Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Wir Leonarda da Vinci
Wir Leonarda da Vinci
Wir Leonarda da Vinci
Ebook176 pages2 hours

Wir Leonarda da Vinci

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Komenda Policji
– Gruby, słuchaj no. Wiem kim byłeś w dawnych czasach. Teraz twoja rola się zmieniła. Ja mówię, a ty odpowiadasz. Zrozumiano?
– Tak jest, panie komisarzu.
– No dobra. Cieszę się, że się rozumiemy. Co robiłeś na tej posesji? Ale bez mataczenia. Mogę wsadzić cię do aresztu. Wiesz o tym?
– Oczywiście, że wiem i nie chcę tego. Powiem jak było, bez owijania w bawełnę. Nie jest łatwo żyć... Bierzemy więc różne roboty. Złapaliśmy fuchę. Przed paroma dniami zadzwonił do mnie jakiś facet i obiecał dziesięć tysięcy złotych, jeżeli wyrzucimy z jego domu lokatorów. Prosta sprawa, więc wzięliśmy. Ale zrobiło się zbyt gorąco i musieliśmy się zwijać przed końcem akcji.
– A morderstwo?
– Jakie morderstwo? Nic nie wiem o żadnym morderstwie.
– Gruby, nie pierdol! To przecież ty byłeś w tej piwnicy. To ciebie dzielnicowy tam spotkał! Nie widziałeś w piwnicy nikogo więcej?
– Nie. Nie widziałem, ale słyszałem jakieś kroki. Gdy przeszukiwałem piwnice, niczego podejrzanego nie widziałem. Powiedziałem to zresztą temu policjantowi. Słyszałem jak ktoś wbiegł, ale go nie widziałem. Gdy sprawdzałem piwnice pewnie się ukrył, a potem zabił tego staruszka i uciekł.
– Skąd wiesz, że to był staruszek?
– Słyszałem jak mówiono o tym na mieście.
– No dobra, powiedzmy, że ci wierzę. A zwłok nie zauważyłeś podczas przeszukiwania?
– Nie! Absolutnie nie! Tam nie było żadnych zwłok! Jak powiedziałem, to musiało być później. Zresztą w piwnicy było ciemno.
– Jesteś pewny, że ten ktoś mógł się ukryć w którejś z piwnic?
– No, chyba tak, to byłoby możliwe. Ale wtedy nie przypuszczałem, że ktoś tam może siedzieć. Bo niby dlaczego?
– No dobra Gruby. Na dzisiaj wystarczy. Daj mi ten numer telefonu, tego faceta, który zlecił wam tę robotę. Zostań w mieście. Wezwiemy cię jeszcze. Powiedz to twojemu szefowi.

LanguageJęzyk polski
PublisherBruno Wioska
Release dateMay 4, 2017
ISBN9781370154043
Wir Leonarda da Vinci
Author

Bruno Wioska

Bruno Wioskaurodził się w Mysłowicach.Ukończył studia na Akademii Sztuk Pięknych w KrakowiePoza malarstwem pisze powieści, najczęściej związane ze sztuką.Autor pięciu wydanych powieści.Do druku w języku polskim ma przygotowane następujące książki. SzczegółyNa druk czeka książka "Z ziemi polskiej do włoskiej". Jest to drugą książka podróżnicza po "Rowerem na koniec świata" w której autor opisał swoją podróż rowerem od Reims, wzdłuż doliny Loary aż do Bretanii nad Atlantykiem.

Read more from Bruno Wioska

Related to Wir Leonarda da Vinci

Related ebooks

Related categories

Reviews for Wir Leonarda da Vinci

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Wir Leonarda da Vinci - Bruno Wioska

    Wir Leonarda da Vinci

    BRUNO WIOSKA

    © Copyright by Bruno Wioska

    Sowa, Warszawa 2013

    Skład, łamanie i okładka:

    Autor

    Korekta: Katarzyna Urbańska

    Wydanie drugie poprawione

    Wir Leonarda da Vinci

    BRUNO WIOSKA

    Jak przystało na początek letnich wakacji, było już dość ciepło, a poranek – słoneczny. W powietrzu unosił się zapach kwitnących kwiatów. Przed kamienicą, stojącą na przedmieściu, zbierała się coraz większa grupa ludzi. Widać było, że zanosi się na wielką rozróbę. Dość liczni jak na tę porę dnia przechodnie, nie bardzo wiedząc, o co właściwie chodzi, głośno komentowali rozgrywające się wydarzenie. Kilku barczystych, wyglądających na kulturystów mężczyzn, ubranych w granatowe mundury z żółtymi napisami „OCHRONA" na plecach, brutalnie wypychali na ulicę, prawdopodobnie lokatorów dwukondygnacyjnego budynku. Bicepsy ochroniarzy rozpychały im rękawy uniformów. Sam ich widok wzbudzał respekt. Z niektórych okien co chwilę wylatywały meble i rozbijały się na chodniku. Żaden z gapiów nawet nie próbował protestować. Rozumie się – z władzą nie można dyskutować.

    Któż by w takim rozgardiaszu zwracał uwagę na okienko w piwnicy, w którym można było dostrzec głowę nastolatka. Gapie, zajęci wydarzeniem, które rozgrywało się na ich oczach, nie interesowali się, co się wokoło dzieje. W tej chwili koncentrowali się na zajściu, bo jakiś starszy, drobny mężczyzna zaczął krzyczeć:

    – To bezprawie! To mój dom!

    Ale olbrzymiej postury ochroniarz jedną ręką wyciągnął go z tłumu za klapę marynarki. W drugiej ręce trzymał jakąś paczkę, co nie przeszkadzało mu wlec, ciągle wzywającego pomocy staruszka, w stronę domu. Krzyknął do swojego kolegi, który bezczynnie przyglądał się zajściu:

    – Rozgoń to bractwo! Nie gap się!

    Po chwili, ciągnąc brutalnie staruszka, zniknął na schodach, prowadzących do piwnicy. Tam, ochroniarz podstawiał dygocącemu, zapewne ze zdenerwowania i strachu, mężczyźnie pod nos arkusz papieru wraz z zapakowaną w papier paczką.

    Tymczasem strażnik pilnujący porządku na górze, bez ceregieli popychał gapiów, krzycząc:

    – Wynocha stąd! Tutaj nie macie czego szukać. Bo wezwę policję!

    Parę osób odeszło, ale większość, pomimo że w pierwszej chwili się cofnęła, po paru sekundach, mrucząc między sobą, podeszła bliżej.

    – To, co robicie to bezprawie! – krzyknął ktoś z tłumu.

    Strażnik popatrzył groźnie w kierunku krzyczącego i podszedł do niego, wyjmując pałkę. Wystraszony mężczyzna schował się za plecami stojących i – nie czekając na dalszy ciąg – szybko się oddalił. Ponieważ trochę się uspokoiło, a z okien nie wyrzucano już nic więcej, tłum powoli zaczął rzednąć. Przed kamienicą pozostali tylko lokatorzy, których wcześniej wypędzono z domu na ulicę. Po kilku minutach, także i ci zaczęli wchodzić do domu. Nikt nie zwrócił uwagi na nastolatka, który przyleciał nie wiadomo skąd, wbiegł bez zastanowienia do domu i zbiegł do piwnicy. Na moment jego kroki ucichły, jakby próbował rozeznać się w mrocznych korytarzach.

    Chwilę zanim nastolatek zbiegł do piwnicy, ochroniarz naciskał na staruszka.

    – Podpisuj to, bierz pieniądze i spierdalaj. Nie chcę cię tutaj więcej widzieć! – wrzeszczał na staruszka. Oprawca, wyższy o dwie głowy od swej ofiary, przygniatał staruszka z całych sił do muru, mówiąc syczącym głosem:

    – Ostatni raz ci tłumaczę, podpisuj i wypierdalaj bo…

    Wtedy usłyszał, że ktoś się zbliża i zamarł. Jeszcze mocniej przydusił swoją ofiarę, zatykając staruszkowi usta paczką. Staruszek, także usłyszał kroki i widząc dla siebie szansę ratunku, zaczął się wyrywać. Niestety jego opór był bezskuteczny. Opryszek w mundurze znacznie przewyższał wzrostem i siłą swoją ofiarę. Przy nim ten sędziwy człowiek wyglądał raczej na schorowanego, astmatycznego urzędniczynę, a on na kulturystę, który godzinami siedzi na siłowni i pompuje mięśnie. Maltretowany, mimo wszystko próbował wołać o pomoc, lecz napastnik przycisnął go mocno do muru, wciskając mu równocześnie z całej siły w usta paczkę. Staruszek wydawał tylko przytłumione gardłowe dźwięki.

    Ochroniarz wiedział, że musi działać szybko. Bez wysiłku, jedną ręką podniósł staruszka w górę i cisnął go do mrocznej piwnicy. Pewnie spodziewał się, że piwnica jest większa i użył zbyt dużej siły. Gdy usłyszał głuche uderzenie głowy o mur, zaklął niecenzuralnie. Wiedział, co się stało. Zauważył jak ciemniejszy od ściany, bezwładny kształt osunął się na betonową posadzkę. Obok głowy ofiary, pomimo panującego półmroku, można było dostrzec, powiększającą się ciemną plamę. Krew.

    W chwili, gdy ciało uderzyło o mur, tuż za drzwiami piwnicy rozległ się okrzyk grozy. Tego oprawca się nie spodziewał i już zamierzał rzucić się w kierunku niepożądanego świadka zajścia… gdy do jego uszu doleciał tupot podkutych butów i wołanie:

    – Stać policja!

    Ochroniarz rzucił, trzymaną jeszcze do tej pory paczkę w ciemny kąt piwnicy i okropnie klnąc pod nosem, wyszedł na korytarz.

    – Nie widział pan jakiegoś młodego człowieka, wbiegającego tutaj przed chwilą? – zapytał policjant, widząc przed sobą ochroniarza.

    – Nie nikogo nie widziałem – powiedział niepewnym głosem i udał się w kierunku wyjścia z piwnicy, lekko popychając policjanta. – Nie, nikogo tutaj nie było. Przeszukałem właśnie wszystkie piwnice, ale nikt z lokatorów się tutaj nie ukrył. Jest czysto.

    – Znajdziemy szczeniaka – poufale powiedział policjant. – Być może wbiegł do ogrodu. Nie ujdzie nam. Mamy jego dokładny rysopis.

    Mężczyźni, rozmawiając wyszli na ulicę.

    Natomiast chłopiec, który był przypadkowym świadkiem zajścia, kucał w ciemnej piwnicy jak sparaliżowany. Milczał. Obok niego, na posadzce, w wykrzywionej pozie, leżały bezwładne zwłoki. Na ścianie, na wysokości kolan, widoczna była ciemniejsza rozmazana plama. Krwawy ślad, miejsce gdzie uderzyła głowa ofiary. Młodzieniec był jak zahipnotyzowany.

    – Nie żyje? – usłyszał za sobą pytanie. Przestraszony czyjąś niespodziewaną obecnością, odskoczył na krok i obejrzał się. W drzwiach stał jakiś nieznany mu rówieśnik.

    – Co tutaj robisz? – zapytał nieznajomy.

    – Teraz nie pora na rozmowy. Zwiewajmy stąd, bo będzie z nami krucho. Widziałeś to zajście?

    – Niestety tak.

    – Ja widziałem tego, który to zrobił. No to nie mamy tutaj czego szukać. W nogi – powiedział nieznajomy nastolatek.

    – Znam tylne wyjście – dodał, ocierając ukradkiem łzy. – Mieszkam tutaj. Wyjdziemy przez ogród. Nikt nas nie zobaczy.

    Niezauważeni przez nikogo chłopcy, wyszli na małą uliczkę, sąsiadującą z ogrodem i pobiegli przed siebie. Nikt ich jednak nie gonił. W ogrodzie, w pokrytych świeżą zielenią drzewach, kwiliły ptaki, jakby nic się nie wydarzyło. Był piękny, czerwcowy, późny poranek. Powietrze pachniało kwitnącymi kwiatami. Właśnie tego dnia rozpoczęły się wakacje. Przed domem, w którym rozegrała się ta tragiczna historia, zrobiło się zupełnie cicho. Ochroniarze już odjechali. Jedynie policjant rozmawiał jeszcze z kimś, lecz ten potrząsnął przecząco głową. Na chodniku zostały porozbijane meble staruszka – tego, którego przed chwilą zamordowano. Ale o tym jeszcze nikt nie wiedział.

    Lokatorzy, gdy trochę się uspokoili, szukali właściciela budynku – znaleźli jego zwłoki w piwnicy. Wtedy na pobliskiej wieży kościelnej, zegar wybił godzinę pierwszą. Zanim przejechała policja, upłynęło jeszcze pół godziny.

    Patryk

    Dwójka nastolatków biegła, potrącając przechodniów i ciągle oglądając się za siebie. Swoim zachowaniem wywoływali nieprzyjazne komentarze. Jednak w tej chwili zupełnie ich to nie interesowało. Chcieli być jak najdalej od tego nieszczęsnego miejsca. Gdy tracili już oddech, obejrzeli się za siebie i jeden z chłopców powiedział:

    – Ty, słuchaj, nikt nas nie ściga. Odpocznijmy trochę. Nie mogę złapać tchu. – Przystanęli ciężko oddychając.

    – Nie, nie tutaj! Nie zatrzymujmy się jeszcze, chodź pojedziemy kilka przystanków tramwajem, odpoczniemy potem – odezwał się drugi. – Słuchaj, jak ci na imię i skąd się wziąłeś w naszej piwnicy? Dlaczego uciekałeś?

    – Ja? Na imię mam Patryk.

    – Słuchaj Patryk, ten policjant ciebie szukał? – powiedział czarnowłosy młodzieniec do swego kolegi, gdy jechali już tramwajem w kierunku centrum.

    – A ty? Jak ty masz na imię?

    – Damian. Ale ja się ciebie pierwszy zapytałem. Skąd wziąłeś się w tej piwnicy?

    – Uciekłem przed policją. Wbiegłem tam zupełnie przypadkowo.

    – A dlaczego goniła cię policja? Zbroiłeś coś i rozesłali za tobą list gończy?

    – Nie. Tak źle to znowu nie było. Mam po prostu pecha. Zawsze znajdę się tam, gdzie coś złego się wydarzy. Tym razem byłem w pobliżu, no powiedzmy za blisko, pewnego wydarzenia, a potem ta heca w piwnicy. Taki już mój los.

    – A przed tą hecą, jak to nazwałeś, co było?

    – Spacerowałem po targowisku i jakiś chłopiec mnie zagadał. W tym czasie jego kumpel wyrwał jakiejś frajerce portfel i obaj zwiali. Od razu podejrzenie padło na mnie, że niby jestem z nimi w zmowie i zawołano policjanta, który był właśnie w pobliżu. Na szczęście go zauważyłem, wolałem nie czekać. Wyrwałem się tej pani i dałem drapaka, a policjant pobiegł za mną. Resztę już wiesz.

    – A nie mogłeś, zamiast zwiewać, wytłumaczyć, że ty ich nie znałeś. Po co uciekłeś? Nie mogłeś powiedzieć prawdy, że ich nie znasz. Ucieczką w jakiś sposób przyznałeś się, że brałeś w tym udział.

    – Problem w tym, że oni są z tego samego poprawczaka. Nie chciałem ich zakapować i nie chciałem też kłamać. Są od niedawna. Właściwie ich nie znam. Mam jeszcze inne pechowe sprawki na sumieniu, takie tam, stare, drobne… Uwaga! Schyl się – powiedział Patryk, urywając rozmowę.

    Chłopcy kucnęli. Obok tramwaju, bardzo wolno przejechał jeep, w którym siedzieli ochroniarze, bacznie rozglądając się wokoło.

    – To są chyba gangsterzy, udają tylko ochroniarzy. Szukają nas – odezwał się Damian. – Dobrze, że nas nie zauważyli. Może wysiądźmy tutaj skoro mamy ich przed sobą. W tym tłumie jakoś się schowamy. Ty, Patryk, czy oni cię widzieli?

    – Nie, nie mam pojęcia! A ciebie?

    – Raczej nie. Siedziałem od samego początku tej awantury w piwnicy. Wobec tego oni nie wiedzą kogo szukają. Masz jakiś plan? Co robimy? – pytał Damian.

    – Coś się zobaczy.

    Na najbliższym przystanku wysiedli z tramwaju i wmieszali się w tłum przechodniów. Przeszli kilkadziesiąt metrów, gdy nagle Damian pociągnął Patryka za rękaw i wciągnął go do sklepu.

    – Panowie, proszę o chwilę cierpliwości. Załatwię z tą panią to was obsłużę – powiedziała jakaś młoda kobieta w stroju podobnym do stewardessy. – Proszę sobie w tym czasie przeglądnąć prospekty.

    – Ale chryja.

    – Ty, może to właśnie jest boska opatrzność. Jesteśmy w biurze podróży. Weźmy jakieś wczasy, najlepiej zagraniczne. Za granicą nie będą nas szukać.

    – Bardzo dobry pomysł, ale skąd wziąć forsę? Ja mam dwadzieścia złotych. Za to możemy dojechać za granicę, ale miasta…

    – Ja funduję. Mam forsę. Zobacz – powiedział Patryk, wskazując na dość pokaźną paczkę ukrytą pod wiatrówką. – Słyszałem jak ten opryszek mówił o forsie, więc gdy ty sterczałeś jak paralityk, ja zabrałem ją z tej piwnicy.

    – Ty masz tę paczkę, którą ten morderca tam wrzucił? To jest paczka tych gangsterów. Poznaję ją – powiedział szeptem Damian, a Patryk wzruszył tylko ramionami i przytaknął. – Ty buchnąłeś im tę paczkę? No ładnie. Człowieku to jest chyba mafia?! Ty mafii buchnąłeś pieniądze! Wiesz ile tam jest w tej paczce? Dwieście tysięcy złotych – szeptał Damian, nie czekając na odpowiedź kolegi. – Te pieniądze wpychali mojemu wujkowi za dom. Ale on nie chciał im go sprzedać i ten byk, ten w mundurze ochroniarza, zamordował go.

    – Ten zabity to był twój wujek? Przykro mi. Serdeczne współczucie. Ale za to uciekniemy im za ich pieniądze.

    – Oni nam nie darują – powiedział Damian. – Choć właściwie to nic nie widzieliśmy. Ale wiemy niestety kto zabił! Buchnęliśmy im pieniądze i wiedzą, że jesteśmy świadkami. Będą nas ścigali po całej Europie.

    – No to co? Mam im oddać te pieniądze, przeprosić, że je zabrałem i powiedzieć, że nic nie widziałem? Już za to wykończą nas obojętnie gdzie będziemy. Te pieniądze to dla nich pestka. Zabijają za mniejszy szmal, a czasem nawet bez powodu. Mówię ci, zwiewajmy. Na szczęście mam dowód osobisty przy sobie, a ty?

    – Ja też – odpowiedział Damian. – Będziemy mogli swobodnie poruszać się po Europie, rozpoczęły się wakacje… No to możemy powiedzieć, że mamy szczęście. Może będzie nam dalej sprzyjać.

    – No panowie, co mogę dla was zrobić? – bardzo uprzejmym głosem zapytała pani zza biurka.

    Chłopcy, zajęci obserwowaniem ulicy i wzajemną rozmową, nawet nie zauważyli, że klientka już wyszła.

    – Zdecydowaliście się dokąd chcecie pojechać?

    – Nas interesują oferty last minute. Ma pani coś choćby na już, byle daleko? – zapytał Damian.

    – Mam akurat dwa miejsca, ale nie zdążycie już zapłacić, bo potrzebne będzie potwierdzenie przelewu z banku. Autobus odjeżdża z dworca za godzinę, ale dokumenty muszę dać kierowcy za piętnaście minut.

    – A dokąd jest ta wycieczka? Może byśmy się zdecydowali pojechać.

    – Do Francji. Bardzo ciekawa wycieczka studyjna. Zwiedzanie doliny i renesansowych zamków nad Loarą. Początek w Fontainebleau. Tam jest pierwszy nocleg.

    – To bardzo interesujące. A można zapłacić gotówką? – zapytał Patryk.

    – No, jeżeli macie tyle pieniędzy przy sobie… Ale to nie jest tania wycieczka! No, ale żarty na bok. O co wam chodzi?

    – My, proszę pani, bierzemy tę wycieczkę.

    – Panowie, wolne żarty! Wycieczka kosztuje osiemset euro od osoby. Jest to ośmiodniowy wyjazd. W cenie jest wolny wstęp tylko do muzeów w Fontainebleau, Blois i Chambord. Za wejście do innych zamków musielibyście zapłacić sobie sami.

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1