Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

To ja ukradłem panu samochód
To ja ukradłem panu samochód
To ja ukradłem panu samochód
Ebook118 pages1 hour

To ja ukradłem panu samochód

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Staszek był bardzo chudy

Zdzisław podszedł do furtki, odnalazł lekko przerdzewiały przycisk dzwonka i czekał na reakcję kogoś z domostwa. Wkrótce, w świetle niebieskawej latarni ujrzał starego, ogorzałego człowieka.
- Dobry wieczór - powiedział nasz bohater z lekko ściśniętym gardłem.
- Słucham, o co chodzi?
- Przepraszam, nie wiem czy znów nie nastąpiła jakaś pomyłka, bo sąd w Grodzisku podał mi pański adres.
- Aaa.. Sąd? To nie jest pomyłka.
- Czy to znaczy, że w tym miejscu jest przechowywany skradziony mi samochód?
- Tak, zgadza się. Proszę wejść do środka. Ogorzały jegomość otworzył furtkę i idąc przodem poprowadził bardzo zdziwionego Zdzisława w kierunku zabudowania na zapleczu małego domku. Była to solidna szopa z kilkoma drzwiami. Za różnymi drzwiami spały sobie kury, świnie i był też garaż. Ogorzały starzec uchylił skrzypiące drzwi komórki i w słabym świetle latarki oraz ulicznych latarni ukazał się porażający obraz. Na kolejowych belkach wśród różnych rupieci stał zdewastowany niebieski Ford Escort.
- Czy to pański samochód? - zapytał starzec.
- Jezus, Maria! Tak to jest mój samochód! Co się z nim stało? Dlaczego jest taki zniszczony? Co tu jest grane? Nic nie rozumiem! - Słowa za słowami jak wystrzały z karabinu maszynowego wypowiadał teraz już nieprzestraszony lecz niezwykle zdumiony Zdzisław.

LanguageJęzyk polski
Release dateFeb 13, 2017
ISBN9781370172771
To ja ukradłem panu samochód
Author

Tomasz Hejnowicz

Tomasz Hejnowicz (born: 1958)The author of books such as "Jak ograbić starą ciotkę i być szczęśliwym", "Cmentarz szczurów" ("The graveyard of rats"), "To ja ukradłem panu samochód", "Światło" ("The Light") and "Gorące lato i mroźna zima". Flunked the senior year in high school. A former competitive-sports practitioner. Work physically and studied, simultaneously. Studied sociology, completed pedagogy studies as well as an additional, postgraduate course. Has recently become a grandfather. A Former tutor, teacher and a representative of the educational labor union. Lives in Poznań.https://sites.google.com/view/tomaszhejnowicz/

Read more from Tomasz Hejnowicz

Related to To ja ukradłem panu samochód

Related ebooks

Related categories

Reviews for To ja ukradłem panu samochód

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    To ja ukradłem panu samochód - Tomasz Hejnowicz

    WSTĘP

    Tego zimowego popołudnia było bardzo szaro. Przez krótką chwilę ukazało się słońce. Nie padał śnieg ale ciemne, nabrzmiałe chmury wróżyły śnieżycę. Na poboczach wąskiej szosy leżały małe płaty zmrożonego i brudnego śniegu. Mróz był dość tęgi, słupek rtęci w samo południe nie podnosił się powyżej -15oC. Była to ulga po -25oC kilku ostatnich dni. W to ciemne popołudnie, pustą szosą pędził mały, wąski, wysoki czerwony samochodzik, który na koleinach i muldach niebezpiecznie chwiał się na boki. Jego kierowca z duszą na ramieniu i bijącym z emocji sercem pędził poprzez ciemne lasy w nieznane sobie miejsce.

    Raz po raz spryskiwał zmrożonym płynem szyby przednią i tylną, a potem przecierał je wycieraczkami. To było takie hobby lub nawet obsesja - zabawa wycieraczkami. Uwielbiał obserwować ich pracę, i cieszył się widokiem cienkiej granicy pomiędzy nieprzeniknionym brudem a idealnie oczyszczonym miejscem. Kierowca, niemłody już człowiek, lubił wszelkie wynalazki i gadżety. Nie był to jeszcze czas nawigacji samochodowych, ale nasz kierowca był jednym z pierwszych, którzy używali telefonu komórkowego w samochodzie. Zatem maleńki telefon spoczywał w specjalnym uchwycie na środku deski rozdzielczej. Zdzisław, nasz kierowca, nie wyobrażał sobie samochodu bez takich dodatków jak klimatyzacja czy elektrycznie opuszczane szyby. I nawet tego zimowego popołudnia uruchamiał raz po raz klimatyzację, aby sprawniej ogrzać i osuszyć wnętrze swojego samochodu. Dobrze wiedział, że zimą można oraz należy uruchamiać klimatyzację łącznie z ogrzewaniem. W ten sposób błyskawicznie odmrażał i odparowywał szyby.

    Za oknami przesuwały się smętne widoki lasów pozbawionych liści lub martwych, szarych pól, pokrytych łatami śniegu. Opony raz po raz szurały po wąskich kreskach zmrożonego śniegu i lodu, a mały trzycylindrowy silniczek cichutko bzyczał i nie przeszkadzał w słuchaniu kolejnych utworów z najnowszej płyty. Ciepły, miły i melodyjny damski głos śpiewał o siedmiu milionach rowerów, delikatny, miękki bas cicho rozbrzmiewał z nowych głośników. Zdzisław jechał sam, trochę cieszył się z wolnego od pracy dnia, trochę denerwował się tym co zastanie u kresu podróży. Jechał bowiem do miejsca, gdzie miał obejrzeć i być może odebrać skradziony siedem lat wcześniej samochód.

    Wreszcie nastąpił kres tej tajemniczej podróży. Zapadł zmrok i Zdzisław powolutku przejeżdżał sennymi, ciemnymi uliczkami maleńkiego miasteczka. Rozglądał się bacznie po okolicy, wypatrywał adresu jaki po wielu perypetiach uzyskał w sekretariacie sądu. Zdzisław był zdenerwowany, ciągle myślał o wydarzeniach jakich tego dnia doświadczył. Bo gdy rano pojawił się w sądzie to najpierw skierowano go na pobliski parking, gdzie okazano mu prawie identyczny pojazd tej samej marki, który posiadał tylko jedną z części skradzionego mu samochodu - klapę bagażnika. Nasz bohater powrócił więc do sądu,  gdzie podano mu następny adres, w zupełnie innym mieście, w którym podobno przechowywano resztę samochodu. Od razu pojechał do tego miasta. Zgodnie z przekazaną informacją poszukiwał ulicy, która tam jednak nie istniała. Zdenerwowany ponownie wrócił do sądu powiatowego i na pięć minut przed zamknięciem sekretariatu otrzymał kolejny – trzeci adres. Niezwłocznie wyruszył więc do kolejnego miasta w poszukiwaniu samochodu...

    Teraz rozglądał się bardzo uważnie, próbując znaleźć jakiś parking lub warsztat samochodowy, bo wiedział, że policja lub sąd wykorzystują takie miejsca do przechowywania zarekwirowanych pojazdów. Wkrótce zatrzymał się przed małym, starym domkiem na skraju miasteczka. Mróz, ciemność, której nie rozświetlały żółte latarnie oraz złowroga cisza potęgowały nastrój grozy i osamotnienia. Coś tu nie pasowało. Poczuł ciarki na karku i plecach, serce zaczęło łomotać, a jakiś narastający, niedający się opisać niepokój zawładnął umysłem potężnego kierowcy malutkiego samochodu.

    Zapis wspomnień Zdzisława

    Aby zrozumieć sens niezwykle dziwnych i dramatycznych wydarzeń trzeba cofnąć się w czasie. Tylko retrospekcja może ujawnić metafizyczne znaczenie wszystkich przygód i doświadczeń naszego bohatera.

    Zdzisław od początku świadomego istnienia zawsze interesował się motoryzacją. Była to jego pasja i jednocześnie ucieczka od szarości, codzienności epoki socjalizmu. Nie było w tym żadnej polityki, ani też leczenia kompleksów. Była to wielka fascynacja techniką i radość z posiadania czegoś co daje pewnego rodzaju wolność. Była to realizacja marzeń o podróżowaniu. Dawała mu możliwość samodzielnego decydowania o celu i sensie podróży. A to wszystko zawdzięczał najbardziej lubianemu wynalazkowi XX wieku czyli samochodowi.

    Podświadomie czuł, że ten wynalazek daje przeróżne możliwości spełnienia, wyżycia się i podniesienia poczucia własnej wartości. A przy tym (jeśli nie psuł się), nie wykazywał cech zdrady lub braku wzajemności, jakich człowiek może doświadczyć w kontaktach z ludźmi lub zwierzętami. Przeniesienie wielu uczuć na pojazdy wydawało się więc bezpieczne i korzystne.

    Ta psychologiczna, ale też bardzo krótka analiza motywacji i zachowań Zdzisława służy do wstępnego określenia stosunku bohatera do pozornie bezdusznych, martwych rzeczy dla których poświęcił wiele czasu i pieniędzy. Dla niektórych ludzi, to nie były wielkie pieniądze, ale dla zazwyczaj bardzo skromnie wynagradzanego za pracę Zdzisława kwoty wydawane na jego pasję zawsze i niebezpiecznie zbliżały jego i rodzinę do krawędzi bankructwa.

    W dzieciństwie Zdzisia fascynowały te dziwne maszyny, które przenosiły go w czasie i przestrzeni. Pierwsze wspomnienia i wrażenia wiązały się z jazdą piętrowym wagonem pociągu relacji Poznań - Wrocław, zabawnie wyglądającym autobusem relacji Poznań – Gostyń, a także jazdy trolejbusem z poznańskich Ogrodów w kierunku Krzyżownik.

    Stukot kół, ciemność za oknami piętrowego wagonu, rozświetlana pojedynczymi światełkami mijanych wiosek i miasteczek, zapach dymu z parowozu, który wpadając poprzez uchylone okna wyciskał łzy z oczu - śniły mu się przez wiele dni. Te sny powracały podczas zimowych i nudnych miesięcy, były bardzo miłym marzeniem, które miało znów spełnić się następnego lata. Natomiast podróże, zabawnie wyglądającym, autobusem marki Leyland zostawiły w umyśle Zdzisia wspomnienia szerokich pól, wąskich brukowanych dróg i ryneczków w miasteczkach. Autobus sprawnie tam zawracał, aby na przystankach pozostawiać i przyjmować kolejnych podróżnych. Tu też były zapachy - tym razem benzyny, potu podróżnych i nawozu z pól.

    Podczas jazd cichobieżnym, miejskim trolejbusem chłopiec zawsze wyczekiwał na wsiadanie i wysiadanie pasażerów, bowiem zdarzało się, że czasem lekko „kopał ich prąd. Nasz malutki bohater, kilkuletni smarkacz, dobrze wiedział, że nie należy trzymać się metalowych uchwytów podczas wchodzenia do trolejbusu. Po prostu należało sprawnie wchodzić po schodkach i wtedy ten, który miał grube podeszwy był dobrze odizolowany. Starsi ludzie jednak nie mają takiej sprawności i musieli chwytać te poręcze, a małego chłopca bardzo bawiły wówczas okrzyki typu: „Jezus Maria! Prąd mnie kopie! lub prostsze: „Ło rany! i  „Cholera jasna!.

    Na co dzień chłopiec częściej spotykał inne środki komunikacji. Raz po raz jeździł tramwajem, autobusem miejskim, lub taksówką. Każdemu pojazdowi przyglądał się bardzo uważnie. W tramwajach jadących pod górkę i z górki obserwował czynności wykonywane przez motorniczego i jego pomocnika, który za pomocą terkoczącej korby włączał dodatkowy hamulec. W autobusach, później nazywanych „Ogórkami" przyglądał się pracy kierowcy obracającemu wielką, żółtą kierownicę, włączającemu zgrzytające biegi za pomocą długiego lewarka zakończonego żółtą kulką i uruchamiającego kierunkowskazy za pomocą podłużnego pokrętła z lampką w środku. Miganie tego pokrętła oraz syczenie otwierających się drzwi były ulubionymi wrażeniami medialnymi dzieciństwa.

    Na przekór panującym dziś opiniom, że ulice siermiężnego socjalizmu były wypełnione samochodami pochodzącymi tylko ze Związku Radzieckiego i innych krajów socjalistycznych, po ulicach Poznania jeździły przeróżne samochody osobowe. Spory procent stanowiły stare, przedwojenne, wojenne lub powojenne „dekawki",  czyli dwusuwowe, zbudowane z drewna i dykty samochody DKW, a także wysłużone Mercedesy, BMW i Ople. Pojawiały się też, nie wiadomo skąd,  nowsze, zazwyczaj używane, modele tych samych marek. Bardzo często pełniły role taksówek. Pod koniec lat sześćdziesiątych na ulicach miasta pojawiła

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1