Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Pies Baskerville’ów: Dziwne przygody Sherlocka Holmesa
Pies Baskerville’ów: Dziwne przygody Sherlocka Holmesa
Pies Baskerville’ów: Dziwne przygody Sherlocka Holmesa
Ebook170 pages2 hours

Pies Baskerville’ów: Dziwne przygody Sherlocka Holmesa

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Kolejni spadkobiercy majątku Baskerville’ów giną w tajemniczych okolicznościach na bagnach koło rodzinnej posiadłości w hrabstwie Devon. Miejscowa ludność przypisuje te zagadkowe zgony klątwie prześladującej rodzinę od ponad dwustu lat. Baskerville’owie mają być jakoby rozszarpywani przez tajemniczego psa-potwora. Po śmierci sir Charlesa Baskerville’a rezydencję Dartmoor i rodowy spadek ma przejąć przybyły zza oceanu sir Henry. Sławny detektyw Sherlock Holmes wysyła swego wiernego pomocnik doktora Watsona do posiadłości Baskerville’ów. Tam przez długi czas Watson odkrywa kolejne elementy zagadki i dzieli się z Holmesem zdobytą wiedzą. Czyżby „ pies Baskerville’ów „ istniał naprawdę? Opowieść przynosi nieoczekiwane rozwiązanie, a książka to trzymający w napięciu dreszczowiec.
LanguageJęzyk polski
PublisherKtoczyta.pl
Release dateDec 24, 2012
ISBN9788381610346
Pies Baskerville’ów: Dziwne przygody Sherlocka Holmesa
Author

Arthur Conan Doyle

Arthur Conan Doyle was a British writer and physician. He is the creator of the Sherlock Holmes character, writing his debut appearance in A Study in Scarlet. Doyle wrote notable books in the fantasy and science fiction genres, as well as plays, romances, poetry, non-fiction, and historical novels.

Related to Pies Baskerville’ów

Related ebooks

Reviews for Pies Baskerville’ów

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Pies Baskerville’ów - Arthur Conan Doyle

    Arthur Conan Doyle

    Pies Baskerville’ów

    Dziwne przygody Sherlocka Holmesa

    Tłumaczenie: Eugenia Żmijewska

    Warszawa 2013

    Spis treści

    Rozdział I. Pan Sherlock Holmes

    Rozdział II. Przekleństwo rodu Baskerville’ów

    Rozdział III. Zagadka

    Rozdział IV. Sir Henryk Baskerville

    Rozdział V. Trzy nici urwane

    Rozdział VI. Baskerville-Hall

    Rozdział VII. Stapleton z Merripit-House

    Rozdział VIII. Pierwsze sprawozdanie doktora Watsona

    Rozdział IX. (Drugie sprawozdanie doktora Watsona) Światło na bagnie

    Rozdział X. Wyjątek z dziennika doktora Watsona

    Rozdział XI. Nieznajomy, ukrywający się w jaskini

    Rozdział XII. Śmierć na bagnie

    Rozdział XIII. Zastawianie sieci

    Rozdział XIV. Pies Baskerville’ów

    Rozdział XV. Rzut oka wstecz

    Rozdział I

    Pan Sherlock Holmes

    Pan Sherlock Holmes zwykł wstawać późno, o ile nie czuwał przez całą noc, a zdarzało mu się to nieraz. Otóż owego dnia wstał wyjątkowo wcześnie. Jadł śniadanie. Stałem przy kominku. Schyliłem się i podniosłem laskę, którą nasz gość zostawił wczorajszego wieczoru. Był to kij gruby, z dużą gałką, utoczoną z drewna; pod gałką była srebrna obrączka, a na niej napis: „Jakubowi Mortimerowi M. R. C. S. od przyjaciół C. C. H., pod spodem zaś data: „r. 1884. Taką laskę staroświecką, mocną, zapewniającą bezpieczeństwo, zwykli nosić starzy lekarze.

    – No, i cóż, Watson? Co pan myślisz o tej lasce? Jakie wyprowadzasz wnioski? – zapytał.

    Holmes siedział, odwrócony do mnie plecami; widzieć mnie nie mógł, a ja zachowywałem się tak cichutko, że nie mógł domyślić się, czym jestem zajęty.

    – Masz pan chyba oczy z tyłu głowy... – rzekłem.

    – Mam przed sobą srebrny imbryk – odparł – ale powiedz mi, Watson, co myślisz o lasce naszego gościa? Skoro nie zastał nas w domu i nie wytłumaczył celu swych odwiedzin, ta mimowolna pamiątka nabiera wielkiego znaczenia. Chciałbym też wiedzieć, jakie pojęcie tworzysz sobie o tym człowieku?

    – Sądzę – odparłem, trzymając się metody dociekań mojego towarzysza – że doktor Mortimer jest lekarzem średniego wieku, zażywającym szacunku; dowodzi tego ów upominek pacjentów.

    – Dobrze, wybornie! – pochwalił mnie Holmes.

    – Sądzę dalej, że jest lekarzem prowincjonalnym i że po większej części odwiedza chorych pieszo.

    – Dlaczego tak pan przypuszczasz?

    – Bo laska, choć pierwotnie ładna, jest tak zniszczona, że żaden lekarz miejski nie chciałby jej używać. Grube okucie żelazne starło się, co dowodzi, że laska była w częstym użyciu.

    – Słuszne rozumowanie – przytwierdził Holmes.

    – A dalej, napis od przyjaciół z C. C. H. świadczy, że lekarz niósł pomoc członkom jakiegoś klubu myśliwskiego (Hunting Club).

    – Istotnie, Watson, przechodzisz sam siebie – rzekł Holmes, zapalając papierosa. – Muszę przyznać, że pańskie wnioski są słuszne. Mam pojętnego ucznia. Wyświetliłeś kilka punktów zupełnie ciemnych.

    Nigdy jeszcze Holmes nie odzywał się do mnie w sposób tak pochlebny. Cieszyłem się z jego uznania, na które od dawna już usiłowałem zasłużyć, stosując jego metodę badań w sprawach kryminalnych.

    Po chwili milczenia, odebrał mi laskę i przypatrywał jej się gołem okiem. Następnie odłożył papierosa, odszedł z laską do okna i począł jej się przyglądać przez szkło powiększające.

    – Ciekawe, bardzo ciekawe... – rzekł, wracając na swoje ulubione miejsce przy kominku.

    – Czy pan dopatrzył się jakiego nowego szczegółu, mogącego służyć za wskazówkę? – spytałem, spodziewając się, że nic ważnego nie uszło mojej baczności.

    – Zdaje mi się, mój drogi Watsonie, że prawie wszystkie twoje wnioski były mylne. Pod jednym tylko względem miałeś słuszność, a mianowicie, że posiadacz tej laski jest doktorem prowincjonalnym i że dużo chodzi.

    – A więc nie omyliłem się?

    – Na tym punkcie – nie.

    – A na innych?

    – Inne wywody były fałszywe. I tak, na przykład, twierdzisz, że laska jest darem jakiegoś prowincjonalnego klubu myśliwskiego. Ja przypuszczam, że ofiarowali ją lekarzowi pensjonariusze szpitala Charing Cross (C. C. H.).

    – Przyznaję, że to jest prawdopodobniejsze. Jaki pan stąd wyprowadza wniosek?

    – Znana jest panu moja metoda badania. Zastosuj ją w praktyce.

    – Mogę to tylko wywnioskować, że przed osiedleniem się na wsi, ten lekarz praktykował w mieście.

    – Sądzę, że możemy posunąć się jeszcze dalej na drodze przypuszczeń. Ten dar został wręczony w chwili, gdy doktor Mortimer opuszczał szpital, aby rozpocząć praktykę na własną rękę.

    – Prawdopodobnie.

    – Jakież mógł on zajmować stanowisko w tym szpitalu? – albo lekarza ordynującego, albo studenta-praktykanta. Zapewne to ostatnie, bo doktor szpitalny, z wyrobioną opinią i liczną praktyką, nie opuszcza zajmowanej pozycji, aby się przesiedlać na prowincję. Doktor Mortimer opuścił szpital przed laty pięciu, jak to wskazuje data na lasce. W owym czasie ukończył zapewne uniwersytet, a więc upada pański wniosek, iż jest człowiekiem średniego wieku. Doktor Mortimer ma lat trzydzieści niespełna, jest uprzejmym, dobrym, niezbyt ambitnym, roztargnionym. Ma psa trochę większego od jamnika, a mniejszego od wyżła.

    Roześmiałem się niedowierzająco. Holmes zasiadł wygodnie w fotelu i puszczał kłęby dymu.

    – Nietrudno będzie przekonać się, który z nas dwóch ma rację – rzekłem, zbliżając się do szafki bibliotecznej i wyjmując z niej kalendarz z wykazem lekarzy angielskich oraz ich życiorysem. Spośród wielu Mortimerów, jeden tylko mógł być tym, o którego nam chodziło. Odczytałem głośno:

    „Mortimer Jakub, lekarz powiatowy w Grimpen, Dartmoor, hrabstwo Devsu. Był studentem-praktykantem w szpitalu Charing-Cross od r. 1882 do 1884. Otrzymał nagrodę Jacksona za studium z zakresu patologii porównawczej, zatytułowane: «Czy choroba jest zboczeniem?». Jest członkiem szwedzkiego Towarzystwa Patologicznego, autorem wielu artykułów, jako to: «Kilka przykładów atawizmu» (drukowany w «Lancet» w r. 1882), «Czy idziemy z biegiem postępu?» («Dziennik Psychologiczny» 1883). Jest lekarzem powiatowym gmin Grimpen, Thorsley i High Barrow".

    – Widzisz pan, że miałem słuszność – rzekł Holmes. – Obstaję dalej przy moich hipotezach, że doktor Mortimer musi być uprzejmy, bo tylko człowiek uprzejmy dostaje takie upominki od swoich pacjentów; że nie jest ambitny, bo inaczej nie opuszczałby Londynu dla prowincji, i że jest roztargniony, bo w razie przeciwnym, zamiast laski, zostawiłby swój bilet wizytowy.

    – Jakież są pańskie wnioski co do psa?

    – Jego pies zwykł nosić laskę w zębach; ponieważ laska jest ciężka, więc ją trzyma pośrodku; w tym miejscu znać ślady psich zębów. Zęby są za duże na jamnika, za małe na wyżła. To może być... tak, to jest pinczer.

    Holmes przeszedł przez pokój i stanął we framudze okna. W głosie jego było tyle głębokiego przekonania, że nie mogłem się wstrzymać, aby go nie zapytać?

    – Skąd taka pewność?

    – Dla bardzo prostej przyczyny, że mam tego psa przed oczyma; stoi za tymi drzwiami, a jego właściciel w tej chwili właśnie do nich dzwoni. Proszę cię, Watson, nie wychodź z pokoju. Jest pańskim kolegą, i pańska obecność może mi być przydatną. Nadchodzi ważna chwila. Zbliżają się kroki, które mogą stanowić o przeznaczeniu – złym czy dobrym – nie wiadomo. Ciekaw jestem, czego doktor Jakub Mortimer zażąda od Sherlocka Holmesa, specjalisty od przestępstw kryminalnych... Proszę!

    Do pokoju wszedł nasz gość. Jego powierzchowność zdziwiła mnie bardzo. Nie wyglądał na prowincjonalnego lekarza. Był wysoki, szczupły, miał nos wąski, wysuwający się ostro spomiędzy oczu przenikliwych, zasłoniętych ciemnymi okularami, w złotej oprawie. Ubrany był w długi, poplamiony surdut, spodnie miał wystrzępione. Choć jeszcze młody wiekiem, był już przygarbiony; na jego twarzy malowała się dobra wola względem ludzi. Wchodząc, zobaczył od razu laskę w ręku Holmesa i podbiegł ku niej z okrzykiem radości.

    – Tak się cieszę! – zawołał. – Nie byłem pewny, czym ją zostawił tutaj, czy w biurze portowym. Gdybym ją zgubił, sprawiłoby mi to wielką przykrość.

    – Wszak to prezent? – rzekł Holmes.

    – Tak, panie.

    – Od pensjonariuszy hotelu Charing Cross...

    – Tak, od paru pacjentów. Dali mi ją na pamiątkę mojego ślubu.

    – Szkoda – rzekł Holmes, ściskając mu rękę.

    – Czego pan żałuje? – spytał doktor Mortimer ze zdziwieniem.

    – Szkoda, że pan rozproszył moje wnioski – brzmiała odpowiedź. – A więc powiadasz pan, że to podarek ślubny?

    – Tak, panie. Ożeniłem się i dlatego musiałem szpital opuścić; trzeba było założyć dom, postarać się o praktykę samodzielną.

    – No, i teraz zyskujesz pan sobie sławę na polu nauki – rzekłem.

    – Wszak mam przyjemność mówić z panem Sherlockiem Holmesem?

    – Nie, to mój przyjaciel, doktor Watson.

    – Miło mi pana poznać. Słyszałem o panu nieraz. Pozwoli mi pan, panie Holmes, zbadać swoją czaszkę. Od pierwszego rzutu oka spostrzegłem, że jest niezwykła: zdradza zdolności, rzekłbym nawet – geniusz dedukcyjny. Taka czaszka byłaby ozdobą każdego muzeum. Przyznaję, że jej panu zazdroszczę.

    – Jesteś pan entuzjastą w swoim zawodzie, tak jak ja w swoim – odparł detektyw – ale sądzę, że nie przybywasz pan tu po raz wtóry jedynie w zamiarze zbadania mojej czaszki...

    – Nie, panie, choć rad jestem, że zdarza mi się sposobność ku temu. Przybyłem do pana, panie Holmes, bo uznaję własną niepraktyczność, a jestem postawiony wobec bardzo trudnego zagadnienia. Ponieważ pan jesteś drugim w Europie ekspertem w sprawach kryminalnych...

    – Doprawdy? Czy wolno mi zapytać, kto jest pierwszy?

    – W oczach człowieka, przekładającego teorię nad praktykę, pan Bertillion zajmuje niewątpliwie pierwsze miejsce.

    – Więc czemuż pan nie zwrócisz się do niego?

    – Powiadam, że jest on pierwszorzędny powagą, jako teoretyk. Ale pan, jako praktyk, zajmujesz pierwsze w Europie – to niewątpliwe. Spodziewam się, żem pana nie obraził...

    – Trochę – odparł Holmes na wpół żartem – ale jako człowiek praktyczny, chciałbym nareszcie dowiedzieć się, co pana tutaj sprowadza.

    Rozdział II

    Przekleństwo rodu Baskerville’ów

    – Mam w kieszeni rękopis – rzekł doktor Jakub Mortimer.

    – Spostrzegłem to od razu, gdyś pan wszedł do pokoju – odparł Holmes.

    – Manuskrypt jest stary.

    – Z osiemnastego wieku.

    – Skąd pan wie?

    – Z pańskiej kieszeni wychodzi pół cala papieru. Przyglądałem mu się, podczas gdyś pan mówił, a byłbym lichym rzeczoznawcą, gdybym z zewnętrznego wyglądu nie potrafił określić daty rękopisu. Czytałeś pan zapewne moją monografię w tym przedmiocie. Otóż w tym wypadku sądzę, że manuskrypt datuje się z roku 1730.

    – Omyliłeś się pan o lat dwanaście. Datowany jest z roku 1742.

    Doktor Mortimer wyjął go z kieszeni.

    – Ten dokument rodzinny został powierzony mojej pieczy przez sir Karola Baskerville’a, którego śmierć tragiczna poruszyła przed trzema miesiącami całe Devonshire. Dodam, że byłem jego osobistym przyjacielem, zarówno jak lekarzem domowym. Był to człowiek dzielny, rozumny, praktyczny i tak samo jak ja, niepodlegający złudzeniom wyobraźni. A jednak wierzył święcie słowom tego dokumentu i był przygotowany na rodzaj śmierci, który go spotkał...

    Holmes wyciągnął rękę po manuskrypt i począł mu się bacznie przyglądać.

    – Zwracam pańską uwagę, Watson, na kolejne używanie krótkiego i długiego s. Jest to jedna ze wskazówek, która mi pomogła do określenia daty.

    Spojrzałem przez ramię na papier, pożółkły ze starości. Na pierwszej stronicy był nagłówek; „Baskerville-Hall, a pod spodem data: „1742.

    – To zapewne potwierdzenie jakiejś legendy – wtrącił Holmes.

    – Rzeczywiście – przyznał doktor Mortimer. – Legenda tyczy się rodu Baskerville’ów.

    – Przypuszczam jednak, że pragniesz pan zasięgnąć mojej rady w sprawie aktualniejszej i bardziej realnej – rzekł Holmes.

    – Tak. Chodzi mi o fakt zagadkowy, który zdarzył się niedawno; muszę rozstrzygnąć zagadkę w ciągu dwudziestu czterech godzin. Ale manuskrypt jest krótki i ma ścisły związek z tą sprawą. Zatem odczytam go panu, jeśli pan pozwoli.

    Holmes skinął głową. Zasiadł wygodnie w

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1