Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Diabeł i czarownice
Diabeł i czarownice
Diabeł i czarownice
Ebook178 pages1 hour

Diabeł i czarownice

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Książka DIABEŁ I CZAROWNICE jest zbiorem historyjek sensacyjno-obyczajowych napisanych w oparciu o wydarzenia stanowiące ciemną plamę na historii europejskiej, a także amerykańskiej cywilizacji pod hasłem „palenie czarownic”.
Ciemny kolor tej plamy jest o tyle szokujący, że – co zostało uwypuklone we wstępie do książki - procesy o czary nie toczyły się w mrocznych czasach walki o ogień, gdy ludzie posługiwali się raczej prostymi gestami niż słowem, ale – najpierw w epoce Renesansu, a później Oświecenia. Kiedy płonęły stosy z żywymi kobietami, świat wypełniony był poetami, inżynierami, astronomami, fizykami i matematykami. W latach masowego tępienia czarownic epokowe dzieła tworzyli tacy uczeni jak Kopernik, Newton, Koepler, Leonardo da Vinci. Ziemia dawno już przestała być płaska i posłusznie krążyła wokół Słońca. Odkryto Amerykę.
A mimo wszystko uczeni, którzy kładli podwaliny pod ogólną wiedzę o zmieniającym się świecie, nie dysponowali prawie żadną siłą przebicia. Nie mieli radia, telefonu, prasy, telewizji. Były tylko ambony, z których masowo kolportowano zło.
W ciągu minionego tysiąclecia chrześcijańskie korzenie Europy wyrastały z popiołów tysięcy chrześcijan, których inni chrześcijanie palili na stosie posługując się przy swoim bestialstwie imieniem Pana Boga. Jak na ironię losu, bestiami okazali się potomkowie tych chrześcijan, którzy jako pierwsi doznali bestialstwa na własnej skórze rozszarpywanej przez lwy ku uciesze widowni. Minęło kilkaset lat i role odwróciły się – prześladowani awansowali na prześladowców, stosując jeszcze bardziej wyrafinowane metody zbrodni niż poprzednicy, a jednocześnie zapewniając gawiedzi podobną „rozrywkę” serwując jej strach o życie na każdym kroku.
Zamiarem autora nie było dogłębne analizowanie warunków społecznych, służących za podłoże do upowszechniania się tego ludobójstwa trwającego przez cztery wieki. Na treść książki składają się tak zwane obrazki z życia, prezentujące mentalność ludzi nie tylko prostych, ale również wykształconych, traktujących prześladowanie rzekomych czarownic (czarowników zresztą również) jako obowiązkowy rytuał na chwałę Boga. I co najgorsze, na straży tego rytuału stało duchowieństwo!
Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się razem z nimi i dlatego dziś można już relacjonować to wszystko z pewną dozą ironii dla podkreślenia ciemnoty, jaka towarzyszyła tamtym niechlubnym dniom wypełnionym prześladowaniami i torturą. Oczywiście bez obawy, że ktoś zaprowadzi nas na stos podpalony przez wyjątkowo religijnego kata.


Mirosław Prandota jest dziennikarzem, który – jak sam twierdzi – książki pisze tylko w wolnych chwilach. Tak naprawdę trudno jest ustalić, ile wolnych chwil można wygospodarować dla siebie w zawodzie dziennikarskim choćby dlatego, że podobno dziennikarzem jest się przez 24 godziny na dobę. Tymczasem Mirosław Prandota zdążył już napisać 19 książek, nie kierując się przy tym żadnymi preferencjami tematycznymi. W jego dorobku są zarówno książki obyczajowe jak i sensacyjne, satyryczne, reportażowe, a nawet jeden romans. Wśród pozycji cieszących się największym powodzeniem są: przygodowa opowieść partyzancka „Łańcuch krwi”, romans „Sam przeciw sobie” i powieść satyryczna „Taniec życia”.
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateApr 10, 2017
ISBN9788378597773
Diabeł i czarownice

Related to Diabeł i czarownice

Related ebooks

Reviews for Diabeł i czarownice

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Diabeł i czarownice - Mirosław Prandota

    2012

    Wprowadzenie

    Procesy o czary nie toczyły się w mrocznych czasach walki o ogień, ale – najpierw w epoce Renesansu, a później Oświecenia. Kiedy płonęły stosy z żywymi kobietami, świat wypełniony był poetami, inżynierami, astronomami, fizykami i matematykami. W latach masowego tępienia czarownic epokowe dzieła tworzyli tacy uczeni jak Kopernik, Newton, Koepler, Leonardo da Vinci. Ziemia dawno już przestała być płaska i posłusznie krążyła wokół Słońca. Odkryto Amerykę.

    A mimo wszystko uczeni, którzy kładli podwaliny pod ogólną wiedzę o zmieniającym się świecie, nie dysponowali prawie żadną siłą przebicia. Nie mieli radia, telefonu, telewizji. Nie mieli ambon, z których masowo kolportowano zło.

    W ciągu minionego tysiąclecia chrześcijańskie korzenie Europy wyrastały z popiołów tysięcy chrześcijan, których inni chrześcijanie spalili na stosie posługując się przy swoim bestialstwie imieniem Pana Boga.

    Bo tak naprawdę wcale nie chodziło o to, ile diabłów mieści się na czubku szpilki, ani o to, czy ziemia naprawdę jest okrągła. Inspiracją do zapalania stosów było ludzkie okrucieństwo, a „szczegóły techniczne", czyli osąd kolejnych przypadków oraz wyroki skazujące dopasowywano tylko do obowiązującej ideologii.

    Ideologię stworzyli urzędnicy papiescy, błogosławił sam papież.

    Diabelski manifest

    Ludzie! Kiedy rozmyślam o tym, ile jesteście mi dłużni, wasza niewdzięczność mnie zasmuca. Przez wieki brałem odpowiedzialność za lwią część waszych uczynków. Dzięki mnie nie czuliście się winni nawet w połowie, a przecież tak naprawdę byliście winni w stu procentach.

    Przypisywaliście mi odpowiedzialność za wasze występki: grzeszyliście, bo niby to ja popychałem was w tym kierunku. Hojnie obarczaliście mnie odpowiedzialnością za wasze wykroczenia, grzechy i łajdactwa. W każdej sprawie wytaczanej wam niegdyś przez wasze sumienia tkwiłem za trzeciego, w charakterze wymówki albo permanentnego alibi.

    Nie było takiej wojny, rozruchów, zbrodni czy gwałtu, które by nie przypisywano moim machinacjom.

    Pomawialiście mnie cynicznie o inicjatywę i stwarzanie okazji, która czyni złodzieja.

    Mnie zawdzięczaliście połowę rozgrzeszeń, które zostały wam dane.

    Nieraz zapytywałem samego siebie, czy przypadkiem nie jestem wytworem chrześcijańskiego miłosierdzia, mającym zaoszczędzić wam nadmiaru udręk pokutnych, na które od początku zasłużyliście.

    Długo znosiłem tę niesprawiedliwość, ale w końcu zrozumiałem, że to kiepski interes dla mnie.

    W strukturze religijnej zajmowałem pokaźne miejsce, to prawda, ale wasz dzielny lud średniowiecza wypychał mnie na sam przód sceny po to tylko, żeby tym łatwiej prześlizgnąć się obok mnie za kulisy zbawienia.

    To właśnie wtedy postanowiłem wycofać moje poparcie dla was budząc w was wątpliwości co do mojego istnienia. Od czasu tej desatanizacji świata ponosicie już pełną odpowiedzialność za wszystkie wasze czyny. A ponieważ nie potraficie teraz posłużyć się moją osobą jako okolicznością łagodzącą, nie wybaczacie sobie wzajemnie.

    Czy doceniacie dziś rozmiar moich dawnych usług? Czy przyznacie, że moja obecność chroniła was przez piętnaście stuleci od zła reżimów totalitarnych? Czy zdajecie sobie sprawę, jaką cenę musieliście zapłacić za moje zniknięcie?

    Jeżeli idzie o mnie, to mam jasny plan. Nie zamierzam pojawiać się na nowo, aby wam służyć za wymówkę. Pozostaję w cieniu zbrodni, które popełnialiście od zarania dziejów, zwalając winę na mnie.

    A teraz oddalam się, pozostawiając was sam na sam z waszym sumieniem, które przez wieki tłamsicie ociekającymi krwią rękami.

    Z dyskretnym oddaniem – wasz osobisty diabeł.

    Narodziny inkwizycji

    Od roku 1227 w każdej gminie francuskiej powoływano trójkę lub czwórkę strażników wiary. Ich zadaniem było śledzenie życia mieszkańców. Najlżejsze podejrzenie o herezję skutkowało odnotowaniem i przekazaniem wiadomości wszechmocnemu biskupowi. Życie obywatela, który znalazł się na biskupiej liście grzeszników, było już niewiele warte.

    Oficjalnie inkwizycja zrodziła się w południowej Francji w 1231 roku. Została utworzona jako bicz na heretyków i stała się narzędziem władzy. Immunitet inkwizytorski przypadł w udziale zakonowi dominikanów, którzy dostali wręcz nieograniczoną władzę na mocy decyzji papieża Grzegorza IX.

    Już wkrótce funkcjonariusze w habitach zyskali złą sławę. Ludzie wymyślili nawet dla nich specjalną nazwę: „Psy Pańskie". Uparte, wściekłe na wszystko, co się rusza i gotowe zagryźć każdego w imię Boga. Historycy przytaczają rekordowy przypadek dominikańskiego inkwizytora Roberta Bougre, który jednego tylko majowego dnia w 1239 roku w Mont-Wimer wydał na śmierć 183 mężczyzn i kobiet uznanych tylko przez siebie samego za heretyków.

    Teoretycznie w działalności Kościoła nie było przymusu do wiary w Boga. Z drugiej jednak strony już święty Augustyn (354 – 430), który dzieje ludzkości ujmował jako walkę „państwa bożego z „państwem ziemskim, głosił konieczność stosowania przymusu, który – jego zdaniem – miał działać uzdrawiająco, jako że jego ostateczną intencją miało być nawrócenie grzesznika. I ten punkt widzenia został przyjęty przez Kościół.

    Książętom Kościoła zależało jednak na tym, aby ich misja krzewienia chrześcijaństwa w oczach wiernych nie miała na sobie żadnej skazy. Miłosierdzie i łaska Pańska źle by się kojarzyły z mordowaniem ludzi, nawet gdy ci ludzie byli heretykami, toteż biskupi znaleźli praktyczne wyjście z sytuacji, pozwalające im, przynajmniej teoretycznie, nie plamić krwią własnych rąk. Wypracowali ideologię, w myśl której herezja to przestępstwo przeciw dobru wspólnemu i porządkowi publicznemu. Heretyk narusza oddawaną Bogu cześć, a tym samym obraża Boga. Cesarz jest ustanowionym przez Boga reprezentantem, mającym dbać o dobro powszechne. Skoro heretyk godzi w autorytet Boga, godzi też w autorytet cesarza. A zatem herezję należy postawić na równi ze zbrodnią obrazy majestatu. Taka zbrodnia była karana śmiercią już od czasów starożytności, a więc nie ma powodu, dla którego można by odstąpić od tej kary obecnie.

    I tak to się zaczęło. Następcy pierwszych chrześcijan rzucanych lwom na pożarcie za odstępstwo od wiary w bogów rzymskich teraz sami rzucili „cywilnym lwom" zniewolonych obywateli nowej epoki za odstępstwo od wiary chrześcijańskiej. Koło się zamknęło.

    Komisarze w dominikańskich habitach

    Skoro herezja została uznana za zbrodnię, należało uniknąć szkód spowodowanych ewentualną zwłoką procesową, co w praktyce oznaczało, że trzeba było ustalić skróconą procedurę. Upraszczało to wszczęcie sprawy oraz ograniczało możliwości odwoławcze oskarżonego. Nie chodziło przy tym o samo przestępstwo, ale o to, aby heretyk przyznał się do winy i aby można było wydać wyrok..

    Kościół musiał stworzyć sobie takie narzędzie do umacniania swojej niezależności i potęgi, gdyż publiczne dysputy z odstępcami od wiary nie dawały rezultatów, a to groziło oderwaniem całego szeregu wiernych od obowiązującej religii. Wszak ludzie, wyłapując coraz większe różnice między prawdami wiary a życiem prywatnym strażników tej wiary, chętnie dawali posłuch argumentom heretyków i coraz szerzej kontestowali prawdy głoszone z ambon.

    Aby więc pozbyć się kłopotu, a konkretnie – aby oskarżony jak najszybciej przyznał się do winy, zaczęto stosować tortury, natomiast w procesie sądowym to nie sąd miał udowodnić winę, ale oskarżony musiał udowadniać swoją niewinność.

    Aby zgromadzić przyzwoitą liczbę oskarżonych, inkwizytorzy objeżdżali wyznaczony sobie rejon i badali, jak wygląda sytuacja pod względem prawowierności jego mieszkańców. Na wstępie inkwizytor wygłaszał przed zgromadzonym tłumem kazanie na temat wiary i ogłaszał okres łaski, który zwykle trwał dwa tygodnie. Ten, kto w tym czasie sam złoży na siebie doniesienie i wyrzeknie się herezji, miał szansę uniknąć więzienia i konfiskaty majątku, bo jedno zawsze wiązało się z drugim.

    Podsądny musiał nie tylko mówić o sobie, ale również o wszystkich znajomych. Jeżeli był „małomówny, oskarżano go o sprzyjanie heretykom, co z góry czyniło uległym każdego, kto siadał naprzeciwko „komisarza w dominikańskim habicie. W atmosferze strachu dzieci zeznawały przeciwko rodzicom, mąż przeciw żonie, a słudzy przeciw swym panom. Inkwizytorzy stosowali pytania sugestywne, podchwytliwe oraz mało zrozumiałe dla prostych ludzi, dzięki czemu model odpowiedzi pasował do oskarżenia i - w sieć wpadał każdy, kogo tylko rozmodlony „komisarz" sobie upatrzył.

    Torturować wolno było z reguły tylko raz, ale przepis ten – jak później wykazały zwłaszcza procesy czarownic – można było łatwo omijać, nie kończąc tortur, ale je „przerywając". W grę wchodził, a jakże, adwokat. Niestety, nie mógł on bronić oskarżonego o herezję, ponieważ sam ściągnąłby na siebie winę. Mógł tylko prosić o złagodzenie kary. Jednak dla tych, którzy już zostali oskarżeni, wyrok uniewinniający nie wchodził w grę. Ludzie majętni mogli składać apelację u papieża, były takie szanse, ale obowiązywały znaczące koszty. Biedacy nie mieli żadnych szans wyplątać się z oskarżenia.

    Wyroki ogłaszano publicznie w formie uroczystej ceremonii, najczęściej w niedzielę. Kary były różne: od lekkiej pokuty pod postacią wymalowania krzyża na ubraniu skazanego aż po więzienie i śmierć żywcem na płonącym stosie. W celu wykonania tego wyroku inkwizytorzy przekazywali skazanego sądownictwu świeckiemu. Dzięki temu Kościół niby to umywał ręce, a straszny wyrok wykonywał kat zatrudniony w urzędzie miejskim.

    Wczesne tradycje helleńskie i późne katolickie

    Cofnijmy się na chwilę o kilkaset lat, by porównać funkcjonowanie tej opiniotwórczej instytucji w różnych epokach. Otóż Kościół chrześcijański we wczesnym średniowieczu występował zdecydowanie przeciw poglądom, że istnieją jakieś czarownice w ogóle. W tym czasie zresztą obowiązywały w Europie tradycje helleńskie, które z góry wykluczały ponure akcesoria przynależne późniejszym sabatom czarownic, bowiem mentalność Greków przepojona była mitami o bohaterach, bogach i pół-bogach.

    Synod zwołany przez Karola Wielkiego w Paderbornie w roku 785 nałożył nawet karę śmierci na tych, co „omamieni przez diabła, wzorem pogan pomawiają mężczyznę lub niewiastę, że jest czarownikiem lub czarownicą i palą ich na stosie". Takie wzory traktowano jako relikt pogaństwa nie mający nic wspólnego z wiarą katolicką, której symbolem zawsze miało być miłosierdzie.

    Dla odmiany filozof katolicki, Tomasz z Akwinu, ogłosił w 1267 roku teorię o podwójnej osobowości kobiety. W myśl tej teorii kobieta jest stworzeniem niepełnowartościowym z dwóch powodów: ponosi winę za grzech pierworodny oraz posiada gorszy rozum niż mężczyzna. Mężczyzna został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, zaś kobieta, z racji defektu naturalnego, ma w sobie duży procent pierwiastka diabelskiego. Taka argumentacja sprawiała między innymi, że święcenia kapłańskie mogły być udzielane tylko mężczyznom, natomiast kobietom przez wieki odmawiano nawet prawa do podejmowania studiów.

    Barbarzyńska inicjatywa papieża

    Pierwszym krzewicielem wierzeń pogańskich wśród chrześcijan stał się papież Innocenty III. Już w początkowej fazie swojego pontyfikatu rozpętał piekło na ziemi, kiedy to wysłał dwóch legatów do Prowansji, aby tam podburzali oni mieszkańców wzajemnie przeciwko sobie. Kiedy ludzie zorientowali się w „misji" zakonników, wystąpili czynnie przeciwko nim, a pewien zacietrzewiony szlachcic dobył raz szpady i zabił jednego

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1