – spytała zaczepnie.

    – Jestem pewna, że zachował jakieś rezerwy – wtrąciła przekornie Ellen, stając u boku kuzynki.

    Yaxiel zmierzył je zaciekawionym spojrzeniem. Cztery lata spędzone w jednej drużynie, pozwoliły mu wyrobić sobie dosyć dobrą opinię o swoich kamratkach. Były intrygujące, prawie nierozłączne za przyczyną więzów krwi. W ich żyłach płynęła krew słynnego klanu Incerno. Różniły się jak dzień i noc, a jednocześnie stanowiły swoje idealne dopełnienie. Luv wyróżniały ostry charakter, cięte riposty i nadludzka pewność siebie. Ta mieszanka owocowała jednak otwartością i sympatycznością. Dziewczyna zawsze wykazywała się pogodą ducha, a poza tym była mistrzynią świadomej prowokacji ludzi, ale jeśli chciała, również przyjaciółką wierną ideałom swoich towarzyszy, a nade wszystko iluzjonistką pełną sprzeczności. Czasem nawet Yaxiel nie potrafił właściwie zinterpretować jej zamysłów.

    Ellen była bardziej skryta. Zawsze stała murem za kuzynką. Potrafiła się śmiać nawet w chwilach smutku. Przed oczami nieustannie widziała nadzieję. Było w niej dużo łagodności, ale i zawziętości, która z reguły uwidaczniała się w walce. Choć ostatnio szła w ślady kuzynki. Nauczyła się od niej zaczepnych odzywek i wyciągania z ludzi tego, czego w danej chwili potrzebowała.

    Yaxiel uśmiechnął się szelmowsko.

    – Zaraz wam pokażę, ile jeszcze wam brakuje do najsilniejszych. – Łypnął na nie piwnymi oczami. Jego tęczówki za sprawą jednego mrugnięcia zmieniły kolor na płynny bursztynowy odcień. Świat dookoła nich delikatnie się rozmył, by po chwili przybrać te same kształty w rzeczywistości iluzyjnej. Konie, pasące się poza obrębem placu, odruchowo parsknęły, wyczuwając subtelną zmianę, gdy ich ciała przyoblekała niebieskawa mgiełka.

    To samo przytrafiło się trojgu młodych iluzjonistów.

    Niebieska aura wskazywała odnośniki – elementy należące do rzeczywistego świata. Materię potrafiącą ranić; materię, którą trzeba było uszkodzić, aby iluzja zniknęła. Yaxiel, Ellen i Luv potrafili ją dojrzeć. Oczy dziewczyn zachowały co prawda swoje naturalne zabarwienie – ale uśpiony głęboko iluzjonerski talent nadal zapewniał im tę przewagę. Tęczówki Yaxiela przybrały bursztynowy odcień pozwalający mu kreować iluzję. Chłopak miał prowadzenie, ale za sprawą zniszczenia odnośnika, mogło się to wkrótce zmienić.

    Yaxiel podniósł się z ziemi.

    – Ustalmy zasady – zaczął. – Gramy honorowo, bez nieczystych zagrań.

    Luv wywróciła oczami; wyglądała jakby usilnie chciała to skomentować, jednak trzymała język za zębami.

    – Zwycięstwo zależy od liczby prowadzeń – kontynuował chłopak. – W wyjątkowych sytuacjach weźmiemy pod uwagę czas trwania iluzji. Od razu wyłączam ze zmagań konie. To odnośniki poza grą.

    – Za kogo ty nas masz? – mruknęła z niedowierzaniem Ellen. Jej prawa ręka powędrowała do głowicy miecza. – Myślisz, że poświęciłabym życie wierzchowca w czasie treningu?

    Zapytany wzruszył ramionami.

    – Wolałem zaznaczyć, aby potem uniknąć kłótni – wyjaśnił. – Coś jeszcze zanim zaczniemy?

    – Przegrani robią kolację – dorzuciła Luv zniecierpliwiona. – Zaczynamy?

    Nim Yaxiel skinął głową, omiótł spojrzeniem wokół. Plac, na którym rozbili namioty, znajdował się na skraju obozowiska. Miejsce nie było przypadkowe. Iluzjoniści potrzebowali przestrzeni do treningów tak, aby nie naprzykrzać się żołnierzom garnizonu. Ich pojedynki były widowiskowe i dalekosiężne, a iluzja mogłaby zaszkodzić przypadkowym przechodniom.

    Jeśli ogranicza cię tylko zasięg wyobraźni, a jedynym warunkiem jest maksymalne skupienie umysłu na bieżących wypadkach, możesz tworzyć nieopisane rzeczy.

    Tak właśnie walczyli iluzjoniści.

    Gdy Yaxiel przytaknął, wszyscy troje nie znajdowali się już w obozowisku. Ustąpiło ono miejsca rozległym mokradłom, oplecionym kordonem gigantycznych ruin. Niektóre z głazów lewitowały w powietrzu. Niezbyt zachęcającą drogę w górę budowały sieci utkane z bluszczu. Słońce schowało się za chmurami, rzucając rozległy cień.

    Nieznany wiatr rozwiał długie włosy Ellen, ziemia pod ich stopami nieznacznie się zapadła. Nie minęły nawet dwa uderzenia serca, a ich buty już ślizgały się po błocie. Yaxiel zniknął sprzed oczu dziewczyn przy kolejnym podmuchu powietrza.

    Luv odruchowo wyszarpnęła miecz i bez ostrzeżenia zaatakowała kuzynkę.

    W tej samej chwili Yaxiel pojawił się na stopniach wielkich ruin kilkanaście kroków dalej. Wyczarował klepsydrę i zaczął odmierzać czas. Wszystko potoczyło się tak, jak przewidział. Usuwając się ze stanowiska, mógł niczym sędzia nadzorować i w razie potrzeby ingerować w ich pojedynek. Znajdował się w bardzo korzystnym położeniu, zważywszy, że to on trzymał pałeczkę.

    Zaskoczona Ellen cofnęła się, unikając ataku. Dobyła miecza i sparowała następny cios. Lada moment spodziewała się upadku, lecz, o dziwo, grunt pod jej nogami był dziwnie stabilny i…

    …suchy!

    Ponad ramieniem kuzynki ujrzała porozumiewawczy uśmieszek Yaxiela.

    Wyprowadziła kontrę. Chłopak ją wykorzystywał, aby trwać przy prowadzeniu!

    Pod jego opiekuńczym spojrzeniem miała tylko dwa wyjścia. Szybko przeniknąć obronę Luv, zranić ją i płynnie przejąć złamaną iluzję lub pozwolić się zranić, aby zachwiać iluzją i w osłabionym stanie próbować przejąć prowadzenie. W obydwu wypadkach czekał ją wyścig szczurów o pałeczkę w iluzji.

    Yaxiel wiedział o tym. Zaaranżował to. Siedząc bezpiecznie, oddalony od walki, ciosów i konieczności natychmiastowego podejmowania decyzji, mógł w pełni skupić się na utrzymaniu złudzenia.

    Co wybierzesz, Ellen? – zapytał sam siebie. Miał już gotowy scenariusz działań, który udaremniłby Incerno obie opcje.

    Dziewczyny przez kilkadziesiąt uderzeń serca walczyły zaciekle. Próbowały się zadrasnąć. Luv cięła ostro powietrze swym pofalowanym mieczem. Widać liczyła, że jej ostrze w końcu rozetnie rękawy Ellen. Z kolei Ellen, próbowała przeniknąć przez centralny punkt tarczy kuzynki i rozciąć pasek przytrzymujący pochwę miecza Luv.

    Yaxiel pomagał im co chwilę. Gdy któraś nieznacznie wysunęła się na prowadzenie, natychmiast spychał ją w dół. Tworzył w myślach dołki pod ich stopami, a one pojawiały się jak na zawołanie. Zmieniał kierunek wiatru, kierując go prosto w oczy którejś z kamratek. Spowalniał ich ruchy ciężkim, zastałym powietrzem lub przeciwnie – przyspieszał, usuwając przeszkody.

    Patrzył głównie na Ellen. Czekał

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1