Chiński wirus
()
About this ebook
Related to Chiński wirus
Related ebooks
Madonna w lustrze Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDrugie życie Anny Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFotografia z wakacji Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFermenty Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsŚciema Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsBerlin Indigo Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZwerbowana miłość Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsStrażnicy Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZwerbowana miłość. Ucieczka Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsŻółta róża: Opowieść kryminalna Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTajemnica Flores de Barras Rating: 0 out of 5 stars0 ratings8 dzień Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsJeśli przyjdziesz Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZawodowcy: Opowiadania Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsŻelazne kamienie Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFałszywa Nuta Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsHamlaghkem Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKuźnia na rozdrożu Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMaigret i hurtownik win Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsJutro też wzejdzie słońce tom I Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsImieniny Haneczki Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPocałunek śmierci Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSalon baronowej Wiery Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMaigret i gangsterzy Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsParasol pana Pantalona Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZabójstwo Thomasa Jonesa Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOpowiadania przewrotne Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsUstronie Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsAkcja "Chirurg" Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNyktonomia Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Related categories
Reviews for Chiński wirus
0 ratings0 reviews
Book preview
Chiński wirus - Krzysztof Koziołek
Chiński wirus
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2020, 2020 Krzysztof Koziołek i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788726595024
1. Wydanie w formie e-booka, 2020
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.
SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont
Odcinek 1 (Prolog)
Bergamo, Włochy, 15 marca 2020
– Czy tych ludzi całkiem pogięło?! – Ilario Incerto ¹ w ostatniej chwili zdążył zahamować przed grupką młodzieży, która, nie zważając na czerwone światło dla pieszych, wtargnęła na przejście. Drugi raz zaklął, kiedy auto zgasło.
Fiat ritmo, którym się poruszał, należał do jego babci. Samochód był w idealnym stanie, choć liczył sobie już trzydzieści dwa lata, o trzy więcej niż jego kierowca. Incerto nie był jednak przyzwyczajony do jeżdżenia takimi starociami, pozbawionymi całej gamy systemów wspomagających. Samo operowanie kierownicą sprawiało, że pocił się ze zmęczenia. Nagle zatęsknił za Lamborghini Aventador. W garażu miał kilka wyjątkowych samochodów, lecz do tego był przywiązany najbardziej. Do setki przyśpieszał w niespełna trzy sekundy, podczas gdy fiacik babci nie wyciągał tyle chyba nawet na autostradzie.
Przekręcił kluczyk w stacyjce raz, potem drugi, modląc się, aby silnik zaskoczył, z tyłu bowiem zaczynali już na niego trąbić inni kierowcy. Kiedy się udało, otarł spocone czoło rękawem marynarki.
Ruszył i od razu ostro zahamował, zdawszy sobie sprawę, że światło dla samochodów zmieniło się na czerwone.
– Figa! – Wrzasnął jakiś wyrostek, uderzając przy tym zaciśniętą pięścią w maskę samochodu. – Uważaj, jak jeździsz! – W drugiej dłoni trzymał butelkę z piwem. Jakimś cudem nie uronił z niej ani kropli.
– Sam jesteś pipa. – Incerto miał ochotę wysiąść i spuścić gówniarzowi manto. Dopiero co z powodu epidemii koronawirusa zamknięto szkoły i uczelnie, a młodzież, zamiast siedzieć w domach, wyległa tłumnie na miasto. Wiedział jednak, że gdyby pozwolił sobie na coś takiego, jego podobizna zdobiłaby każdą jutrzejszą włoską gazetę i wiele europejskich. Jedyne więc, co zrobił, to chwycił za rączkę w drzwiach, chcąc opuścić szybę i wpuścić nieco chłodniejszego powietrza. Zrobił to jednak ze zbyt dużym animuszem, czego dowodem był głośny trzask. – Babcia się ucieszy… – Westchnął, kiedy pokrętło zostało w dłoni.
Babcia… – Odetchnął głęboko. Już dwa dni temu prosiła go, aby przywiózł jej do szpitala ładowarkę do telefonu komórkowego, szlafrok, kapcie pod prysznic i lekarstwa na cukrzycę, bo w szpitalu papieskim powiedzieli jej, że każdy pacjent musi mieć swoje. Niestety, gdy do niego zadzwoniła, wsiadał razem z kolegami do samolotu, którym lecieli na ćwierćfinał Ligi Mistrzów, Zdobywców Drugich, Trzecich i Czwartych Miejsc z Najbogatszych Lig Europy i Kopciuszków z Pozostałych Biednych Lig. Dzisiaj, gdy wrócili i wreszcie dostali wolny dzień, przyjechał do Bergamo i spakował wszystkie rzeczy.
Jak na złość, wszystkie miejsca na ogromnym parkingu przedzielonym ruchliwą trasą były zajęte. Robiło się coraz później, Incerto bał się, że nie zdąży w porze odwiedzin, dlatego zdecydował się na przebój. Podjechał jak najbliżej głównego wejścia, wysiadł z auta. Dopiero wtedy dostrzegł stojącego obok karabiniera.
Mężczyzna był zajęty rozmową z jakąś atrakcyjną brunetką, ale gdy zobaczył nieprawidłowo parkującego kierowcę, od razu ruszył w jego stronę.
– Tutaj nie może pan zostawić auta – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Poczekaj chwilkę! – rzucił w stronę rozmówczyni.
– To gdzie mam stanąć? – odparł Incerto grzecznie. – Na obu parkingach wszystkie miejsca zajęte…
– To pan? – Mężczyzna w jednej chwili stracił zainteresowanie brunetką. – Da mi pan autograf? – Wyjął notes z kieszeni munduru, podał długopis kierowcy.
– Oczywiście. – Złożył zamaszysty podpis. – Ja tylko na chwilę, przywiozłem rzeczy dla chorej babci. – Na dowód rozchylił reklamówkę.
– Dobrze. – Mrugnął porozumiewawczo okiem. – Tylko niech się pan pośpieszy.
– Karabinierzy tutaj? – Incerto dopiero teraz uświadomił sobie niecodzienność sytuacji. Bardziej spodziewałby się zobaczyć policjanta.
– Specjalne środki ostrożności z uwagi na epidemię grypy – wyjaśnił, chowając notatnik.
– Koronawirusa – poprawił Incerto machinalnie.
– Grypa, koronawirus, jedno i to samo. – Karabinier machnął lekceważąco ręką. – Niech pan już idzie, bo za chwilę mają zamknąć szpital dla odwiedzających!
*
Kolejne minuty Incerto stracił, próbując dowiedzieć się, w której sali leży babcia. Kiedy sprawa się wyjaśniła, kobieta z recepcji wykonała kilka telefonów, przybierając na twarzy coraz bardziej poważny wyraz. Na końcu kazała mu czekać na przyjście lekarki, nie chciała przy tym zdradzić nic więcej.
Przez następną godzinę przypatrywał się krzątaninie lekarzy, pielęgniarek i innego personelu. Wszyscy zachowywali się tak, jakby znajdowali się na wojnie. Incerto od lat nie korzystał z opieki publicznej służby zdrowia, nie był zatem przyzwyczajony do takich obrazków, przyjął jednak, że to norma. Za chwilę miał się dowiedzieć, jak bardzo się myli.
– Pan mnie szukał? – Nagle obok wyrosła niska kobieta. Nie trzeba było się jej przypatrywać, aby zauważyć, jak bardzo jest zmęczona. – Pan jest wnukiem Francesci Incerto?
– Ja – potwierdził. – Przywiozłem rzeczy o które prosiła. – Przesunął się metr w bok, widząc, że w ich stronę zmierza sprzątacz wyposażony w mop.
– Spóźnił się pan… – powiedziała to cicho.
– Wiem, że babcia prosiła o te rzeczy dwa dni temu, ale nie było mnie w kraju – zaczął wyjaśniać. – Przywiozłem ładowarkę do telefonu…
– Nie zrozumiał mnie pan. – Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. – Pańska babcia jest w stanie krytycznym.
– Co? – Sens słów jeszcze do niego nie dotarł.
– Pańska babcia umiera. – Lekarka przygryzła wargę.
– Umiera? – zdziwił się. – To chyba jakaś pomyłka… Moja babcia trafiła do szpitala z podejrzeniem grypy…
– To koronawirus, nie grypa. – Zmarszczyła brwi. – To nowy typ bardzo zjadliwego wirusa… Nie ma na niego lekarstwa… Bardzo mi przykro… Muszę wracać na oddział…
– Ale… – Wyciągnął dłoń, aby chwycić lekarkę za ramię, ale ta się odsunęła. – Ile czasu babci zostało?… – Słyszał swój własny głos. Miał wrażenie, że to sen, że za chwilę się obudzi, przetrze zaspane oczy i odetchnie z ulgą.
– Jest przytomna i komunikatywna, ale ma przed sobą maksymalnie kilka godzin – wytłumaczyła. – Brakuje nam respiratorów… – dodała przepraszającym tonem.
– Kilka godzin… – To nie był senny koszmar, tylko rzeczywistość. – Chciałbym się z nią pożegnać… – rzekł przez zaciśnięte gardło.
– To niemożliwe. – Lekarka zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy. – Babcia leży na oddziale zakaźnym. Nie ma tam wstępu nikt poza upoważnionym personelem.
– Pani nie wie, kim ja jestem! – zdenerwował się. Jak to możliwe, żeby ktoś taki, jak on, z dziesiątkami milionów euro na koncie, nie mógł nic zrobić?! – Musi być jakiś sposób!!!
– Mógłby pan być prezydentem USA, a i tak by tam pana nie wpuścili. – Lekarka zrobiła krok do tyłu. – Nikt tam nie wejdzie.
– Ale ja muszę się z nią pożegnać! – jęknął Incerto.
– Przykro mi. – W oczach lekarki pojawiły się łzy. – Nic nie możemy zrobić… – Odwróciła się, ruszyła w kierunku drzwi strzeżonych przez dwóch karabinierów.
Incerto patrzył, dopóki za nimi zniknęła. Przez myśl przeszło mu, żeby spróbować porozmawiać z mundurowymi, może jakoś udałoby mu się ich przekonać.
– Ilario Incerto? – Głos był cichy.
Obrócił się, dostrzegł sprzątacza.
– Tak… – odpowiedział bezwiednie.
– Słyszałem pana rozmowę z panią doktor… – Mężczyzna jeszcze bardziej ściszył głos. – Możliwe, że mógłbym panu pomóc…
– Tak? – zainteresował się momentalnie.
– Spotkajmy się przed wejściem, tam, gdzie pacjenci palą papierosy. Poczekaj tam na mnie. – Zrobił w tył zwrot, machając energicznie mopem.
Dwie minuty później Incerto stał już we wskazanym miejscu. Tajemniczy rozmówca pojawił się chwilę potem.
– Od wczoraj co chwilę umiera ktoś starszy. Czegoś takiego nigdy nie widziałem, a trochę tu już pracuję. – Sprzątacz wyjął papierosa, odpalił go. – Twoja babcia nie jest jedyna.
– Mówiłeś, że możesz mi pomóc. – Incerto był na skraju załamania nerwowego. Babcia była jedyną bliską mu osobą. To ona go wychowywała, odkąd skończył pięć lat, po tym, jak rodzice zginęli w katastrofie