Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Gorące lato i mroźna zima
Gorące lato i mroźna zima
Gorące lato i mroźna zima
Ebook181 pages2 hours

Gorące lato i mroźna zima

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Pewex
Kolejny dzień - kolejne przygody. Joanna postanowiła kupić nowe spodnie. Okazało się, że ma w ręku kilkanaście dolarów. Ryszard przyszedł do niej w południe i tym razem bez pieska wyruszyli w kierunku największego sklepu z zagranicznymi produktami nazywanego Pewexem.
Dla dzisiejszego piechura byłby to wyczerpujący spacer, ale dla młodych, wypoczętych i silnych ludzi przejście kilku kilometrów nie sprawiało żadnego kłopotu. Przy okazji przyglądali się leniwemu, letniemu życiu miasta, przejeżdżającym tramwajom, autobusom, samochodom. Raz po raz chwytali swoje dłonie, raz po raz obejmowali się.
W końcu dotarli do sklepu mieszczącego się przy bramie wjazdowej do poznańskich targów. Przed sklepem zaczepili ich nielegalni sprzedawcy dewiz i bonów dolarowych nazywani cinkciarzami. Joanna nie potrzebowała takiej usługi i dlatego oboje grzecznie i spokojnie ominęli tych panów.
Pewex był innym światem, był miejscem gdzie młodzi ludzie mogli nasycić oczy kolorowym wymiarem kapitalizmu. Wszelkie przedmioty tam kupowane były drogie, ale każdy tam wchodzący klient chciałby urwać chociaż kawałeczek tego luksusu kupując spodnie, bluzkę, alkohol, albo tylko balonową gumę do żucia marki Donald z kolorowym, śliskim papierkiem z podobizną jakiegoś sportowego samochodu...
Joanna podeszła do ekspedientki, podała swoje wymiary i dostała do ręki wspaniałe, granatowe dżinsy. Ryszard obserwował to z wielkim podziwem, bo dotychczas nie wchodził do takiego sklepu. Dziewczyna wzięła spodnie i weszła do kabiny w celu ich przymierzenia. Coś tam długo manewrowała. W sklepie znajdowała się spora liczba starszych pań, które przeglądały i przebierały bluzeczki oraz różne bibeloty. Nagle zza kotary Ryszard usłyszał:
- Chodź tutaj, pomóż mi.
- Do kabiny? - zapytał.
- No tak, przecież mówię, no proszę - powtórzyła prawie błagalnie. Ryszard posłusznie wszedł do jasnej kabiny, zasłoniętej białą kotarą. Zobaczył Joasię, która miała jakiś problem z dopięciem rozporka, a w nim miedzianego, sztywnego zamka błyskawicznego. Wyglądało na to, że spodnie były za wąskie lub zamek zacinał się. Wobec tego chwycił mocno dziewczynę w pasie i trzymając z tyłu próbował dopiąć zamek.
- Och - jęknęła Joanna.
- Bolało? - zapytał Ryszard.
- Nie, może trochę za ciasno to tu wchodzi - odpowiedziała.
- Skandal! Skandal ! Co tam się wyrabia! - wrzasnęła chrypliwym głosem starsza, wysuszona pani.
Bezczelnie odsłoniła kotarę i zobaczyła w tym momencie dziewczynę w majtkach, ze zsuniętymi do połowy ud spodniami i stojącego za nią, obejmującego ją w pół czerwonego na twarzy chłopaka.
- No coś takiego! Smarkacze! W miejscu publicznym! Dziwka! - wrzeszczała staruszka.
- Stara pani, co się pani tak wydziera? Zazdrości czy co? - odpaliła Joanna, która w tym momencie wciągnęła na siebie stare spodnie. Po chwili podeszła do lady i poprosiła o inną parę.
Staruszka wraz z koleżankami, groźnie wymachując laską, opuściła sklep. Ekspedientki nie były zadowolone, bo wyszły ich stałe dobre klientki. Zaczęły więc nieprzyjaźnie mruczeć. Niczym nie zrażona dziewczyna poprosiła o drugą parę dżinsów, które okazały się być dobre, a przy płaceniu, na kąśliwą uwagę ekspedientki dotyczącą złego zachowania odpowiedziała, że jej pieniądze są tak samo dobre jak tych starych bab. Ryszard zdumiony zaniemówił. Niczym nie zrażona, wkurzona Joanna zapłaciła 17 dolarów, chwyciła paczuszkę z napisem Pewex, drugą ręką objęła Ryszarda i dała mu buziaka w policzek. Oszołomiony wyszedł ze sklepu zataczając się jak pijany. Ten spokojny chłopiec dotychczas nie miał podobnych doświadczeń i nigdy nie ośmielił się dyskutować z dorosłymi. To wszystko było dziwne.

LanguageJęzyk polski
Release dateSep 6, 2017
ISBN9781370255757
Gorące lato i mroźna zima
Author

Tomasz Hejnowicz

Tomasz Hejnowicz (born: 1958)The author of books such as "Jak ograbić starą ciotkę i być szczęśliwym", "Cmentarz szczurów" ("The graveyard of rats"), "To ja ukradłem panu samochód", "Światło" ("The Light") and "Gorące lato i mroźna zima". Flunked the senior year in high school. A former competitive-sports practitioner. Work physically and studied, simultaneously. Studied sociology, completed pedagogy studies as well as an additional, postgraduate course. Has recently become a grandfather. A Former tutor, teacher and a representative of the educational labor union. Lives in Poznań.https://sites.google.com/view/tomaszhejnowicz/

Read more from Tomasz Hejnowicz

Related to Gorące lato i mroźna zima

Related ebooks

Reviews for Gorące lato i mroźna zima

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Gorące lato i mroźna zima - Tomasz Hejnowicz

    GORĄCE LATO

    Spotkanie

    Joanna, nad wiek rozwinięta brunetka średniego wzrostu, obdarzona potężnym i jędrnym biustem, zgrabną, „klepsydrową" sylwetką, kształtnymi biodrami i nienagannymi nogami miała tylko jedną skazę, przez którą raz po raz w samotności i ciszy cierpiała. Niektórzy tego nie zauważali, ale byli też tacy, którzy z niej się wyśmiewali.

    Zajęcza warga, o której tu mowa, powstaje w wyniku nieprawidłowego łączenia się podniebienia w życiu płodowym niszcząc wygląd najpiękniejszej twarzy. Bardzo wiele takich dzieci rodzi się w Indiach. Jaka jest tego przyczyna? Lekarze prawdopodobnie umieją na to pytanie odpowiedzieć, a lekarze chirurdzy potrafią dziś naprawić taki błąd natury. W latach 70-tych XX wieku dzieci bywały okrutne - potrafiły bardzo dokuczyć tak oszpeconej osobie. U Joanny ta niedoskonałość nie była rażąca, ale jednak powodowała kompleksy.

    Zakończył się kolejny rok szkolny, ulice opustoszały i w ciepłe, bezwietrzne popołudnie seksowna dziewczyna wyszła z ponurego, niewielkiego mieszkania, mieszczącego się przy małym rondzie w centrum miasta. Przez rondo przejechał stary tramwaj, i z mozołem rozpoczął wspinaczkę brukowaną ulicą. Na rondo wjechał mały, angielski samochód marki Hillman, ewenement w latach sześćdziesiątych XX wieku. Zaparkował przy przechodzącej w pobliżu Joanny. Wysiadł z niego sąsiad z synem.

    - Bogaty tatuś milicjant i jego rozpieszczony synalek - pomyślała Joanna i powoli poszła dalej w kierunku pierwszego wyjazdu z ronda - asfaltowej ulicy prowadzącej do parku.

    Przy wąskiej ulicy stał wysoki, wąski wieżowiec. Zaraz za nim znajdował się płot otaczający duży teren parkowy, oraz oddalone budynki. Na solidnej bramie wisiała metalowa tablica z groźnie brzmiącym tekstem „Wstęp wzbroniony. Teren wojskowy. Zakaz fotografowania". Po drugiej stronie ulicy znajdowały się czteropiętrowe, przedwojenne, secesyjne budynki mieszkalne. Obok nich, przy małym placyku, stał mniejszy, prostopadłościenny, wybudowany po wojnie, gmach władz powiatowych.

    Joanna przeszła po przekątnej placyk i skierowała się w ulicę Tadeusza Kościuszki. Ulica ta, zawsze cicha, spokojna i zacieniona wysokimi kasztanami dawała w ten upalny dzień przyjemne uczucie chłodu. Niedokładnie leżące płyty chodnikowe zawsze zmuszały piechurów do ostrożnego i powolnego stąpania. Zatem nieliczni przechodnie wyglądali na spacerowiczów. Joanna minęła po drodze sklep spożywczy, do którego wchodziło się po zbyt wysokich stopniach, sprawiających zawsze dużą trudność starszym ludziom.

    W pobliżu sklepu dała pieskowi czas na obsiusianie kasztanowca, potem przeszła obojętnie obok okrągłej budki, w której sprzedawano piwo dla dorosłych i oranżadę w proszku dla dzieci. Tego dnia przy budce nikogo nie było. Po drodze musiała przejść przez bardziej uczęszczaną ulicę Solną. To nie były czasy zwariowanej motoryzacji. Przejście na drugą stronę nie wymagało ogromnej uwagi, bowiem każdy przechodzień odpowiednio wcześnie słyszał hałaśliwe pojazdy. To był kolejny spacer z pieskiem w kierunku ulubionych, zielonych terenów, gdzie można było psa wyzwolić ze smyczy, by mógł wreszcie do woli biegać, skakać, aportować i cieszyć się małą wolnością.  

    Tym razem wydarzyło się coś nowego. Na płocie otaczającym szkołę siedział (zapowiadający się na przystojnego) młodzieniec - kolega z równoległej klasy, który znudzonym wzrokiem podążał za przejeżdżającymi pojazdami. Wyraźnie nudził się, nie miał pomysłu co by tu robić z wolnym czasem pierwszych dni wakacji. Pudelek Joanny nagle szarpnął, wyrwał się z ręki i pobiegł ze splątaną smyczą. Podbiegł do płotu i obok przystojniaka, podnosząc tylną łapę, zdecydowanie oznaczył teren moczem. To wytrąciło  chłopaka z marazmu, pół jawy - pół snu.

    - A co to za zabawny stworek? - zagaił spokojnie właścicielkę, widząc po raz pierwszy w życiu dziwacznie ostrzyżonego pieska.

    - To jest mój ukochany zwierzaczek, trochę niegrzeczny - odpowiedziała Joanna uśmiechając się szeroko, przyjaźnie i nie zobowiązująco.

    - Zaraz, zaraz, czy my się znamy? Ty chyba chodziłaś do równoległej klasy? - zapytał przystojno-podobny Ryszard.

    Skąd wzięło się określenie przystojno-podobny? Otóż, w odróżnieniu od Joanny, która wyglądała na w pełni wykształconą kobietę, Ryszard przechodził z okresu chłopięcego w męski. Wzrost już miał odpowiedni, pod nosem pojawił się wąsik, ale ciało jeszcze nie nabrało wszystkich cech mężczyzny. Długie kończyny i szczupła, jeszcze nie rozrośnięta klatka piersiowa, świadczyły o tym, że brakuje jeszcze paru miesięcy do zakończenia biologicznego procesu dojrzewania.

    - Tak, faktycznie, chodziliśmy do tej samej szkoły - odpowiedziała Joanna.

    - W pierwszym momencie nie poznałem ciebie, bo jakby to powiedzieć, hmm..., zmieniłaś się bardzo - trochę niepewnie powiedział chłopiec

    - Ha, czy to znaczy, że przytyłam? - filuternie zapytała dziewczyna.

    - No, nie... jakoś tak wykobieciałaś i myślałem, że to idzie trochę starsza dziewczyna, nie gniewaj się - rzekł jeszcze mniej pewnie, chcąc zakończyć tak dziwnie rozwijający się temat.

    - Nie gniewam się. Czy chodzi ci o to, że urosły mi piersi i zaokrągliłam się tu i ówdzie? - zapytała,  przeciągając się z uniesionymi rękoma i lekko obracając w lewo i w prawo.

    - No tak, mniej więcej, tak to rozumiem - odparł czerwony jak burak Ryszard, który skierował wzrok w inną stronę, nie śmiejąc teraz przyglądać się wydatnemu biustowi pod obcisłą, niebieską bluzeczką. Jego oczy ukradkiem i mimowolnie wciąż zerkały w tym kierunku.

    - Ty też urosłeś i się zmieniłeś - odpowiedziała Joanna. Wreszcie mamy wakacje, trzeba to dobrze wykorzystać. Jakie masz dziś plany? - dodała dyplomatycznie zmieniając temat.

    - Nic konkretnego, może warto pójść w kierunku Cytadeli? A może tu posiedzieć? - siląc się na spokojną rozmowę powiedział Ryszard.

    - Tu jest nudno, w takim razie Cytadela, chodź ze mną. Może poprowadzisz „stworka"? - powiedziała wciskając Ryszardowi do ręki smycz, na końcu której wiercił się dziwacznie ostrzyżony pudelek.

    I w ten sposób młodzi ludzie powoli ruszyli w kierunku zielonych, pachnących kwiatami i świeżo ściętą trawą, stoków poznańskiej Cytadeli. Upalne, czerwcowe powietrze było tego dnia przesycone ozonem. To podświadomie działało na wszystkie zmysły. Gdy zaczęło zmierzchać zawrócili i Ryszard odprowadził dziewczynę tymi samymi ulicami, którymi wcześniej nadeszła.

    Na rondzie pozbawionym roślinności przez chwilę wspominali ukończoną szkołę, powiedzieli sobie „cześć" i umówili się na kolejny dzień, na kolejny spacer z pieskiem. Oboje spali tego dnia przy otwartych oknach. Przed snem myśleli o tym dziwnym i ciekawym spotkaniu i mieli nadzieję, że być może te wakacje nie będą takie nudne na jakie wcześniej się zapowiadały.

    Pies i muzeum

    Tym razem Ryszard przyszedł na bez-roślinne rondo i czekał na dziewczynę z pieskiem. Jak to się mówi: „nie było w tym spotkaniu chemii i nic nie iskrzyło". Oboje nie mieli poczucia, że spotykają się na randce. W tym momencie Ryszard z Joanną traktowali to jak zwykłe spotkanie dobrych kolegów, kumpli znających się od lat. Rozmawiali ze sobą bardzo swobodnie, żartowali i postanowili wspólnie spędzić wolny czas. Szli tą samą drogą co dnia poprzedniego, Ryszard trzymał smycz, a piesek wyrywając się do przodu, sapał, podduszał  szyję obrożą.

    Gdy przeszli w pobliżu ogromnego hotelu, zza zakrętu wybiegł młody wyżeł. Jego właściciel był dość daleko. Pudel Joanny skoczył do przodu tak raptownie, że smycz wyrwała się z ręki Ryszarda. Chłopiec przeraził się sądząc, że psy zaczną się gryźć, ale - ku jego zdumieniu, pudel wskoczył na zad wyżła i bez żadnej gry wstępnej rozpoczął bardzo szybkie i zdecydowane ruchy frykcyjne. Wyżeł patrzył do tyłu raz w lewo raz w prawo, próbował uciec, ale poruszał się wraz pudlem na zadzie. Joanna chwyciła się za twarz i parsknęła.

    - Co tu się dzieje, czy psu coś się pomieszało? - zapytał Ryszard

    - To nic niezwykłego, on już taki jest - odpowiedziała Joanna śmiejąc się zalotnie.

    - No ale ja nigdy nie przypuszczałem, że psy mogą być... no ten... tego... zboczone - powiedział  zażenowany Ryszard.

    - Nie przejmuj się tym, on w taki sposób „traktuje" wszystkie psy i suki. Płeć dla niego nie ma znaczenia. Po prostu ma w sobie dużo energii - odpowiedziała rozbawiona dziewczyna.

    - Coś takiego! Bardzo dziwne. Nie znam się na psach, więc może czasem inne też tak robią? - zaczął zastanawiać się czerwony jak burak młodzieniec.

    Właściciel wyżła wreszcie dobiegł do swojego psa, założył mu smycz i z wyrazami oburzenia odciągnął swego pupila. Po tym incydencie młodzi ludzie ruszyli w kierunku pachnącej alei platanów i lip prowadzącej do Cytadeli. Przeszli w zacienioną, wąską uliczkę, minęli nisko zawieszony wiadukt i powolutku wspięli się schodami na szczyt wzgórza, na którego szczycie stał obelisk zwieńczony wielką, czerwoną gwiazdą.

    Młodzi, silni ludzie nie poczuli zmęczenia, nie mieli zadyszki, bo obce im były takie doznania. Na szczycie popatrzyli beznamiętnie na pamiątkową tablicę przykutą do pomnika, a piesek wykonał typowe, psie czynności na pobliskich drzewkach, pomiędzy którymi majaczyły nagrobki żołnierzy radzieckich i niemieckich.

    Gdy doszli do wojskowego muzeum, Joanna oparła się plecami o potężny rosyjski, ciężki czołg. Odchyliła się do tyłu, wyprężyła, a w podświadomości Ryszarda mimowolnie i na zawsze utrwalił się obraz dużych, jędrnych piersi z lekko zarysowanymi sutkami, schowanych w obcisłym, niebieskim golfie, osłoniętym dżinsową kurteczką. Zwrócił uwagę na kształtne biodra i proporcjonalne do sylwetki długie, skrzyżowane nogi, ukryte w markowych dżinsach.

    Miłe doznanie, przyjemny widok. Ryszard przełknął ślinę. Kobiety dobrze wiedzą, że u większości mężczyzn doznania wzrokowe są niezwykle ważne. Dlatego sprytne kobiety umiejętnie stroją się, podkreślają swoje atuty, ukrywają mankamenty, stosują makijaż. Ryszard o tym nie wiedział, ani o tym nie myślał. Odbierał podświadomie obrazy, które sprawiały mu przyjemność i które jednocześnie onieśmielały.

    Joanna, przeciągając się, miała świadomość wrażenia jakie wywarła na Ryśku. Sprawiło jej to przyjemność, bowiem ten nieśmiały przystojny chłopiec coraz bardziej jej się podobał. Zlustrowała go od stóp do głowy, zdała sobie sprawę, że nie miałaby nic przeciw temu, by zbliżyć się do niego bardziej niż na dotknięcie dłoni.

    Weszli do chłodnego, wilgotnego pomieszczenia, które było pozostałością po zburzonej twierdzy. Urządzono w nim skromne muzeum broni i wyposażenia żołnierzy broniących i zdobywających Cytadelę. Znudzony bileter w pierwszej chwili zaprotestował przeciw wejściu psa na teren placówki muzealnej, ale uroczo i kokieteryjnie uśmiechająca się dziewczyna zmiękczyła serce starego wiarusa. Zapewniła, że smycz będzie trzymana bardzo krótko, a piesek nie interesuje się żelastwem.

    Przechodzili teraz pomiędzy niewielkimi pomieszczeniami, oglądali zdjęcia, mundury, hełmy, karabiny, pistolety, gabloty z orderami. Joanna zatrzymała się obok ciężkiego karabinu maszynowego, dotknęła go, przesunęła po nim ręką i powiedziała: „fajna, długa, duża lufa". Ryszard nerwowo rozejrzał się. Sprawdził czy ktokolwiek usłyszał te słowa. Jacyś nowi przybysze w tym momencie weszli do tego samego pomieszczenia. Jeśli nawet to usłyszeli, to nie było u nich widać żadnej reakcji. Uff. No ale czym tu się przejmować? Przecież Joanna nie powiedziała niczego niewłaściwego...

    Gdy wyszli z tego ciemnego i wilgotnego pomieszczenia, światło słoneczne na moment ich oślepiło, mimowolnie zasłonili oczy. Teraz trzeba było podejść kilka metrów brukowaną drogą na wyższy poziom muzeum, czyli na jego dach, właściwie sklepienie. Były to bowiem pozostałości bunkra. I jakby automatycznie, może przypadkowo, ich dłonie spotkały się. By łatwiej podejść, a może z innego powodu chwycili się za ręce i lekko podnieceni tym faktem podeszli do ścieżki prowadzącej na górny poziom muzeum.

    Na tym poziomie, za płotem, stały wojskowe ciężarówki, działa, armaty, samoloty. Stanęli przed nimi patrząc w milczeniu na te zardzewiałe pamiątki minionej wojny. Joanna puściła rękę Ryszarda, przyciągnęła lekko smycz,

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1