Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Pierścień Hürrem
Pierścień Hürrem
Pierścień Hürrem
Ebook188 pages2 hours

Pierścień Hürrem

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Weronika – spokojna nauczycielka historii pod wpływem chwili decyduje się przylecieć do Stambułu.  Metropolia, położona na dwóch kontynentach, kusi ją nie tylko swymi tajemnicami, ale przede wszystkim osobą Hürrem, znanej z opowieści matki. W mieście, w którym historia miesza się z teraźniejszością, wiele może się zdarzyć, zwłaszcza, jeśli przeznaczenie zdecyduje popchnąć ją w ramiona przygody, mającej na celu zweryfikowanie pewnej teorii. Odnajdując w sobie odwagę Weronika rusza w pogoń za nieuchwytnym cieniem sułtanki, własnymi ideałami oraz czymś, o czym nawet nie śmiała marzyć…
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateSep 20, 2018
ISBN9788378599753

Read more from Monika Hołyk Arora

Related to Pierścień Hürrem

Related ebooks

Reviews for Pierścień Hürrem

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Pierścień Hürrem - Monika Hołyk-Arora

    istnieje!

    Dzień pierwszy

    […] Piękny pierścień, który swą urodą przewyższał wszystkie klejnoty zgromadzone w sułtańskim skarbcu, stanowił ostatni z prezentów ofiarowanych Devletlu İsmetlu Hürrem Haseki Sultan Aliyyetü’ş-Şân Hazretleri z okazji zaślubin.

    […] Stanowił ukoronowanie miłości sułtana (Sulejmana Wspaniałego), bowiem został wykonany jego własnymi rękoma z kruszcu najwyższej jakości oraz kamienia szlachetnego sprowadzonego z najodleglejszej z krain, odzwierciedlającego barwę oczu wybranki… […]

    Nerwowo przełknęła kolejny kęs słonego białego sera i spoglądając na kopuły dwóch niezwykłych świątyń, zatonęła we własnym świecie. W dalszym ciągu bezwiednie zerkała na zabytki górujące nad tą częścią miasta, pozwalając sobie na serię swobodnych skojarzeń. Dwie potężne religie, dwa odmienne światopoglądy, władca i niewolnica, kobieta i mężczyzna. Świat składał się z dualizmów tworzących zaskakującą, harmonijną całość. Myśli te stanowiły jedynie preludium do burzy pomysłów zrodzonych ze skrawków informacji odnalezionych w dawnych archiwach. Te zaś szybko zmieniły się w tornado, z zawrotną szybkością usuwając z umysłu Weroniki jakiekolwiek skojarzenia niezwiązane bezpośrednio z tematem, który zdawał się pochłaniać ją bez reszty.

    Prychnęła, chociaż być może był to raczej kpiący śmiech. W końcu jeszcze kilkanaście tygodni temu chciała jedynie jak najlepiej przygotować swoich uczniów do matury, tak, aby bez problemów zdali pierwszy ważny egzamin w ich życiu. Na niczym innym jej nie zależało. W końcu sukcesy w sferze zawodowej miały stanowić doskonałą, a zarazem jedyną rekompensatę niepowodzeń w sferze prywatnej. Przedwczesna śmierć matki, z którą była bardzo związana sprawiła, że stała się osobą wycofaną na tyle, by bezpiecznie czuć się wśród historii z przeszłości. Zresztą ktoś taki jak ona nie miał szans na stanie się sławną aktorką czy chociażby celebrytką znaną z bycia znaną. Pragnęła jednak zmieniać świat, chociażby za pomocą swoich uczniów.

    Wszystko zmieniło się jesienią, kiedy zupełnie przypadkiem znalazła stare zdjęcie. To ono przywołało jedną z opowieści zasłyszanych przed snem w dzieciństwie. Nie były to zwykłe bajki o księżniczkach opowiadane grzecznym dziewczynkom. Każda z tych historii mówiła o niezwykłych kobietach, które na przestrzeni wieków zmieniły historię Europy, Azji, a nawet obu Ameryk. Czynnie wpływały na dzieje swoich ojczyzn, niejednokrotnie czyniąc to wbrew powszechnym zwyczajom, konwenansom, a nierzadko również w opozycji do woli mężczyzn. Dawne słowa, niesione na skrzydłach wspomnień, całkowicie przewartościowały jej priorytety i zaszczepiły w niej ciekawość świata, jakiej dawniej nie przejawiała. Pragnęła stać się jedną z takich bohaterek, często bezimiennych czy też zapomnianych przez historię. Chciała mieć realny wpływ na rzeczywistość, w której przyszło jej żyć.

    Z początku nawet nie zauważyła, kiedy niezdrowa ambicja zlała się w jedność z wyobraźnią, drążąc jej duszę tylko po to, by osiedlić się w niej na stałe. Teraz, po tygodniach poszukiwań swojego prywatnego świętego Graala czuła, że nie może przecież odejść, tak po prostu, po przeżyciu iluś tam lat na ziemskim padole, bez pozostawienia po sobie jakiegoś trwałego śladu. Po prostu musiała poznać prawdę.

    Pochłaniając przepyszną zieloną oliwkę, przywołała w pamięci życiorys dzielnej królowej syryjskiej, Palmyry. Tej samej, której dawne imperium nie tak dawno zostało zniszczone w imię religii, która wcześniej szanowała to antyczne miasto przez stulecia. Uśmiechnęła się w myślach do słynnych władczyń starożytnego Egiptu - Hatszepsut oraz Kleopatry. Pozdrowiła królową Al-Kahinę, cesarzową Chin - Cixi i szybko powróciła do historii prostej dziewczyny, pochodzącej z kresów wschodnich dawnego Królestwa Polskiego. Nosząc przydomek Roksolana, wpłynęła na Imperium Osmańskie i jego władcę Sulejmana, zwanego Wspaniałym. Teraz zaś za jej sprawą ona, Weronika, znalazła się w Stambule.

    Dlaczego akurat ta bohaterka stała się tematem wnikliwych badań pochłaniających dziesiątki godzin? Trudno powiedzieć, Weronika sama nie potrafiła udzielić na to pytanie satysfakcjonującej ją odpowiedzi. Być może podświadomie doszukała się jakiegoś fizycznego podobieństwa łączącego dawną sułtankę i jej zmarłą matkę. A może to potencjał stwórczy tych dwóch kobiet, żyjących w zupełnie innych epokach, dodawał jej energii niezbędnej do dalszej egzystencji. Dzięki nim pragnęła stać się tą, która pokaże światu, a może raczej nadal niedocenianym i spychanym na margines sukcesu kobietom, iż płeć żeńska jest zdolna pokonywać wszelkie przeciwności losu. Nosi w sobie siłę, która już przed wiekami pozwalała rządzić całymi narodami, a także kierować imperiami, przed którymi drżały tysiące, jeśli nie miliony.

    Obiektywnie rzecz ujmując, niemal każdy mieszkaniec świata jednym tchem potrafi wymienić dziesiątki wielkich władców czy dowódców płci męskiej. Jednoczenie zdecydowana większość zapomina, że tak naprawdę niejednokrotnie za wygraną bitwą lub wojną, zawartym rozejmem, zawieszeniem broni czy chociażby wynegocjowanym traktatem pokojowym stoją tak naprawdę kobiety! Dwudziesty pierwszy wiek to czas równouprawnienia i powinno ono objąć nawet te, które zasłużyły na to przed wiekami.

    Łyk ciepłej, aromatycznej herbaty, świeżo nalanej ze stojącego przed nią niewielkiego imbryczka, orzeźwił ją nieco, jednocześnie brutalnie wyrywając ze świata kobiet, którym należał się szacunek, ale też o wiele większa sława i chwała niż ta zapisana oficjalnie na kartach historii. Ku swej własnej niechęci uświadomiła sobie, iż nie ma zbyt wiele czasu na rozkoszowanie się tą niezwykłą, zupełnie odrealnioną chwilą oraz malowniczą panoramą miasta. Za pocieszenie mogła jednak uznać fakt, że metalowy dzbaneczek przysłaniał jej widok na Hagię Sophię, która w mniemaniu milionów stanowiła nie tylko symbol Stambułu, ale także minionej chwały Konstantynopola.

    Podrywając się ze swojego miejsca, chwyciła leżący na stoliku skórzany notatnik, zostawiając jednocześnie niewielki napiwek dla hotelowej kelnerki. Postanowiła bez zbędnych opóźnień udać się do sułtańskiego pałacu Topkapı. W końcu Roksolana, a tak naprawdę Aleksandra Lisowska, od wieków czekała, aby ktoś w końcu odkrył jej największą tajemnicę.

    Mijając Kościół Mądrości Bożej wzniesiony w IV wieku z rozkazu cesarza Konstantyna, Weronika przyznała rację tym, którzy orzekli, iż niewątpliwie była to najwspanialsza budowla architektoniczna wzniesiona w pierwszym tysiącleciu naszej ery. Na próżno byłoby szukać gdziekolwiek indziej bardziej symetrycznego, monumentalnego i zachwycającego obiektu. Przystanęła, zafascynowana, próbując jednocześnie wyobrazić sobie, jak ogromne wrażenie mogła wywierać ta Bazylika przed wiekami, zwłaszcza na ludziach przybyłych z prowincji. Przecież nie znali oni drapaczy chmur, a największą znaną im konstrukcją był zapewne pałac lokalnego możnowładcy albo też cerkiew czy też kościół, w których modlili się co niedzielę.

    Ogromna kopuła, stanowiąca właściwie zwieńczenie niezwykłego kościoła, stanowiła niejako centrum wszechświata, symbol doskonałości. Cztery minarety, wzniesione w XVI przez słynnego Sinana, pięły się ku niebu na niemal niewyobrażalną wysokość. W odczuciu Weroniki całość potężnej budowli mogła onieśmielać, a wręcz przytłaczać swoimi rozmiarami, potęgą, ale też surowym pięknem, które wyróżniało tę wiekową konstrukcję.

    Czy Hagia Sophia zachwyciła młodziutką, zaledwie piętnastoletnią dziewczynkę, która w tysiąc pięćset dwudziestym roku przybyła do największej metropolii wschodu? Aleksandra zapewne długo nie mogła uwierzyć własnym oczom, zachwycając się każdym elementem tej niezwykłej świątyni. A może nawet nie miała wtedy szansy jej zobaczyć? Czy z targu niewolników jechała właśnie tędy? Może, gdy trafiła do haremu sułtana, nie dane jej było, przynajmniej z początku, zobaczyć tego cudu architektury. Weronika nie miała szans na poznanie odpowiedzi na te czysto retoryczne pytania. Po cichu jednak marzyła, że budowla zaparła Aleksandrze dech w piersiach i stała się symbolem niemożliwego lub nawet pocieszeniem w najtrudniejszym momencie życia. Dla niej samej, nawet teraz, blisko pięćset lat później, kompleks ten stanowił jeden z cudów świata na jej prywatnej liście.

    Nauczycielka historii zapatrzyła się przez moment, przystając na środku alejki. Niepomna pierwszych turystów napływających do historycznej dzielnicy Sultan Ahmet, podziwiała piękno płynące z otaczającego ją świata. Zapominając, w jakim miejscu oraz czasie się znajduje, bezskutecznie usiłowała wczuć się w rolę kobiety, która ją fascynowała. Przecież czytając wszelkie możliwe kroniki czy opracowania, starała się ją poznać i zrozumieć, a mimo to czuła, że nadal znajduje się zbyt daleko od swego celu. Nie ma, co się łudzić, zdawała sobie sprawę, iż osobie żyjącej w dwudziestym pierwszym wieku, w Unii Europejskiej, trudno wyobrazić sobie, co czuła nastolatka porwana przez Tatarów z rodzinnego Rohatyna, położonego gdzieś na krańcach Królestwa Polskiego. Inne warunki życia, inne standardy, inne szanse i horyzonty. Różniło je niemal wszystko, łączyła jedynie płeć.

    Trudno było wyobrazić sobie dzieciństwo jednej z najpotężniejszych sułtanek Imperium Osmańskiego. Urodziła się, jako córka prawosławnego księdza, we współczesnej polszczyźnie określanego potocznie popem. Bez wątpienia nie zaznała głodu czy biedy, ale też nie znała materialnych zbytków współczesnego jej świata. Wydarta z opiekuńczych ramion matki Leksandry, stała się nagle jedną z atrakcji targu niewolników. Z ukochanego dziecka przeistoczyła się w towar, który mógł nabyć każdy, kto posiadał w swojej kieszeni wystarczającą ilość złota.

    Co mogła czuć? Złość? Smutek? Żal? Bezsilność? A może zupełnie nic? Nie można wykluczyć, że zobojętnienie na własny los wzięło górę nad udręczeniem, którego doznała podczas niewoli. Z pewnością można twierdzić, że niewola ta trwała przez wiele miesięcy, chociaż niektórzy badacze skłonni są twierdzić, iż właściwszym byłoby mówienie o latach spędzonych w rękach Tatarów. Jedno jest pewne, musiała zdawać sobie sprawę, że jej nowy właściciel zapewni jej lepszy los bądź też zamieni resztę jej życia w piekło na ziemi, przy którym otchłanie opisywane przez prawosławnych kapłanów wydawać się mogły niczym. Czy Aleksandra była gotowa na najgorsze, czy też w jej sercu tlił się ostatni, bardzo słaby płomyk nadziei?

    Weronika westchnęła ciężko, próbując wyobrazić sobie wszystkie te emocje. Jednocześnie mocniej ścisnęła zapełniony zapiskami notes w skórzanej oprawie. Zawarte w nim informacje odnosiły się do Roksolany i w jakiś niewytłumaczalny sposób przybliżały ją do niej. Ten niewielki przedmiot był jej niezbędny do zrozumienia i właściwego odczytania wszystkiego, co już za moment miała zobaczyć. Krok za krokiem przybliżała się do Bramy Głównej, zwanej również Cesarską. Prowadziła ona bezpośrednio do Pałacu Topkapı, w którym przez przeszło sześć wieków mieszkali kolejni sułtani z dynastii osmańskiej. To stąd rządzili terenami położonymi na trzech kontynentach!

    Niepewnie otworzyła swój cenny notes i przebiegła wzrokiem po jednej ze stron. Niestety nie znalazła tam mało istotnego szczegółu, który chciała przywołać w swojej pamięci. Mimo tego, że gorączkowo zaczęła wertować kolejne strony, nie udało się jej odnaleźć imienia Paszy*, który sprowadził do sułtańskiego haremu słowiańską niewolnicę. Prezent, niemal przedmiot, któremu nadano imię - Hürrem.

    Do dziś nie mieściło jej się to w głowie. W jaki sposób żywy człowiek został sprowadzony do roli podarunku wędrującego z rąk jednego możnowładcy w łapy drugiego? A co gorsze, była jedną z niezliczonej ilości kobiet, które tradycyjnie trafiały w gościnne progi sułtańskiego haremu na przestrzeni wieków. Część z niewiast faktycznie miała okazję poznać potężnego władcę, inne zaś przez całe życie nie uzyskały szansy na to by zamienić z nim chociażby jedno słowo czy spróbować w jakikolwiek sposób go oczarować. Niemal niewykonalne było, aby jeden mężczyzna miał okazję poznać wszystkie kobiety zamieszkujące za jego życia pałacowe skrzydło przeznaczone na ich użytek. Statystyki były nieubłagane, jeśli tylko wierzyć nadwornym kronikarzom. W trzystu haremowych komnatach mogło przebywać jednocześnie nawet tysiąc branek sprowadzonych z najdalszych zakątków ogromnego imperium. Niektóre z nich były jeszcze dziećmi, podczas gdy inne już dawno osiągnęły pełnoletność.

    - Czy wjechałaś do pałacu tą bramą? - szepnęła Weronika, przedzierając się przez niewielki tłumek zgromadzony w pobliżu kas. - Kto wie, może nawet nie wiedziałaś, gdzie cię wiozą? Zresztą, czy w ogóle zastanawiałaś się, co zrobi z tobą twój nowy pan i władca?

    Zdawała sobie sprawę z bezsensowności tych retorycznych pytań. Aleksandra przecież trafiła najpierw do Starego Pałacu, w którym przed pożarem mieścił się sułtański harem. Do Topkapı trafiła zaś kilka lat po tym, jak stała się faworytą, a później oficjalną żoną Sulejmana Wspaniałego. Nie mniej jednak, stosując ten skrót myślowy, próbowała przywołać pierwsze dni branki spod Rohatyna na dworze władcy imponującego i ogromnego Stambułu.

    Weronika rozejrzała się wokół niczym zagubiona dziewczynka. Stąpając po Pierwszym Dziedzińcu, zwanym również Dziedzińcem Janczarów, dostrzegła pierwsze, niewielkie grupki turystów zasłuchanych w opowieści przewodników przemawiających w przeróżnych językach świata. Przedstawiali oni zapewne podstawowe informacje niezbędne do zwiedzania tak niezwykłego kompleksu, jakim był Pałac Topkapı. W końcu niemal każdy mieszkający tam sułtan coś zmieniał, przebudowywał lub dodawał nowe pomieszczenia. Zapewne część z nich opowiadała również historię niewielkiej Bazyliki zwanej Hagia Eirene. Inni wskazywali na budynek mieszczący niegdyś mennicę posiadającą monopol na bicie zarówno srebrnych, jak i złotych monet osmańskich. Idąc wprost przed siebie, minęła grupę odwiedzających z Azji, dzięki czemu znalazła się w bezpośrednim sąsiedztwie Bramy Powitań. To za nią kryło się serce kompleksu pałacowego, które tak bardzo chciała poznać.

    Weronika jeszcze raz przystanęła na moment, zasłuchując się w mieszankę językową docierającą do jej uszu. W potoku zupełnie dla niej obcych słów wyłapywała także te znane. Uniwersalny język angielski mieszał się z chińskim, niemieckim oraz hiszpańskim.

    Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają - pomyślała w pewnym momencie, uśmiechając się pod nosem. - Stambuł od wieków niezmiennie stanowił kosmopolityczny magnes, przyciągający podróżników z całego ziemskiego globu.

    Odetchnęła głęboko, po czym gotowa na spotkanie z przeszłością, ruszyła w stronę wejścia do pałacu.

    Budowla wzmocniona dwiema wieżami obronnymi sprawiała wrażenie strażniczki innego, lepszego świata. Jawiła się niczym brama prowadząca do bajkowej rzeczywistości, zupełnie oderwanej od realiów panujących poza murami pałacu. Zresztą po części z pewnością tak właśnie było. Konstrukcja zdobiona flankami zdawała się pysznić swoimi jasnymi ścianami. Ich kolor doskonale podkreślało również ciemne, niemal burzowe wiosenne niebo. Olbrzymia flaga turecka, powiewająca majestatycznie na wietrze, jednoznacznie wskazywała, że w tym

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1